niedziela, 30 grudnia 2012
Geniusz dodatek
cz XVII Geniusz
Mateusz od rana, był w doskonałym humorze. Na tyle dobrym, że postanowił dzisiaj na kolację przygotować coś specjalnego, sałatkę z fetą i indyka w szafranie. Chciał wypaść jak najlepiej, bo rano otrzymał telefon na który tak długo czekał, na który już prawie nie miał nadziei a jednak, Student zadzwonił z krótkim” czy może wpaść”.Serce zaczęło mocniej bić, zaś mózg Mateusza zaczął obmyślać misterny plan wieczornej randki. Był jednak jeden mały problem, który objawił się w postaci ręki, która sięgała właśnie po kawałek pomidora, który kroił Mateusz.
- Zostaw- uderzył dłoń, która się cofnęła.
- No co? Chciałem spróbować czy dobry- Jęknął Misiek.
Tak, to był cały Misiek, jego nowy współlokator polecony przez Tolo.Wściubiał swój perkaty nos wszędzie, oblizywał przy tym swoje grube mięsiste usta non stop językiem. Jak zwykle próbował się dobrać do jedzenia, które przygotowywał Mateusz. Misiek, był prawdziwym niedźwiadkiem z odpowiednia wysoką wagą i gabarytami.Mateusz musiał przyznać, że jako lokator sprawdzał się znakomicie a przede wszystkim dzielił koszty utrzymania mieszkania.A na tym mu zależało najbardziej. W bonusie otrzymał kogoś prawie niekłopotliwego kompletnie. Misiek w ciągu dnia pracował chyba gdzieś na budowie, popołudniami oglądał seriale. Skąd go Tolo wytrzasnął,nie miał pojęcia,w każdym bądź razie przyprowadził go dwa tygodnie temu ze słowami „trzeba chłopinie pomóc i gdzieś go wbić na chatę, nie ma teraz lokum”.Oczywiście to oznajmujące zdanie było skierowanie do Mateusza ,po kilku dniach okazało się,że taki układ bardzo mu odpowiada i „chłopina” został.
W tej chwili stał przed zadaniem, wyeksmitowania Miśka na dzisiejszy wieczór. Nie było to jednak proste, bo to był święty czas dla Miśka. Czas oglądania seriali. Jak się Mateusz zdążył zorientować z gorączkowych opowieści swego współlokatora, zaliczał najpierw kawałek „Na Wspólnej” by się w trakcie przerzucać na „Barwy Szczęścia” Potem w przerwie reklamowej wracał „Na Wspólną” by zakończyć wieczór z „M jak Miłość”. To czego niedooglął podczas jednoczesnej projekcji na dwóch kanałach, kontynuował już w Internecie. W tych trzech serialach był na bieżąco, a wraz z nim, ku swemu przerażeniu Mateusz powoli też. Codziennie wieczorem musiał wysłuchiwać relacji z kolejnych perypetii głównych bohaterów. Już po dwóch tygodniach, wiedział kto to jest Marek, jak ciężko się żyje Karolinie i jakiego okropnego chłopaka ma Magda. Prosił go co prawda, żeby nie opowiadał mu tego wszystkiego, ale zawsze znalazł chwilę by wyrzucić Mateuszowi klu bieżącej sytuacji.
„Dzisiaj” pomyślał Mateusz, „mam gdzieś problemy wszystkich rodzin serialowych razem wziętych, może sobie dadzą jakoś radę bez Miśka, bo ten musi z pewnością opuścić ten lokal”.Uzbrojony w oręż w postaci noża, odwrócił się do niego i ładnie poprosił.
- Misiek, muszę mieć wolna chatę wieczorem. – i puścił oko do niego- Wyjdziesz gdzieś prawda?
Misiek otworzył swoje zmysłowe, bez dwóch zdań,usta zaś oczy mu się zaświeciły.
- To jedzenie – wskazał palcem- aaa rozumiem.Oczywiście wyjdę.
Spojrzał jednak spod oka, zrobił chytrą minę i trącił ramieniem Mateusza.
- Nowa miłość?
Mateusz szybko powrócił do krojenia pomidorów.Burknął tylko „Nie”,ale już słyszał jak trybiki zaczęły przeskakiwać w główce Miśka obmyślając kolejne niewyobrażalne historie z nim w roli głównej.
Usłyszeli pukanie do drzwi. Mateusz wytarł ręce i poszedł otworzyć, bo pukanie z sekundy na sekundę zaczynało się nasilać.Na progu stał jakiś facet,który nie odzywał się tylko ciężko dyszał po pokonaniu dwóch pięter.
- Kim pan jest?
- Z gazowni.Z właścicielem mieszkania poproszę,czy Rapczewskiego zastałem.
- Z gazowni? Ale my przecież płacimy wszystkie rachunki- Mateusz gorączkowo próbował zrozumieć o co chodzi.
- Rapczewski!- podniósł głos tamten.
- Nie ma go- zdążył powiedzieć Mateusz w momencie kiedy mężczyzna pchnął go by wejść do mieszkania krzycząc.
- Rapczewski ty skurwysynie wychodź.
Zamiast Adama, którego tamten próbował wywołać, pojawił się w przedpokoju Misiek i zagrodził swoim ciałem wejście do pozostałych pomieszczeń.
- Czego? – rzucił tylko krótko.
- On tu nie mieszka od kilku miesięcy- zdenerwował się Mateusz.
Mężczyzna jednak nie dawał za wygraną.
- Ilja- tym razem wołał- Wyłaź do cholery.
Uderzył z główki w brzuch Miśka, który lekko się zachwiał i zostawił miejsce na tyle duże, że tamten wpadł do pokoju, rozejrzał się.Misiek jednak już brał go kołnierz kurtki i ciągnął do wyjścia.
- Gdzie oni są? – krzyczał tamten- Zostaw mnie gnoju.
Chwyt Miśka był jednak na tyle mocny, że udało się sprawnie wyrzucić tamtego za drzwi. Mężczyzna jednak nie pozostał dłużny. Kiedy zamknęli za nim, usłyszeli jak krzyknął na całą klatkę schodową.
- Wy cioty, wszyscy się kryjecie nawzajem.
- Cioty!!!- ryknął Misiek i wyskoczył na klatkę. Mateusz w ostatniej chwili chwycił go za rękę.
- Zostaw go-panicznie trochę zawołał.
- Przestawię mu ten kinol.
-No dalej grubasie, uderz mnie, a za chwilę będę tutaj z policją – śmiał się tamten schodząc po schodach.
Wrócili do mieszkania, oszołomieni i zdezorientowani. Pierwszą myślą Mateusza było by powiadomić o wszystkim Adama, który najwyraźniej miał kłopoty. Wykręcił jego numer, telefon był wyłączony. Wzruszył ramionami w odpowiedzi na pytające spojrzenie Miśka, był nadal ogromnie zdenerwowany całą sytuacją i wiedział niewiele więcej niż jego współlokator.
Nie dodzwonił się do Adama,za to ten niespodziewanie pojawił się dwie godziny później. Z pudłem w ręku i przepraszającą miną.
- Sorry nie zawiadomiłem, że będę ale cóż nie mam w tej chwili gdzie mieszkać, więc…
Mateusz otworzył szerzej drzwi by go wpuścić.Patrzył teraz na niego jak na kogoś kogo dobrze znał ale całe lata nie widział.Zmienił się tak bardzo,że pewnie w ciemnej ulicy by go nie poznał.Był chudszy bledszy i miał zapadnięte pełne smutku oczy.To,że źle wyglądał, Mateusz natychmiast złożył na karb tego,że nikt o niego nie dbał,nikt mu nie gotował,to że taki był zmartwiony z pewnością miało związek z poranną awanturą.
- Adam- od razu chciał mu powiedzieć, bo wydawało mu się to najważniejsze- jakiś facet rano cię szukał i mało mnie z Miśkiem nie pobił.
Adam uniósł brwi,po chwili kiwnął głową, że rozumie.Rozejrzał się po mieszkaniu, stawiając pudło na ziemi ze słowami.
- Jak będziesz miał czas to czegoś sobie poszukasz,jak chcesz to możesz jeszcze tu pomieszkać.Mi jest wszystko jedno. A w ogóle…
Urwał bo w progu stanął Misiek.Zmierzyli się wzrokiem.Mateusz zaś gorączkowo pragnął wytłumaczyć sytuację.
- Misiek dokłada się do czynszu- Wyjaśnił -nie dałbym radę sam.Zwrócił się teraz do swego współlokatora- To jest Adam właściciel mieszkania.
Podali sobie ręce.
- Ten gostek rano, to jakiś wariat- stwierdził Misiek – chyba chciał cię zabić.
Adam znowu nic nie odpowiedział, tylko pokiwał głową.Zrobiło się niezręcznie, on we własnym domu, nie wiedział gdzie teraz ma się podziać.Mateusz w innej sytuacji pewnie by był wściekły na Adama,jednak dzisiaj po tym co zobaczył, zdawał sobie sprawę, że to jest sytuacja nadzwyczajna,a on w sumie nie ma żadnego prawa żądać by Adam się z mieszkania wyniósł.
- Daj kluczyki od samochodu- Znienacka zwrócił się do Adama,który zmarszczył tylko czoło- No dawaj- naciskał Mateusz.
Podał mu klucze,które natychmiast przekazał Miśkowi ze słowami. - Czerwona Toyota, pudła są w środku.Przyniesiesz? – dodał jeszcze – Proszę. - Czuje się traktowany instrumentalnie.
Mateusz wyszczerzył zęby w jego kierunku.Tamten skapitulował i zaczął zakładać buty i kurtkę i ściskając klucze w ręku ruszył na poszukiwanie samochodu.
Mateusz zajrzał do pokoju.
- Gdzie chcesz spać?
- Wszystko mi jedno, może być na podłodze w kuchni.
Adam nadal stał w przedpokoju, nie ruszył się, nie zmieniał pozycji, tylko tak trwał. Mateusz popchnął go do swojej świątyni, ten posłusznie wszedł.Nagle jakby go zauważył.
- Mateusz? Dlaczego mnie nie wyrzucisz, dlaczego się nie wściekniesz, że nie dotrzymałem słowa i zajmuje ci mieszkanie.
Adamowi jego zachowanie wydawało się dziwne.
- Trupów się nie kopie bo i po co ? Wyglądasz jak trup albo inny zombie. Co kłopoty z małym gnojkiem i się wszystko rypło? – powiedział nie bez lekkiej satysfakcji.- Zresztą jestem dziś w doskonałym humorze… O MY GOD- krzyknął moja randka,mój indyk.
Adam tylko odprowadził go wzrokiem,kiedy wybiegał z pokoju.Pomyślał,że Mateusz radzi sobie,to dobrze uśmiechnął się i opadł na łóżko.Natychmiast przytłoczyły go wszystkie problemy ostatnich 24 godzin.Wyłączył telefon, bo Witkowski cały czas do niego wydzwaniał.Napisał wcześniej sms’a do Ilji aby się spotkali,jednak ten nie odpowiedział,chciał do niego zadzwonić,ale telefon chłopaka cały czas był wyłączony."Pewnie tatuś go odciął"- jedyne wytłumaczenie jakie przychodziło mu teraz do głowy.Pojechał za to do szkoły, choć były ferie, wiedział ze profesor będzie z pewnością jeszcze siedział nad papierami po zakończeniu semestru. Oznajmił krótko, że musi się zwolnić z pracy.Winiarski kompletnie nie chciał tego przyjąć do wiadomości, kazał mu się zastanowić. Adam jednak był konsekwentny, pozostawił pismo w sekretariacie i zdezorientowanego całkowicie profesora. Ta krótka wizyta, dała mu nadzieję na to, że w szkole z pewnością nikt nic jeszcze nie wie.
Teraz miał pustkę i tylko jeden cel dowiedzieć się co się dzieje z Ilją. Musi wymyślić jednak coś, co nie narazi chłopaka na kłopoty. Chciał go zobaczyć tylko przez chwilę, żeby się przekonać, że wszystko jest w porządku.
Usłyszał hałas,do mieszkania z trzema tekturowymi pudłami wchodził Misiek. Ostatnie przytrzymywał brodą a nogą zamykał drzwi.Wniósł je do pokoju i postawił pod ścianą.Oddał mu kluczyki.
- Czy ja mam się wynieść z mieszkania?- Zwięźle zapytał.
- Nie, nie- zapewnił go Adam- Przepraszam ale ja dzisiaj nie myślę, możemy o tym porozmawiać później.
- Ok- Misiek zrobił w tył zwrot i zamknął się w swoim pokoju.
Adam zsunął się na podłogę, i oparty o łóżko zaczął czegoś szukać w swoich rzeczach. Po chwili gorączkowego przewracania bluz, sięgnął do kieszeni jednych ze spodni.Tam ukryta przed całym światem,była ta mała żółta karteczka, która nieustannie mu towarzyszyła.Trochę już pogięta, trochę wytarta, ale nadal była, z wyraźnymi bukwami, które napisał Ilja.Ostrożnie ją rozwinął, by na chwilę spojrzeć, choć na moment przywrócić wspomnieniami.To wyznanie miłości, nie przywróciło mu życia a wprost przeciwnie, przeszyło bólem.Szklistym wzrokiem spojrzał na Mateusza wchodzącego do pokoju.
- Co...
- Wszystko przepadło.
Mateusz, nie wiedział co może zrobić, czego ma się trzymać w tej sytuacji. Instynkt jednak był silniejszy.Podniósł Adama i przytulił.Było to dla niego tak naturalne, tak pozbawione wszelkich skrywanych pretensji, po prostu wiedział,że teraz trzeba to zrobić. Głaszcząc go po głowie, mówił jak do małego dziecka.
- Przestań, już przestań ,bo serce mi pęka jak na ciebie patrzę. Wszystko będzie dobrze.
Ktoś znowu zapukał do ich drzwi.Nie chciał jednak wypuszczać jeszcze z ramion tego zbolałego człowieka z którym kiedyś przecież był tak blisko. Krzyknął tylko do Miśka „Otwórz”
Obejmując nadal Adama spojrzał na wchodzącego do ich mieszkania Studenta. Ubrany w garnitur i pomiętą koszulę, wyglądał po prostu „bosko” pomyślał Był taki cholernie przystojny w tym oficjalnym ubranku.Ich wzrok spotkał się nad głową Adama.Tamten objął spojrzeniem całą sytuację, i zaczął powoli cofać się do tyłu, a to co wyczytał z jego twarzy Mateusz, nie mógł pomylić z niczym innym,był zszokowany tą sceną .Natychmiast puścił Adama i krzyknął.
-Stój.
Tamten zbierał się już do ucieczki.
- Misiek, zatrzymaj go.
Misiek posłusznie położył rękę na klamce,blokując tamtemu wyjście.
Musi mu wszystko wytłumaczyć, musi mu powiedzieć, ze to takie przyjacielski gest. Właściwie jego reakcja go ucieszyła.Te wszystkie myśli przemknęły mu w ułamku sekundy przez rozgorączkowaną głowę.Ruszył w jego kierunku,kiedy za plecami usłyszał głos Adama.
- Ilja co ty tutaj robisz?
Tamten patrzył nieprzytomnym wzrokiem sięgając do klamki.Zaczął się szarpać z ręką Miśka.Adam jednak był już przy nim.Złapał za ramiona.
- Jak mnie znalazłeś? Dlaczego się nie odzywałeś, dlaczego miałeś wyłączony telefon. Ilja? Ilja?
Chłopak zaczął go uderzać pięścią, próbując się wyrwać.Na oślep rozdawał razy.
- Uspokój się, uspokój.
Chciał go przytulić, ale on go odepchnął.
Mateusz jakby doznał olśnienia,całkowitej jasności sytuacji.I to co sobie uświadomił, przeraziło uderzyło potwornością całej sytuacji.Od tego momentu, jego serce zamieniało się w lód, którego chłód zstępował coraz niżej dlatego beznamiętnie powiedział.
- On nie przyszedł do ciebie, ale do mnie.
W tej chwili,wszystkie emocje wyparowały, została tylko zimna cisza i beznadzieja.Nie wiedział czy Adam też ma jasność tego co się dzieję, nie odzywał się.Czas się zatrzymał. Trwali tak jak na obrazie flamandzkich malarzy, cisi i zdesperowani.Pierwszy poruszył się Misiek.
- Musicie chyba porozmawiać.
- Taaaaaaaak- Adam złapał za płaszcz i nie opierającego się Ilję wprowadził do pokoju.
