środa, 26 grudnia 2012

cz XIV Geniusz



Święta u ciotki Doroty, były niekończącymi się torturami dla Ilji. Nie umiał znaleźć niczego co by go cieszyło. Był niespokojny, rozdrażniony i bez przerwy odcinał się ojcu. Dwie kuzynki ,córki ciotki, też go drażniły, wspólne muzykowanie rodzinne, doprowadzało do furii. Zacisnął jednak zęby, przetrwał wigilię, przeżył deszcz prezentów, uśmiechał się do ciotki, która niczemu nie była winna. Czekał, czekał aż nadejdzie wtorek, tego dnia przychodzili znajomi rodziny i było wielkie biesiadowanie, liczył na to, że ojciec straci czujność.
I tak też się stało, kiedy goście zaczęli się schodzić w pierwszy dzień świąt, on poszedł do pokoju na górze i zaczął ćwiczyć. Zszedł grzecznie na chwilę by się przywitać, z zadowoleniem stwierdził, że ojciec będzie pił , więc wrócił na górę. Ciotka zajrzała do niego, pytając czy nie chce czegoś zjeść. Zaprzeczył szybko. Ona jednak pchnęła drzwi i weszła do pokoju.
- Ilja co się dzieje? – z troską pytała.
- Nic- zaprzeczył i próbował się uśmiechnąć, po chwili jednak podjął decyzję, że powie jej- Muszę jechać do Poznania, a ojciec mi nie pozwala. To dla mnie bardzo ważne.
- Ważniejsze od czasu spędzonego z rodziną?
Przymknął powieki, jakby odpowiedzi szukał gdzieś w głębi siebie.
- Mnie tu nie ma ciociu, ja jestem gdzie indziej, tylko moje ciało się tutaj pałęta. Dlatego nie trzymajcie mnie w więzieniu.
- Co ty mówisz, nikt cię nie więzi.
- To dla mnie jest takie ważne- wstał z krzesła i zaczął krążyć po pokoju- duszę się, że nie mogę nic zrobić siedząc w Działdowie.
- Mam nadzieje, że się nie wpakowałeś w jakieś kłopoty?
Uśmiechnął się i pokiwał głową – Policja mnie nie ściga, za to ojciec na pewno będzie.
-Dobrze, jeśli to takie ważne to jedź, ja porozmawiam z ojcem.
Podbiegł do niej i zaczął całować jej dłonie z nieustającym „dziękuje” Pogłaskała go po włosach.
- Jak ty dotrzesz do Poznania- zaniepokoiła się.
- Normalnie pociągiem- mówił to pakując rzeczy do plecaka. – Jadę o coś powalczyć, żyć mi powodzenia – rozradowany na nią spojrzał, a ona pomyślała, że temu chłopakowi wszystko musi się udać.
Na dole było zamieszenie wywołane dużą ilością gości,wyszedł przez nikogo niezauważony.

Na drugi dzień, dopiero przy późnym śniadaniu, ojciec zorientował się ,że Ilji brakuje przy stole. Głowa mu pękała więc tylko poprosił jedną z siostrzenic aby go zawołała.
- Nigdzie nie idź- ciotka Dorota zwróciła się do swojej córki- On wyjechał.
- Gdzie wyjechał ? – spokojnie zapytał.
- Do Poznania.
- Co? – wrzasnął – A to gnojek jeden.
Podniósł się zza stołu, złapał się za głowę i znowu usiadł.
- Jestem jeszcze pijany, nie mogę prowadzić- rozejrzał się po stole i sięgnął po kubek, jednym haustem wypił jego zawartość, postawił z hukiem na stole, tak że wszyscy podskoczyli i wrzasnął – rozszarpię go, będzie miał zakaz wychodzenia, odetnę go od komputera i…
Chciał jeszcze wymyśleć jakieś kary, ale jego siostra mu przerwała.
- On nie jest już małym dzieckiem, zmienił się. Bardzo się zmienił przez te kilka miesięcy w Polsce, nie widzisz tego?
Witkowski tylko wciągnął ze świstem powietrze przez nos.
