sobota, 27 października 2012

cz II Geniusz


- Adam wróciłeś?-głos Mateusza dobiegał z małej sypialni.
- Yhmmm- tylko burknął pod nosem i pędził do płyt leżących rządkiem koło sprzętu grającego. Nerwowo przeszukiwał swoje zbiory. Szukał tego jednego utworu, który tutaj wykonywał mistrz Leonid Kagan, tam w sali koncertowej usłyszał interpretacje genialną. Musiał je porównać, chciał choć na moment wrócić, przeżyć to jeszcze raz. Przewracał gorączkowo płyty, które stukały jedna o drugą.
W drzwiach stanął Mateusz, przyglądając mu się. Poczuł jego wzrok i ucieszony spojrzał na niego.
- Ooo co się stało? Odnaleziono zaginiony utwór Mozarta czy innego Chopina? Jego ignorancja w sprawie muzyki, nigdy Adamowi nie przeszkadzała, a szczególnie dzisiaj, wcale ale to wcale Mateusz nie musiał wchodzić do tego świata. Wyszczerzył więc ponownie do niego zęby nie udzielając żadnej odpowiedzi.
- Naprawdę człowieku, co się stało?
Jego współlokator był już naprawdę zaintrygowany i to mocno.
- Dzisiaj – Wysapał- Usłyszałem coś wspaniałego.
Powiedział to w takiej euforii, że sam się zdziwił. Uśmiech jednak nie schodził mu z ust.
- Hmmm, a co to było mój drogi, może zdradzisz komuś kompletnie nie łapiącemu tematu, chociaż cząstkę tajemnicy.
- Nowy uczeń, mamy w szkole nowego ucznia. Dzisiaj miał przesłuchanie i jestem zachwycony. Nie to złe słowo, jestem zszokowany, jestem podekscytowany, wszystko drga we mnie jeszcze.
- O mój Boże to naprawdę musiało być coś.
Mateusz próbował przynajmniej rozumieć te niedostępne dla niego emocje.
-Gęba ci się śmieje tak, że po prostu …- Uniósł brwi- Mam ochotę zanurzyć się w tej słodkościach.
Zamrugał intensywnie rzęsami, dokładnie w tym momencie, kiedy Adam oderwał na sekundę wzrok od okładki odnalezionej płyty. Mateusz posiadał instynkt, który mu natychmiast podpowiedział, że w takiej odległości jest na straconej lekko pozycji, podszedł bliżej.Odsunął na sekundę rękę z płytą by się wcisnąć przed niego.Zajrzał mu głęboko w oczy, ujrzał to czego się spodziewał,kompletne odcięcie od rzeczywistości.
- Odpłynąłeś? Jesteś kompletnie na haju. Szkoda, że ja nie mam takich dopalaczy. Baw się dobrze w takim razie – I odrobinę obrażonym tonem dodał -Ja dzisiaj wieczorem wychodzę.
Potrząsnął nim i powtórzył.
- Słyszysz,wychodzę.
Zrozumiał dokładnie co do niego mówił, ale teraz w tej chwili tak bardzo chciał odtworzyć ten utwór Bacha, zanurzyć się w tych wspomnieniach.A on tylko mu przeszkadzał i oddalał chwilę, gdy ponownie wejdzie w te dźwięki. Ich światy w tym punkcie nie stykały się, więc próżne były wszelkie tłumaczenia, jak ważne jest w tej chwili to aby przeanalizować to co wydarzyło się dzisiejszego popołudnia.
W Mateuszu jednak coś drgnęło i siląc się na żart zapytał.
- Mam nadzieję, że nie jesteś w takim stanie przez waszego nowego ucznia?
Adam usztywnił się lekko i wywrócił oczami.Zdziwił się mocno,że w takim momencie on był zazdrosny.Zanim zaprzeczył,Mateusz go wyprzedził słowami.
-Pryszczaty, lekko przytyty małolat z przedziałkiem i wiecznie nieszczęśliwą miną cierpiętnika, którego rodzice zmuszają do rzępolenia na skrzypcach?
- Dokładnie go opisałeś, jakbyś tam był.
Uśmiechnął się do niego i jego uspokojonej miny. W odpowiedzi otrzymał krótki pocałunek ze słowami błogosławieństwa „Zostawiam ciebie i tego tam Bacha, z nim się możesz zabawiać”. Po chwili wyszedł.

