niedziela, 30 września 2012

cz II



Udało mu się wypracować nowy lepszy dojazd, już nie spóźniał się na pierwsze lekcje. Tego dnia wpadł do klasy zadowolony, na 5 min przed dzwonkiem.I zamarł pod tablicą. Zanim dotarło do niego co się dzieje ,zaczął powoli cofać się do wyjścia. Instynkt ucieczki przegrał jednak z pustką w głowie. Wszystkie myśli uleciały.
On tam był. Właśnie stał na ławce a kilka dziewcząt próbowało go z niej ściągnąć. Szkolne ubrania wisiały na chudym ciele. Wysoki i szczupły, górował nad całą salą . Nie przestawał się uśmiechać. A ten uśmiech był jasnością, którą emanował. Zupełnie odmieniony. To nie ciemność nim władała a światło na którym się unosił. Zupełnie obcy, ktoś kogo jeszcze nie spotkał a jednocześnie przecież nie mógł się mylić. Coś w jego ruchach i pozach nie pozwalało zapomnieć o cierpieniu, oszukać, że ból został zduszony.
Niebezpiecznie chwiał się na jednej nodze, ciągnięty za rękaw. Błagalno-proszącym głosem któraś znowu próbowała.
- Klasyk , zejdź- Trochę jęcząc ,a odrobinę się śmiejąc ,prosiła.
- Ale ja coś muszę ogłosić- Śmiał się także. Przytrzymał rękę dziewczyny - Sekundę lady.
Przechodząc na kilka decybeli wyżej, tak by przekrzyczeć szum w klasie,krzyknął.
- Uwaga! Ważne ogłoszenie- zrobił pauzę by upewnić się,że go słuchają- Robię imprezę! Powitalną imprezę dla mojej nowej klasy.
-Uuuuuuuuu – zaczęli wyć. Niektórzy wstali ze swoich miejsc. Otoczyło go kilka osób, by teraz spoglądać na proroka ,który miał im wyjawić prawdę, czyli gdzie i kiedy to się odbędzie.
- Po cholerę się do nas przeniosłeś i to w klasie maturalnej?- burknął jakiś chłopak pod ścianą.
- Bo kocham historię? – skierował promienny uśmiech w jego kierunku.
- Bo cię nie mogli znieść w infor-matmie?- ten odbił właściwie retoryczne pytanie.
- Przecież, ależ przecież- Rozpostarł ręce, i zatoczył krąg, znowu promieniejąc- Mnie wszyscy kochają, prawda moje drogie?
Sprzedał swój uśmiech i po kolei, zajrzał w oczy każdej dziewczynie w promieniu 2 metrów .

Jak zaczarowany przyglądał się wydarzeniom. Coraz bardziej uświadamiał sobie swoją porażkę. Tydzień, całe siedem dni udawało mu się wymazywać z pamięci tą teatralną i upokarzającą scenę w scenografii kantorka na sprzęt gospodarczy. Jedyna korzyść była taka, że wiedział o tym miejscu i mógł czasami tam posiedzieć w samotności, bał się jednak tam zajrzeć. Na szczęście nie wpadli na siebie także na korytarzu, szkoła była duża liczyła wiele klas , to dawało pewną nadzieję na unikanie się. A dzisiaj, właśnie ma go przed sobą. Ten aktor doskonale wcielał się w kolejne role. Ta nic absolutnie nie miała wspólnego z tamtą kupką nieszczęścia zza regału. Tylko dlaczego w jego klasie? Był pewien, że nie widział go tu wcześniej. Co za cholerny pech. A zresztą, właściwie miał to zupełnie gdzieś. Wbił wzrok znowu w głównego aktora, czujny aby w razie czego odeprzeć atak.
- Klasyk, my Cię kochamy, tylko naprawdę zejdź, bo za chwilę wpadnie ta stara i cała klasa będzie miała karę- Jakaś blondynka błagała.
- Znowu się naćpał- któryś z chłopaków krzyknął- Ściągnijmy go.
I kilka osób rzuciło się by zrealizować ten plan. Ktoś go złapał za rękę a on syknął z bólu. „Nie dotykać mnie!” krzyknął. Znowu się niebezpiecznie zachwiał i zeskoczył z ławki z gracją tancerza. Król wspinaczek ławkowych siedział przez chwilę trochę naburmuszony z powodu przerwanego występu. Po chwili odwrócił się i coś z ożywieniem zacząć opowiadać dziewczynie siedzącej za nim.