Do Mateusza wracały teraz wszystkie emocje,wszystkie te utracone nadzieje, wszystkie te mrzonki którymi się okłamywał.Chciał się upewnić, czy to los tak z niego zakpił, tak go pokonał jego dumę, jego poczucie wartości, tego, że kontroluje swoje życie.
- Adam, czy to… Zadrżał mu głos- Czy to ten gnojek z twojej szkoły?
Adam kiwnął tyko głową cały czas wpatrując się w chłopaka, który stał zrezygnowany ze spuszczoną głową.
- Zabiję cię- Rzucił się nagle na Ilję - Próbował pięścią dosięgnąć jego twarzy. Adam jednak zasłonił go i powstrzymał atakującego Mateusza.
- To ja cię zabiję – wrzeszczał – Jak mu coś zrobisz.On za 4 miesiące ma przesłuchanie.
Mateusz się zaczął śmiać.Pokręcił głową.
- Adam – Wzniósł oczy do góry- Jaki ty jesteś naiwny,jaki zakochany w nim, nie słyszysz co do ciebie się mówi.On tu jest ponieważ przyszedł do mnie, nie do ciebie, nie miał pojęcia, że będziesz, pewnie nawet nie zdaje sobie sprawę, że to twoje mieszkanie.
Adam przenosił rozbiegany wzrok z jednego na drugiego.
Mateusz ,nie miał zamiaru kryć tego gnojka, ani przez sekundę się nad nim litować.
-Cały grudzień – zaczął się śmiać w twarz młodemu i wskazał palcem – pieprzył mnie w tym łóżku.
Adam zbladł,wyszeptał tylko „To niemożliwe”. Dłużej już tego nie wytrzyma, więcej nie zniesie.Zrobiło mu się ciemno przed oczami,kiedy odzyskał wzrok, niebezpiecznie się zachwiał. Ilja milczał.
- Ty potworze- zawył jak potępieniec- Przeklinam cię,przeklinam cię. Zniszczyłeś wszystko, wszystko co miałem, pozbawiłeś mnie samego siebie, każdej cząstki, która należała do mnie.
Tym razem to on rzucił się na Ilję z rękami, chciał go udusić, skończyć te męczarnie.Złapał za szyję, tamten się nie bronił,tylko spojrzał mu w twarz, był gotowy na śmierć.Adam poczuł jak czyjeś silne ramiona, odciągają good Ilji. To był Misiek.
- Ma przesłuchanie za cztery miesiące- Potrząsnął nim – Pamiętasz? Nic kompletnie go już nie obchodziła jego kariera, nie obchodziło go co z kim i dlaczego. Chciał uciec z tej rzeczywistości, nikt nigdy go tak nie zranił.
- Jak mogłeś, jak mogłeś – powtarzał jak mantrę- Właśnie z nim.
Pierwszy raz od przyjścia odezwał się wreszcie zachrypniętym głosem Ilja.
- Nie wiedziałem kim on jest. Nie miało to zresztą znaczenia.
- Co?-Krzyknął Mateusz.
- No…-Ilja spuścił znowu głowę- musiałem gdzieś zdobyć doświadczenie,poćwiczyć.
- Aaaa już wszystko rozumiem – powiedział Mateusz- byłem kurwa dmuchaną lalką.
- Nieprawda- spojrzał na niego tak, że kolana się pod nim ugięły – Okazałeś najdoskonalszym nauczycielem.Przyszedłem tutaj, bo już nie było nikogo,kto byłby w stanie mi pomóc.
Mateuszowi serce zabiło szybciej, chciał gnoja rozszarpać, ale kiedy tak mówił do niego, nie był w stanie go nienawidzić. Właściwie gdzieś znowu zatliła się w nim ta głupia nadzieja.Usłyszał jednak głos Adama.
- No to ćwiczyłeś wytrwale, pół miasta cię uczyło?
Ilja otworzył usta i chciał coś odpowiedzieć, ale teraz odezwał się Misiek o którym już wszyscy zapomnieli.
- Ja go nie uczyłem, to chyba to drugie pół.
- Misiek! – wrzasnął Mateusz- Wynoś się do swojego pokoju.
- Nie, za nic- Zrobił zaciętą minę, ale iskierki rozbawienie teraz tańczyły w jego oczach- To lepsze niż ślub Władka i Maćka w „Barwach Szczęścia”.Spokojnie – uniósł ręce- Nic nie musicie tłumaczyć, łapię cały czas akcję.
Rozparł się w fotelu i wyczekująco spojrzał na nich trzech.
- Cztery- odezwał się Ilja- cztery razy, robiliśmy to cztery razy – zacisnął zęby w kierunku Mateusza – a nie cały grudzień.
- No to brawo, to było akurat tyle, żeby zacząć mnie pieprzyć? Jesteś jak zwykle geniuszem.
Teraz pozostali dwaj zrobili zdziwione miny.Mateusz,nie wytrzymał musiał jakoś to skomentować.
- Adam? No co ty, naprawdę?
- Zamknij się.
- Geniusz ,zaiste – zaczął pogwizdywać Mateusz.
Misiek rozbieganym wzrokiem spoglądał na nich trzech i wstał z krzesła i krzyknął.
- Ja też chcę. Skoro nikt go nie chce, ja się nim zaopiekuje.
Adam zmroził go wzrokiem i wysyczał „Siadaj” Ten posłusznie opadł na fotel nie spuszczając wzroku z chłopaka.
- A on, wraca do tatusia, żeby ten go zabił. Po co mamy sobie brudzić ręce- Adam uśmiechnął się do Ilji.
- Adam- chłopak teraz rzucił się na kolana, łapiąc go za spodnie- Błagam cię, wybacz mi, ale…. to wszystko było dla ciebie, nie rozumiesz?
- Nie, od pół godziny niczego nie rozumiem. Nie dotykaj mnie.
- Ja dołżen był kak to ubiedit tiebia* - Wrzasnął – Dlaczego on cię obejmował,ja też nic nie rozumiem,Adam.
- A temu co? – zapytał Misiek.
- Pożałułujtsia, prosti** – znowu zaczął ciągnąć go za spodnie, patrząc na niego z dołu.
Opuścił ręce po chwili,usiadł ciężko na podłodze a usta zaczęły mu drżeć,zaczął płakać.W tym płaszczu, garniturze, który miał na sobie od dwóch dni,pogniecionej koszuli, wyglądał żałośnie.
- Jesteś niedojrzałym dzieciakiem, któremu miłość myli się z muzyką. Mam nadzieję, że ktoś kiedyś tak cię potraktuje,jak ty mnie. Wtedy poczujesz to co teraz ja czuje. Nie przeszkadzaj sobie jednak ćwicz dalej dążąc do doskonałości, powodzenia – Adam nabrał powietrza- A teraz wszyscy wypierdalać z tego mieszkania, wszyscy.
Zaczął po kolei ich wyrzucać z pokoju. Kiedy udało mu się ich wyeksmitować do przedpokoju.Zatrzasnął z hukiem drzwi.
Ilja stał i tylko pochlipywał. Mateusz zaś naradzał się z Miśkiem co zrobić.
- Przejdzie mu ?- pytał Misiek
- Yhmmm , na pewno.
- Musimy się wynieść stąd?
- Nie wiem- Mateusz zrobił duże oczy - Może poczekajmy trochę.
- Chodź młody- Misiek zagarnął go ramieniem,zdejmij ten płaszcz – zrobię ci herbatę.– Co tatuś miał coming out? Chyba stary się nie ucieszył,coś mi się wydaje.
Ilja patrzył na niego oczami pełnymi łez.
- Wszyscy twierdzą, że cię kochają a chcą cię zabić?
- Skąd wiesz?- pociągnął nosem.
- Człowieku, seriale uczą życia.
Ilja tylko mrugał,patrząc na tego potężnego faceta.
- Mateusz ten indyk, chyba już jest gotowy, dawaj go, przecież specjalnie dla młodego pieczony- Mateusz zacisnął zęby i posłał mu pioruny.Ten jednak beztrosko szczebiotał dalej- Mówię ci jakie niesamowite rzeczy gotuje Mateusz.Aaaa i o tej przepysznej sałatce nie zapomnij.
- Nie zapomnę – powiedział na głos,a bezgłośnie ustami wyartykułował - Zabierz od niego łapy.
Widział tylko duże usta Miśka rozciągające się w uśmiechu.
- Chodź obejrzymy sobie ślub Maćka i Władka.
Wieczorem koło dwunastej Adam usłyszał pukanie do swojego pokoju.To Mateusz zaglądał do niego.
- Adam? – cicho zapytał
- Czego? Mieliście się wynieść.
- Ale ja nie mogę tam z nimi spać mogę w tym pokoju?
- Nie możesz z nimi spać? A to nowość.
- Przestań, naprawdę nie wiedziałem,że to on.Tolo może potwierdzić jest świadkiem.
Wsunął się do pokoju, ze słowami „nie będę ci przeszkadzał, ale nie zniosę tego gadania Miśka dłużej”.
Adam siedział oparty o tapczan i słuchał czegoś na mp3.Kiwał się małymi wahadłowymi ruchami uderzając rytmicznie lekko pięścią w usta,wzrok miał zawieszony gdzieś daleko.Mateusz kręcił się po pokoju rozkładając koce na ziemi.
- Śpij w swoim łóżku, ja i tak nie zasnę.
- Ok. dzięki, to ja idę spać.
Wskoczył do łóżka i westchnął.Chwilę w ciszy poleżał,by za moment spytać Adama.
- Jak myślisz, Misiek się nie posunie do tego żeby…? Został tam sam z nim.
- Gówno mnie to interesuje.
Mateusz teraz usiadł na łóżku.
- Za dużo słyszał,za dużo wie, a młody jest totalnie zrozpaczony.
- Zamknij się albo wracaj tam ich pilnować.
- Ok, ok. już idę spać. Nie będę tego marudzenia Miśka słuchał – Wymruczał już pod kołdrą.
Mateusz się uspokoił i przestał odzywać, chyba rzeczywiście zasnął.Po godzinie jednak do pokoju znowu ktoś zapukał.Tym razem Misiek wsadzał głowę.
- Yyyyy, sorry, ale sytuacja nadzwyczajna, młody, coś z nim jest nie tak,jakby jakiś drgawek dostał.
Adam poderwał się i w ciągu trzech sekund znalazł się w drugim pokoju. W łóżku siedział nakryty kołdrą Ilja i uderzał zębami o zęby, trzęsąc się cały. W gorączce tylko oczy mu się świeciły, kiedy patrzył na Adama.
- Ilja- objął go natychmiast – Uspokój się.
- Ja…jaaa – nie mógł powiedzieć słowa.
Nie wypuszczając go z ramion spojrzał teraz na przerażonych chłopaków.
- Macie jakieś leki w domu, przeciwgorączkowe: Apap, Ibupron, Paracetamol , cokolwiek.
- Coś się znajdzie- Mateusz poszedł do łazienki poszukać czegoś w apteczce.Ilji udało się zaś powiedzieć jedno słowo - Wódki
Tym razem z pokoju wyszedł Misiek, by po chwili wrócić z whiskaczem - Tylko to.
- Dawaj – odebrał mu butelkę i zaczął poić Ilję żółtym przeźroczystym płynem.
- Co się dzieje ? -Mateusz wrócił z tabletkami i podał je Adamowi. Ten od razu wyłuskał z opakowani dwie pastylki i wrzucił w buzię chłopaka i kazał je popić alkoholem.
- Co mu jest? -pytał Mateusz
- To jest kara za to co nam wszystkim zrobił.
Ilja się uśmiechnął po tych słowach Adama i zmrużył tylko oczy.Głowa zaczęła mu się kiwać od wypitego alkoholu.
- Połóż się Ilja, próbował go rozwinąć z kołdry i ułożyć pod nią.
W odpowiedzi chłopak zarzucił mu ręce na szyję i się do niego przytulił.Czuł to gorące ciało,jego bliskość,jego alkoholowy gorący oddech i to drżenie, które ciągle, co parę sekund go nawiedzało.Miał też wrażenie, że wszystko do niego się wyrywa,każda komórka jego ciała.
- Nie… nie me puszczaj – udało mu się coś powiedzieć.
- Dobrze- pogłaskał go po krótkich włosach, przygładzając te sterczące- połóż się proszę.
Nie chciał jednak zmienić pozycji, kurczowo trzymał się jego szyi.Adam powiedział do niego.
- Znowu myli ci się muzyka z miłością.
Ilja odsunął się od niego aby mu się przyjrzeć swym nieprzytomnym już mocno wzrokiem.
- To, to..too samo – wyjąkał.
Po chwili położył głowę na jego ramieniu i szepnął prosto do ucha „Adasza” i dodał trochę głośniej na granicy płaczu.
- Śnieg stopniał.
- Poszukamy go Ilja, nie martw się znajdziemy go.
Mateusz patrzył na tą scenę i robiło mi się coraz bardziej przykro.Ten chłopak nigdy, go tak nie obejmie, nigdy nie będzie mu niczego szeptał do ucha,nigdy się nie będzie tak kurczowo jego czepiał,jakby jego życie zależało właśnie od tego.
Misiek pociągnął go za rękaw.
- Chodź,zostawmy ich, niech się godzą.
Spojrzał na Mateusza i jego oczy pełne łez.
- Napijemy się kakałka ?- zaproponował.
- Kakałka? – wychlipał Mateusz wychodząc z pokoju- Bardzo chce się napić.
*Ja dołżen był kak to ubiedit tiebia -Musiałem cię jakoś przekonać
**Pożałułujtsia, prosti -Wybacz proszę
sobota, 29 grudnia 2012
cz XVI Geniusz
Był to wyjątkowy dzień w szkole, dzień koncertu na zakończenie semestru zimowego. Odświętna atmosfera udzielała się wszystkim, uczniom i nauczycielom. Nie było zajęć, za to gorączkowe przygotowania do występów. W tym dniu także rodzice i zaproszeni gości mogli przyjść posłuchać występów młodych muzyków. Przewidzianych było kilka duetów, kwartet i solówki. Jedną z nich miał zagrać Ilja, to dla niego właśnie przyszło kilkoro gości specjalnie zaproszonych, słyszeli już o jego talencie, chcieli posłuchać jego gry na żywo.
Ojciec Ilji pojawił się wcześniej,chciał porozmawiać z profesorem o dalszych planach edukacyjnych Ilji. Obserwował swego syna, który rozpromieniony biegał po korytarzach szkolnych wraz z innymi uczniami przenosząc krzesła. Zastanawiała go ta energia, którą tryskał. Udał się do profesora na krótką naradę, w sumie tylko potwierdzić, to co już Ilja zakomunikował, że będzie starał się o stypendium.
Wychodząc z gabinetu, usłyszał swój telefon, który natarczywie przywoływał go do odebrania, chciał gdzieś spokojnie porozmawiać. Interesy w Rosji nie szły najlepiej, odkąd przyjechał do Polski, a ten telefon mógł oznaczać kolejne kłopoty, odebrał go szybko. Szedł korytarzem słuchając rozmówcy, czasami tylko przytakując, próbował dojść do małej wnęki na końcu korytarza. Mijał kolejne klasy, gdy zza uchylonych drzwi wyłowił głos Ilji, który teraz tłumaczył coś śmiejąc się. Zerknął przez szparę do sali, Ilja stał naprzeciwko swego nauczyciela i zasłaniał się krzesłem. „Jak on się nazywa”, próbował sobie przypomnieć , „aaaa Rapczewski, chyba Adam”. Ilja zaczął się cofać do tyłu, coraz głośniej się śmiejąc „ to jest obrona, nie atak”. Tamten coś do niego powiedział, brzmiało to jak „dorwę cię”.
„Allo, Allo" usłyszał zniecierpliwiony głos w słuchawce.Witkowski tylko szepnął „oddzwonię” i się rozłączył. Jak zahipnotyzowany obserwował tych dwóch, jak kluczyli pomiędzy ławkami. Ilja był szybszy ,zaszedł od tyłu swego nauczyciela i przygwoździł wszystkimi czterema nogami krzesła. „Idealnie, nie ruszysz się już” – uśmiechnął się.Położył rękę na ramieniu jakby chciał go przytrzymać, ale tylko przesunął ją po szyi.Tamten pod wpływem tego dotyku,przycisnął policzek do jego dłoni.
