sobota, 29 września 2012

cz I



Biegł korytarzem, licząc drzwi. Pierwsze, drugie, trzecie. Znowu spóźniony, ponownie zgubiony w szkolnych labiryntach pięter i klas. Ten budynek ciągle wydawał się być obcy. Tydzień czasu to widocznie za mało żeby oswoić nową szkołę. Zresztą nie zależało mu. Zdyszany zatrzymał się przy końcu korytarza. Wziął głęboki oddech. Wpatrywał się przez chwilę w klamkę rozważając odwrót, potem jednak nacisnął ją energicznie.
Uderzyła go mieszanina chemicznych zapachów i dziwny półmrok.Rzędy kolorowych butelek na półkach oraz czerwone wiadro z mopem wyraźnie były rozbawione jego pomyłką. „Co za cholerny pech” – przemknęło mu szybko przez świadomość „Władować się do jakiegoś składziku, akurat teraz gdy trzeci raz w pierwszym tygodniu spóźnia się na lekcje”. Już miał zamiar wyjść, gdy wydawało mu się, że w rogu coś się poruszyło. Nie tylko zobaczył ruch ale i coś usłyszał. Ostrożnie zamknął uchylone drzwi. Jedno małe okienko nie dawało zbyt wiele światła, ale już był pewien, że w kącie ktoś siedział. Ostrożnie zajrzał za mały regał
- Co ty tutaj robisz?
Skulona postać jeszcze mocniej objęła rękoma kolana. Pochylona głowa i opadające włosy zasłaniały twarz. Jedno spojrzenie i już wiedział . To uczeń z tej szkoły, granatowy mundurek i spodnie w kratę, były dokładnie takie same jak jego.
Pytanie jednak pozostało bez odpowiedzi. Usłyszał za to pociągnięcia nosem, które przeszły w szloch. Zaniepokojony kucnął koło niego.
-Hej. Co się stało?
Nie było odpowiedzi, tylko płacz przybrał na sile. Długie palce zacisnęły się w pięści. Uderzyły kilka razy w udo. Po chwili jednak dłoń zawisła w powietrzu, rozpostarła się jak skrzydła ptaka by opaść i zacisnąć się na spodniach w kratkę. Przyglądał się temu z rosnącym niepokojem. Jednocześnie doznał dziwnego uczucia, chłopak naprzeciwko niego tonął. Trzeba było go za wszelką cenę ratować.
Stopy tamtego nerwowo ślizgały się po podłodze, jakby siedział na górce , w panice podkurczał je, by potem znowu sunęły w dół. Miał ochotę wyciągnąć rękę, przytrzymać, nie dać spaść głębiej. W panice przerzucał wszystkie koncepcje co dalej. Biec po pomoc? Nie, to był okropny pomysł by sprowadzać tu nauczycieli. Przyjaciele? Tak trzeba ściągnąć jego przyjaciół. Ale, ale… on tonie. Właśnie chłopak zakaszlał bo dostał bezdechu z powodu ciągłego płaczu. Chyba nigdy nie widział takiej rozpaczy, to było tak silne, że uderzało także w niego. Miał świadomość jednego, musiało się stać coś naprawdę strasznego. Coś ostatecznego po czym już nie ma kompletnie odwrotu. Tragedia której nie można udźwignąć.
-Ktoś ci umarł, prawda. – bardziej stwierdził niż zapytał.
Nachylił się w jego kierunku
Chłopak uniósł głowę by przeszyć go spojrzeniem niebieskich oczu kontrastujących z zaczerwienioną od płaczu twarzą. To długie posklejane od łez rzęsy skupiły jego całą uwagę. Przeźroczyste krople utkane pomiędzy nimi, chwiały się na granicy upadku. Jakże dziwne to mu się wydało; te rzęsy, te oczy, ta mokra twarz, naprawdę wyglądał jakby na chwilę się wynurzył by zaczerpnąć powietrza.
Tamten rzeczywiście otworzył usta by powiedzieć ledwie słyszalnym głosem i z zawieszonym gdzieś w przestrzeni wzrokiem.
- Umarł.
Twarz ponownie mu się wykrzywiła w ataku płaczu. Wycierał łzy brzegiem dłoni powtarzając „Umarł, umarł, umarł…”.