- Widzę, że kompletnie nie daje sobie z nim rady, robi co chce, kiedy chce i jak chce.Za chwilę złamie sobie karierę, a ja… ja do tego nie dopuszczę.
Zacisnął wargi i przyłożył rękę do czoła. Jego dwie siostrzenice przerwały jedzenie i z uwagą śledziły rozmowę.Szwagier zaś w najlepsze zajadał świąteczne potrawy,nie uczestnicząc w wymianie zdań.
- Nie bądź taki zaborczy, karierę i tak zrobi, nie może żyć przecież tylko muzyką – ciotka Dorota uśmiechnęła się do siebie – Też znałam takiego jednego wariata, który nie wrócił z obozu, bo poznał jedną taką miłą wiolonczelistkę z bratniego nam kraju.
- To było co innego,ja byłem zakochany.
Dziewczyny zaczęły chichotać ,Dorota także powstrzymywała się aby nie parsknąć śmiechem.
- Myślę, że i on teraz uciekł do swojej dziewczyny,wygląda na zakochanego- po tych słowach swojej siostry Witkowski uniósł brwi-Dla młodych jeden dzień, wydaje się wiecznością.
Uśmiechnęła się wyrozumiale, ojciec Ilji tylko mrugał, jego siostrzenice siedziały z otwartymi buziami,szwagier nakładał sobie kolejną sałatkę na talerz, pochłonięty bardziej suto zastawionym stołem niż problemami rodzinnymi.
- Boli mnie głowa- Witkowski zamknął oczy, otworzył je po chwili i spojrzał na swoją siostrę- Kobiety więcej widzą, dlatego tak ciężko mi jest wychowywać samemu Ilje.
Dorota odwróciła się do blatu kuchennego i sięgnęła po telefon, który przed sekundą krótko zawibrował przychodzącą wiadomością.
- Oooo i widzisz twój syn przysłał mi wiadomość, że wszystko jest w porządku. Rozsądny z niego chłopak.
- Jak po polsku to nie od niego- mruknął Witkowski- on nie umie pisać.
- Widocznie ona jest mądrzejsza od was dwóch.Zjedź coś wreszcie- podsunęła talerz swemu bratu- I przestań się na niego złościć.

****************************
Tupiąc,aby otrzepać śnieg z butów,wchodzili do domu.Adam, jego siostra Klaudia, ojciec i mała suczka Sonia wybrali się na spacer do pobliskiego lasu. Pogoda się psuła, śnieg zaczynał topnieć, ale w lesie nadal było pięknie. Sonia zaś miała taką radość z gonitw na długich przecinkach, że warto było, naprawdę warto, przejść te kilka kilometrów. Las był cudownym orzeźwieniem po dwudniowym świątecznym obżarstwie. W atmosferze rodzinnego domu Adamowi humor się poprawił, czuł się bezpiecznie, głowę uwalniał od problemów, żył teraźniejszością, opowieściami członków rodziny, których dawno nie widział. Posłuchał siostry grającej na skrzypcach,towarzyszył ojcu w inspekcji domu i oględzinach niezbędnych napraw, wysłuchał narzekania matki na problemy dnia codziennego i napił się nalewki z dziadkiem, który teraz drzemał w fotelu przed telewizorem.Czas cudownie zwolnił, głowa była przyjemnie pusta.Zdjął buty i wszedł do salonu, słysząc za sobą sprzeczkę Klaudii i ojca kto będzie wycierał psa po spacerze.Kiedy usiadł na kanapie, dziadek po kilku krótkich chrapnięciach się obudził. Rozejrzał się trochę nieprzytomnym wzrokiem, zauważył Adama.
- Aaaa wróciliście? – jakby nagle coś sobie przypomniał- Masz gościa,ktoś do ciebie przyjechał.