W momencie kiedy uwolnił się z jego ramion już załadował płytę do odtwarzacza, niecierpliwie wybierając szósty utwór, który popłynął po kablu do słuchawek.
Czuł,że znowu trafił do tego nieba.

cz I Geniusz



-Już panu mówiłam, że już jest za późno. Czy pan tego nie rozumie,że terminy przesłuchań są tylko w lipcu, a potem ewentualnie na początku września?Mamy koniec października.
Sekretarka bezradnie rozłożyła ręce,kiedy mężczyzna jeszcze mocniej oparł się rękami o jej biurko i patrząc na nią z góry,wbił nieruchomy wzrok w coraz bardziej zdenerwowaną kobietę.

- W takim razie żądam widzenia z profesorem Winiarskim.
- Ale… profesor jest teraz jest bardzo zajęty- Niepewnie podniosła oczy, na wiszącą nad nią postać siwiejącego czterdziestoparolatka- Mogę pana umówić w przyszłym tygodniu.
- Nie ma takiej możliwości- Zagrzmiał - Muszę wyjaśnić tę sprawę dzisiaj. Poproszę dokumenty.
Zgarnął plik papierów sprzed zdezorientowanej sekretarki i ruszył do gabinetu z napisałem „Dyrektor”. Zaledwie dwa razy uderzył palcem w drzwi , nacisnął klamkę, z krótkim „mogę?” zniknął w pokoju obok.

Sekretarka wróciła do swojej pracy spoglądając co chwilę na drzwi, skąd dobiegały podniesione głosy. Była pewna, że profesor za chwilę wyrzuci tego natręta. Rzeczywiście po trzech minutach wyszedł dyrektor Winiarski i trochę zbyt sztywnym głosem oznajmił.
- Pani Ewo, poproszę aby u mnie się stawili; mój adiunkt Rapczewski i profesor Barska. Za pół godziny pewnie będą mieli przerwę, niech przyjdą do mnie do gabinetu. Odwrócił się do mężczyzny, który ściskał dokumenty w ręku i z miną zwycięzcy spoglądał na sekretarkę.
- Panie Witkowski,nic nie obiecuje, teraz wszystko rozstrzygnie przesłuchanie. Niech pan jednak ma świadomość, że robię wyjątek, uginam się przed tym dossie, które robi wrażenie, ale powiedzmy sobie szczerze, my mamy swoje wysokie kryteria, które może pański syn nie spełniać.
Gdyby nie szacowne grono i poważne miny, z pewnością natręt, roześmiałby się. Ostatkiem sił powstrzymał jednak głośnie parsknięcie i tylko lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Panie dyrektorze, jestem wdzięczny za danie szansy mojemu synowi. Pragnę jednak pana zapewnić, że jeśli nam się nie powiedzie- Tu zrobił pauzę i lekko chrząknął- Wsiadamy w samolot i lecimy dalej. Jego papiery leżą w kilku szkołach, następny będzie jak myślę Berlin. Jestem jednak patriotą i zacząłem od Polski.
Witkowski przeczesał ręką modnie przystrzyżone włosy i teraz uśmiechnął się czarująco do oniemiałej dwójki. Profesor lekko uniósł brwi ale nie dał się wyprowadzić z równowagi. Poprosił swego gościa o to by zaczekał jeszcze chwilę, podał numer sali przesłuchania i sprawnie i grzecznie skierował gościa za drzwi. Z ulgą pozbył się tego irytującego mężczyzny. Sekretarka także odetchnęła i kiwnęła tylko głową.
- Jednak zrobicie dla niego przesłuchanie?
- Pani Ewo nie mogłem inaczej, te wszystkie konkursy i szkoła do której wcześniej uczęszczał. … sama Pani rozumie, nie byłem w stanie odmówić. Profesor chyba sam poczuł swoją słabość i nie chciał kontynuować tematu, chociaż sekretarka miała wielką ochotę zrelacjonować jaki arogancki i bezczelny był ten Witkowski . Poprosił tylko jeszcze raz aby sprowadziła do gabinetu tą dwójkę nauczycieli, którzy z pewnością pomogą mu w sposób kompetentny ocenić umiejętności młodego skrzypka z Rosji.