Witkowski widział tylko ten gest, tą zatrzymaną chwilę, która odebrała mu oddech. Nie rozumiał jej jeszcze w pełni, ale uruchomiała kolejne kaskady wściekłości. Bardziej usłyszał niż zobaczył, że obydwaj zbierają kolejne krzesła aby wynieść je z sali.Kiedy ruszyli ze śmiechem do wyjścia,on się oddalił w przeciwnym kierunku, przez nikogo niezauważony.
Ojciec Ilji nie pamiętał zbyt wiele z tego koncertu. Jak zwykle ludzie klaskali i jak zwykle byli zachwyceni jego synem.Dla niego nie było to niczym nowym.Teraz czekał, tylko czekał tej chwili, kiedy będzie mógł zostać sam na sam z Ilją. A to oczekiwanie wypełniał obserwacją tej dwójki, a czym dłużej na nich patrzył, tym bardziej był pewien. Kiedy przebrzmiały ostatnie oklaski, wpakował do samochodu, trochę opierającego i zdziwionego,syna.Tak szybki powrót do domu,wywoływał głośny sprzeciw Ilji.
Weszli do przedpokoju. Ilja trochę jeszcze rozemocjonowany koncertem zapytał , czy dobrze wypadło to allegro.Zamiast odpowiedzi usłyszał pytanie.
- Ten Rapczewski,jak długo on cię uczy?
Ilja znieruchomiał.Pytanie znikąd, a jednak przeszyło go gdzieś między łopatkami, by zatrzymać się w bólem w piersiach.
- Trochę- odpowiedział ostrożnie,szybko wbijając wzrok w podłogę, kładąc jednocześnie rękę na klatce piersiowej, jakby nie mógł złapać tchu
Ojciec złapał teraz go za ramię i potrząsnął.
- Jak długo to trwa? Jak długo?
Serce Ilji zaczęło walić jak oszalałe,czuł jak ten misterny piękny zamek, który budowali z Adamem wali się właśnie ,kamień za kamieniem.
- Widziałem was, iiii —zaczął się dusić własną złością – rzygać mi się chce.
Czym ojciec robił się bardziej purpurowy tym Ilja czuł,że i w nim wściekłość napiera kolejnymi falami.Jednym ruchem ramienia,wyrwał się ojcu.
- Padenije* - krzyknął.
Odsunął się od niego by wykrzyczeć mu w twarz.
- Gowno** mnie to obchodzi,że rzygasz na nasz widok.Gowno.Słyszysz.Niczego nie możesz mi zabraniać, żadnych prawd moralnych nakazać. Bo to są tylko twoje prawdy, twoje kryteria którymi się kierujesz. Złamałeś święty trójkąt ojciec, matka, dziecko. I chcesz żądać czegokolwiek ode mnie, według własnej moralności? – Ilja zaśmiał się- Ja już żyje własną. Ja byłem tym który był twoim marzeniem, twoją ideą którą wcieliłeś. To są jednak twoje ideę, twoje marzenia i twoje życie. Moje prawdy są zupełnie inne w duszy i ciele. Może się urodziłem, żebyś nareszcie coś zrozumiał?
Ojciec zaśmiał się histerycznie.
- Ty, ty się urodziłeś. Hahahaha.Tylko dlatego,bo ja walczyłem o ciebie.Twoja matka- Prychnął z ironią- Zapewniam cię pozbyłaby się ciebie bardzo szybko. Wszystko robiła zresztą by do tego doprowadzić. To ja walczyłem o ciebie, istniejesz tylko dzięki mnie,moim prośbą, moim błaganiom.
- To niemożliwe- szepnął Ilja, i głośniej dodał – Kłamiesz, zabrałeś mnie od matki, by tresować na muzyka, którym sam nie zostałeś.
Znowu śmiał się wymuszonym chichotem.Zaczął po rosyjsku, by szybko przejść na polski.
- Jesteś durny,tak durny.Kazała mi się wynieść razem z tobą, sama wyjechała do matki i nie wracała przez kilka miesięcy. Chciałem, tak bardzo chciałem byś był blisko niej, ale ona stworzyła mur, powiedziała, że chce o wszystkim zapomnieć, zapomnieć o tym co jej złamało karierę.
Złapał się za czoło i drżąca ręką przejechał po kropelkach potu.
- Od tej chwili liczyłeś się tylko ty.
- Nie jestem jednak twoją własnością- krzyknął- twoim zwierzątkiem,które będzie skakać jak mu rozkażesz. Ojcze – spojrzał teraz na niego,prawie było mu go żal. Powiedział ciszej- Ja jestem muzykiem, tak jak chciałeś, nie widzisz tego. To, że jestem z Adamem niczego nie zmienia.
- Przestań wygadywać te bzdury- Ojciec podnosił cały czas głos- Myślisz, że spokojnie będę żył w tym skandalu, pozwalając ci wszystko zmarnować, całą moją ciężką pracę. Ty mały pokręcony ….
W trzech susach znalazł się przy Ilji, który wytrzymał jego wzrok. Zamachnął się ręką ale nie uderzył, tym razem coś go zaniepokoiło. Ta całkowita pewność i niewzruszenie, ten spokój który nie mógł pomylić z niczym innym. Teraz był pewien, że Ilja przekroczył następną granicę, już nie miał nad nim władzy, już się go nie bał.
- Miłość wyzwala- powiedział spokojnie-Ilja mógł się ironicznie uśmiechnąć, ale nie zrobił tego. Zawiesił gdzieś wzrok w przestrzeni- Nie chce rezygnować z muzyki, bądź spokojny, ale nie chce też rezygnować z Adama. Jeśli nas rozdzielisz, będę zmuszony odciąć się od ciebie, jeszcze tylko kilka miesięcy i nie będziesz miał prawnej władzy nade mną.
W tym momencie Witkowski poczuł strach.To co go przerażało wcale nie mieściło się w obszarze utraty kontroli nad jego talentem,ale w świadomości,że stworzył potwora.Doprowadził do niezależności,nie dopilnował,nie odczytał sygnałów, pozwolił zejść z właściwej drogi,stoczyć się.Zwodzili go,oszukiwali.Jak długo to trwało? Tyle pytań cisnęło się w tej sekundzie.Patrzył na syna nie wiedząc co zrobić z tą wiedzą, gdzie ją umieścić, jak się dalej w niej odnaleźć. I ta świadomość doprowadzała go do furii.Miał jednak jeszcze jeden atut w ręku.
- Może twoja matka widziała to w tobie, już wtedy kiedy się urodziłeś. Wynoś się, nie chce na ciebie patrzeć, brzydzę się tobą i twoim chorym umysłem. Nie jesteś moim synem, a ja nie mam już syna, nie muszę też dawać obcej osobie pieniędzy. Bądź utrzymankiem.
Jakby napluł mu w twarz swoimi słowami. Ilja jednak stał spokojnie, nie śpiesząc się sięgnął po skrzypce,chciał wyjść.
- Zostaw je,one też należały do mojego syna,do mojego Ilji.
Chłopak zacisnął palce na rączce, nie chciał puścić jej. Czuł jak łzy zbierają się w jego oczach, ale nie mógł mu dać satysfakcji,nie jemu,nie dzisiaj,łzy zatrzymał.Położył ostrożnie futerał na ziemi.
- Jak można tak znienawidzić kogoś w jeden wieczór? – zapytał, by po chwili dodać- Nieee – uśmiechnął się sarkastycznie – Ty o mnie walczyłeś, jednocześnie nienawidząc,bo odebrałem ci jedyną miłość,a na kimś musiałeś się zemścić.
Wyszedł.
- Słucham.
- Adam?- jego głos lekko był schrypnięty.
- Co tam Ilja? Jak tam po koncercie? Tatuś był zadowolony?
- Adam- teraz było coś niepokojącego w tym, ze się nie odzywał tylko powtarzał jego imię.
- Ilja, co się dzieje?
- Mój ojciec …. Dowiedział się o nas.- dostał natychmiast słowotoku- Adam proszę, nie odpowiadaj na jego powakacje, błagam cię.
- ...
- Adam, on nic nie zrobi,tylko nie daj się sprowokować.
- Jak?
- Zobaczył ….Ja nie zaprzeczyłem.
Właśnie jego kariera z łoskotem rozprysła się na tysiąc kawałków. To co było ważne, za chwilę nie będzie miało znaczenia.Milczał,kiedy Ilja bez końca wypowiadał jego imię.
- Uspokój się- Wykrztusił- Żyjesz? Nie pobił Cię?
- Nie.
- Jutro porozmawiamy- rozłączył się.
Wypełniła go pustka.
To uczucie do Ilji doprowadziło go do katastrowy, ale czy nie tego się spodziewał, czy nie to przytłaczało go nieustannie, czy nie ten lęk towarzyszył mu w dzień i w nocy ? Uwalniał go od niego Ilja swymi ramionami, ale te chwile były zbyt krótkie.Czuł ten ciężar odroczonego wyroku,który wydał na siebie wraz z pierwszym pocałunkiem i pierwszym dotknięciem Ilji.Nie był niewinny, był współwinny. Uwiódł nieletniego, swego ucznia, światową nadzieję skrzypcową. Jest dorosły, jest świadomy swoich czynów i musi być za nie odpowiedzialny. Podjął decyzję, zwolni się jutro.
Każdy następny ruch wykonywał jak automat, jak ktoś od dawna przygotowany na taki bieg wypadków. Wybrał numer do właścicielki mieszkania i powiedział, że nie podpisuje umowy na następne trzy miesiące, że spotkają się w przyszłym tygodniu na odbiór kluczy. Zaczął machinalnie wrzucać rzeczy do pudeł, te nieliczne drobiazgi, które wyjął, do tych pozostawionych, których bał się poukładać na półkach. Musiał stąd uciekać, z tych ścian, które pamiętały każdy pocałunek, dotyk i westchnięcie. Ten pokój które wypełniały pełne uczucia szepty, przyprawiał go teraz ból nie do zniesienia. Musiał go opuścić.
Jego myśli natychmiast pobiegły w przyszłość. W tą nieodległą kiedy nie będzie uczył w szkole, nie będzie widywał też Ilji. Jego ojciec z pewnością odetnie go od wszystkiego co związane z jego synem, nie pozwoli by cokolwiek ich łączyło. Nie bał się tak naprawdę utraty posady paraliżowała go lęk braku kontaktu z Ilją.
Strach najpierw pojawił się w żołądku, by zgiąć go w pół w spazmatycznym skurczu. Choć myśli nie nadążały ciało już reagowało. Nie był gotowy na rozstanie.
Padenije*- puszczaj
Gowno **- chyba nie trzeba tłumaczyć
czwartek, 27 grudnia 2012
cz XV Geniusz
- Fajną masz rodzinę
Adam wzruszył ramionami,co oznaczało, że nie widzi w niej nic specjalnego.
- Ja mam brata, wiesz?
- Nie wiem- teraz Adam był zaintrygowany.
- Zobacz- podsunął mu zdjęcie w telefonie roześmianej buzi 10- latka. Był trochę podobny do Ilji, tylko bardziej pucołowaty.Chłopak na zdjęciu stał na lodzie w łyżwach i kijem hokejowym w dłoni.
- Gra? – chciał się dowiedzieć Adam.
- Tak, ale nie ma zapału, pianino go tak nie bawi jak hokej. – zasępił się nad zdjęciem- ma lepszego ojca, który daje mu żyć. Ja jestem jego bratem w połowie- wytłumaczył zwięźle.
Po chwili parsknął jak koń.
- Ja jestem wszędzie w połowie.Jestem bratem w połowie,jestem synem w połowie, jestem Polakiem w połowie,Rosjaninem też na pół,nawet dla ciebie jestem w łóżku tylko w połowie.Tylko muzykiem jestem cały.
Zagarnął go ramieniem i przytulił.Ilja odkąd wrócił jego ojciec popadł w strasznie depresyjny nastrój. Twierdził co prawda, że awantura była, ale nie aż taka jaką się spodziewał,posmutniał jednak.
- To nie prawda- chciał mu koniecznie zaprzeczyć- Ilja nie jesteś żadnym kochankiem w połowie- czuł tą urażoną wątłą dumę.
- Zrobię to co mi wychodzi najlepiej-wyrwał się z jego ramion, wziął skrzypce i zaczął grać.
I tym razem było to perfidnie pomyślane, żeby każdy dźwięk uderzał w najbardziej czułe miejsca. Tempo i muzyka narastały. Ilja zaczął się uśmiechać.O jakże czuł ten błąd prawdomówności w tej chwili zapomnienia,kiedy mu powiedział jak działają na niego jego interpretacje. Nie chciał się jednak spinać z tego powodu i kontrolować.Kilka kieliszków wina,cudowna muzyka,rozmarzył się pod ich wpływem.Położył się, przymknął oczy,chciał się na sekundę przenieść w inny czas, w inne miejsce, gdzieś gdzie było ciepło, kolorowo i nie tak ponuro jak dzisiaj na ulicach.Po chwili udało mu się, znalazł się w ogrodzie, było późne popołudnie, czuł to ciężkie powietrze, które stało teraz przed burzą. I tą ciszę dźwięków, która zwalniała czas i rozciągała wszystko w nieskończoność. Dzikie kwiaty i te specjalnie zasadzone przyciągały kolorami pełnego lata. Pośród tych barw, tam w oddali, stał ktoś, kogo wyraźnie nie widział, bo słońce go oślepiło. Kiedy się jednak odezwał od razu poznał ten głos, to był jego pierwszy nauczyciel gry na skrzypcach.
-Wielu umie nastroić instrument, ale tylko wirtuoz potrafi wydobyć dźwięki pełne pasji i emocji.
Drgnął, obudził się z tego letargu. Ilja siedział na brzegu łóżka, przestał już grać, teraz przyglądał mu się z napięciem.
- Ty drżysz Adam.
- To przez tą muzykę.
Skulił się przyciągając kolona do brzucha.Nie cierpiał tak się obnażać przed innymi, nawet przed Ilją.
- Czy Nowy Rok to najważniejsze święto w Rosji?
Ilja kiwnął głową.Poderwał się z łóżka i zaczął czegoś szukać w torbie.
- Mam dla ciebie prezent, spróbuj – Rozradowany podawał mu jakieś zawiniątko.
- Co to? - nieufnie spojrzał na szarą-brązową masę.
- Chałwa, prosto z Odessy, moja najsmaczniejsza rzecz.
Palcami zaczęli dzielić chałwę na mniejsze porcję i wkładać ją do ust.Ilja był szczęśliwy i cały czas dopytywał Adama czy mu także smakuje.Strasznie słodka, przyjemnie stawiała lekki opór zębom i miała dziwnie rumowy smak,który łamały kwaskowate rodzynki.Musiał przyznać, że była rzeczywiście smaczna.Sięgnął po kolejny kieliszek wina by tą słodycz czymś przytłumić.
- Jeszcze godzinę do dwunastej? Ilja spojrzał na telefon.
- Żałujesz, że gdzieś nie poszliśmy, dusimy się tutaj w tym małym mieszkanku. Jeszcze możemy wyjść?
- Nie, ja się nigdy nie duszę przy tobie- Przekrzywił głowę i dotknął jego ramienia- Ty się mnie boisz Adam?
Spuścił głowę, dwa razy otwierał usta, żeby coś jeszcze powiedzieć za każdym razem jednak rezygnował.
- Ilja – uniósł się na łokciu, tak piękny wydawał mu się teraz jego smutny profil, zapewnił go żarliwie- To nie prawda.
- To nie dręcz mnie, nie dręcz siebie. Ja nie cofam swoich słów, jestem twój, możesz zrobić ze mną co zechcesz.O tamtym zapomnij.
Poczuł jak Ilja bierze ostrożnie pomiędzy zęby jego wargę, by po chwili powoli wsunąć język, z pytaniem, prosząc o przyzwolenie. Nie musiał jednak upewniać się, bo Adam zaczął całować go zachłannie głęboko.Kiedy zabrakło mu tchu, spojrzał na niego z dołu i powiedział.
- Ja się boję, ale tylko siebie.
Ilja przesunął dłonią po jego głowie, w geście pocieszenia.Przycisnął do łóżka deszczem pocałunków, które ofiarowywał jego twarzy i szyi.Przerywał na małe krótkie momenty by się uśmiechnąć do niego,Adam odwzajemniał tą radość, to wsparcie, które otrzymywał od niego.Dzisiaj był pewien, nie będzie żadnego przepychania się z Ilją w łóżku, chłopak był tak zdesperowany ze zrobi wszystko dla niego.Właśnie nachylał nad nim by go znowu pocałować, prawie położył się na nim. Adam przycisnął go do siebie i objął najpierw ramionami a potem nogami, zakładając kleszcze z których tamten nie mógłby się wyrwać. Całował go teraz łapczywie i szybko, ogarniała go coraz większa gorączka, czuł że ta miesięczna przerwa była utratą tylu szans by być bliżej niego.