Adam zmarszczył tylko brwi zaskoczony.Nikogo z pewnością się nie spodziewał. Dziadek wskazał ruchem głowy, drzwi do kuchni,do której zaintrygowany natychmiast wszedł.Nie mógł uwierzyć własnym oczom,za stołem siedział i opychał się ciastem Ilja, matka zaś mieszała coś w garnku,opowiadając o wigilii.Odwrócili się w jego stronę a jego rodzicielka wskazując łyżką chłopaka za stołem, radośnie oznajmiła.
- Przyjechał do ciebie.
Ilja tylko rzucił jedno spojrzenie w jego stronę,podniósł się natychmiast z krzesła,próbując przełknąć zbyt duży kawałek ciasta,który nie pozwalał mu wydusić z siebie słowa.
- Dobrze- Adam zupełnie spokojnie cedził słowa- przyjechał, ale już musi ruszać z powrotem do Poznania.
Wystraszony Ilja zaczął szukać torby pod stołem.
- Tak, tak już trzeba wracać,dziękuje bardzo. Adam się uśmiechnął najmilej jak umiał
- Będę tak miły i odwiozę cię na stację.
- Tak, tak- powtarzał Ilja szykując się do wyjścia.
- A co się stało?- pytała matka – przecież on dopiero przyjechał, nie może z nami zjeść obiadu, mamy tyle jedzenia, że i ten chudzina się na pewno wyżywi- zrobiła kilka kroków w stronę Iji, przyglądając mu się- zresztą on jest cały przemarznięty.
- Nic mu nie będzie,przeżyje.Wraca do domu natychmiast – stanowczo podkreślał Adam.
Chciał jeszcze coś dodać,ale do kuchni weszli ojciec i Klaudia.Matka od razu zaczęła im relacjonować jak to znalazła tego bidaka pod kościołem.Adam nie opanował się i tylko krzyknął „pod kościołem?”
Ilja stał ze spuszczoną głową, uważnie obserwując wzory na swoich skarpetach. Matka jednak była tak podekscytowana całym zdarzeniem, nie przestawała opowiadać.
- Wyobraźcie sobie,że siedział w kościele od siódmej był na dwóch mszach i wszystkich pytał czy nie wiedzą gdzie mieszkamy? Twierdził ze jest naszą rodziną ze wschodu.
Ojciec Adama zaczął się śmiać, usiadł za stołem i wskazał miejsce stojącemu samotnie Ilji.Ten nie odrywając wzroku od podłogi ostrożnie usiadł.
- Trafił na naszych sąsiadów i ci go pokierowali do mnie, byłam z ojcem w kościele.Zabraliśmy go do domu, powiedział nam, że właściwie to jest twoim uczniem –zwróciła się do syna- i musi się z tobą koniecznie zobaczyć.
Teraz wszyscy spojrzeli na Adama,oczekując ,że on wyjaśni całą sytuację.Było to ogromnie nieostrożne ale jednak podjął to ryzyko i zadał pytanie Ilji.
- Po co przyjechałeś do mnie?
Teraz wszystkich oczy przeniosły się na chłopaka, który z opuszczonymi ramionami i nieszczęśliwą miną poinformował zebranych.
- Uciekłem z domu.
Matka zakryła dłonią usta, ojciec nerwowo zaczął drapać się po głowie, Klaudia sztywno cały czas trwała przy Adamie.
- Nie odbierałeś telefonu- zajęczał Ilja- co miałem zrobić? Gdzie pójść? Profesor powiedział mi gdzie mieszkają twoi rodzice – podniósł wzrok i zrobił minę niewiniątka- i oooo przyjechałem.
Adam właśnie próbował ogarnąć całą sytuację.Jednak wszystko skupiało się do jednego tylko punktu, wściekłego ojca Ilji, który właśnie zawiadomił każdy posterunek w okolicy, że niepełnoletni syn znikł.
- Chłopcze- zaczął mentorsko ojciec- przede wszystkim poinformuj rodziców, że nic ci nie jest, nie możesz znikać z domu.
- Ja nie zniknąłem z domu- wtrącił Ilja- tylko z Działdowa,byliśmy u ciotki.
- To dzwoń tam natychmiast, że żyjesz i że będziesz w Poznaniu, wieczorem- irytował się Adam- Nie mam lepszy pomysł,to ja zadzwonię.