Nie słuchał tego, tylko powoli powlókł się na swoje miejsce. Klapnął na krzesło . Miał ochotę walić głową w blat ławki. Tylko chory żart losu mógł sprowadzić go do tej sali. Pocieszał się nieustannie tym, że może wtedy , tam, był równie naćpany i pewnie nic nie pamięta. To dobrze, odetchnął z ulgą. Tylko rok, te parę miesięcy trzeba się przemęczyć i już więcej nie będzie miał z tymi ludźmi i z tym miejscem nic wspólnego. Nie mógł się przyzwyczaić do tej rzeczywistości, wszystko było obce, po kilku latach spędzonych za granicą, trudno było się przystosować, znał inne zasady by się poruszać w takiej społeczności, tutaj wiele rzeczy nie miało żadnych zastosowań. Ta nowa grupa kompletnie go nie interesowała, nie izolował się ale także nie chciał się z nimi spoufalać. Oni traktowali go z rezerwą, która mu odpowiadała. I w tym momencie, pojawił się ten idiota, najbardziej na świecie nie chciał go już nigdy spotkać, a teraz, siedział trzy metry za nim i mieli spędzić kilka długich miesięcy w jednej klasie ? Ten żart losu naprawdę go przerażał.

Występy Klasyka na ten dzień jednak się nie skończyły. Na polskim wychowawczyni zrobiła mu wykład na temat przenoszenia się z różnych profilów i opuszczania przez tydzień lekcji w tak ważnym, o jakże ważnym, czasie przygotowań maturalnych. Klasyk jednak nie pozostał dłużny, jego długa i kwiecista przemowa do zdezorientowanej nauczycielki zakończona zdaniem „Mój powrót na łono humanizmu i oświecenia” została nagrodzona oklaskami. Kobieta w sumie pogodzona z losem, machnięciem ręki kazała mu usiąść. Z miną zwycięscy , rozparł się w ławce i kolejnym teatralnym ruchem wziął długopis w dłoń by z uwagą notować każde ważne słowo spływające z ust polonistki. Musiał przyznać, że on i klasa, świetnie się bawili. Poprzednie tygodnie bez Klasyka wydawały się wszystkie takie same a lekcje nieskończenie długie. Na niego jednak zawsze było można liczyć, jedno zdanie, jedno słowo, jeden gest i zajęcia stawały się grą, oni przeciwko nim po drugiej stronie biurka. Zadziwiająco często Klasyk wyraźnie miał przewagę.

Tylko która z tych twarzy była prawdziwa? To pytanie wisiało nieustannie w jego świadomości. Czy ten chłopak kulący się i płaczący, czy ten błazen który skacze jak na trampolinie. Pozornie ten sam, ale po dwóch stronach biegunów. Nie mógł, nie potrafił tego połączyć. Irytowało go to wszystko a przede wszystkim fakt, że tak wiele uwagi i myśli poświęca właśnie jemu. Ale tego wymagała taktyka unikania go. Śledził wroga aby nie dać się zaskoczyć, dzięki temu nie wpadali na siebie. Kiedy Klasyk zostawał w klasie na przerwie, on natychmiast wychodził na korytarz. Gdy tamten kierował się w jedną stronę, on ruszał w zupełnie przeciwną. Unikał go jak mógł, nie rozmawiał z nim, nie podchodził, nie krzyżował spojrzeń, zrobił się jeszcze bardziej cichy niż był, by nie zwracać na siebie uwagi. Tylko obserwował. Ale chyba ta obawa konfrontacji istniała po obydwu stronach, bo Klasyk nigdy nie wykonał żadnego gestu czy ruchu, że pamięta go. Uspakajał się powoli, miał prawie pewność, że tamten ma amnezje co do wydarzeń sprzed tygodnia. Oczywiście natychmiast zdecydował , nie pójdzie na jego imprezę. Cała klasa już przeżywała sobotni wieczór w pubie, bo znajomy udostępnił im lokal. Jemu jednemu to ogólne podniecenie nie udzieliło się.