Rozgorączkowany próbował z niego zdjąć spodnie, szarpał się z guzikami przez chwilę, by zrobić miejsce dla swojej dłoni,niespokojne palce chciały dotknąć tej miękkiej i delikatnej skóry.Ilja w tym czasie rozpinał jego koszulę,językiem wodząc po każdym nowym odkrytym miejscu.Adam,tak tęsknił za tym dotykiem, za jego dłońmi wędrującymi po rozpalonej skórze, że westchnął zamykając oczy, nie chciał ani sekundy uronić z tych doznań, uciekał znowu w swój świat, rejestrując każdą pieszczotę ze zdwojoną siłą.Jaka magia kierowała jego opuszkami palców, jego ustami, że wiedział gdzie go dotknąć, było dla niego zagadką, poddawał się temu z rozkoszą.
- Adam- gdzieś z oddali dobiegło go wołania- Adam, spójrz na mnie.
Otworzył oczy. Ilja leżał obok niego gładząc wierzchem dłoni jego policzek powiedział.
- Znowu to robisz.
Patrzył trochę nieprzytomnym wzrokiem.
- Kontroluję cię całego,oddajesz mi się- szybko oddychał, pożądanie i oczekiwanie teraz dominowały w jego spojrzeniu- Chce cię gdzieś zabrać, jeśli mi na to pozwolisz,jeśli nie będziesz ze mną walczył.
Serce zatrzymało się na chwilę, poczuł to gdzieś na wysokości krtani, myślał, że nie jest w stanie wypowiedzieć ani słowa, a jednak usłyszał swój własny głos.
- Zabierz mnie tam, gdzie jeszcze nie byłem.
Objął go by znowu mogli zacząć się całować, koniuszki języków tańczyły teraz w rytm ich szalejących serc. Ilja nic nie stracił ze swojej czujności, tego czego pragnie od niego Adam.Teraz bardziej stanowczo przytrzymał biodra tamtego,chciał maksymalnie wydłużyć czas jego pracy językiem, już nie był taki niecierpliwy, był dokładny i metodyczny i coraz bardziej zadowolony ze swoich wysiłków. Ostrożnie wsunął dwa palce czując pod opuszkami delikatność ścianek które dotykał.Kiedy Adam rozłożył ręce i nie kontrolując się już w ogóle, uniósł miednicę rzucając kilka razy głową na boki, było to dla niego znakiem.Szepnął tylko mu do ucha „poczekaj na mnie”. Wsunął się w niego pokonując lekki opór, zaczął się rytmicznie poruszać, zakładając sobie jego ręce na ramiona, nogi Adama same go objęły. „Nie śpiesz się” Ilja kilka razy powtarzał,ale nie wiedział czy słowa w ogóle docierały do jego partnera.Jeśli można było się dać ponieść instynktowi, to właśnie miał przed sobą Adama zawładniętego nim całkowicie. Nie chciał jednak kończyć, doprowadzać go do spełnienia, choć czuł, że nie będzie to takie trudne. Ostrożnie wysunął się z niego.
- Co robisz? – zachrypiał mu Adam i przywarł biodrami do niego.
- Spokojnie,zmień pozycję.
Obrócił go na brzuch, lekko rozchylił nogi. Ścisnął pośladek, aż tamten poskoczył, przejechał palcem w szparce, na co Adam tylko podsunął jedną nogę pod siebie i jęknął.
Tym razem wszedł w niego ostrzej ze słowami „zapleć swoje nogi z moimi” . Kiedy ta sztuka im się udała, Ilja teraz już przestał się tak mocno kontrolować, dał się ponieść swojej energii, która gromadziła się cały czas w lędźwiach. Adam złapał prześcieradło ręką i próbował się takiej wątłej krawędzi przytrzymać, nabierając świszczących oddechów przez noc, cały czas spadał. Ilja uderzał w takie miejsce, które zalewało go falą, jedną drugą trzecią, przekręcił się lekko na bok i złapał swój penis, ich nogi się rozplotły, ale nie rozłączyli się całkowicie.Adam czuł ciepło zalewającej go falami spermy.Doszedł szybciej niż Ilja ,który wcisnął swoją głowę w jego szyję spłycił swoje ruchy i po jednym długim „och” znieruchomiał. Nie poruszał się tam w nim, ale przywarł do jego placów, nie chciał aby się rozłączyli.
Milczeli przez chwilę
- Adam? – zapytał ostrożnie.
- Byłem tam, byłem w twoim świecie.
- W świecie dźwięków? Ja je ciągle słyszę- Ilja przyłożył usta do jego ramienia- Ten dźwięk w tobie, zamykam oczy i go czuje,czasami słyszę.
-Twój geniusz? – Adam obrócił się by na niego spojrzeć- Nie dotyczy tylko muzyki, prawda?
Ilja przymknął oczy, milczał.
- Od kiedy, od kiedy wiedziałeś, że moja miłość do ciebie, spełni się inaczej? – teraz Adam był zafascynowany,jak nadprzyrodzonym zjawiskiem, którego istoty nie mógł zgłębić.
- Pierwszy raz, tam wtedy w sali ćwiczeniowiej, kiedy zagrałem coś specjalnie dla ciebie- Zastanowił się przez chwilę- Hmmm potem właściwie zacząłem się wahać. Zmyliłeś mnie. Tamtego dnia kiedy zrobiłeś awanturę,byłem już pewien.
Dał mu czas, nawet ofiarował siebie. Ile by trwał w takim zawieszeniu, było dla Adama tajemnicą. Intuicja, geniusz, siódmy zmysł,jakby tego nie nazwać, nie zawiodło,pozwoliło poruszać się po zakamarkach jego duszy.
Spojrzał na niego jak na nowego człowieka,ujrzał radość na jego twarzy.Za oknami kanonada fajerwerków nasiliła się a ich opadające łuny rozjaśniały co chwilę pokój.
- Najlepszego z Nowym Rokiem- pocałował Adama
- Ilja, tak bardzo bym chciał, żeby wszystkie twoje marzenia się spełniły- Składał mu życzenia
- Liczysz się tylko ty i muzyka, cała reszta nie istnieje, bez całej reszty mogę żyć.A moje marzenia? Jedno się właśnie spełniło,poznałeś samego siebie
Oderwał się od niego i wstał.Teraz stał nagi w świetle kolorowych wybuchów za oknem.
- Słyszysz tą symfonię?
środa, 26 grudnia 2012
cz XIV Geniusz
Święta u ciotki Doroty, były niekończącymi się torturami dla Ilji. Nie umiał znaleźć niczego co by go cieszyło. Był niespokojny, rozdrażniony i bez przerwy odcinał się ojcu. Dwie kuzynki ,córki ciotki, też go drażniły, wspólne muzykowanie rodzinne, doprowadzało do furii. Zacisnął jednak zęby, przetrwał wigilię, przeżył deszcz prezentów, uśmiechał się do ciotki, która niczemu nie była winna. Czekał, czekał aż nadejdzie wtorek, tego dnia przychodzili znajomi rodziny i było wielkie biesiadowanie, liczył na to, że ojciec straci czujność.
I tak też się stało, kiedy goście zaczęli się schodzić w pierwszy dzień świąt, on poszedł do pokoju na górze i zaczął ćwiczyć. Zszedł grzecznie na chwilę by się przywitać, z zadowoleniem stwierdził, że ojciec będzie pił , więc wrócił na górę. Ciotka zajrzała do niego, pytając czy nie chce czegoś zjeść. Zaprzeczył szybko. Ona jednak pchnęła drzwi i weszła do pokoju.
- Ilja co się dzieje? – z troską pytała.
- Nic- zaprzeczył i próbował się uśmiechnąć, po chwili jednak podjął decyzję, że powie jej- Muszę jechać do Poznania, a ojciec mi nie pozwala. To dla mnie bardzo ważne.
- Ważniejsze od czasu spędzonego z rodziną?
Przymknął powieki, jakby odpowiedzi szukał gdzieś w głębi siebie.
- Mnie tu nie ma ciociu, ja jestem gdzie indziej, tylko moje ciało się tutaj pałęta. Dlatego nie trzymajcie mnie w więzieniu.
- Co ty mówisz, nikt cię nie więzi.
- To dla mnie jest takie ważne- wstał z krzesła i zaczął krążyć po pokoju- duszę się, że nie mogę nic zrobić siedząc w Działdowie.
- Mam nadzieje, że się nie wpakowałeś w jakieś kłopoty?
Uśmiechnął się i pokiwał głową – Policja mnie nie ściga, za to ojciec na pewno będzie.
-Dobrze, jeśli to takie ważne to jedź, ja porozmawiam z ojcem.
Podbiegł do niej i zaczął całować jej dłonie z nieustającym „dziękuje” Pogłaskała go po włosach.
- Jak ty dotrzesz do Poznania- zaniepokoiła się.
- Normalnie pociągiem- mówił to pakując rzeczy do plecaka. – Jadę o coś powalczyć, żyć mi powodzenia – rozradowany na nią spojrzał, a ona pomyślała, że temu chłopakowi wszystko musi się udać.
Na dole było zamieszenie wywołane dużą ilością gości,wyszedł przez nikogo niezauważony.
Na drugi dzień, dopiero przy późnym śniadaniu, ojciec zorientował się ,że Ilji brakuje przy stole. Głowa mu pękała więc tylko poprosił jedną z siostrzenic aby go zawołała.
- Nigdzie nie idź- ciotka Dorota zwróciła się do swojej córki- On wyjechał.
- Gdzie wyjechał ? – spokojnie zapytał.
- Do Poznania.
- Co? – wrzasnął – A to gnojek jeden.
Podniósł się zza stołu, złapał się za głowę i znowu usiadł.
- Jestem jeszcze pijany, nie mogę prowadzić- rozejrzał się po stole i sięgnął po kubek, jednym haustem wypił jego zawartość, postawił z hukiem na stole, tak że wszyscy podskoczyli i wrzasnął – rozszarpię go, będzie miał zakaz wychodzenia, odetnę go od komputera i…
Chciał jeszcze wymyśleć jakieś kary, ale jego siostra mu przerwała.
- On nie jest już małym dzieckiem, zmienił się. Bardzo się zmienił przez te kilka miesięcy w Polsce, nie widzisz tego?
Witkowski tylko wciągnął ze świstem powietrze przez nos.
- Widzę, że kompletnie nie daje sobie z nim rady, robi co chce, kiedy chce i jak chce.Za chwilę złamie sobie karierę, a ja… ja do tego nie dopuszczę.
Zacisnął wargi i przyłożył rękę do czoła. Jego dwie siostrzenice przerwały jedzenie i z uwagą śledziły rozmowę.Szwagier zaś w najlepsze zajadał świąteczne potrawy,nie uczestnicząc w wymianie zdań.
- Nie bądź taki zaborczy, karierę i tak zrobi, nie może żyć przecież tylko muzyką – ciotka Dorota uśmiechnęła się do siebie – Też znałam takiego jednego wariata, który nie wrócił z obozu, bo poznał jedną taką miłą wiolonczelistkę z bratniego nam kraju.
- To było co innego,ja byłem zakochany.
Dziewczyny zaczęły chichotać ,Dorota także powstrzymywała się aby nie parsknąć śmiechem.
- Myślę, że i on teraz uciekł do swojej dziewczyny,wygląda na zakochanego- po tych słowach swojej siostry Witkowski uniósł brwi-Dla młodych jeden dzień, wydaje się wiecznością.
Uśmiechnęła się wyrozumiale, ojciec Ilji tylko mrugał, jego siostrzenice siedziały z otwartymi buziami,szwagier nakładał sobie kolejną sałatkę na talerz, pochłonięty bardziej suto zastawionym stołem niż problemami rodzinnymi.
- Boli mnie głowa- Witkowski zamknął oczy, otworzył je po chwili i spojrzał na swoją siostrę- Kobiety więcej widzą, dlatego tak ciężko mi jest wychowywać samemu Ilje.
Dorota odwróciła się do blatu kuchennego i sięgnęła po telefon, który przed sekundą krótko zawibrował przychodzącą wiadomością.
- Oooo i widzisz twój syn przysłał mi wiadomość, że wszystko jest w porządku. Rozsądny z niego chłopak.
- Jak po polsku to nie od niego- mruknął Witkowski- on nie umie pisać.
- Widocznie ona jest mądrzejsza od was dwóch.Zjedź coś wreszcie- podsunęła talerz swemu bratu- I przestań się na niego złościć.
- Aaaa wróciliście? – jakby nagle coś sobie przypomniał- Masz gościa,ktoś do ciebie przyjechał.
Adam zmarszczył tylko brwi zaskoczony.Nikogo z pewnością się nie spodziewał. Dziadek wskazał ruchem głowy, drzwi do kuchni,do której zaintrygowany natychmiast wszedł.Nie mógł uwierzyć własnym oczom,za stołem siedział i opychał się ciastem Ilja, matka zaś mieszała coś w garnku,opowiadając o wigilii.Odwrócili się w jego stronę a jego rodzicielka wskazując łyżką chłopaka za stołem, radośnie oznajmiła.
- Przyjechał do ciebie.
Ilja tylko rzucił jedno spojrzenie w jego stronę,podniósł się natychmiast z krzesła,próbując przełknąć zbyt duży kawałek ciasta,który nie pozwalał mu wydusić z siebie słowa.
- Dobrze- Adam zupełnie spokojnie cedził słowa- przyjechał, ale już musi ruszać z powrotem do Poznania.
Wystraszony Ilja zaczął szukać torby pod stołem.
- Tak, tak już trzeba wracać,dziękuje bardzo. Adam się uśmiechnął najmilej jak umiał
- Będę tak miły i odwiozę cię na stację.
- Tak, tak- powtarzał Ilja szykując się do wyjścia.
- A co się stało?- pytała matka – przecież on dopiero przyjechał, nie może z nami zjeść obiadu, mamy tyle jedzenia, że i ten chudzina się na pewno wyżywi- zrobiła kilka kroków w stronę Iji, przyglądając mu się- zresztą on jest cały przemarznięty.
- Nic mu nie będzie,przeżyje.Wraca do domu natychmiast – stanowczo podkreślał Adam.
Chciał jeszcze coś dodać,ale do kuchni weszli ojciec i Klaudia.Matka od razu zaczęła im relacjonować jak to znalazła tego bidaka pod kościołem.Adam nie opanował się i tylko krzyknął „pod kościołem?”
Ilja stał ze spuszczoną głową, uważnie obserwując wzory na swoich skarpetach. Matka jednak była tak podekscytowana całym zdarzeniem, nie przestawała opowiadać.
- Wyobraźcie sobie,że siedział w kościele od siódmej był na dwóch mszach i wszystkich pytał czy nie wiedzą gdzie mieszkamy? Twierdził ze jest naszą rodziną ze wschodu.
Ojciec Adama zaczął się śmiać, usiadł za stołem i wskazał miejsce stojącemu samotnie Ilji.Ten nie odrywając wzroku od podłogi ostrożnie usiadł.
- Trafił na naszych sąsiadów i ci go pokierowali do mnie, byłam z ojcem w kościele.Zabraliśmy go do domu, powiedział nam, że właściwie to jest twoim uczniem –zwróciła się do syna- i musi się z tobą koniecznie zobaczyć.
Teraz wszyscy spojrzeli na Adama,oczekując ,że on wyjaśni całą sytuację.Było to ogromnie nieostrożne ale jednak podjął to ryzyko i zadał pytanie Ilji.
- Po co przyjechałeś do mnie?
Teraz wszystkich oczy przeniosły się na chłopaka, który z opuszczonymi ramionami i nieszczęśliwą miną poinformował zebranych.
- Uciekłem z domu.
Matka zakryła dłonią usta, ojciec nerwowo zaczął drapać się po głowie, Klaudia sztywno cały czas trwała przy Adamie.
- Nie odbierałeś telefonu- zajęczał Ilja- co miałem zrobić? Gdzie pójść? Profesor powiedział mi gdzie mieszkają twoi rodzice – podniósł wzrok i zrobił minę niewiniątka- i oooo przyjechałem.