Śmierć kogoś bliskiego, to był z pewnością szok, zdawał sobie z tego sprawę, nigdy tego nie przeżył, ale chciał jakoś pomóc. Bezradnie patrzył na tą rozlewającą się wokół rozpacz i nie wiedział co może jeszcze zrobić. Nagle, niespodziewanie jakby ktoś go uderzył. Zachwiał się łapiąc równowagę. Chłopak znalazł się na jego ramieniu, by szlochać tym razem w jego marynarkę. W pierwszym odruchu, chciał go odepchnąć, ale zawahał się. Ten kurczowo ściskał materiał na jego piersi a kolejne spazmy wstrząsały jego ciałem. Ciepły i mokry, to poczuł w pierwszym momencie. Bezbronny i nieszczęśliwy, gdzieś spadający . Bardziej instynktownie niż świadomie objął go i przytulił , a słowa popłynęły same
-Uratuje cię
Ta część która zawsze mówiła mu co ma robić, jak się zachować, przestała sprawować nad nim władzę. Ogarnął go dziwny spokój, który przenikał też to drugie ciało. Czuł wszystko jakby ze zdwojoną intensywnością. Mokry od łez mundurek , ten ciepły ciężar na jego ramieniu, jego dziwny zapach, swoje spocone dłonie, które ściskały nieznajomego i te bolące kolana, bo obydwaj klęczeli,nie wiedział kiedy znaleźli się w takiej pozycji.W tej chwili otaczała ich cisza. Wracał powoli do siebie .Sytuacja wydawała mu się coraz bardziej niezręczna. Poruszył się.
- Przykro mi- chciał go odsunąć od siebie, ale ten wczepił się w niego mocniej. Już nie płakał, opierał głowę o niego i zaczął urywać wyrazy jak drze się niechciany list.
- ja, ja… wszystko…. rozumiesz?, wszystko powiedziałem, byłem w stanie zrobić każdą rzecz, obrzydliwą, straszną, niebezpieczną… upokarzającą, zrobiłbym to, on słuchał…. o Boże pozwolił mi powiedzieć wszystko… do końca, to się ciągnęło… lata całe lata…. te słowa….a mogło być tak …nie, nie zniósłbym tego dłużej, jestem … brzydzi się mną, tyle miał mi do powiedzenia… i umarłem, nie to on umarł, ktoś kto nie żyje nie może aż tak cierpieć… prawda?
Jego oddech po tej niezrozumiałej spowiedzi, był spokojny i dziwnie regularny. Słowa zawisły w przestrzeni i odbijały się echem „ktoś kto nie żyje nie może aż tak cierpieć”. Niewiele rozumiał. Nie miało to znaczenia, ten ból uzewnętrznił się w tej formie, był powiernikiem tych słów, nie czuł jednak obowiązku angażowania się w nie ani potrzeby odkrywania tajemnicy.
Tamten pociągnął znowu nosem, sprawiał wrażenie że zaczyna mu być niewygodnie. Odsunął się od niego a niebieskie oczy przeszyły go zdziwieniem. Zdezorientowany , jakby był pijany, gwałtownie wstał. Chłopak o lazurowym spojrzeniu patrzył na niego teraz z góry, zmrużył oczy i zacisnął usta a lekka zmarszczka pojawiła się na jego czole.
- Kim Ty do cholery jesteś?
Jakby mu dał właśnie w twarz. Zamrugał szybko kilka razy, uciekł wzrokiem. Zapiekło go tam głęboko, czuł jakby to pytanie paliło wszystko co miało przed sekundą znaczenie. Coś się właśnie skończyło. I ta strata dziwnie go dotknęła i zmieszała. Tak, kim on właściwie jest? Intruzem który wkracza w rozpacz nieznajomego. Czy można jednak być zupełnie obcym dla kogoś kogo przed chwilą trzymało się w ramionach?
- Hę? Jak to kim? Dupkiem który Cię pocieszał
Nieudolnie próbował się bronić i zbagatelizować wszystko. Powoli niezdarnie z lekko zdrętwiałymi nogami stawiał swoje ciało do pionu. Chłopak obserwował go, może był równie zmieszany i zdezorientowany jak on? Coraz bardziej zdając sobie sprawę z absurdalności całej tej sytuacji, chciał szybko wydostać się z tego …
- Nie jesteś od nas- niebieskie oczy wbiły się z pretensją w mundurek który przeczył tym słowom
- to trans…. eee- zaczął się jąkać- jestem nowy, przeniosłem się, pomyliłem drzwi i cię tu… tutaj znalazłem- Emocje sprzed chwili przekładały się na niemożność złożenia myśli. Zebrał się jednak w sobie i postanowił przejąć kontrolę- Czy mam wezwać kogoś żeby ci pomógł?
Oczy tamtego gwałtownie rozszerzyły się, popatrzył na niego wyraźnie przestraszony. Złapał porzuconą torbę i wybiegł potykając się po drodze o czerwone wiadro przy wejściu. Nie chciał tego, nie taki był jego zamiar ale ulżyło mu, kiedy drzwi trzasnęły.