Tak rozmyślając śledził kolejne jego występy, które rozgrywały się po dzwonku, pod nieobecność spóźniającego się nauczyciela fizyki. Klasyk właśnie wychylał się przez okno ,próbując złapać gałęzie wierzby wiszące tuż za oknem. W tym momencie, ktoś mu zasłaniał obraz, który z taką uwagą śledził. Podeszła do niego mała brunetka z krótko przyciętymi włosami. Oderwał wzrok od sceny okiennej. Zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie jej imię. Ona była czujna niczym płoszący się właśnie ptak.
- Natalka jestem- uśmiechnęła się i z pewnym wahaniem dodała- Przyjdziesz w sobotę do Klasyka?
- Nie! – krzyknął w panice, może trochę za głośno. Rzucił okiem w stronę okna i zwisającej z niej postaci, która akurat szarpała się z gałęziami opornej wierzby. Zrobiło mu się przykro widząc minę dziewczyny- To znaczy chciałbym, ale już mam coś ważnego zaplanowane na ten wieczór - Rozciągnął usta w nieporadnym uśmiechu, jednocześnie próbując nic nie uronić z aktu wręczania wierzbowych witek roześmianej blondynce.
- Aha – wyszeptała Natalka– to… to jak będziesz miał czas to wpadnij- I wcisnęła mu kartkę z adresem.
Rzeczywiście nie wiedział gdzie jest ten pub. Zwinął kawałek papieru i ze złością wepchnął w kieszeń.

********
- Kochanie?- Matka znowu wyrwała go ze świata muzyki,zdejmując brutalnie słuchawki- Dużo masz nauki?
Przechylała się przez ramię zaglądając do jego notatek z historii. On tylko wydusił z siebie „yhmmm „. Ona z kolei przeszła w fazę jakiś wykładów na temat tego, że wie jak mu ciężko i przeprasza, że musieli wracać . Już się nie koncentrował nad jej słowami. Jeden wyraz jednak wybił go z zadumy. Matka coś mówiła o imprezie.
- Dlaczego siedzisz cały czas w domu? Przedtem nie można było Cię utrzymać nawet godziny.- przeszła w ton oskarżycielski, a on tylko prychał od czasu do czasu. – Chyba we wrześniu nie macie aż tyle zadane jeszcze? - Przygładziła jego ciemne włosy matczynym opiekuńczym gestem.- Nie macie tam w klasie jakiś ładnych dziewczyn z którymi można by się było umówić na wieczór?- jego oczy zaczęły się śmiać do niej.
- Mamo, oj mamo. Najgorzej mieć nowoczesną matkę- Udał że się krzywi. Wahał się tylko chwilę, bo znał ją lepiej niż nikt inny- Twoja intuicja mnie poraża, jedna ładna brunetka właśnie zaprosiła mnie dzisiaj do pubu.
Sam się przestraszył ,że to powiedział. A właściwie był pewny reakcji matki i może dlatego mu się to wyrwało. Złapała go za ramiona, potrząsnęła nim i zaczęła mówić o tym jaki to prawdziwy gest odwagi ze strony kobiety, że on nie może stracić takiej szansy i musi ją także dać jej. Potrzebował tego przyzwolenia by tam pójść. Właściwie czym więcej matka mówiła , tym pomysł na wieczorną imprezę wydawał mu się coraz lepszy. Przecież może zobaczyć się z tą dziewczyną. Dlaczego nie? Uśmiechnął się do siebie, potem do matki „Kochana jesteś” powiedział. Wszystko go ostatnio irytowało to może ta chwila rozrywki jest mu zwyczajnie potrzebna. Rozwinął wyjętą kartkę z kieszeni. Już zdecydował, że spotka się z Natalką.

sobota, 29 września 2012

Instrukcja "Ocalenie"



Nie wiem dlaczego, ale czuję,że muszę napisać kilka słów wyjaśnienia.