Chłopak ponownie się poderwał zza stołu,wysłał błagalne spojrzenie w kierunku swego nauczyciela.
-Nie, nie, nie rób tego,ja ta zrobię.
Matka teraz przypomniała sobie o mięsie w piekarniku.Zajęła się ponownie jedzeniem,które przygotowywała na obiad.
- Klaudia- krzyknęła do córki- nakryj stół. Zjecie obiad przed wyjazdem.A ty-wskazała palcem na gościa– Dzwonisz do rodziców.Jeśli nie chcesz rozmawiać, napisz sms’a.
Ilja kiwnął głową i zaczął mruczeć pod nosem „Wolę do ciotki”i już głośno dodał.
- Kto mi napiszę wiadomość po polsku, nie umiem?
- Może być po angielsku, rosyjsku lub chińsku ,nie ważne jak, abyś napisał- podniósł głos Adam.Podszedł do niego i zabrał mu telefon- Dawaj, ja to zrobię, bo ci nie wierzę.Co mam napisać?
- Jestem już bezpieczny
Kiedy stukał szybko kolejne litery,do kuchni wszedł dziadek,żeby zobaczyć co się dzieje.
- I jak ogrzałeś się trochę? – zwrócił się do gościa.
- Tak, tak dziękuje- Ilja przytakiwał- patrząc na Adama który pisał wiadomość.
- Jesteś nasza rodziną ze wschodu?
- Oj tato, przecież mówił, że jest uczniem Adama.
- Aaaa uczniem, to pewnie grasz na skrzypcach- Ilja przytaknął, a dziadek zaczął, wykonywać w powietrzu ruchy wyimaginowanym smyczkiem- Ramp tarara, Ram tamtara- powtarzał rytmicznie- Grałem na weselach.Rżnąłem ile wlezie.
Ilja zrobił zdziwioną minę.Adam pomyślał,że rodzinka zawsze się umie popisać i szybko przetłumaczył.
- Rżnął czyli grał mocno i ostro.
Ilja się uśmiechnął i zapewnił dziadka.
- Ja też tak robię.
- Swojak, swojak- Krzyczał dziadek-Może ty jesteś jednak naszą rodziną- Chodź chłopcze napijesz się jeszcze nalewki na rozgrzewkę.
- Dziadku, on nie może.
- Co nie może,bez kielicha człowiek zdycha.
Ilja tylko czekał na okazję i ochoczo opuścił mrożący wzrok Adama. Klaudia pobiegła wycierać psa, pozostawionego w pokoju, ojciec ze słowami "muszę sprawdzić coś w piecu" wyszedł z kuchni.
Matka przez chwilę zajęta robieniem sałatki milczała, jednak Adam wiedział, że się już zaangażowała w całą sprawę, więc analizowała i pytała chciała wiedzieć jak Adam ma zamiar rozwiązać sytuację.
Obserwował jej plecy i nieustającą krzątaninę przy garnkach.Sam nie wiedział jak poradzić sobie z problemem, jak z niego wybrnąć,by nie skończyło się to konsekwencjami dla Ilji.Stwierdził uspokajająco,że „załatwi to z jego ojcem”. Choć rozmowa z Witkowskim, była ostatnią rzeczą na którą miał ochotę.
- Przecież matce musi serce pękać- ubolewała jego rodzicielka- dlaczego on to zrobił?
- Jego matka, mieszka daleko, mamo.On prawie nie ma z nią kontaktu. Ojciec na pewno trzyma go twardą ręką.
- Boże, te dzisiejsze rodziny, kompletnie ich nie rozumiem.
Zaczął obracać w palcach serwetkę,rozradowany mikołaj spoglądał teraz na niego z kolorowego papieru. Dziwne było to, że powinien być wściekły na kolejną akcję Ilji, ale nie był. Pewnie powoli się znieczulał na jego wybryki, albo to atmosfera domu rodzinnego powodowała,że już całkowicie uspokojony,spoglądał na całą sytuację. Właściwie musiał przyznać sam przed sobą, był zadowolony, że ma Ilję na oku, że jest gdzieś blisko.W tym momencie prawie absurdalna wydawała mu się ta cała sytuacja. Jego rodzina i Ilja, prawie szczęśliwa rodzinka w świąteczne popołudnie.