Usiadł ciężko ponownie na tym samym miejscu. Obawiał się że tamten wróci. Nie oczekiwał żadnych wyjaśnień, żadnych tłumaczeń. Zamknął oczy, by uwolnić się od tego zażenowania które go ogarniało. Potargał trochę za mocno krótko przystrzyżone włosy. „Eeeeeee fuck”, tylko tyle miał teraz w głowie. Wiedział jedno trzeba jak najszybciej wyrzucić to z pamięci. Zerknął na telefon by czymś zająć przez chwilę kłębiące się myśli. Kolejna lekcja przepadła. Jeszcze pięć minut, może sobie spokojnie tutaj zostać i pomyśleć nad swoim durnym szczęściem . Nie to zły pomysł, miał już zacząć wszystko przecież wymazywać z pamięci. Przeczytał sms’a. To od matki „Kochanie, mam nadzieję że tym razem zdążyłeś?” „Tak”- pomyślał- „zdążyłem jakiegoś idiotę spotkać i go poklepać po plecach, możesz być dumna” Wcale jednak nie było mu do śmiechu.Znowu wracała ta scena sprzed chwili. „Zapomnieć, zapomnieć, zapomnieć”- zaczął prawie powtarzać jak mantrę to słowo. Może by było to możliwe gdyby nie czuł ciągle tej mokrej marynarki na wysokości ramienia. Dotknął to wilgotne miejsce. Te łzy jeszcze nie wyschły.

9 komentarzy:

  1. Połknęłam w czasie jednego oddechu!!! Kuliłam się w kącie razem z bezimiennym...Bardzo sugestywnie opisałaś tą rozpacz, czułam ten ból. Ujął mnie opis rzęs...widać nie tylko ja uważam , że mokre rzęsy mają magnetyczną moc przyciągania. Czekam na więcej!!! Oby szybko! ...proszę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. tonę... tonę...
    utonęłam w tym opisie...
    czekam na kontynuację :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę to bardzo miłe co piszecie, ale to oznacza że będę musiała się starać przy następnych odcinkach a już myślałam, że historia poleci z górki i będzie sobie płynęła tylko kolejnymi faktami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma tak dobrze, jak ktoś podsyca apetyt, musi go później zaspokoić! :)

      Usuń
  4. Zapowiada się ciekawie no i piosenka śliczna, wprawia w nastrój. Zabieram się za resztę :P

    OdpowiedzUsuń
  5. to może być ciekawe... lecę dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam sposób w jaki piszesz. Chociaż w Koce coś złapało mnie za wątrobę z większą siłą.. Ale to zapowiada się świetnie.
    Rychło w czas ;_; Minęły 3 lata.
    Dobra, mordo, i tak Cię kocham miłością wielką!

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam sposób w jaki piszesz. Chociaż w Koce coś złapało mnie za wątrobę z większą siłą.. Ale to zapowiada się świetnie.
    Rychło w czas ;_; Minęły 3 lata.
    Dobra, mordo, i tak Cię kocham miłością wielką!

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam sposób w jaki piszesz. Chociaż w Koce coś złapało mnie za wątrobę z większą siłą.. Ale to zapowiada się świetnie.
    Rychło w czas ;_; Minęły 3 lata.
    Dobra, mordo, i tak Cię kocham miłością wielką!

    OdpowiedzUsuń