Adam właśnie próbował ogarnąć całą sytuację.Jednak wszystko skupiało się do jednego tylko punktu, wściekłego ojca Ilji, który właśnie zawiadomił każdy posterunek w okolicy, że niepełnoletni syn znikł.
- Chłopcze- zaczął mentorsko ojciec- przede wszystkim poinformuj rodziców, że nic ci nie jest, nie możesz znikać z domu.
- Ja nie zniknąłem z domu- wtrącił Ilja- tylko z Działdowa,byliśmy u ciotki.
- To dzwoń tam natychmiast, że żyjesz i że będziesz w Poznaniu, wieczorem- irytował się Adam- Nie mam lepszy pomysł,to ja zadzwonię.
Chłopak ponownie się poderwał zza stołu,wysłał błagalne spojrzenie w kierunku swego nauczyciela.
-Nie, nie, nie rób tego,ja ta zrobię.
Matka teraz przypomniała sobie o mięsie w piekarniku.Zajęła się ponownie jedzeniem,które przygotowywała na obiad.
- Klaudia- krzyknęła do córki- nakryj stół. Zjecie obiad przed wyjazdem.A ty-wskazała palcem na gościa– Dzwonisz do rodziców.Jeśli nie chcesz rozmawiać, napisz sms’a.
Ilja kiwnął głową i zaczął mruczeć pod nosem „Wolę do ciotki”i już głośno dodał.
- Kto mi napiszę wiadomość po polsku, nie umiem?
- Może być po angielsku, rosyjsku lub chińsku ,nie ważne jak, abyś napisał- podniósł głos Adam.Podszedł do niego i zabrał mu telefon- Dawaj, ja to zrobię, bo ci nie wierzę.Co mam napisać?
- Jestem już bezpieczny
Kiedy stukał szybko kolejne litery,do kuchni wszedł dziadek,żeby zobaczyć co się dzieje.
- I jak ogrzałeś się trochę? – zwrócił się do gościa.
- Tak, tak dziękuje- Ilja przytakiwał- patrząc na Adama który pisał wiadomość.
- Jesteś nasza rodziną ze wschodu?
- Oj tato, przecież mówił, że jest uczniem Adama.
- Aaaa uczniem, to pewnie grasz na skrzypcach- Ilja przytaknął, a dziadek zaczął, wykonywać w powietrzu ruchy wyimaginowanym smyczkiem- Ramp tarara, Ram tamtara- powtarzał rytmicznie- Grałem na weselach.Rżnąłem ile wlezie.
Ilja zrobił zdziwioną minę.Adam pomyślał,że rodzinka zawsze się umie popisać i szybko przetłumaczył.
- Rżnął czyli grał mocno i ostro.
Ilja się uśmiechnął i zapewnił dziadka.
- Ja też tak robię.
- Swojak, swojak- Krzyczał dziadek-Może ty jesteś jednak naszą rodziną- Chodź chłopcze napijesz się jeszcze nalewki na rozgrzewkę.
- Dziadku, on nie może.
- Co nie może,bez kielicha człowiek zdycha.
Ilja tylko czekał na okazję i ochoczo opuścił mrożący wzrok Adama. Klaudia pobiegła wycierać psa, pozostawionego w pokoju, ojciec ze słowami "muszę sprawdzić coś w piecu" wyszedł z kuchni.
Matka przez chwilę zajęta robieniem sałatki milczała, jednak Adam wiedział, że się już zaangażowała w całą sprawę, więc analizowała i pytała chciała wiedzieć jak Adam ma zamiar rozwiązać sytuację.
Obserwował jej plecy i nieustającą krzątaninę przy garnkach.Sam nie wiedział jak poradzić sobie z problemem, jak z niego wybrnąć,by nie skończyło się to konsekwencjami dla Ilji.Stwierdził uspokajająco,że „załatwi to z jego ojcem”. Choć rozmowa z Witkowskim, była ostatnią rzeczą na którą miał ochotę.
- Przecież matce musi serce pękać- ubolewała jego rodzicielka- dlaczego on to zrobił?
- Jego matka, mieszka daleko, mamo.On prawie nie ma z nią kontaktu. Ojciec na pewno trzyma go twardą ręką.
- Boże, te dzisiejsze rodziny, kompletnie ich nie rozumiem.
Zaczął obracać w palcach serwetkę,rozradowany mikołaj spoglądał teraz na niego z kolorowego papieru. Dziwne było to, że powinien być wściekły na kolejną akcję Ilji, ale nie był. Pewnie powoli się znieczulał na jego wybryki, albo to atmosfera domu rodzinnego powodowała,że już całkowicie uspokojony,spoglądał na całą sytuację. Właściwie musiał przyznać sam przed sobą, był zadowolony, że ma Ilję na oku, że jest gdzieś blisko.W tym momencie prawie absurdalna wydawała mu się ta cała sytuacja. Jego rodzina i Ilja, prawie szczęśliwa rodzinka w świąteczne popołudnie.
- On przyjechał do mnie, mamo- zaczął ostrożnie- bo nie ma nikogo kto by go wspierał w konfliktach z ojcem, on nie ma nikogo bliskiego w Polsce,został wyrwany ze świata który znał i wtłoczony w nową szkołę i obowiązki.
Słowa płynęły same, bez żadnego ustalonego planu, miał potrzebę powiedzenia tego teraz.
- On pojawił się tutaj- zrobił pauzę, jednak podświadomie się denerwował bo po dłuższej chwili dodał, trochę drżącym głosem- bo jest we mnie zakochany.
Matka zaczęła się śmiać, odwróciła się do niego z rękoma umazanymi lekko majonezem.
- Adam naprawdę ,co ci młodzi ludzie teraz wygadują ,nie wiedząc w ogóle chyba co to znaczy.On na pewno podziwia cię jako swojego nauczyciela,takiego mistrza, którego trzeba wielbić.
Odwróciła się i sięgnęła po solniczkę a potem po pieprzniczkę, by po chwili oznajmić.
- No dobra, skończone.
To chyba rodzinne, to wypieranie niewygodnych informacji, pomyślał, a potem sobie uświadomił, że lepszego momentu nie będzie.
- To bardziej skomplikowane mamo, to ja się od niego uczę.I problem polega na tym, że ja też jestem w nim zakochany.
- Adam- matka nie odwróciła się tylko spięła lekko łopatki- nie rozumiem co ty do mnie mówisz.
- Rozumiesz, mamo.Nie chce cię ranić, wiem że nie takiego syna sobie wymarzyłaś, ale to prawda.
Teraz ujrzał jej oczy,pełne powstrzymywanych łez, przez chwilę żałował, tak bardzo żałował, że to powiedział, chciał cofnąć te słowa, które ją tak zraniły. Zaczęła niebezpiecznie pociągać nosem.
- Ale ty miałeś dziewczyny- podszedł do niej, bo czul, że zaraz wybuchnie płaczem, dotknął jej ale odsunęła się - no tak miałeś właściwie tylko jedną dziewczynę.
Rozpoczęła analizę jego życia, a on postanowił, że już więcej informacji nie będzie jej dzisiaj przekazywał i tak miał wrażenie, że spadło na nią za dużo. Matka zaś wpadła w kolejną fazę, zaczęła się złościć.
- Synku, jeśli myślisz, że ja powiem to ojcu, to się mylisz. Jeśli uważasz, że powinnam podejść do tego jakby nigdy nic,to też się mylisz. Jeśli …Ja nie jestem nowoczesną matką… - powiedziała z rezygnacją.
Po chwili zapytała jakby upewniając się jeszcze.
- Ty sobie nie żartujesz?
Pokręcił przecząco głową.
- Boże, boże to się zdarza tylko w serialach, gdzieś tam wśród tych całych celebrytów, to nie może dotyczyć zwykłych ludzi.
Ukryła twarz w dłoniach, w tym momencie Klaudia wpadła do kuchni.
- Mamo już mogę nosić talerze? A gdzie są serwetki?
Matka spojrzała na nią i pokazała odruchowo miejsce na stole gdzie leżały uśmiechnięte mikołaje.Zza uchylonych drzwi usłyszeli,kilka dźwięków skrzypiec.
- Dziadek chciał koniecznie coś temu chłopakowi pokazać, głównie swoje rzępolenie. – skomentowała grobowym tonem jego siostra. Odkąd pojawił się Ilja u nich, chodziła sztywna i obrażona.
- On ma na imię Ilja. – Adam uniósł brwi- I zdziwiłabyś się jak Ilja gra.
Klaudia zrobiła minę pt.wcale mnie to nie interesuje i poszła rozkładać brakujące serwetki.
Matka wykorzystała jeszcze ten krótki moment, by desperacko uczepić się jednej myśli.
- Synku, przecież jeszcze młody, może ci się tylko wydaje, może spotkasz w swoim życiu mądrą kobietę, która cię przekona ?
Adam nic nie odpowiedział, chciał ją jakoś pocieszyć, ale to byłyby puste słowa, teraz już nic do niej nie docierało.Rozejrzała się po kuchni i ze słowami - Powinnam go wyrzucić z domu- ruszyła w stronę drzwi.
Zatrzymał ją.
- Uspokój się To się zaczęło na długo przed spotkaniem Ilji.
Zrezygnowana usiadła na krześle.Spuściła ramiona i pocierała teraz obrączkę, kręcąc ją na palcu.
- A jeśli będziesz go za cokolwiek winić, nie wybaczę ci tego.
Nie mógł dopuścić do tego aby w jej świadomości cały ciężar spadł na Ilję.Pomimo tego, że ją zranił , pomimo tego że widział jej ból, tak naprawdę pierwszy raz poczuł, że spada mu część tego ołowiu z serca, że to co go pętało, to poczucie złego postępowania, właśnie uleciało wraz z kolejnymi słowami.Prawda bolała, ale te ukrywane kłamstwa jeszcze bardziej.Nie pomoże jej teraz,jedynie może czuć się jak winowajca, ale tak nie było, nie czuł się winny,poczuł się dziwnie wolny.
Poszedł do salonu niosąc dwa półmiski, odstawił je na stole.Ilja właśnie przyglądał się jakimś chwytom na gryfie, które pokazywał mu dziadek.Odciągnął go na chwilę od tej lekcji i powiedział półgłosem.
- Po obiedzie coś zagrasz. Musi to być coś takiego od czego wszyscy spadną ze stołków, wybór należy do ciebie.
- Tu nie ma stołków?
Adam przymknął powieki i zebrał w sobie wszystkie pokłady cierpliwości.
- Zagraj coś takiego co spodoba się mojej matce, inaczej przepadłem. Zrobiłem dzisiaj straszną głupotę.
Chłopak otworzył szeroko oczy i ochrypłym tonem pytał.
- Ty też robisz głupoty ?
Pierwszy raz od rana uśmiechnął się do zdziwionego Ilji. Ten zacisnął teraz usta i przytaknął, że rozumie. Naprawdę był żołnierzem, który wybiera się na bitwę. Po obiedzie Adam zebrał wszystkich w salonie i prosił aby wysłuchali jak gra młody skrzypek. Obserwował cały czas matkę, która od momentu rozmowy w kuchni siedziała sztywno i nie poruszała prawie żadnym mięśniem twarzy, zakładając maskę pozornej obojętności.
Ilja zagrał „Cichą Noc”. Był to doskonały wybór.Adam słuchał,ale tak naprawdę obserwował swoich bliskich. Nestor rodu, kiwał główką by po chwili na tyle się rozbujać, że zasnął w fotelu. Ojciec, lubił muzykę ale nie emocjonował się aż tak bardzo, ale tym razem był może trochę bardziej zaangażowany w odbiór tego co słyszy. Klaudia siedziała z naburmuszoną miną i patrzyła na Ilję spod oka. W miarę jednak jak dźwięki płynęły zaczęła się prostować z pozycji półleżącej i otwierać ze zdziwienia usta Najważniejszym słuchaczem była jednak matka, nauczycielka muzyki od lat związana z zawodem, słuchająca , orientująca się. Jeśli Ilja miał ją jakoś przekonać do siebie,to tylko tak, Adam z satysfakcją obserwował jak jej maska opada, jak pojawia się najpierw słaby uśmiech,który potem już zaczyna być pełną radością z tego co słyszy.Nagle jakby posmutniała, ale nie było to,zajrzała na chwilę do środka siebie, chyba nie mogła uwierzyć , bo posłała zdziwione spojrzenie Adamowi,który odpowiedział tylko uśmiechem. Przymknął oczy. Teraz i on na parę minut mógł się odstresować popłynąć na dźwiękach, jedynej kolędy, którą lubił.Jak zwykle, Ilja doskonale wiedział, co zagrać, jak zagrać i kiedy.Miał ten dar panowania nad słuchaczami, odczytywania ich emocji.
W momencie kiedy kolęda się skończyła,dziadek się obudził i tylko zamruczał „piękne Dzisiaj w Betlejem”.Klaudia wróciła do swojej obrażonej postawy, ale z większym zainteresowaniem spoglądała na intruza w domu.Ojciec bił brawo.Matka podeszła i pogratulowała występu.Powiedziała,że to była najlepsza interpretacja jaką słyszała w życiu, że ma dreszcze do tej pory, że Ilja ma ogromny talent i nie może go zmarnować. Mówiła to wszystko oficjalnym tonem jakby recytowała formułki, ale doceniła go, to Adamowi musiało teraz wystarczyć.Odetchnął z ulgą
Robiło się już ciemno, musieli wracać. Matka pożegnała go słowami.
- Uważaj na siebie synku.
Widział ból i czułość w jej oczach, pamiętał jednak słowa, które wypowiedziała pakując mu ciasto. Kategorycznie jednym zdaniem oznajmiła, żeby nigdy już Ilji nie przyprowadzał do tego domu. Czy miał prawo mieć do niej jakąkolwiek pretensję? On się oswajał z tą myślą tyle lat, ona miała na to jedno popołudnie, niczego w tej chwili od niej nie żądał, choć gdzieś tam w głębi czuł się zraniony tymi słowami.
Ruszyli do Poznania. W samochodzie zapadła cisza. Adam się nie odzywał, Ilja także nie miał ochoty z nim rozmawiać. Po zaledwie kilku kilometrach, poprosił by się zatrzymał, że musi na stronę. Wjechał w mała dróżkę prowadzącą w głąb lasu. Chłopak wyskoczył z samochodu i pobiegł pod jakieś drzewo.
-Przeziębiłeś się – powiedział do niego, kiedy wrócił- w domu też ciągle biegałeś do toalety- Nieustannie martwił się o niego.
Ilja wsiadł, ale zanim zdążył odpalić samochód, rzucił mu się na szyje. Ścisnął mocno i nie chciał wypuścić.
- Nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj – westchnął jak małe dziecko po długim płaczu.
Ostrożnie z pewnym wahaniem Adam objął go.Przez kilka chwil trwali tak, dopóki Ilja nie wypuścił go z objęć.Położył głowę tuż pod jego brodą, poszukał Adama ręki by ją ująć w swoją dłoń.
- Nie chce być z nikim innym tylko z tobą, już to wiem, że nikt nie jest ważniejszy od ciebie.Żaden pocałunek, żaden dotyk nie ma znaczenia, bo nie jest twój.Zrobię wszystko co zechcesz, jestem twój- uniósł oczy od góry – Adam ja, ja – zaczął się jąkać.
Przyglądał się jego ustom i słuchał tych ofiarowanych wyznań.Jeśli coś miało w ogóle znaczenie to ta chwila.
- I już zrozumiałem to święto w Polsce – powiedział Ilja- to jest szczególny czas w którym chcesz być z ukochaną osobą, nawet jeśli jesteś na końcu świata, zrobisz wszystko by być blisko niej – wyciągnął głowę w jego kierunku- musiałem cię zobaczyć, nawet jeśli by miało to tylko trwać 3 sekundy i byś mnie wygnał, musiałem.
Przycisnął głowę jeszcze mocniej do niego.
- Ze wszystkich rzeczy, najgorsze jest to, że cię nie widzę, że jesteś gdzieś daleko, że się nie zezłościsz na mnie i nie weźmiesz potem w ramiona.
- Wariat.
Pocałował go, powoli z namaszczeniem traktując jak kruchy cenny przedmiot. Odsunął od siebie, by następnie przytulić ze słowami.
- Zabijasz mnie Ilja- pogładził go delikatnie po policzku- Nie chce jednak nikogo innego, nie chce innego mordercy.
wtorek, 25 grudnia 2012
P P
Popełniłam one shota w ramach odreagowania świąt.Mam nadzieję, że się nie zgorszycie dziewczęta a będziecie dobrze bawić, bo treści tu niewiele, za to tego co tygryski lubią najbardziej, sporo.