- On przyjechał do mnie, mamo- zaczął ostrożnie- bo nie ma nikogo kto by go wspierał w konfliktach z ojcem, on nie ma nikogo bliskiego w Polsce,został wyrwany ze świata który znał i wtłoczony w nową szkołę i obowiązki.
Słowa płynęły same, bez żadnego ustalonego planu, miał potrzebę powiedzenia tego teraz.
- On pojawił się tutaj- zrobił pauzę, jednak podświadomie się denerwował bo po dłuższej chwili dodał, trochę drżącym głosem- bo jest we mnie zakochany.
Matka zaczęła się śmiać, odwróciła się do niego z rękoma umazanymi lekko majonezem.
- Adam naprawdę ,co ci młodzi ludzie teraz wygadują ,nie wiedząc w ogóle chyba co to znaczy.On na pewno podziwia cię jako swojego nauczyciela,takiego mistrza, którego trzeba wielbić.
Odwróciła się i sięgnęła po solniczkę a potem po pieprzniczkę, by po chwili oznajmić.
- No dobra, skończone.
To chyba rodzinne, to wypieranie niewygodnych informacji, pomyślał, a potem sobie uświadomił, że lepszego momentu nie będzie.
- To bardziej skomplikowane mamo, to ja się od niego uczę.I problem polega na tym, że ja też jestem w nim zakochany.
- Adam- matka nie odwróciła się tylko spięła lekko łopatki- nie rozumiem co ty do mnie mówisz.
- Rozumiesz, mamo.Nie chce cię ranić, wiem że nie takiego syna sobie wymarzyłaś, ale to prawda.
Teraz ujrzał jej oczy,pełne powstrzymywanych łez, przez chwilę żałował, tak bardzo żałował, że to powiedział, chciał cofnąć te słowa, które ją tak zraniły. Zaczęła niebezpiecznie pociągać nosem.
- Ale ty miałeś dziewczyny- podszedł do niej, bo czul, że zaraz wybuchnie płaczem, dotknął jej ale odsunęła się - no tak miałeś właściwie tylko jedną dziewczynę.
Rozpoczęła analizę jego życia, a on postanowił, że już więcej informacji nie będzie jej dzisiaj przekazywał i tak miał wrażenie, że spadło na nią za dużo. Matka zaś wpadła w kolejną fazę, zaczęła się złościć.
- Synku, jeśli myślisz, że ja powiem to ojcu, to się mylisz. Jeśli uważasz, że powinnam podejść do tego jakby nigdy nic,to też się mylisz. Jeśli …Ja nie jestem nowoczesną matką… - powiedziała z rezygnacją.
Po chwili zapytała jakby upewniając się jeszcze.
- Ty sobie nie żartujesz?
Pokręcił przecząco głową.
- Boże, boże to się zdarza tylko w serialach, gdzieś tam wśród tych całych celebrytów, to nie może dotyczyć zwykłych ludzi.
Ukryła twarz w dłoniach, w tym momencie Klaudia wpadła do kuchni.
- Mamo już mogę nosić talerze? A gdzie są serwetki?
Matka spojrzała na nią i pokazała odruchowo miejsce na stole gdzie leżały uśmiechnięte mikołaje.Zza uchylonych drzwi usłyszeli,kilka dźwięków skrzypiec.
- Dziadek chciał koniecznie coś temu chłopakowi pokazać, głównie swoje rzępolenie. – skomentowała grobowym tonem jego siostra. Odkąd pojawił się Ilja u nich, chodziła sztywna i obrażona.
- On ma na imię Ilja. – Adam uniósł brwi- I zdziwiłabyś się jak Ilja gra.
Klaudia zrobiła minę pt.wcale mnie to nie interesuje i poszła rozkładać brakujące serwetki.