Piszę te krótkie teksty a one w magiczny i cudowny sposób wrosły w utwory, które może nie były inspiracją, ale doskonałą ilustracją do tego co w mojej głowie powstało. Są dla mnie nierozerwanie związane z tą historią i miło by mi było jeśli skorzystacie z tej muzycznego tła podczas czytania :D I sama się dziwię że to wolne dźwięki tak mnie poruszają, może właśnie tylko one pasują do tego troszkę patetycznego opowiadania?

Styl mam czasami kulawy, to prawda, momentami też nie będziecie wiedzieć do którego z bohaterów należą które myśli,zaznaczam że często jest to zamierzone.

Przepraszam też mojego głównego bohatera że jestem taka leniwa i go pozbawiłam pewnego ważnego atrybutu identyfikacyjnego.Ale myślę, że za równo on, jak i zbłąkany czytelnik a przede wszystkim ten specjalnie zaproszony, wszyscy dacie radę :D

Wszelkie uwagi mile widziane,na priva lub tu. Postaram się poprawić i skorzystać z słów krytyki. To moje pierwsze dzieło, więc zdaje sobie sprawę że wiele jeszcze nauki przede mną.

Dziękuje serdecznie dwóm moim najważniejszym czytelniczkom: anulak i cleo, które brały udział w procesie tworzenia, wprowadzały korekty i poprawki i stały się cudownymi motywatorami by to opowiadanie powstało.Emocje które nam towarzyszyły przy kolejnych odsłonach tej historii na długo pozostaną w mojej pamięci.

OCALENIE
część I
część II
część III
część IV
część V
część VI
część VII
część VIII
część IX
Rozdział Extra

cz I



Biegł korytarzem, licząc drzwi. Pierwsze, drugie, trzecie. Znowu spóźniony, ponownie zgubiony w szkolnych labiryntach pięter i klas. Ten budynek ciągle wydawał się być obcy. Tydzień czasu to widocznie za mało żeby oswoić nową szkołę. Zresztą nie zależało mu. Zdyszany zatrzymał się przy końcu korytarza. Wziął głęboki oddech. Wpatrywał się przez chwilę w klamkę rozważając odwrót, potem jednak nacisnął ją energicznie.
Uderzyła go mieszanina chemicznych zapachów i dziwny półmrok.Rzędy kolorowych butelek na półkach oraz czerwone wiadro z mopem wyraźnie były rozbawione jego pomyłką. „Co za cholerny pech” – przemknęło mu szybko przez świadomość „Władować się do jakiegoś składziku, akurat teraz gdy trzeci raz w pierwszym tygodniu spóźnia się na lekcje”. Już miał zamiar wyjść, gdy wydawało mu się, że w rogu coś się poruszyło. Nie tylko zobaczył ruch ale i coś usłyszał. Ostrożnie zamknął uchylone drzwi. Jedno małe okienko nie dawało zbyt wiele światła, ale już był pewien, że w kącie ktoś siedział. Ostrożnie zajrzał za mały regał
- Co ty tutaj robisz?
Skulona postać jeszcze mocniej objęła rękoma kolana. Pochylona głowa i opadające włosy zasłaniały twarz. Jedno spojrzenie i już wiedział . To uczeń z tej szkoły, granatowy mundurek i spodnie w kratę, były dokładnie takie same jak jego.
Pytanie jednak pozostało bez odpowiedzi. Usłyszał za to pociągnięcia nosem, które przeszły w szloch. Zaniepokojony kucnął koło niego.
-Hej. Co się stało?
Nie było odpowiedzi, tylko płacz przybrał na sile. Długie palce zacisnęły się w pięści. Uderzyły kilka razy w udo. Po chwili jednak dłoń zawisła w powietrzu, rozpostarła się jak skrzydła ptaka by opaść i zacisnąć się na spodniach w kratkę. Przyglądał się temu z rosnącym niepokojem. Jednocześnie doznał dziwnego uczucia, chłopak naprzeciwko niego tonął. Trzeba było go za wszelką cenę ratować.
Stopy tamtego nerwowo ślizgały się po podłodze, jakby siedział na górce , w panice podkurczał je, by potem znowu sunęły w dół. Miał ochotę wyciągnąć rękę, przytrzymać, nie dać spaść głębiej. W panice przerzucał wszystkie koncepcje co dalej. Biec po pomoc? Nie, to był okropny pomysł by sprowadzać tu nauczycieli. Przyjaciele? Tak trzeba ściągnąć jego przyjaciół. Ale, ale… on tonie. Właśnie chłopak zakaszlał bo dostał bezdechu z powodu ciągłego płaczu. Chyba nigdy nie widział takiej rozpaczy, to było tak silne, że uderzało także w niego. Miał świadomość jednego, musiało się stać coś naprawdę strasznego. Coś ostatecznego po czym już nie ma kompletnie odwrotu. Tragedia której nie można udźwignąć.
-Ktoś ci umarł, prawda. – bardziej stwierdził niż zapytał.
Nachylił się w jego kierunku
Chłopak uniósł głowę by przeszyć go spojrzeniem niebieskich oczu kontrastujących z zaczerwienioną od płaczu twarzą. To długie posklejane od łez rzęsy skupiły jego całą uwagę. Przeźroczyste krople utkane pomiędzy nimi, chwiały się na granicy upadku. Jakże dziwne to mu się wydało; te rzęsy, te oczy, ta mokra twarz, naprawdę wyglądał jakby na chwilę się wynurzył by zaczerpnąć powietrza.
Tamten rzeczywiście otworzył usta by powiedzieć ledwie słyszalnym głosem i z zawieszonym gdzieś w przestrzeni wzrokiem.
- Umarł.
Twarz ponownie mu się wykrzywiła w ataku płaczu. Wycierał łzy brzegiem dłoni powtarzając „Umarł, umarł, umarł…”.

