poniedziałek, 1 października 2012

cz III



Błogosławieństwo matki wcale nie było zapowiedzią udanego wieczoru. Raczej był to jeden wielki koszmar, którego z jakiegoś perwersyjnego powodu nie chciał przerwać, opuszczając ten zadymiony lokal.
Natalka natychmiast podskoczyła do niego w momencie, kiedy przekroczył próg. Nie opuszczała go ani na chwilę. Jej oczy łani nieustająco pytały czy jest jakaś nadzieja. On nic nie powiedział, nie uczynił żadnego gestu, za to wykonał kilka przepisowych tańców w jej towarzystwie. Na szczęście ,więcej milczała niż mówiła i to była ta cecha, którą lubił w niej najbardziej. Popijając piwo oddawał się więc swojemu ulubionemu zajęciu od tygodnia, czyli obserwacji.

Towarzystwo, jak się zorientował z dwóch klas Klasyka, bawiło się świetnie, chociaż może alkoholowo nie byli do końca zadowoleni. Jedna kolejka piwa za darmo, reszta za własne pieniądze, nie dawało swobody nieograniczonego dostępu do alkoholu. Gospodarz miał albo specjalne prawa albo finansowo lepiej sobie radził, bo już w połowie imprezy był mocno zamroczony. Nie przeszkadzało mu to improwizować bardzo skomplikowane tańce, łącznie z ulubionymi na barowych ladach. Wieszał się na każdym, kto akurat był w zasięgu jego ramion. Czym było później, tym trudniej było mu się utrzymać na nogach. Zabawa cały czas trwała a on nie chciał niczego i nikogo pominąć. Zataczając się dotarł także do ich stolika. Bełkotał o tym, że im dziękuje, że przyszli, że są wspaniali i jak się cieszy ,że jest w tej nowej klasie. Oparł się na łokciach i zaczął świdrować go wzrokiem.
- Ty!- wystrzeliła dłoń w jego kierunku
Ten oskarżycielski ton przeraził go. Już był pewien, że sobie wszystko przypomniał, serce mu na chwilę stanęło by potem obijać się gdzieś na wysokości szyi. Niebieskie oczy zatrzymały go swoim spojrzeniem. Zamarł, ale wytrzymał ten wzrok. Na szczęście Natalka natychmiast zaszczebiotała.
- On jest też nowy w naszej klasie, jak ty.
- Naprawdę? – uśmiechnął się w swym pijackim dobrodusznym rozanieleniu- Nówki sztuki nie śmigane- zaczął się histerycznie śmiać, aż wpadł pod stół.
Odruchowo przeskoczył Natalkę by ratować Klasyka. Zaczął go wyciągać spod stołu. Ten nieporadnie próbował sam się wydostać. Ostatecznie, wynikiem tej szamotaniny, było to, że zawisł na jego szyi. Znowu, kolejny raz doznał tego uczucia nadwrażliwości na wszelkie doznania. Czuł smród alkoholu od niego, ale także odległą nutę jakiejś wody toaletowej, ciepłe rozgrzane i rozedrgane ciało, które trzymał by nie upadło. Gdzieś z boku widział jak obrzydliwy jest w swoich pijackich wyczynach, ale teraz, za nic nie chciał go puścić. Powoli przerzucił sobie jego ramię przez szyję i podprowadził do stolika. Klasyk oparł się o ścianę by spod oka spojrzeć na niego, zanim przymknął powieki. W takie pozie dotrwał do drugiej w nocy. O tej godzinie właściciel pubu zaczął ich wypraszać. Pojedynczo i grupkami goście zaczęli opuszczać salę.
Natalka liczyła chyba na jakieś odprowadzanie do domu, trzymanie się za rączki, ale poradził jej praktycznie aby wraz z koleżankami wzięła taksówkę, będzie bezpieczniej. Pomachała na pożegnanie i znikła.
On ciągle przyglądał się śpiącemu Klasykowi.Znowu uaktywniła się w nim potrzeba obserwatora. Mógłby się nie ruszać z miejsca, sączyć piwo i patrzeć na niego. Może dla kogoś z boku nie było nic nadzwyczajnego w tych rysach, pewnie by powiedział „nawet przystojny” . Jego coś niepokoiło nieustannie w tej twarzy, szukał spokoju w niej, ale jej nie odnalazł. Nawet teraz mocno pijany, sprawiał wrażenie spiętego. Co pewien czas przez sen, oblizywał usta, jakby coś słodkiego na nich pozostało. Nie tracąc nic z tego widoku z zawieszonym wzrokiem na jego wargach, rzucił w przestrzeń.
- Czy ktoś go zabierze?
Zero odpowiedzi. Ostatnia para zataczając się lekko, siłowała się z drzwiami by wyjść. Właściciel baru sprzątał butelki i kufle i był ostatnią szansą na odholowanie zamroczonego chłopaka. Zanim jednak o cokolwiek zapytał, ten go ponaglił.
- No zabieraj go, muszę już zamykać, jest późno.
- Ale… ale ja nie wiem gdzie on mieszka –rozpaczliwie głośno przyznał.W odpowiedzi tylko otrzymał wzruszenie ramion.
Nie było wyjścia. Podniósł Klasyka z ławki i ruszył z tym ciężarem w noc miasta, zastanawiając się co z nim zrobić. Próby wydobycie adresu zamieszkania kończyły się najczęściej, wskazaniem jakiegoś kierunku i zapewnieniem „Tam”. Za każdym razem jednak strony świata były zupełnie inne, a zabawa w obracanie się pokazywanie kolejnych kierunków wybitnie spodobała się Klasykowi. Przynajmniej przebierał nogami, bełkotał coś od czasu do czasu, próbował śpiewać piosenki i dał się prowadzić . Nie było z nim więc aż tak źle. W sumie wydawał się być szczęśliwy jak nigdy. To co mu się najbardziej podobało w tej chwili , to że Klasyk w swym pijackim odurzeniu cały czas się uśmiechał. A on bezkarnie mógł się przyglądać tej roześmianej twarzy. Spoglądając na jego profil i uśmiech, podjął decyzję, by jednak jechać do domu.