Matka wykorzystała jeszcze ten krótki moment, by desperacko uczepić się jednej myśli.
- Synku, przecież jeszcze młody, może ci się tylko wydaje, może spotkasz w swoim życiu mądrą kobietę, która cię przekona ?
Adam nic nie odpowiedział, chciał ją jakoś pocieszyć, ale to byłyby puste słowa, teraz już nic do niej nie docierało.Rozejrzała się po kuchni i ze słowami - Powinnam go wyrzucić z domu- ruszyła w stronę drzwi.
Zatrzymał ją.
- Uspokój się To się zaczęło na długo przed spotkaniem Ilji.
Zrezygnowana usiadła na krześle.Spuściła ramiona i pocierała teraz obrączkę, kręcąc ją na palcu.
- A jeśli będziesz go za cokolwiek winić, nie wybaczę ci tego.
Nie mógł dopuścić do tego aby w jej świadomości cały ciężar spadł na Ilję.Pomimo tego, że ją zranił , pomimo tego że widział jej ból, tak naprawdę pierwszy raz poczuł, że spada mu część tego ołowiu z serca, że to co go pętało, to poczucie złego postępowania, właśnie uleciało wraz z kolejnymi słowami.Prawda bolała, ale te ukrywane kłamstwa jeszcze bardziej.Nie pomoże jej teraz,jedynie może czuć się jak winowajca, ale tak nie było, nie czuł się winny,poczuł się dziwnie wolny.
Poszedł do salonu niosąc dwa półmiski, odstawił je na stole.Ilja właśnie przyglądał się jakimś chwytom na gryfie, które pokazywał mu dziadek.Odciągnął go na chwilę od tej lekcji i powiedział półgłosem.
- Po obiedzie coś zagrasz. Musi to być coś takiego od czego wszyscy spadną ze stołków, wybór należy do ciebie.
- Tu nie ma stołków?
Adam przymknął powieki i zebrał w sobie wszystkie pokłady cierpliwości.
- Zagraj coś takiego co spodoba się mojej matce, inaczej przepadłem. Zrobiłem dzisiaj straszną głupotę.
Chłopak otworzył szeroko oczy i ochrypłym tonem pytał.
- Ty też robisz głupoty ?
Pierwszy raz od rana uśmiechnął się do zdziwionego Ilji. Ten zacisnął teraz usta i przytaknął, że rozumie. Naprawdę był żołnierzem, który wybiera się na bitwę. Po obiedzie Adam zebrał wszystkich w salonie i prosił aby wysłuchali jak gra młody skrzypek. Obserwował cały czas matkę, która od momentu rozmowy w kuchni siedziała sztywno i nie poruszała prawie żadnym mięśniem twarzy, zakładając maskę pozornej obojętności.

Ilja zagrał „Cichą Noc”. Był to doskonały wybór.Adam słuchał,ale tak naprawdę obserwował swoich bliskich. Nestor rodu, kiwał główką by po chwili na tyle się rozbujać, że zasnął w fotelu. Ojciec, lubił muzykę ale nie emocjonował się aż tak bardzo, ale tym razem był może trochę bardziej zaangażowany w odbiór tego co słyszy. Klaudia siedziała z naburmuszoną miną i patrzyła na Ilję spod oka. W miarę jednak jak dźwięki płynęły zaczęła się prostować z pozycji półleżącej i otwierać ze zdziwienia usta Najważniejszym słuchaczem była jednak matka, nauczycielka muzyki od lat związana z zawodem, słuchająca , orientująca się. Jeśli Ilja miał ją jakoś przekonać do siebie,to tylko tak, Adam z satysfakcją obserwował jak jej maska opada, jak pojawia się najpierw słaby uśmiech,który potem już zaczyna być pełną radością z tego co słyszy.Nagle jakby posmutniała, ale nie było to,zajrzała na chwilę do środka siebie, chyba nie mogła uwierzyć , bo posłała zdziwione spojrzenie Adamowi,który odpowiedział tylko uśmiechem. Przymknął oczy. Teraz i on na parę minut mógł się odstresować popłynąć na dźwiękach, jedynej kolędy, którą lubił.Jak zwykle, Ilja doskonale wiedział, co zagrać, jak zagrać i kiedy.Miał ten dar panowania nad słuchaczami, odczytywania ich emocji.