Śmierć kogoś bliskiego, to był z pewnością szok, zdawał sobie z tego sprawę, nigdy tego nie przeżył, ale chciał jakoś pomóc. Bezradnie patrzył na tą rozlewającą się wokół rozpacz i nie wiedział co może jeszcze zrobić. Nagle, niespodziewanie jakby ktoś go uderzył. Zachwiał się łapiąc równowagę. Chłopak znalazł się na jego ramieniu, by szlochać tym razem w jego marynarkę. W pierwszym odruchu, chciał go odepchnąć, ale zawahał się. Ten kurczowo ściskał materiał na jego piersi a kolejne spazmy wstrząsały jego ciałem. Ciepły i mokry, to poczuł w pierwszym momencie. Bezbronny i nieszczęśliwy, gdzieś spadający . Bardziej instynktownie niż świadomie objął go i przytulił , a słowa popłynęły same
-Uratuje cię
Ta część która zawsze mówiła mu co ma robić, jak się zachować, przestała sprawować nad nim władzę. Ogarnął go dziwny spokój, który przenikał też to drugie ciało. Czuł wszystko jakby ze zdwojoną intensywnością. Mokry od łez mundurek , ten ciepły ciężar na jego ramieniu, jego dziwny zapach, swoje spocone dłonie, które ściskały nieznajomego i te bolące kolana, bo obydwaj klęczeli,nie wiedział kiedy znaleźli się w takiej pozycji.W tej chwili otaczała ich cisza. Wracał powoli do siebie .Sytuacja wydawała mu się coraz bardziej niezręczna. Poruszył się.
- Przykro mi- chciał go odsunąć od siebie, ale ten wczepił się w niego mocniej. Już nie płakał, opierał głowę o niego i zaczął urywać wyrazy jak drze się niechciany list.
- ja, ja… wszystko…. rozumiesz?, wszystko powiedziałem, byłem w stanie zrobić każdą rzecz, obrzydliwą, straszną, niebezpieczną… upokarzającą, zrobiłbym to, on słuchał…. o Boże pozwolił mi powiedzieć wszystko… do końca, to się ciągnęło… lata całe lata…. te słowa….a mogło być tak …nie, nie zniósłbym tego dłużej, jestem … brzydzi się mną, tyle miał mi do powiedzenia… i umarłem, nie to on umarł, ktoś kto nie żyje nie może aż tak cierpieć… prawda?
Jego oddech po tej niezrozumiałej spowiedzi, był spokojny i dziwnie regularny. Słowa zawisły w przestrzeni i odbijały się echem „ktoś kto nie żyje nie może aż tak cierpieć”. Niewiele rozumiał. Nie miało to znaczenia, ten ból uzewnętrznił się w tej formie, był powiernikiem tych słów, nie czuł jednak obowiązku angażowania się w nie ani potrzeby odkrywania tajemnicy.
Tamten pociągnął znowu nosem, sprawiał wrażenie że zaczyna mu być niewygodnie. Odsunął się od niego a niebieskie oczy przeszyły go zdziwieniem. Zdezorientowany , jakby był pijany, gwałtownie wstał. Chłopak o lazurowym spojrzeniu patrzył na niego teraz z góry, zmrużył oczy i zacisnął usta a lekka zmarszczka pojawiła się na jego czole.
- Kim Ty do cholery jesteś?
Jakby mu dał właśnie w twarz. Zamrugał szybko kilka razy, uciekł wzrokiem. Zapiekło go tam głęboko, czuł jakby to pytanie paliło wszystko co miało przed sekundą znaczenie. Coś się właśnie skończyło. I ta strata dziwnie go dotknęła i zmieszała. Tak, kim on właściwie jest? Intruzem który wkracza w rozpacz nieznajomego. Czy można jednak być zupełnie obcym dla kogoś kogo przed chwilą trzymało się w ramionach?
- Hę? Jak to kim? Dupkiem który Cię pocieszał
Nieudolnie próbował się bronić i zbagatelizować wszystko. Powoli niezdarnie z lekko zdrętwiałymi nogami stawiał swoje ciało do pionu. Chłopak obserwował go, może był równie zmieszany i zdezorientowany jak on? Coraz bardziej zdając sobie sprawę z absurdalności całej tej sytuacji, chciał szybko wydostać się z tego …
- Nie jesteś od nas- niebieskie oczy wbiły się z pretensją w mundurek który przeczył tym słowom
- to trans…. eee- zaczął się jąkać- jestem nowy, przeniosłem się, pomyliłem drzwi i cię tu… tutaj znalazłem- Emocje sprzed chwili przekładały się na niemożność złożenia myśli. Zebrał się jednak w sobie i postanowił przejąć kontrolę- Czy mam wezwać kogoś żeby ci pomógł?
Oczy tamtego gwałtownie rozszerzyły się, popatrzył na niego wyraźnie przestraszony. Złapał porzuconą torbę i wybiegł potykając się po drodze o czerwone wiadro przy wejściu. Nie chciał tego, nie taki był jego zamiar ale ulżyło mu, kiedy drzwi trzasnęły.

