piątek, 12 października 2012

cz VII



Klasyk przychodził do jego domu, prawie codziennie. Jęczał nieustannie, że sam nie umie się uczyć, a tyle jest teraz sprawdzianów. Denerwował go, drażnił go ,nie mógł się przy nim skupić, ale nigdy by mu nie odmówił tych wizyt. To był jedyny czas, kiedy mogli być razem. Poza spojrzeniami innych.

Siedzieli kolejny dzień próbując zapamiętać daty i wydarzenia rewolucji francuskiej. Klasyk stukał właśnie ołówkiem w książkę i wyraźnie się irytował. Te pokręcone francuskie nazwiska, złościły go, chociaż przed chwilą twierdził, że lubi brzmienie tego języka. Przechodził z jednego nastroju w drugi. Wprowadzał w nieustający ruch swoje nogi, które nerwowo drgały w szybkim powtarzalnym rytmie. Już się przyzwyczaił do tego widoku, zniecierpliwienia i znudzenia w jego wydaniu.Choć trzeba przyznać,że Klasyk walczył o utrzymanie koncentracji próbował się czegoś nauczyć.
Przyglądał mu się. W najmniejszym stopniu obsesja obserwowania Klasyka mu nie minęła. Teraz widział więcej ale ciągle za mało.
-Proszę nie dręcz mnie – powiedział nagle bez żadnego wstępu- spotkałeś się z tym facetem?
Klasyk odchylił się do tyłu na krześle,niebezpiecznie balansując na granicy wywrotki. Zbliżył książkę do swojej twarzy intensywnie czegoś szukając.Rzucił krótkie „Nie”.
Nie odwracając wzroku od tekstu,który nagle zaczął go niezmiernie interesować,dodał.
- To on się ze mną nie spotkał.
Kolejny raz zachwiał krzesłem i usiadł z powrotem przy biurku.Tym razem jednak bezwiednie złapał się za rękę.
To mu o czymś przypomniało.Zaszedł go od tyłu,nachylił się i znienacka podwinął rękaw jego bluzy.Zaskoczony Klasyk przez kilka sekund oszołomienia nie wiedział co się dzieje, by potem natychmiast zabrać dłoń.
- Zwariowałeś?- krzykną i wstał od biurka obrzucając go wystraszonym wzrokiem.
- Nie, to ty zwariowałeś. Po co to robisz? – pytał,musiał pytać.Po tym co zobaczył, nie mógł już udawać, że nic nie widział.Nie było tam tego czego się obawiał,czyli zabandażowanego przedramienia.Za to ujrzał coś zupełnie innego,co wprowadziło go w nowe oszołomienie.Cała ręka była w bliznach, tych starych, których już prawie nie było widać i tych które świeciły różową nowością.Był pewien,że druga wygląda tak samo.Długa grzywka zasłaniała oczy,które nie chciały na niego spojrzeć.
- Dlaczego?- Pytał znowu.Teraz już nie popełni tego błędu, będzie próbował,będzie naciskał.
- A ty co? Cholerny terapeuta? – Klasyk wściekł się już porządnie –Idę,już dość mam na dzisiaj tej nauki.
Sięgnął po torbę pod biurkiem i chciał wyjść.Nie mógł go wypuścić,nie teraz.Oparł się leniwie o drzwi i patrzył.Niebieski lód jego spojrzenia przeszył go aż do kręgosłupa. Znał go jednak coraz lepiej i oprócz tego zimnego wzroku, zobaczył coś jeszcze,strach.
Klasyk chciał otworzyć drzwi.On jednak zaparł się mocno i miał pewność,że go nie wypuści. Zaczął niepewnie.
- Próbuje zrozumieć.
- Nie musisz.
- Ale chce.
- Nie musisz, zostaw to tak jak jest.
- Nie mogę, już nie mogę.
Stał obok niego i wyciągnął rękę by dotknąć jego policzka.Skóra Klasyka była rozpalona od emocji,a on sam drżał.Jego spłoszony wzrok,lekko się uspokoił pod wpływem tego niespodziewanego dotyku.
- Głupku- odezwał się- Tylko ci się wydaje że chcesz coś wiedzieć.
Jego ręka opadła, Klasyk spuścił głowę by wylewać pretensje.
- Ciesz się swoim wspaniałym życiem, obiadkami, mamusią na każde zawołanie, kasą , ojcem który wścieknie się jeśli będziesz miał przerąbane z ocenami- Spojrzał na niego- Żyj w tym wspaniałym świecie, uważając, że największe nieszczęście to przyjazd do tego kraju.
Wcale tak nie uważał, ale za nic w świecie, tego monologu nie mógł przerwać. Cierpliwie słuchał, był w stanie przyjąć wszelkie słowne razy.