W momencie kiedy kolęda się skończyła,dziadek się obudził i tylko zamruczał „piękne Dzisiaj w Betlejem”.Klaudia wróciła do swojej obrażonej postawy, ale z większym zainteresowaniem spoglądała na intruza w domu.Ojciec bił brawo.Matka podeszła i pogratulowała występu.Powiedziała,że to była najlepsza interpretacja jaką słyszała w życiu, że ma dreszcze do tej pory, że Ilja ma ogromny talent i nie może go zmarnować. Mówiła to wszystko oficjalnym tonem jakby recytowała formułki, ale doceniła go, to Adamowi musiało teraz wystarczyć.Odetchnął z ulgą
Robiło się już ciemno, musieli wracać. Matka pożegnała go słowami.
- Uważaj na siebie synku.
Widział ból i czułość w jej oczach, pamiętał jednak słowa, które wypowiedziała pakując mu ciasto. Kategorycznie jednym zdaniem oznajmiła, żeby nigdy już Ilji nie przyprowadzał do tego domu. Czy miał prawo mieć do niej jakąkolwiek pretensję? On się oswajał z tą myślą tyle lat, ona miała na to jedno popołudnie, niczego w tej chwili od niej nie żądał, choć gdzieś tam w głębi czuł się zraniony tymi słowami.

Ruszyli do Poznania. W samochodzie zapadła cisza. Adam się nie odzywał, Ilja także nie miał ochoty z nim rozmawiać. Po zaledwie kilku kilometrach, poprosił by się zatrzymał, że musi na stronę. Wjechał w mała dróżkę prowadzącą w głąb lasu. Chłopak wyskoczył z samochodu i pobiegł pod jakieś drzewo.
-Przeziębiłeś się – powiedział do niego, kiedy wrócił- w domu też ciągle biegałeś do toalety- Nieustannie martwił się o niego.
Ilja wsiadł, ale zanim zdążył odpalić samochód, rzucił mu się na szyje. Ścisnął mocno i nie chciał wypuścić.
- Nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj – westchnął jak małe dziecko po długim płaczu.
Ostrożnie z pewnym wahaniem Adam objął go.Przez kilka chwil trwali tak, dopóki Ilja nie wypuścił go z objęć.Położył głowę tuż pod jego brodą, poszukał Adama ręki by ją ująć w swoją dłoń.
- Nie chce być z nikim innym tylko z tobą, już to wiem, że nikt nie jest ważniejszy od ciebie.Żaden pocałunek, żaden dotyk nie ma znaczenia, bo nie jest twój.Zrobię wszystko co zechcesz, jestem twój- uniósł oczy od góry – Adam ja, ja – zaczął się jąkać.
Przyglądał się jego ustom i słuchał tych ofiarowanych wyznań.Jeśli coś miało w ogóle znaczenie to ta chwila.
- I już zrozumiałem to święto w Polsce – powiedział Ilja- to jest szczególny czas w którym chcesz być z ukochaną osobą, nawet jeśli jesteś na końcu świata, zrobisz wszystko by być blisko niej – wyciągnął głowę w jego kierunku- musiałem cię zobaczyć, nawet jeśli by miało to tylko trwać 3 sekundy i byś mnie wygnał, musiałem.
Przycisnął głowę jeszcze mocniej do niego.
- Ze wszystkich rzeczy, najgorsze jest to, że cię nie widzę, że jesteś gdzieś daleko, że się nie zezłościsz na mnie i nie weźmiesz potem w ramiona.
- Wariat.
Pocałował go, powoli z namaszczeniem traktując jak kruchy cenny przedmiot. Odsunął od siebie, by następnie przytulić ze słowami.
- Zabijasz mnie Ilja- pogładził go delikatnie po policzku- Nie chce jednak nikogo innego, nie chce innego mordercy.

1 komentarz: