sobota, 29 grudnia 2012

cz XVI Geniusz

Był to wyjątkowy dzień w szkole, dzień koncertu na zakończenie semestru zimowego. Odświętna atmosfera udzielała się wszystkim, uczniom i nauczycielom. Nie było zajęć, za to gorączkowe przygotowania do występów. W tym dniu także rodzice i zaproszeni gości mogli przyjść posłuchać występów młodych muzyków. Przewidzianych było kilka duetów, kwartet i solówki. Jedną z nich miał zagrać Ilja, to dla niego właśnie przyszło kilkoro gości specjalnie zaproszonych, słyszeli już o jego talencie, chcieli posłuchać jego gry na żywo.
Ojciec Ilji pojawił się wcześniej,chciał porozmawiać z profesorem o dalszych planach edukacyjnych Ilji. Obserwował swego syna, który rozpromieniony biegał po korytarzach szkolnych wraz z innymi uczniami przenosząc krzesła. Zastanawiała go ta energia, którą tryskał. Udał się do profesora na krótką naradę, w sumie tylko potwierdzić, to co już Ilja zakomunikował, że będzie starał się o stypendium.
Wychodząc z gabinetu, usłyszał swój telefon, który natarczywie przywoływał go do odebrania, chciał gdzieś spokojnie porozmawiać. Interesy w Rosji nie szły najlepiej, odkąd przyjechał do Polski, a ten telefon mógł oznaczać kolejne kłopoty, odebrał go szybko. Szedł korytarzem słuchając rozmówcy, czasami tylko przytakując, próbował dojść do małej wnęki na końcu korytarza. Mijał kolejne klasy, gdy zza uchylonych drzwi wyłowił głos Ilji, który teraz tłumaczył coś śmiejąc się. Zerknął przez szparę do sali, Ilja stał naprzeciwko swego nauczyciela i zasłaniał się krzesłem. „Jak on się nazywa”, próbował sobie przypomnieć , „aaaa Rapczewski, chyba Adam”. Ilja zaczął się cofać do tyłu, coraz głośniej się śmiejąc „ to jest obrona, nie atak”. Tamten coś do niego powiedział, brzmiało to jak „dorwę cię”.
„Allo, Allo" usłyszał zniecierpliwiony głos w słuchawce.Witkowski tylko szepnął „oddzwonię” i się rozłączył. Jak zahipnotyzowany obserwował tych dwóch, jak kluczyli pomiędzy ławkami. Ilja był szybszy ,zaszedł od tyłu swego nauczyciela i przygwoździł wszystkimi czterema nogami krzesła. „Idealnie, nie ruszysz się już” – uśmiechnął się.Położył rękę na ramieniu jakby chciał go przytrzymać, ale tylko przesunął ją po szyi.Tamten pod wpływem tego dotyku,przycisnął policzek do jego dłoni.
Witkowski widział tylko ten gest, tą zatrzymaną chwilę, która odebrała mu oddech. Nie rozumiał jej jeszcze w pełni, ale uruchomiała kolejne kaskady wściekłości. Bardziej usłyszał niż zobaczył, że obydwaj zbierają kolejne krzesła aby wynieść je z sali.Kiedy ruszyli ze śmiechem do wyjścia,on się oddalił w przeciwnym kierunku, przez nikogo niezauważony.