- O mój Boże- matka wybiegła z sypialni gdy w przedpokoju wygenerowali hałas w postaci kolejnej wywrotki.
Stała w samej koszuli, patrząc jak się obydwaj śmieją wciśnięci pomiędzy szafką z butami a wiklinowym koszem.
- Ciiiii , ojciec wrócił i śpi – Próbowała ich uciszyć.
Klasyk wygramolił się z tego dziwnego klina, stanął na baczność i zasalutował - Witam Pani Matko- Uderzył jedną piętę o drugą w swych tenisówkach . Dziwnie otrzeźwienie na niego spłynęło, bo chwiał się niewiele,a uśmiech nie schodził z jego twarzy.Było to jednak tylko chwilowe, bo nagle wywrócił oczami, zgiął się w pół próbując wyrzucić po raz kolejny ,wszystko ze swego żołądka.
On i matka z zawrotną prędkością wprowadzili go do toalety, gdzie udało się przynajmniej częściowo wydobywającą się zawartość skierować do muszli klozetowej. Matka natychmiast przejęła inicjatywę. Szepcząc wydawała kolejne komendy: przynieś ręcznik, zmocz go wodą, dajmy mu usiąść, biegnij do swego pokoju i przynieś jakiś T-shirt trzeba go przebrać i namoczyć te cuchnące ubrania. Kochał ją, o jakże kochał w tej chwili. Biegał w tą i z powrotem a ona zastanawiała się nad tym gdzie umieścić niespodziewanego gościa. Rozważała pokój gościnny ,ale wizja zabrudzonego kremowego dywanu, lekko osłabiła jej zapał.
- Jeśli go przyprowadziłeś, to zabieraj go sobie, do swego pokoju, niech tam brudzi. I pilnuj żeby w nocy nie łaził po domu, bo ojciec dostanie szału- uniosła kącik ust- Kochanie, spodziewałam się brunetki ,ale nie takiej.
Lekko się zmieszał, spuścił wzrok.Przeklął nowoczesne podejście do wychowania dzieci.
- Brunetka mnie opuściła mamo- Zrobił zbolałą minę- Musiałem się zadowolić nim.
Rozbawiło ją to, ale szybko weszła w tryb zadań. Sprawnie wtargali Klasyka na piętro i umieścili w jego łóżku. Jeszcze zapytała czy jednak nie chce spać w pokoju gościnnym. Przypomniał jednak, że musi go pilnować. Kiedy zapewniał ją, że jest wszystko w porządku i już może wrócić do łóżka, obydwoje spod kołdry usłyszeli.
- Obiecał że mnie uratuje.
Właśnie świtało, i pokój był w szarościach. Jesienny chłód wkraczał do domu, ale za oknem jeszcze było zielono, jesień nie opanowała swoimi kolorami drzew, lato miało swoje ostatnie chwile. Gdyby matka spojrzała na niego w pełnym świetle, zobaczyłaby jak jej syn oblewa się rumieńcem niczym dojrzałe jabłko. Umknął jej jednak ten moment, szczęśliwie dla nich obydwojga. Tak samo jak nie słyszała tych uderzeń serca, które jak głupie zaczęło się tłuc.

*************
Zrobił sobie wygodne posłanie z koców na podłodze. Położył się by się oddawać swoim obserwacjom. Tak jakby to nieustanne lustrowanie miało go przybliżyć do rozwiązania zagadki, której tak naprawdę rozwiązania cały czas szukał. Pragnął tylko trwać w tym zawieszeniu, jeszcze chwilę jeszcze moment. Musi mieć czas by chociaż odrobinę to zmieszanie poukładać. To było jak odkrywanie swojego drugiego ja, o istnieniu którego, nie miał pojęcia. Którego nigdy nie przeczuwał a teraz urzeczywistniało się, bo spotkał właśnie jego.
Leżał patrząc na śpiącego Klasyka. Ten się nieustannie kręcił, obracał, mamrotał przez sen. A on czuł że jest na granicy euforii, której źródłem był ten denerwujący chłopak w jego łóżku. Irytujący , kompletnie niepoukładany, budujący wokół siebie dziwną aurę. Był jak morze, nieustannie widział go w innym świetle, nieustannie się zmieniał, a każdy obraz był zupełnie inny. Teraz gdy był w jego domu, czuł że wszystko jest w porządku, że jest bezpieczny. I ta myśl wprawiała go w doskonały humor. Nie przyznawał się przed samym sobą ,ale odkąd tamten zaszlochał w jego ramię nieustannie się o niego martwił. Tak jakby w tym małym pomieszczeniu na końcu korytarza Klasyk powierzył mu swoje życie, poczuł się niezrozumiale dla samego siebie odpowiedzialny za niego. Chciał go chronić, bronić, opiekować się nim. A ten idiota nieustannie dostarczał mu powodów by łamać sobie nad nim głowę, by myśli ciągle gorączkowo krążyły wokół niego.
Pytania , ciągłe pytania bez odpowiedzi. Tam w łazience na dole kiedy go rozbierali, spojrzenia matki i syna spotkały się kiedy zdjęli koszulę z tego chudego ciała. Obydwie ręce od nadgarstków do łokci były zabandażowane. Nie chciał odpowiadać na niezadane pytania. Ona nic nie powiedziała i był jej za to wdzięczny. Zrozumiał natychmiast, te bandaże były przyczyną tej tygodniowej nieobecności Klasyka w szkole. Dotknął jakiejś tajemnicy, która nic dobrego nie niosła z sobą. Niepokoiło go to, ale teraz, teraz wszystko jest dobrze. Łudził się właściwie, że Klasyk jednym niedbałym zdaniem zamknie sprawę tych ran. Beztrosko oznajmi, że właśnie wytatuował sobie dwie nagie laski na przedramionach. Rozbawiła go nawet ta wizja.