Usiadł ciężko ponownie na tym samym miejscu. Obawiał się że tamten wróci. Nie oczekiwał żadnych wyjaśnień, żadnych tłumaczeń. Zamknął oczy, by uwolnić się od tego zażenowania które go ogarniało. Potargał trochę za mocno krótko przystrzyżone włosy. „Eeeeeee fuck”, tylko tyle miał teraz w głowie. Wiedział jedno trzeba jak najszybciej wyrzucić to z pamięci. Zerknął na telefon by czymś zająć przez chwilę kłębiące się myśli. Kolejna lekcja przepadła. Jeszcze pięć minut, może sobie spokojnie tutaj zostać i pomyśleć nad swoim durnym szczęściem . Nie to zły pomysł, miał już zacząć wszystko przecież wymazywać z pamięci. Przeczytał sms’a. To od matki „Kochanie, mam nadzieję że tym razem zdążyłeś?” „Tak”- pomyślał- „zdążyłem jakiegoś idiotę spotkać i go poklepać po plecach, możesz być dumna” Wcale jednak nie było mu do śmiechu.Znowu wracała ta scena sprzed chwili. „Zapomnieć, zapomnieć, zapomnieć”- zaczął prawie powtarzać jak mantrę to słowo. Może by było to możliwe gdyby nie czuł ciągle tej mokrej marynarki na wysokości ramienia. Dotknął to wilgotne miejsce. Te łzy jeszcze nie wyschły.