************************


Ojciec Ilji nie pamiętał zbyt wiele z tego koncertu. Jak zwykle ludzie klaskali i jak zwykle byli zachwyceni jego synem.Dla niego nie było to niczym nowym.Teraz czekał, tylko czekał tej chwili, kiedy będzie mógł zostać sam na sam z Ilją. A to oczekiwanie wypełniał obserwacją tej dwójki, a czym dłużej na nich patrzył, tym bardziej był pewien. Kiedy przebrzmiały ostatnie oklaski, wpakował do samochodu, trochę opierającego i zdziwionego,syna.Tak szybki powrót do domu,wywoływał głośny sprzeciw Ilji.
Weszli do przedpokoju. Ilja trochę jeszcze rozemocjonowany koncertem zapytał , czy dobrze wypadło to allegro.Zamiast odpowiedzi usłyszał pytanie.
- Ten Rapczewski,jak długo on cię uczy?
Ilja znieruchomiał.Pytanie znikąd, a jednak przeszyło go gdzieś między łopatkami, by zatrzymać się w bólem w piersiach.
- Trochę- odpowiedział ostrożnie,szybko wbijając wzrok w podłogę, kładąc jednocześnie rękę na klatce piersiowej, jakby nie mógł złapać tchu
Ojciec złapał teraz go za ramię i potrząsnął.
- Jak długo to trwa? Jak długo?
Serce Ilji zaczęło walić jak oszalałe,czuł jak ten misterny piękny zamek, który budowali z Adamem wali się właśnie ,kamień za kamieniem.
- Widziałem was, iiii —zaczął się dusić własną złością – rzygać mi się chce.
Czym ojciec robił się bardziej purpurowy tym Ilja czuł,że i w nim wściekłość napiera kolejnymi falami.Jednym ruchem ramienia,wyrwał się ojcu.
- Padenije* - krzyknął.
Odsunął się od niego by wykrzyczeć mu w twarz.
- Gowno** mnie to obchodzi,że rzygasz na nasz widok.Gowno.Słyszysz.Niczego nie możesz mi zabraniać, żadnych prawd moralnych nakazać. Bo to są tylko twoje prawdy, twoje kryteria którymi się kierujesz. Złamałeś święty trójkąt ojciec, matka, dziecko. I chcesz żądać czegokolwiek ode mnie, według własnej moralności? – Ilja zaśmiał się- Ja już żyje własną. Ja byłem tym który był twoim marzeniem, twoją ideą którą wcieliłeś. To są jednak twoje ideę, twoje marzenia i twoje życie. Moje prawdy są zupełnie inne w duszy i ciele. Może się urodziłem, żebyś nareszcie coś zrozumiał?
Ojciec zaśmiał się histerycznie.
- Ty, ty się urodziłeś. Hahahaha.Tylko dlatego,bo ja walczyłem o ciebie.Twoja matka- Prychnął z ironią- Zapewniam cię pozbyłaby się ciebie bardzo szybko. Wszystko robiła zresztą by do tego doprowadzić. To ja walczyłem o ciebie, istniejesz tylko dzięki mnie,moim prośbą, moim błaganiom.
- To niemożliwe- szepnął Ilja, i głośniej dodał – Kłamiesz, zabrałeś mnie od matki, by tresować na muzyka, którym sam nie zostałeś.
Znowu śmiał się wymuszonym chichotem.Zaczął po rosyjsku, by szybko przejść na polski.
- Jesteś durny,tak durny.Kazała mi się wynieść razem z tobą, sama wyjechała do matki i nie wracała przez kilka miesięcy. Chciałem, tak bardzo chciałem byś był blisko niej, ale ona stworzyła mur, powiedziała, że chce o wszystkim zapomnieć, zapomnieć o tym co jej złamało karierę.
Złapał się za czoło i drżąca ręką przejechał po kropelkach potu.
- Od tej chwili liczyłeś się tylko ty.
- Nie jestem jednak twoją własnością- krzyknął- twoim zwierzątkiem,które będzie skakać jak mu rozkażesz. Ojcze – spojrzał teraz na niego,prawie było mu go żal. Powiedział ciszej- Ja jestem muzykiem, tak jak chciałeś, nie widzisz tego. To, że jestem z Adamem niczego nie zmienia.
- Przestań wygadywać te bzdury- Ojciec podnosił cały czas głos- Myślisz, że spokojnie będę żył w tym skandalu, pozwalając ci wszystko zmarnować, całą moją ciężką pracę. Ty mały pokręcony ….
W trzech susach znalazł się przy Ilji, który wytrzymał jego wzrok. Zamachnął się ręką ale nie uderzył, tym razem coś go zaniepokoiło. Ta całkowita pewność i niewzruszenie, ten spokój który nie mógł pomylić z niczym innym. Teraz był pewien, że Ilja przekroczył następną granicę, już nie miał nad nim władzy, już się go nie bał.
- Miłość wyzwala- powiedział spokojnie-Ilja mógł się ironicznie uśmiechnąć, ale nie zrobił tego. Zawiesił gdzieś wzrok w przestrzeni- Nie chce rezygnować z muzyki, bądź spokojny, ale nie chce też rezygnować z Adama. Jeśli nas rozdzielisz, będę zmuszony odciąć się od ciebie, jeszcze tylko kilka miesięcy i nie będziesz miał prawnej władzy nade mną.
W tym momencie Witkowski poczuł strach.To co go przerażało wcale nie mieściło się w obszarze utraty kontroli nad jego talentem,ale w świadomości,że stworzył potwora.Doprowadził do niezależności,nie dopilnował,nie odczytał sygnałów, pozwolił zejść z właściwej drogi,stoczyć się.Zwodzili go,oszukiwali.Jak długo to trwało? Tyle pytań cisnęło się w tej sekundzie.Patrzył na syna nie wiedząc co zrobić z tą wiedzą, gdzie ją umieścić, jak się dalej w niej odnaleźć. I ta świadomość doprowadzała go do furii.Miał jednak jeszcze jeden atut w ręku.
- Może twoja matka widziała to w tobie, już wtedy kiedy się urodziłeś. Wynoś się, nie chce na ciebie patrzeć, brzydzę się tobą i twoim chorym umysłem. Nie jesteś moim synem, a ja nie mam już syna, nie muszę też dawać obcej osobie pieniędzy. Bądź utrzymankiem.
Jakby napluł mu w twarz swoimi słowami. Ilja jednak stał spokojnie, nie śpiesząc się sięgnął po skrzypce,chciał wyjść.
- Zostaw je,one też należały do mojego syna,do mojego Ilji.
Chłopak zacisnął palce na rączce, nie chciał puścić jej. Czuł jak łzy zbierają się w jego oczach, ale nie mógł mu dać satysfakcji,nie jemu,nie dzisiaj,łzy zatrzymał.Położył ostrożnie futerał na ziemi.
- Jak można tak znienawidzić kogoś w jeden wieczór? – zapytał, by po chwili dodać- Nieee – uśmiechnął się sarkastycznie – Ty o mnie walczyłeś, jednocześnie nienawidząc,bo odebrałem ci jedyną miłość,a na kimś musiałeś się zemścić.
Wyszedł.