I tak śmiejącego się do samego siebie, ujrzał go Klasyk, który otworzył oczy a ich spojrzenia spotkały się. Próbował coś wyczytać z tego błękitu, którego intensywność podkreślało światło wpadające z wykusza w suficie. Nie odwrócił wzroku, nie spłoszył się. Nic się nie liczyło poza tym lazurem. „To chyba nazywa się szczęście”- pomyślał. Mógłby tak leżeć i patrzeć w te oczy już zawsze. Jego milczenie dodawało mu otuchy i odwagi. Od strony łóżka dosięgło go ponownie te same pytanie.
- Kim jesteś?
- Jeszcze nie wiem. Za dwa dni, za tydzień , za miesiąc, wieczność, wszystkiego się dowiem.
Bredził na pewno tak było, może to wczorajszy alkohol a może te błękity w których chciał się zagubić wprowadzały go w takie tony.
Klasyk ukrył twarz na kilka sekund w poduszkach , potem przyjrzał się swoim bandażom. „Która godzina?” zapytał. Kiedy usłyszał beztroskie „Chyba koło ósmej”, zerwał się . „Muszę pędzić do pracy ,mam pięćdziesiąt minut”. Praca, praca o czym on mówi. „Moje ciuchy? ” „Co uprane?” Rozejrzał się po pokoju. „Dawaj jakieś swoje spodnie i bluzę”. Posłusznie poderwał się do szafy. Wyciągnął dżinsy trochę za małe na niego więc ocenił, że może będą dobre na Klasyka i rzucił w jego stronę. Wiedział, że musi być bluzka z długimi rękawami by zakryły ręce do nadgarstków, taka też się znalazła. Po dwóch minutach ubrany w jego ciuchy wędrował do łazienki. Po chwili zajrzał przez uchylone drzwi i powiedział „Zadzwonię” . Potem usłyszał trochę za głośne dudnienie na schodach a następnie trzaśnięcie drzwi wejściowych. Klasyk znikł .

Cała ta noc, ten poranek wydawał mu się snem. Spojrzał na skotłowane łóżko i rzucił się na nie. Wtulił się w poduszki,czuł zapach przerobionego piwa, ten nieprzyjemny pijacki odór ,który mu nie przeszkadzał,bo niósł w sobie jego zapach. W tej pościeli było coś jeszcze, czego ogromnie pragnął ,ciepło które pozostawił po sobie Klasyk. Zawinął się w kołdrę i uspokajał oddech w błogim nastroju.Chciał aby to ciepło zostało z nim jak najdłużej. Właśnie uświadamiał sobie, że zwariował.Ta myśl jednak nie zaniepokoiła go. Pragnął całym sobą aby to wariactwo trwało.To nie wydawało się trudne, wystarczy dać się ponieść, przejść granice. Już wiedział, że one nie istnieją, a łamanie reguł jest tak dziecinne proste. Za bardzo wszystko próbował komplikować gdy ma tylko znaczenie istota tego co się teraz dzieje.
Nagle drzwi od pokoju otworzyły się, był pewien, że to matka. Zaskoczony usiadł na łóżku. On stał przed nim. „Zapomniałeś czegoś?” Przytaknął. Pochylił się by go pocałować, ale zaledwie dotknął jego ust, wyszeptał „dziękuje”. Był sparaliżowany, zaskoczony, bez możliwości jakiejkolwiek reakcji. To było tak surrealistyczne . Tylko te dreszcze przechodzące po plecach były dowodem na to, że to nie sen. Nie dowierzał swoim zmysłom, bo kiedy otworzył oczy, jego już nie było.Pozostał w oszołomieniu.

Przez lata żył szczęśliwie,zrozumiał jednak,że można być jeszcze szczęśliwszym,kiedy cały pokój tonie we wrześniowym słońcu,a na wargach czujesz dotyk jego ust.

2 komentarze:

  1. To juz postanowione, jestem Twoja fanka numer jeden!
    Nie nudziłam się ani razu odkąd zaczęłam czytać to opowiadanie. Każda kolejna część przyciąga mnie do monitora jak ćmę do światła. I oh oh oh ten słodki , pocałunek... <3 I co tam posłodzę-idealna równowaga pomiędzy cierpieniem, humorem, romansem, i napięciem. "Uratuj mnie" i pisz dalej bo umrę z ciekawości co z tymi chłopakami będzie!!!
    Dziękuje , to tyle na dzisiaj :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pocałował go! i to na pożegnanie! Klasyk jest dziwny przez to mnie intryguje... i nadaje temu opo taki fajny charakterek ... :)

    OdpowiedzUsuń