Dobrej zabawy :D
Wpadł do akademika, tylko na chwilę, właśnie miał okienko, które zawsze wykorzystywał na zjedzenie czegoś w barku studenckim, jeśli oczywiście miał pieniądze. Tym razem postanowił coś przegryźć w biegu i zabrać materiały na ćwiczenia. Nienawidził poniedziałków, ten rozruch po weekendzie był za długi, tak trudno było przestawić się po dwudniowym melanżu na uczelniane życie.
W pokoju zobaczył swojego współlokatora, który oparty o ścianę rozwalony leżał na łóżku ze zbolałą miną. Piknik bo taką miał ksywkę, pojawił się pierwszy raz od dwóch dni. Gdzieś przepadł na weekend, pewnie jak zwykle szalał na mieście. Co pewien czas sprzedawał swojemu lokatorowi bardzo rozbudowane historie swoich przygód łóżkowych. Teraz jednak miną miał nie tęgą, może ten weekend nie była aż tak udany i zamiast upojnego seksu, trafiło go jakieś nieszczęście.
Wyciągnął rękę w jego kierunku, jak ktoś na łożu śmierci.
- Kristek ja umieram- jęknął cicho- a na dodatek z rozkoszy.
Piknik zawsze coś gadał bez sensu, więc tylko rzucił w odpowiedzi – „Że musiało być nieźle” i zaczął przewracać swój bałagan na biurku w poszukiwaniu kserówek, które były mu potrzebne. Tamten jednak nie przestawał.
- Było nieźle, po prostu achccch, było zajebiście mówię ci. Pięć razy – ałłl- jęknął bo zmienił pozycje- Pięć razy, rozumiesz, dziewczyna była zachwycona, nie chciała się ze mną rozstać.
Kristek tylko z powątpiewaniem spojrzał na błogi uśmiech swego współlokatora. Piknik nieustannie fantazjował na temat swych łóżkowych wyczynów.
- Kristek, Kristek- nieustannie powtarzał jego pseudo- Mam problem, może ty coś wymyślisz?
- A co się stało- ładował właśnie odnalezione papiery do torby.
- No więc… no więc jak mi stanął wczoraj o 11 w nocy tak… ciągle.
- Co! – krzyknął Kristek- To jakieś zaburzenie.
Piknik jęknął tylko , wymownie kierując wzrok w kierunku swojego podbrzusza.
- No, nie zupełnie, wzięłam Viagrę.
- Idiota, to teraz się cierp, albo miej z tego przyjemność.
- Ale- jęknął Piknik- muszę powiedzieć , że te proszki są zarąbiste, kumpel mi mówił i się wszystko sprawdziło. I może nie byłoby tak źle, gdyby to nie była podwójna dawka.
-Hahahaha, szukaj antidotom, bo to naprawdę może się źle skończyć.
- Nie chciałem brać dwóch, ale kiedy połknąłem pierwszą i po pół godzinie nic, to pomyślałem ze ja może potrzebuję większego kopa i tak z jednej zrobiło się dwie. Potem już z laską w łóżku, było super, ale czym dłużej to trwało tym było coraz bardziej krępujące. Wymyśl coś, zobacz.
Tutaj Piknik bez krępacji zsunął spodnie dresowe co by unaocznić swoje cierpienie. Kristekprzyglądał się penisowo prawie w pełnym wzwodzie i zaczęły mu przychodzić do głowy naprawdę ciekawe rozwiązania. Przełknął dwa razy ślinę.
- Pokaż jak to wygląda – powiedział z troską w głosie lekarza, który widzi problem Piknik zsunął dalej dresy.
- Widzisz sam, że jest problem.- przymknął oczy- nie mogę myśleć o laskach bo jeszcze gorzej, a w ogóle wysikanie się, Stary, graniczyło z cudem.
- Zimna woda, zwal konia – proponował Kristek
- Achhh- westchnął naciągając z powrotem dresy- zimna woda, niewiele dała, tylko jajka się skurczyły, on prawie wcale. Zwaliłem i owszem, ale pomogło na dwie minuty, jak tylko o coś obtarłem to problem powrócił.To jest niebieskie cudo, mówię ci.
- Ale kurwa ,nie w takiej dawce.
- To prawda, Kristek co ja mam zrobić, a jeśli już tak zostanie?
- Nie, na pewno można to leczyć jakoś.Może jakiś porządny oral by to trochę zniwelował.
Zaczął zastanawiać się Kristek, palcem dotykając swoich ust.
- Co? Jak ja teraz znajdę na szybko jakąś laskę, mam ogłosić , przez radio studenckie, że potrzebuje pierwszej pomocy i która siostra miłosierdzia będzie tak miła i mnie wybawi z problemu.
- Pokaż go jeszcze raz?
Piknik posłusznie zsunął spodnie.
- Już od samego ściągania gaci robi się o taki.- pokazywał teraz na problematyczny obiekt.
Kristek zaczął na czworakach wędrować po łóżku , co by lepiej się przyjrzeć , miał minę osoby, która doskonale zna i rozumie problem. Spojrzał na Piknika pełen współczucia. - Mogę ci pomóc, ja to zrobię.
- Naprawdę? O matulu będę wdzięczny do końca życia. Nie martw się zamknę oczy i sobie pomyślę o tej dziewczynie z dzisiejszej nocy i na pewno szybko się pozbędę tego problemu.
Tak jak powiedział, tak zrobił, zamknął oczy i czekał. Kiedy Kristek już się nachylał, nagle podskoczył.
- Zamknij drzwi. Nikt tego nie zrozumie, że to pierwsza pomoc dla kogoś kto właśnie schodzi z powodu permanentnego wzwodu.
- Tak, nikt tego nie zrozumie- przytaknął mu współlokator.
Wrócił na tapczan, by się zająć „chorym” organem. A ten rzeczywiście był wyjątkowo wrażliwy. Chemia widocznie napędzała nieustannie go do tego by stawać na baczność. Piknik jednak nie przestawał gadać, choć pomiędzy słowami czasami wzdychał przy kolejnych długich wędrówkach ust Kristka.
- Myślałem że jak już będę tak naćpany to będę miał mega seks, no i w sumie był, tylko ja tam zawsze marzę, że wiesz tak jęknę, aż ściany zadrżą. Pięć razy , fajnie ale myślę.. no nie wiem, że z inną by byłoby lepiej. Mówię ci jednak jaką ona miała minę na widok mojego muszkietera non stop w gotowości, po prostu epickie, stary.
Kristek zamruczał, by po chwili oderwać się od swojej żmudnej roboty.
- Miałeś mieć zamknięte oczy i nie gadać, a ty cały czas się patrzysz na mnie i nawijasz.
- No co ? Ja lubię patrzeć jak ktoś mi robi laskę. Inaczej mogę nie dojść- zagroził.
Kristek podciągnął go bliżej siebie, układając na płasko, kładąc ręce pod koszulkę, unieruchamiając jego ciało, jednocześnie kreśląc na bokach kciukami niespokojne ruchy.
- Teraz się skup przez chwilę
Otworzył usta by objąć jego członka i skończyć swoje zadanie, jednak zanim go dotknął usłyszał
- Ale to jest w sumie mega podniecające, jak tak sobie pomyślę….
Zmroził go wzrokiem.Piknik ucichł,by po chwili wydać kilka rytmicznych westchnień.Właściwie Kristek nie wiedział jakim cudem ale udało się go jednak doprowadzić do finału.Jak tylko przebrzmiało ostatnie westchnięcie, znowu usłyszał.
- Jesteś maga stary, po prostu jestem wdzięczny, to znaczy poświęciłeś się dla mnie, sorry, że ten kłopot. Oooo – krzyknął – jest już ok.
Spojrzeli obydwaj na żołnierza w stanie spoczynku.Piknik powrócił do swego monologu.
- Stary może ja ci jakoś to zrekompensuje,może ci zapłacę?
- Co!!! Wrzasnął tak, że na pewno bariera tekturowych ścian nie stanowiła przeszkody i jego głos niósł się po wszystkich pokojach aż do końca korytarza.
- Za seks będziesz mi płacił ?
- Jaki seks?- Zdziwił się Piknik- No, no rozejrzał się , w sumie coś na kształt seksu, ale ja za pomoc tylko, taka moja luźna propozycja.
Uśmiechnął się niepewnie ale za to bardzo szeroko. Kristek widział jak jego oczy z radosnego wyrazu przechodzą natychmiast w stan przerażenia.
- Co? – zapytał zaniepokojony- Znowu?
- No bo, cholera musiałeś tak po tym łóżku się przesuwać, schodzić godzinę, ruszać nim, to w górę to w dół.
- Tak i co? To moja wina , że ci staje teraz, a nie tego, że wrzuciłeś w siebie niebieską chemię rozkoszy. Pokaż jak to wygląda?
- Eee nie zbliżaj się jest coraz gorzej- jęknął Piknik- umrę tak , na pewno tak umrę i w sadzą mnie do trumny i wytną dziurę w spodniach na małego , który będzie sterczał tak objawiając przyczynę mojej śmierci.
Zakrył dłonią twarz. I niespokojnie zaczął się wiercić.
- Bo mi się wydaje , że tutaj trzeba do tego inaczej podejść, on musi się zmęczyć- zadumał się Kristek i przyglądając się „choremu”.
Piknik zrezygnowały nie odsłonił twarzy, nawet wtedy gdy Kristek ściągał z niego spodnie, lekko tylko uniósł się do góry, by wygodniej było zdjąć dół dresów.
- No rzeczywiście w sumie to samo- zdiagnozował jego współlokator-On musi koniecznie się zmęczyć co by krew się wymieniła cała w nim i może odpłyną te wszystkie pobudzacze, nie wiem albo majacze albo pomoże.
Mrużył teraz oczy, zagryzając wargę.
- Tak uważasz? – zainteresował się Piknik odsłaniając twarz, i niepewnie zerkając w dół- A ty nie musisz wracać na zajęcia?
- Za chwilę przepadną – Kristek patrzył teraz odrobinę nieobecnym wzrokiem na zegar- Daruje sobie dzisiaj .
- Dziękuje, naprawdę dziękuje, że mnie wspierasz. Umarłbym tu sam.
Kristek palcem odgiął na chwilę żołnierza, który natychmiast powstał.
- Jest totalnie sztywny- usiadł na nogach Piknika i zaczął rozmyślać.
- Gdzie masz lubrykant? – zapytał po chwili
- Tam rzuciłem pod łóżko.
Sięgnął pod tapczan i po chwili namacał tubkę. W tym czasie Piknik wpadł w swój monolog.
- Nie wiem naprawdę, już się zaczynam zastanawiać czy nie jechać do szpitala, jakiś dyżur seksuologa musi być, no nie ? A może, zaczął się zastanawiać to nie seksuolog się tym zajmuje, chirurg ? O mamuniu, nigdzie nie jadę do żadnego chirurga. Co robisz?
Pytał z zaciekawieniem, patrząc jak Kristek ściąga spodnie.
- Będzie nowy sposób na zmęczenie go, ale już total – z uśmiechem oznajmił Kristek
- Widzę, że twój się chyba zaraził od mojego- wybałuszał teraz oczy – to się chyba przenosi.
- Głupku, myślisz, że jak tutaj tobie pomagam, to o czym mam myśleć, o katastrofach lądowych i lotniczych? Muszę się skupić, żeby ci pomóc.
- Aaa no tak , masz rację. No ale w sumie mógłbyś pomyśleć o tych katastrofach przecież jesteś na studiach kierunkowych.
- I myślisz, że mnie to podnieca?
- Aaaa no tak, chyba nie. Ale lubisz swoje studia? Ja w sumie też lubię, ale zastanawiałem się czy jednak to był dobry wybór. Jestem przekonany, że na innych bym się lepiej bawił, jest więcej lasek- zrobił pauzę- to co działamy coś w sprawie?
- Oczywiście- uśmiechnął się Kristek- ja cały czas działam a ty gadasz- nachylił się w kierunku jego brzucha ze słowami -Teraz lekko go nasmaruje.
- Aaa ok – zdesperowany zgadzał się na wszystko, przymknął lekko oczy, podczas tego zabiegu. Po chwili otworzył je nagle, kiedy jego współlokator usiadł na nim, ostrożnie wsuwając powoli jego penis w siebie.
- Ooooo- tylko powiedział Piknik, by za chwilę dodać- To jest mega.
Kristek zaczął rytmicznie poruszać biodrami. Zdjął koszulkę z siebie bo robiło mu się coraz bardziej duszno i gorąco. Po chwili przymknął jedno oko, jakby chciał zobaczyć z innej perspektywy co robi Piknik. Ten wyraźnie skupił się na doznaniach, ale nie na długo.
- Czy ja mam coś robić?
- Jest dobrze, pracuj swoim marszałkiem.
- No spoko, nie ma sprawy.
Kiedy Kristek poczuł, że robi się naprawdę gorąco, zatoczył kilka kręgów biodrami i wstał. Teraz przyjął pozycję na czworaka i tylko rzucił za siebie - Teraz ty popracuj .
Piknik uniósł się i po kilku próbach i udało mu się trafić w odpowiednie wejście. Zaczął poruszać swoją miednicą.
- Ale ja nie wiem co mam zrobić z rękoma?
- Co chcesz?- wysyczał Kristek.
Położył je po obu stronach klatki piersiowej swego współlokatora i natychmiast oderwał ze słowami.
- Przepraszam , tak jest jakoś dziwnie, zawsze się cycków trzymam a tuuu… mogę je dotknąć.
- Zrób to- krzyknął przez ściśnięte gardło Kristek.
Kiedy dotknął jego sutków, ten jeszcze bardziej wypiął pośladki do góry, obniżając poziom do łokci. Urywane westchnięcia , wyrywały się coraz częściej to z jednego gardła to z drugiego. Kristek po chwili usłyszał trochę zdyszany głos za sobą.
- Jesteś taki cieplutki i wąziutki tam w środku. Jest stary naprawdę mega i – ooooo mamuniu jak mnie ściskach czasami przy wejściu- aaachchhhhhhhhh
- Rżnij mnie do cholery, póki ta viagra działa.
- Aaaa ok.
Zgodził się bez sprzeciwów Piknik. Zaczął mocno pracować,by po chwili krzyknąć. - Nie dojdę,po prostu już nie mogę,nie mam siły.
Kristek złapał swój samotnie bujający się penis i rytmicznie zaczął po nim przesuwać ręką. On dochodził, nie miał pojęcia jak długo jeszcze Piknik ma zamiar to robić,skoro krzyczał, że już nie ma siły, może za sekundę odpadnie od niego. A to wsparcie z tyłu było w tej chwili niezbędne by miał dobry orgazm.Poczuł jak fala powoli nadchodzi, najpierw dreszczami potem kolejnymi skurczami tam z tyłu w zwieraczu.Jednocześnie usłyszał jak tamten się drze.
- Jest kurwa jest.
Piknik właśnie zawył na cały akademik. Dopchnął jeszcze kilka razy i plaskiem się wysunął z niego.
Padł i jego marszałek też.
Dyszeli ciężko, zadowoleni , patrzyli teraz w sufi ,leżąc od kilku minut obok siebie.
- Stęknąłem aż szyby zadrżały, to jest niesamowita jazda z tym niebieskim, jednak udało się. Na razie jednak odstawiam i dopalacz i seks
- Naprawdę. - zmartwił się Kristek
- No, muszę po prostu, traumę mam po tym jak byłem z tą laską, nie radziłem sobie, ty jednak masz łeb, to było mega- spojrzał z podziwem na spoconą twarz Kristka- -Przepraszam, że tam ci to wszystko do środka…. znaczy spuściłem się- Zaczął ostrożnie Piknik- Dziękuje ci bardzo, w życiu bym nie doszedł ,gdybyś nie zastosował tej sztuczki. Jak to się robi?
- Jakiej sztuczki?
- No tak mnie ściskałeś na końcu pulsacyjnie, stary jesteś mistrzem.
- Idioto, miałem orgazm.
- Ooo, naprawdę? - Uniósł się na łokciu, spoglądając na niego- Jak to?
- No, normalnie , pieprzyłeś mnie tym swoim viagriowym marszałkiem ,aż miło.
- No właśnie co to było „póki viagra działa”- przygryzł wargę, chyba się nie tak umawialiśmy, ona miała przestać działać.