************************


- Słucham.
- Adam?- jego głos lekko był schrypnięty.
- Co tam Ilja? Jak tam po koncercie? Tatuś był zadowolony?
- Adam- teraz było coś niepokojącego w tym, ze się nie odzywał tylko powtarzał jego imię.
- Ilja, co się dzieje?
- Mój ojciec …. Dowiedział się o nas.- dostał natychmiast słowotoku- Adam proszę, nie odpowiadaj na jego powakacje, błagam cię.
- ...
- Adam, on nic nie zrobi,tylko nie daj się sprowokować.
- Jak?
- Zobaczył ….Ja nie zaprzeczyłem.
Właśnie jego kariera z łoskotem rozprysła się na tysiąc kawałków. To co było ważne, za chwilę nie będzie miało znaczenia.Milczał,kiedy Ilja bez końca wypowiadał jego imię.
- Uspokój się- Wykrztusił- Żyjesz? Nie pobił Cię?
- Nie.
- Jutro porozmawiamy- rozłączył się.
Wypełniła go pustka.
To uczucie do Ilji doprowadziło go do katastrowy, ale czy nie tego się spodziewał, czy nie to przytłaczało go nieustannie, czy nie ten lęk towarzyszył mu w dzień i w nocy ? Uwalniał go od niego Ilja swymi ramionami, ale te chwile były zbyt krótkie.Czuł ten ciężar odroczonego wyroku,który wydał na siebie wraz z pierwszym pocałunkiem i pierwszym dotknięciem Ilji.Nie był niewinny, był współwinny. Uwiódł nieletniego, swego ucznia, światową nadzieję skrzypcową. Jest dorosły, jest świadomy swoich czynów i musi być za nie odpowiedzialny. Podjął decyzję, zwolni się jutro.
Każdy następny ruch wykonywał jak automat, jak ktoś od dawna przygotowany na taki bieg wypadków. Wybrał numer do właścicielki mieszkania i powiedział, że nie podpisuje umowy na następne trzy miesiące, że spotkają się w przyszłym tygodniu na odbiór kluczy. Zaczął machinalnie wrzucać rzeczy do pudeł, te nieliczne drobiazgi, które wyjął, do tych pozostawionych, których bał się poukładać na półkach. Musiał stąd uciekać, z tych ścian, które pamiętały każdy pocałunek, dotyk i westchnięcie. Ten pokój które wypełniały pełne uczucia szepty, przyprawiał go teraz ból nie do zniesienia. Musiał go opuścić.

Jego myśli natychmiast pobiegły w przyszłość. W tą nieodległą kiedy nie będzie uczył w szkole, nie będzie widywał też Ilji. Jego ojciec z pewnością odetnie go od wszystkiego co związane z jego synem, nie pozwoli by cokolwiek ich łączyło. Nie bał się tak naprawdę utraty posady paraliżowała go lęk braku kontaktu z Ilją.
Strach najpierw pojawił się w żołądku, by zgiąć go w pół w spazmatycznym skurczu. Choć myśli nie nadążały ciało już reagowało. Nie był gotowy na rozstanie.

Padenije*- puszczaj
Gowno **- chyba nie trzeba tłumaczyć

2 komentarze:

  1. Serce mi się kolacze w piersi, jestem na dwóch biegunach jednocześnie. Ilija nie poddał się, stanął w obronie siebie i swojej miłości.Padalec ojciec nie tknał go.Ale panika i strach kładą cień na mnie????
    Co teraz??? Co z nimi??? Jak sobie poradzą ?
    W duchu mam jeszcze tylko taka cichą nadzieję , że miłość własna, olbrzymie pokłady narcyzmu i wreszcie duma nie pozwola tatuskowi na wyjawienie prawdy .
    Może to i jest naiwna nadzieja ale będę się jej kurczowo trzymała!!!
    Znowu to zrobiłas ...... Znowu sprawilas , że drzę na myśl o tym co będzie za rogiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak emocje sięgają zenitu, ale zbliżamy się do finału tej historii. Mam nadzieję, że z powodu tych wszystkich przeszkód , które przed nimi piętrzę, mnie nie zabijecie. Ja dla wszystkich chce dobrze, wiec pokładajcie we mnie nadzieję i zaufajcie mi...

      Usuń