- Ciesz z tego, że nie musisz zapierdzielać co weekend do jakiegoś obrzydliwego baru by rzucili ci parę groszy za całodzienną harówkę.Zależy Ci na tej robocie,więc zrobisz wszystko i oni to widzą, cisną naprawdę mocno. Ta marna kasa na nic nie starcza, na nic….
Klasyk zaczął się zsuwać wzdłuż drzwi by usiąść ostatecznie ciężko na podłodze.
- Masz szczęście, nawet nie wiesz jakie.Żyj sobie w tym wspaniałym świecie.-Rozejrzał się po pokoju.-I naprawdę nie chcesz wiedzieć jak to jest oglądać wieczorami pijaną matkę, a ojca nie widywać w ogóle tak samo jak jego parszywych pieniędzy z alimentów.- Głos mu się załamał- Wiesz jaki to jest ból, kiedy wydaje Ci się, że jesteś w matni i niczego przed sobą nie widzisz, niczego? A ten strach wszędzie cię ściga, jest z tobą, nie opuszcza, a jedynym wyzwoleniem jest jeszcze większe cierpienie.Nie ma wyjścia, inaczej przestaniesz istnieć. Chcesz poczuć, że żyjesz, że jest coś co może zdusić ten syf wokół ciebie. I przez krótką chwilę, rzeczywiście tak jest. Sekundy gdy skóra zalewa się krwią i pojawi się ból. Nie cierpisz jednak z tego powodu, tylko przyjmujesz to z radością, bo to jest silniejsze i lepsze niż ten koszmar.
Objął kolana rękoma i schował twarz.Stłumiony głos Klasyka nadal przerywał ciszę pokoju.
- Kiedy na dodatek jesteś czym jesteś dla innych,marnym śmieciem,którego nie zaakceptują , ani nie pokochają, masz ochotę wyć,wyrywać włosy,rozedrzeć swoje ciało na strzępy. Trzy lata,chodzisz za nim,karmisz się nadzieją ,że kiedyś,że któregoś dnia….Kurewsko chcesz żeby los się wreszcie do ciebie uśmiechnął w tej jednej sprawie.Możesz być biedny, możesz żyć jak zwierzę tylko kochany przez niego.I tracisz samokontrolę i wszystko wyznajesz…wiesz,że to złudzenie,że on cię zauważy. Desperacko pragniesz, żeby tylko ten jeden jedyny raz było tak jak trzeba…bez tej udręki. A potem …- Zaczął pociągać nosem,bo łzy od dłuższego czasu już spadały dużymi kroplami- Właściwie żyjesz z przyzwyczajenia i...
Usiadł obok niego i przyciągnął jego głowę do swojego ramienia. Pozwalał mu się wypłakać. To był najdłuższy monolog Klasyka o sobie, jaki kiedykolwiek słyszał. Był niezwykle wzruszony, że otrzymał najcenniejszą rzecz od niego-zaufanie.
Nie mógł go zostawić, ponownie dzielił z nim cierpienie, teraz chciał ten ból zabrać, przyjąć na siebie, nie pozwolić mu trawić i toczyć to ciało,duszę którą teraz obejmował.
Odezwał się a słowa płynęły same, jakby posiadł dar widzenia więcej.
- Ból fizyczny łatwo znieść, ten drugi,który tkwi tam głęboko,sam wybierasz.Cierpienie z niczego nie wyzwala. To ty musisz się wyzwolić z cierpienia.
Serce mu waliło,wiedział,że słowa dotarły ale musiał,musiał jeszcze coś powiedzieć,co da mu schronienie i bezpieczeństwo.
- Pamiętaj, jestem obok,jestem tutaj.Uratuję cię.
I pomyślał „Jesteś ze mną,nic Ci się nie stanie,tylko bądź”.
Nie odezwał się, ale jeszcze mocniej wtulił się w jego ramie. W takich momentach czuł,że jest w stanie stanąć pomiędzy Klasykiem a całym światem.
Spojrzał przez okno i zatarła się różnica pomiędzy błękitem nieba a cierpieniem.

2 komentarze:

  1. ...mam dreszcze....jestem cała pokryta gęsią skórką....Klasyk...tyle bólu, tyle nieszczęść... przez cały czas kiedy to czytałam, powtarzałam sobie"to tylko fikcja, tylko fikcja"
    PO raz kolejny rozłożyłaś mnie na łopatki. Jesteś obiecującym wirtuozem, cudownie grasz na emocjach :) I proszę, PROSZĘ...niech Klasyk pozwoli się uratować ....piosenka ....nie mam słów...po prostu nie mam słów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spokojnie, spokojnie, wszystko będzie dobrze :D Musiałam Klasyka pokazać w prawdziwym świetle, bo do tej pory jego obraz był mocno wykrzywiony.

      Usuń