- I przestała, prawda ?
- No tak- zafrasował się Piknik, ten moment wykorzystał Kristeki szybko cmoknął go w usta. - Skoro jesteśmy tak blisko – zaczął mruczeć Kristek- to mnie pocałuj, należy mi się jeszcze jakaś zapłata, za tą pierwszą pomoc.
- O nie- żachnął się jego współlokator- niedoczekanie twoje, to była sytuacja nadzwyczajna.
- A jeśli mnie nie pocałujesz, nachylał się nad nim Kristek, to sięgnę tam, gdzie normalnie wzrok nie sięga i marszałek …–pokazał ręką stawiając ją w sztorc.
Piknik w obronnym geście przysunął nogi do brzucha i zasłonił rękoma swoje przyrodzenie.
- On ma już dość,oszczędź go- zajęczał i zamrugał teraz szybko kilka razy cmokając szybko Kristka w usta.Ten tylko na to czekał,przytrzymał jego głowę i pocałował. Zaskoczony język tamtego trwał prawie bez ruchu, jednak poznał na tyle swego współlokatora i wiedział ,że akurat ten narząd jest wyjątkowo u niego aktywny i prawie nigdy nie przestaje się obracać,po chwili z radością poczuł jak włączył się do jego pieszczot.
- No nie!!! - zajęczał Piknik
- Co? Znowu? Naprawdę?- uśmiechnął się Kristek- Mam jeszcze kilka pomysłów.
niedziela, 23 grudnia 2012
cz XIII Geniusz
- Nigdzie nie jadę! – krzyczał Ilja
- Jak to ? – spokojnie dziwił się ojciec- Przecież było ustalone, na Święta wybieramy się do Działdowa, do ciotki Doroty.
- Ale ja nie chcę tam jechać,rozumiesz.
Witkowski zacisnął usta i zaczął przerzucać kanały w telewizorze nie odrywając wzroku od ekranu.
- Ilja,tyś się jakiegoś szaleju ostatnio najadł,nie można z tobą niczego ustalić.Jedziemy do Doroty,jestem w Polsce,święta chce spędzić ze swoją rodziną.
- A ja chce spędzić ten czas w Poznaniu.
Ojciec podniósł na niego oczy, bo Ilja cały czas stał nad nim czekając aż sytuacja się wyklaruje.
- A jeśli ci powiem, że trzy, nie cztery dni nie będziesz musiał skrzypiec dotykać?- kusił teraz swego syna, wiedział, że codzienne ćwiczenia są nudne i męczące, starał się jednak aby Ilja nigdy ich nie zaniedbywał, teraz był w stanie mu odpuścić.
- Wolę ćwiczyć te cztery dni.
Odciął się Ilja nie chcąc ustąpić.
- Dobrze jak wolisz, to sobie poćwiczysz u Doroty. W każdym bądź razie, w poniedziałek rano, pakujesz się ze mną do samochodu, ja nie będę zostawał w domu z powodu twoich fochów. To jest też twoja rodzina, pamiętaj o tym.
- Wiem, pamiętam i bardzo lubię jeździć do ciotki, ale … Ojcze nie teraz, nie w tym roku, proszę.
- Dlaczego?
Co miał odpowiedzieć ojcu? Musiał go jakoś przekonać.
- Mamy klasową wigilię, we wtorek, proszę chce tam iść.
Witkowski z niedowierzaniem na niego spojrzał.
- Spotkasz się z nimi po przyjeździe- zaczął znowu przerzucać kanały – Zresztą mało ci? Chyba jasno się wyraziłem co myślę o tych późnych powrotach do domu.
Chłopak dotknął odruchowo małego strupka w kąciku warg,to była pamiątka po ciężkiej ręce ojca, przypomnienie o której powinien stawiać się wieczorem w domu.
Ilja usiadł zrezygnowany obok niego.Spuścił głowę i chicho powiedział.
- Już się nie spotkam.
Ojciec uważał, dyskusję za zakończoną. Właśnie przeżywał coś co zobaczył w Wiadomościach.
- Zobacz Putin jak zwykle pokazał, kto tu rządzi.Hahhaha nie dał dojść do głosu tym z Unii Europejskiej,racja jak zwykle po jego stronie.
- Tolo, Ty głupku nie obrażaj się- krzyczał do telefonu Mateusz- Lepiej się ze mną spotkaj.
- Stary już nie będę nigdzie z tobą wychodził, jesteś okropny.
- Do kawiarni?
- Nie ,nawet na przystanek autobusowy,nie spotykam się z tobą.
- Oj, Tolo przestań na pewno chcesz usłyszeć o najlepszym seksie jaki mi się przytrafił.
- Najlepszym? Z kim?
- Wszystkiego się dowiesz jak przyjdziesz.
- Gdzie? – już bardziej zaangażowany dopytywał.
- No nie wiem, może Subway, muszę coś zjeść po pracy.
Tak jak się spodziewał, Tolo przybiegł do baru i siedział teraz bawiąc się telefonem. Nawet nie poczekał aż Mateusz siądzie z dwoma kanapkami i kawą, tylko już z daleka pytał.
- Kto to? Szybko opowiadaj – emocjonował się teraz.
Mateusz spokojnie go wyczekał,powoli zdjął torbę i z namaszczeniem powiesił na oparciu krzesła, zaczął sos wlewać do kanapek,leniwie mieszał posłodzoną przed chwilą kawę.
- Uuuuuu – zahuczał Tolo patrząc na jego minę- jest dobrze.
Mateusz tylko się uśmiechnął i ugryzł kanapkę. Jego przyjaciel jednak nerwowo nie wytrzymał i zaczął go ciągnąć za rękaw.
- No powiedź coś stary, bo ja tu zaraz zejdę.
Przeżuwając,pomiędzy jednym mlaśnięciem a drugim z radością oznajmił.
- Student.
- Eeee to mnie to nie interesuje- Tolo usiadł bokiem i zaczął czegoś szukać w torbie.
Mateusz,kiedy przełknął duży kęs oznajmił.
- Na pewno posłuchasz, o tym jak mi robi dobrze, może kilka uwag dla ciebie,co by wykorzystać na przyszłość?
Rozbiegane oczy tamtego były pełne wyczekiwania i napięcia. - No dawaj, bo jestem coraz bardziej ciekawy.
Mateusz zaczął opowiadać o tym co się wydarzyło w pubie,potem o tym,że wysłał ze 20 sms'ów ale nie dostał żadnej odpowiedzi.Po 2 dniach zdecydował się zadzwonić,zdziwił się,że tak szybko telefon został odebrany.Na pytanie czy mogą się jeszcze spotkać,Student odpowiedział, że ok,ale jak będzie miał wolny termin to zadzwoni.Nie czekał jednak długo na telefon, wieczorem chłopak wylądował u niego w domu. Tym razem był milusi, ale mało się odzywał podobnie jak poprzednim razem Za to pytał o najistotniejsze rzeczy, czego tak naprawdę pragnie Mateusz.Wszystkie wypowiedziane życzenia spełniał,tym razem ten seks był o niebo lepszy niż ten poprzedni.
- On jest jakiś dziwny? – zawyrokował Tolo -Jak to przy drugim razie pytał czego chcesz? To pewnie jakiś mega zbok.
-To miłe Tolo, to naprawdę miłe i podniecające- Mateusz upił łyk kawy- Możesz kiedyś spróbujesz, chyba będziesz miał wtedy dodatkowy bonus.
Trzy dni go nie było.Już miał obawy, że się nie pojawi i znienacka znowu zadzwonił.Spotkali się wieczorem.Już o nic nie pytał, tylko przejął całkowitą kontrolę nad tym co się działo pomiędzy nimi, jednocześnie był jak doskonały sensor wszystkich nastrojów Mateusza, dokładnie wiedział co zrobić i w którym momencie.
- Jak myślisz co to oznacza, jak ktoś ciebie tak czyta?
- Mega finał- rozmarzył się Tolo.
- No właśnie- uśmiechał się Mateusz – Mega finał, czyli trzecia baza ,była tydzień później.
Wystarczył tydzień przerwy, a ja byłem tak napalony,że doszedłem bez niczego.
- Anal ? – szepnął Tolo nachylając się do niego. Wypowiedział to słowo z namaszczeniem i nabożną czcią cudu objawionego.
Mateusz miał minę całkowitego zwycięscy.
- Nie, no – zaczął płaczliwie Tolo- jestem w stanie się poświęcić, niech on mnie przeleci.
- Zwariowałeś?Ja go nikomu nie oddaje.
- Szczegóły, szczegóły- gorączkował się Tolo- chce wszystko wiedzieć, pozycje,co robił w trakcie, wszystko, wszystko. Boże, że ja byłem taki głupi i się nie poznałem na nim.
- Ty się poznałeś na nim właśnie Tolo- śmiał się teraz Mateusz- tylko jakby pozycję ci się pomyliły.
Tym razem jego przyjaciel był z siebie naprawdę dumny,właśnie sobie uświadomił,że to on jako pierwszy wyłowił go z tego tłumu.Spojrzał na zadowoloną minę Mateusza.
- Maaaateusz? – zaczął przeciągać litery- Nie podoba mi się coś.
Przechylił się przez blat stolika i złapał jego twarz w dłonie,którą oglądał z uwagą to z jednej strony to z drugiej.Opuścił ręce i usiadł ponownie na swoim krześle.
- Ty się w nim już zadurzyłeś- stwierdził z rozbawieniem.
- Nie- zaczął rękoma wymachiwać w geście protestu- To nie tak.
- Yhmmm – zamruczał Tolo i znowu spojrzał na telefon- poszukamy w necie przepisu na zakochanie się? „Kiedy tylko ktoś mnie przeleci, już go kocham”
- Bądź poważny- Mateusz mrugał teraz bardzo szybko.
- To jest właśnie twój problem, idioto.Innym umiesz dawać rady, a sam głupiejesz. To ja ci teraz wygłoszę moją wspaniałą złotą myśl „ Nie od dupy do serca, ale od serca do dupy”. To jest przepis na miłość.
Pamiętał jak Ilja krzyknął, że ma bałagan w głowie. Jeśli wcześniej był to tylko nieporządek, teraz urósł do rangi prawdziwego bajzlu, przez który już nie mógł przebrnąć. Chciał się przytrzymać choć przez chwilę jednej melodii, nuty podstawowej wyznaczającej jego cel. Nic takiego jednak nie istniało, było tylko zmieszanie, zagubienie i wewnętrzny niepokój.Czuł jakby się rozpadał na drobne kawałeczki, które nie mógł przytrzymać w swoim naturalnym miejscu.
To okropne uczucie towarzyszyły mu ciągle od momentu tej kłótni, a widok Ilji jeszcze to podsycał. W szkole warczał tylko na niego, chłopak intuicyjnie unikał go. Przemykał by się nie rzucać mu w oczy.Wydawało mu się nawet, że może czuł się winny. Nie wchodził mu w drogę ale nie ukrył jednak przed nim tej spuchniętej wargi i rany na ustach. Zastanawiał się co się stało.Była wtedy taka chwila niekontrolowanego odruchu, kiedy zapragnął go wziąć w ramiona, przytulić go, zapytać czy wszystko w porządku. Przecież nikt nie zrobiłby tego lepiej niż on, przecież nie było nikogo kto chciałby go pocieszyć. Otrząsnął się szybko z tych myśli, chłopak wyraźnie sobie radził.
W szkole pewnego dnia usłyszał „ Panie Adamie, strasznie Pan wygląda, niech pan jedzie gdzieś odpocząć na święta” Pokiwał głową i machinalne odpowiedział, ze jedzie do rodziców i tam odpocznie. Zmęczony wygląd zawdzięczał nieprzespanym nocom, które spędzał na słuchaniu muzyki i swoich niekończących się dylematach.Wszystko nieustannie analizował, każde słowo, każdy gest, swoją reakcje, był tak bardzo nadal zagubiony w tym co się wydarzyło tamtego wieczoru.Kiedy się uspakajał i próbował myśleć racjonalnie, jasno widział, że Ilja niczemu nie był winien, że tak naprawdę ta złość tylko i wyłącznie kierował przeciwko sobie.Musiał jednak kogoś obarczyć za to wszystko co właśnie się w nim kotłowało.To Ilja był przyczyną wszystkiego,gdyby nie on żyłby spokojnie dalej, nie prosił się o wyjaśniania samego siebie. Pamiętał, przecież nie tak dawno odgrywał tą samą rolę co Ilja.Istniał kiedyś ten młody Adam, który także eksperymentował, próbował, chciał wiedzieć.On poznał swoją drogę, wiedział że najlepiej czuje się w roli aktywnego partnera. Nie umiał tak jak inni przeskakiwać z jednej roli w drugą. To dla niego było bezdyskusyjne, aż do tamtego popołudnia.
Właściwie dusił w sobie żal, że od tego momentu nic nie będzie takie samo, a chciał to odwlec jak najdłużej, oszukiwać się nadal ,nie dać Ilji spróbować. Gdzieś tak w głębi przecież przeczuwał, że to nadchodzi, napiera na tego chłopaka a on zostanie porwany z tą falą albo utonie. Właściwie ta myśl aby mu pozwolić na ten eksperyment wynikała tylko i wyłącznie ze strachu, cholernej obawy, że jeśli nie on, to będzie to ktoś inny. A tego nie mógłby znieść, nawet za cenę poświęcenia i bólu.
Nienawidził go teraz, za to,że tracił szacunek do samego siebie,że łamał wszystkie zasady, które rządziły jego światem, że zaglądał gdzieś tam głęboko w jego duszę poruszając się w takich zakamarkach o których istnieniu nie miał pojęcia, których nie chciał odkrywać.
Siebie zaś nienawidził za to bezwstydne ciało, którego nie kontrolował, które go zdradzało w chwilach uniesienia, dryfując w oceanie rozkoszy.
sobota, 22 grudnia 2012
cz XII Geniusz
Mateusz, nie chciał wychodzić do klubu, ale Tolo tak nalegał. Twierdził, że sam nie będzie nikogo wyrywał i potrzebuje wsparcia . Wymuszał na nim wyjście już od dwóch tygodni, jak do tej pory udawało mu się za każdym razem czymś wykręcić. Dzisiaj jednak sam poczuł potrzebę rozerwania się . Rozpaczał, rozpamiętywał, rozmyślał, tylko nie doszedł do żadnych konstruktywnych wniosków w temacie Adama. To on był tym porzuconym ,zostawionym i poniżonym. Przegrał z dzieciakiem o względy kogoś z kim był w najpoważniejszym zawiązku w swoim życiu. I nawet tak bardzo nie winił tego ucznia, to na Adamie skupiła się cała jego pretensja. Wylewane przez tyle dni żale, miały jednak swój kres, nie będzie się zadręczał, nie będzie się katował, co zrobił źle, a co przeoczył. „Niech spierdziela z jego życia,on będzie się bawił".Z tym postanowieniem wsiadł do taksówki razem z Tolo i ruszyli do „Tuby”
Siedzieli na wysokich krzesłach przy stoliku w kącie.Tłum na parkiecie właśnie wpadał w kolejną ekstazę taneczną a oni przekrzykiwali muzykę.Nie była to prawdziwa rozmowa, ale też nie po to tu przyszli. Nieustająco lustrowali teren,popijając piwo.Czym dłużej byli, tym Mateusz był coraz bardziej zmęczony,hukiem i przeciskającymi się obok nich ludźmi.Jednak humor mu do końca nie wrócił i raczej tylko oszukuje się w tej chwili, że się będzie dobrze bawił.
- Tolo- krzyknął-Ja wracam.
- Coooooooooo- przyjaciel nim potrząsnął- Nie rób mi tego,dopiero weszliśmy.
Mateusz pociągnął ręką po twarzy,był już zmęczony,coraz bardziej zmęczony.Tolo jednak był w trakcie polowania.Co chwilę wstawał i wyciągał szyję, jakby kogoś zauważył. Nachylił się do Matusza i wrzasnął mu w ucho.
- Nie wychodzę dziś stąd ssaam!
Niecierpliwie kręcił głową. Pojawiło się kilku znajomych,z którymi nie wdawali się w dłuższe dyskusje.Tolo wyraźnie chciał aby mu dzisiaj nie przeszkadzano.Mateusz musiał mu przyznać rację,że miał duże szanse na udane polowanie,wyglądał świetnie,nowa zaczesana do góry fryzura,obcisła koszulka podkreślająca jego wytrenowane na siłowni mięśnie,to wszystko naprawdę robiło wrażenie.Przechodzące kobiety,nieustannie zawieszały na nim wzrok, niektórzy mężczyźni jak najbardziej także dostrzegali tego przystojnego bruneta.Mateusz był przy nim jak powietrze,którego nawet nikt nie omiótł wzrokiem."No nic,przynajmniej Tolo dzisiaj się będzie dobrze bawić,a on sobie popatrzy".
Tolo przysunął twarz do Mateusza, tak że ich policzki teraz się dotykały.
- Patrz- wskazał bezczelnie palcem- Taki nowy świeży towar.
Przycisnął z radością głowę Matusza do swojej i krzyknął
– Sępy już krążą wokół niego. Lecę go uratować.
I już po sekundzie zaczął się przeciskać przez tłum,by dotrzeć do okolic baru,w kierunku nowego upatrzonego obiektu.Zostawił Mateusza samego,jednak nie na długo,jeszcze nie minął jeden utwór,kiedy przyprowadził wypatrzonego chłopaka.
Był młody wysoki i śmiesznie ubrany, jak prawdziwy hiphopowiec a nie bywalec klubów Miał długie białe skarpety,granatowe przykrótkie luźne spodnie,dwie koszulki na sobie.Nie pasował do tego miejsca. Stał teraz z trochę naburmuszoną a trochę znudzoną minę.Od czasu do czasu, zamykał jedno oko i się krzywił jakby coś go bolało.Musiał jednak przyznać Tolo rację,że było coś w nim, jakaś energia,która przejawiała się w ruchach i nieobecnym spojrzeniu,która przyciągała jak magnes.
- Jak się nazywasz? –krzyczał teraz Tolo
Chłopak się uśmiechnął tylko i przeciągnął ręką po włosach.
- Student.
- Acha - porozumiewawczo mrugnął Tolo- ja jestem Tolo,to jest... bez pseudo Mateusz.
- Kupujesz tego drinka? – pytał chłopak.
Tolo klepnął się w czoło i zaczął ponownie przeciskać się do baru.
Ciężar konwersacji teraz spadł na Mateusza. Tylko o czym można z nim rozmawiać?
- Co studiujesz?- Krzyknął nad stolikiem, skupiając na sobie spojrzenie chłopaka,który obserwował wcześniej tańczących.
Ten się przechylił w jego kierunku i powiedział.
- Życie.
Zatrzymał go wzrokiem tak badawczym jakby chciał go przewiercić na wylot,jakby się upewniał, że zrozumiał.Mateusz lekko zmieszany, uciekł wzrokiem. Na szczęście pojawił się Tolo z trzema szklankami i rozradowaną miną.
- Hej student pierwszy raz jesteś tu?- pytał stawiając przed nim drinka.
Ten kiwnął tylko głową i szybko i łapczywie zaczął pić swoją alkoholową mieszankę.Robił to jednak tak zachłannie, że Tolo z troską dopytał.
-Może chce ci się pić?
- Jeszcze jednego- wydukał student.Tolo zrobił nieszczęśliwą minę,musiał ponownie wracać do baru.Upił łyka ze swojego drinka i rozpoczął przedzieranie się przez gąszcz ciał.Chłopak w tym czasie oparł głowę o ścianę i obserwował podrygujący tłum. I tak jak poprzednio od czasu do czasu krzywił się,prawie sycząc z bólu.Mateusz w odruchu miłosierdzia chciał zapytać czy nic mu nie jest,ale zrezygnował.Niech Tolo się nim zajmuje.
Rozglądał się za znajomymi, miał przeczucie, że za chwilę będzie musiał sobie znaleźć nowe towarzystwo lub ruszyć do domu.Jego przyjaciel wkładał za dużo energii by wypuścić teraz chłopaka.Spojrzał na Studenta, który nadal opierał głowę o ścianę ale tym razem patrzył tylko na niego.Mateusz uśmiechnął się niepewnie i zajrzał do swojej szklanki.„On wie dokładnie po co tu przyszedł” pomyślał, zna zasady gry i też poluje.
Tolo tym razem wrócił po dłuższej chwili.Klapnął ciężko na swoim krześle i powiedział, że musi odpocząć.Relaks nie oznaczał bynajmniej braku zainteresowanie Studentem.Nieustannie coś do niego mówił, cały czas o coś pytał. Tamten odpowiadał mało,ale wyraźnie po drugim drinku humor mu się poprawił.
Tolo podekscytowany w pewnym momencie poszedł na całość i zapytał.
- Ile dasz mi punktów?
Chłopak obrzucił go spojrzeniem.
- Dwa
Tolo się skrzywił,zrobił minę jakby się miał rozpłakać
Student jednak szybko się zreflektował
- A w jakiej wielkości?-poprawił się- Skali?
- Tysiąc.
- A jak tysiąc,to oczywiście jeden.
Mateusz dostał ataku śmiechu,głupawki która nie pozwoliła mu się opanować przez dobrą minutę, za każdym razem kiedy spojrzał na Tolo i jego nieszczęśliwą minę,po prostu nie przestawał się śmiać.Robiło się coraz ciekawiej.
Jego przyjaciel najpierw zmroził go wzrokiem a potem próbował ratować sytuację,chciał iść tańczyć.Chłopak twierdził,że za mało wypił by się ruszać z miejsca,nie chciał się dać wyciągnąć na parkiet.Mateusz się zlitował i pociągnął Tolo w tłum bawiących się ludzi.On za to już wypił wystarczająco dużo żeby zacząć bujać ciałem.Jego przyjaciel zaczął się popisywać swoimi krokami z kursu salsy.Dziewczyny wokół były zachwycone.Tolo w swoim żywiole, niesamowicie zachwycony, że jest w centrum uwagi,wyginał swoje pięknie umięśnione ciało.Chyba jednak działało nie tylko na dziewczyny,bo po chwili zjawił się Student i dołączył do nich.Zaczęli wygłupiać się we trzech.Z tańcem miało to coraz mniej wspólnego, bo wyrzucali nogi kopiąc w powietrzu w rytm muzyki,raz jedną,raz drugą.Objęli się ramionami i zaczęli we trzech skakać.Kiedy piosenka się skończyła,Student Mateusza wcale nie puścił, tylko powiesił się na nim. Mateusz chciał zdjąć jego rękę ze swojej szyi, chłopak tylko otarł się o jego kark,a dreszcz który przeszył teraz Mateusza oznaczał,że go pocałował tam gdzie obojczyk jest tak blisko szyi.Nagle jakby wyłączono część fonii i słyszał same basy, które drżały tam wewnątrz niego.
Bez zaangażowania zaczął tańczyć,czując że Student jest tuż za nim,zdecydowanie za blisko, ocierając się o niego.Czuł jego oddech,widział białe skarpety które poruszały się w rytm. Mateusz powoli wyginał swoje ciało do tyłu, coraz bardziej obniżając poziom To wszystko doskonale zsynchronizował z muzyką, z każdym uderzenie basów jego ciało było kilka centymetrów niżej.Kiedy był już na granicy wywrotki,Student go złapał, podciągnął pod ramiona i postawił. Właściwie w jednej sekundzie uświadomił sobie tyle rzeczy: Tolo za chwilę z niego zrobi miazgę,że strasznie mu dobrze było przez tą jedną chwilę,że dlaczego nie,że Student chyba kompletnie się upił.Nowy utwór wprawiał już wszystkich totalne szaleństwo,ostrożnie rzucił okiem na przyjaciela, który podrygiwał w najlepsze,jeszcze bardziej niepewnie spojrzał na Studenta,który wcale nie tak pijany spoglądał na niego lekko z góry. Stwierdził,że zaczyna go przerastać ta gra i ruszył do ich miejscówki .
Jego towarzysze po chwili także dołączyli do niego.Wypił resztki ze szklanki i chciał coś sobie jeszcze dokupić,podniósł się zza stolika.Chłopak jednak krzyknął do Tola.
- Wiem, że przyszedłeś z nim, ale ja go zabieram.
Tolo i Mateusz otworzyli usta, spoglądając na Studenta marszczącego czoło jakby się nad czymś zastanawiał,ale ten wyraźnie miał już plan.
- Idziemy - powiedział do Mateusza, który tylko przymknął powieki kiedy przechodził koło przyjaciela. Nie mógł mu spojrzeć w oczy, nie teraz, nie w tej chwili.
Poszli po kurtki do szatni, unikając wzajemnych spojrzeń. Mateusz jednak miał potrzebę sprostowania czegoś.
- Ja z nim nie jestem.
- Wiem- powiedział Student nie przerywając wciągania bluzy na spocone ciało.
Kiedy owiało ich zimne powietrze na zewnątrz, chłopak zgiął się wpół i zawył
- Co za koszmar.
Jego dziwne zachowanie intrygowało raczej Mateusza niż dziwiło.Nie zapytał jednak o nic, czekał na wyjaśnienia.I rzeczywiście Student rzucił w jego kierunku.
- To coś co grało,to było …
Mateusz śmiał się,a więc to nie mróz wywołał tą żywą reakcję.
- To się nazywa Disco Polo,panie awangardzisto muzyczny.
Musiał być chyba mocno zdesperowany skoro naraził się na katusze słuchania takiej muzyki, przemknęło przez myśl Mateuszowi.Chłopak machnął ręką.Spoważniał i bardziej stwierdził niż zapytał.
- Tam gdzie jest spokojniej muszę,panie Mateusz bez pseudo.
Z pewną obawą w głosie Mateusz zaproponował.
- Może do mnie?
Chłopak uniósł brwi i lekko się uśmiechając zaprzeczył ruchem głowy.Zerknął na telefon, otulając się szalikiem,zaczynał drżeć z zimna.Rozejrzał się wokół. Ruszył w kierunku świateł po drugiej stronie ulicy.Mateusz wędrował za nim.Już więcej się nie odezwali do siebie.Znaleźli mały duszny pub,w którym trwała jakaś impreza.Weszli do środka, rzucili kurtki na wieszak,miejsc wolnych nie było. Mateusz tylko zapytał czy chce się czegoś napić. Chłopak rzucił mu ironicznym uśmiechem,jakby pytał dlaczego mieliby marnować czas… Zwolnił teraz wszystkie ruchy,pomimo szumu w barze,pomimo tego zgiełku wokół, wszystkie jego gesty były naelektryzowane napięciem,które udzielało się także Mateuszowi.Student nieśpiesznie ruszył na tyły baru.Po chwili znalazł to czego szukał,toaletę.Otworzył na roścież drzwi jakby zapraszając do środka Mateusza.Po przekroczeniu progu,poczuł chemiczne zapachowe polepszacze powietrza zmieszane z zapachem moczu. W momencie kiedy odwrócił się do drzwi chłopak wpadł na niego z impetem.Uderzył o ścianę plecami,czując że język tamtego sięga tak głęboko wewnątrz ust a z każdym jego ruchem gorączka nadchodziła falami.Czym dłużej się całowali tym bardziej czuł,że zaczyna mu się kręcić w głowie.Ten pocałunek,był znajomy,był taki jego,że jeszcze mocniej przywarł do jego ust,jakby chciał go zjeść.Miał wrażenie,że z tej wstrzemięźliwości zaczyna wariować.Bo teraz Student całował go tak jak tylko Adam potrafił zrobić.Nie chciał się od tego wrażenia uwalniać.
Ten chłopak jednak nie dawał o sobie zapomnieć,nie tracił czasu, już sięgnął do jego rozporka,szybko uwolnił jego zawartość.Był taki wrażliwy dzisiaj,że długie pociągnięcia języka tamtego doprowadzały go do szału.Tamten podniósł się z parteru i wsunął rozgorączkowane ręce pod koszulkę Adama zataczając kręgi rękoma po całym tułowiu.Znowu zaczął go całować ale zwalniał,uspakajał pozornie tą gorączkę.Nie oznaczało to bynajmniej , że Mateuszowi przestała krew wolniej krążyć.Tym bardziej,że ręka chłopaka właśnie powoli zsuwała jego spodnie.Przytrzymał je i przez chwilę siłował się z dłonią tamtego.Student zajrzał mu w twarz z ironicznym uśmiechem.Miał niestety rację.Nie chciał iść na całość,nie taki miał plan, ale teraz, w tym momencie,już nie było odwrotu, był za bardzo napalony.Nie czekał na dalsze przyzwolenie,obrócił go twarzą do ściany.Mateusz przyłożył policzek do zimnego kafelka,którego temperatura tak kontrastowała z jego rozpaloną skórą.Ten chłopak był niecierpliwy i za dużo czasu nie poświęcił na przygotowanie go.Wszedł trochę za ostro, na co Mateusz tylko stęknął.Nieprzyjemne wrażenie jednak mijało z każdym kolejnym pchnięciem. Spuścił teraz głowę, trochę zmieniając pozycję, oparty rękoma o ścianę wpadał w zawrotną ilość oddechów właściwie już ni to świst ni to rzężenie wydobywał ze swego gardła. Kiedy poczuł,że chłopak przyśpiesza ruchy,odgiął się lekko i sięgnął ręką do tyłu, by położyć dłoń na jednym z pośladków, chciał go poczuć głębiej i docisnął jego miednicę do swojej.To spowodowało jednak jeszcze większą gorączkę u jego partnera i po kilku pchnięciach, szybko wyszedł z niego,by sperma mogła płynąć po pośladkach Mateusza.Wszystko w nim pulsowało,a napięcie nie mijało,wziął kilka krótkich urywanych oddechów i chciał przynajmniej trochę je zniwelować,zajmując się swoim pobudzonym penisem.Sięgnął ręką ,ale Student odwrócił go i z jeszcze opuszczonymi spodniami,klęknął odsuwając jego rękę od członka,którego teraz objął ustami. Pracował szybko i sprawnie by z Mateusza po chwili wydobyć westchnięcie spełnienia.
Chłopak wstał i zaczął doprowadzać się do porządku. Jeszcze rumieniec z jego policzków nie zszedł, gdy zapytał Mateusza.
- I jak?
Co miał mu powiedzieć?”Że był to najlepszy seks od miesięcy”,„ A może,że był tak wyposzczony,że majaczył przez chwilę ,albo to że czuje go nadal w środku"? Nie tego by na pewno nie zrobił, dlatego tylko lakonicznie podsumował wciągając spodnie.
- Spoko.
Tamten z niezwykłą uwagą przyglądał mu się,tak że Mateusz pod wpływem tego spojrzenia, trochę się zawstydził,jak dziecko przyłapane na kłamstwie.Aby uciec od tego lustrowania jego osoby,puścił wodę w zlewie i zaczął zmywać z siebie pozostałości tego gorącego seksu.
Po chwili chłopak zniecierpliwiony zapytał.
- Idziemy?
Mateusz przytaknął,ale zanim tamten nacisnął klamkę,złapał go za rękę.
- Dasz mi swój numer telefonu?
Dokładnie słyszał sam siebie,zabrzmiało to jak błaganie,ale nie mógł go wypuścić.Student wahał się i właściwie Mateusz był przygotowany na to,że wymyśli jakąś wymówką.
- Ok – rzucił krótko i wyszedł w prosto w mała kolejkę podpitych gości,którzy musieli już długo czekać na uwolnienie kibelka,jeden z nich nawet chciał być dowcipny i krzyknął w jego kierunku.
- Co klocek ci stanął w poprzek.
Całe rozbawione towarzystwo zaczęło się śmiać a pierwszy facet w kolejce,właśnie z impetem atakował wejście toalety,wpadając na wychodzącego Mateusza.
Student jednak nie był dłużny i szybko się odciął.
- Klocek? - zawahał się jakby nie rozumiejąc sensu, po chwili jednak dodał- Tak stanął mi ale na szczęście nie w poprzek.
Teraz już nikt się nie śmiał,odsunęli się przepuszczając wychodzących.Przy wieszaku Mateusz zniecierpliwiony znowu pytał o numer.Student rzucił tryumfujące spojrzenie.Powiedział tylko dwa słowa „Spoko?”,„Kłamczuch” i zaczął przesuwać ręką po udzie Mateusza, ten chciał odskoczyć,ale ręka się zatrzymał na kieszeni i wydobyła z niej telefon.Chłopak wpisał swój numer,by potem puścić do siebie sygnał.Machnął na pożegnanie,coś burknął,że się śpieszy i znikł.Zostawiając na środku zdezorientowanego kompletnie Mateusza,ściskającego teraz telefon z upragnionym numerem.I z gorącymi jeszcze śladami rąk,na swoim ciele.