****************************
Adam siedział w sali koncertowej i czekał z niecierpliwością na powód zamieszania, które ogarnęło całą szkołę. Nietypowo, bo dawno po rozpoczęciu semestru, mieli przesłuchać chłopaka, który dzisiaj rano przyleciał z Rosji.Ilja Witkowski tak zupełnie nie był mu nieznany. Widział jego nazwisko wśród laureatów kilku konkursów, nie miał jednak świadomości o jego związkach z Polską. A teraz on, profesor Barska i dyrektor Winiarski, mieli podjąć decyzję czy ma szansę uczęszczać do ich konserwatorium. Takie były przepisy ,choć odrobinę śmieszne w przypadku umiejętności, którymi dysponował ten chłopak. Procedury jednak musiały być wypełnione, a on z chęcią posłucha utalentowanego skrzypka.
Do sali weszli ojciec z synem. Pierwszy rozsiadł się wygodnie ,zaledwie kilka krzeseł od komisji. Drugi lekko wbiegł po schodach na proscenium. Chudy chłopak w dopasowanej marynarce z blond włosami sięgającymi do ramion. „Bez przedziałka i z zadowoloną miną” pomyślał Adam, „ to jednak jakaś odmiana”. Powiało świeżością i nowością. Nawet pani Krysia pianistka akompaniatorka, była jakby bardziej uśmiechnięta i ona pierwsza uderzyła w dźwięki.

Muzyka od początku wdzierała się siłą do wnętrza. Kiedy usłyszał skrzypce, Adamowi jako profesjonaliście z miejsca włączyła się opcja oceny tego co słyszy. Nie zawiódł się ani odrobinę. Dokładnie tego właśnie się spodziewał, niewiele mógł zarzucić w obszarze technicznych umiejętności. Szkoła rosyjska była znana z nienagannego warsztatu. Odrobinę uspokojony tym, że nie musi skupiać się na kulawych dźwiękach, odprężył się i pozwolił podążał myślami za płynącymi nutami.
W pierwszym momencie zastanowiła go wibracja, to było coś nowego, co nadawało utworowi Bacha innego brzmienia. Każdy kolejny ton przekonywał go, że to jest interpretacja na którą nigdy by nie wpadł, ale była doskonała. Czuć było siłę i pewność w każdym ruchu smyczka, każdym przesunięciu ręki, dotknięciu struny. Muzyk się nie wahał, miał pewność. To dawało cudowne bezpieczeństwo aby podążyć w świat, który oferował Ilja. Świat,który już go otaczał,zgarniał do wewnątrz,o czym świadczyły kolejne ciarki przebiegające po jego ciele.Nie opierał się,bo to unoszenie na dźwiękach było tak przyjemne.

Kolejna pauza i uderzenie w struny.Otworzył gwałtownie oczy,nie wiedząc,że miał je przymknięte.Obrócił głowę w stronę Winiarskiego,by napotkać równie zdziwione i zaskoczone spojrzenie.Uspokojony,że nie jest sam w tym euforycznym odbiorze,ukrył się ponownie pod powiekami,ciesząc się każdym tonem,tęskniąc za dźwiękiem tych skrzypiec gdy znikały na sekundy.W monetach kiedy utwór zwalniał intonacja prowadziła go w spokojne rejony świadomości.Już widział te pola w skąpane w słońcu a w oddali las. Kwiaty kołyszące się lekko na wietrze w tle kolorowej łąki. Dawno nie przeżył takiej wizualizacji i tym bardziej radośnie oczekiwał na kulminacyjną i szybką część, kiedy krótkie urywane pociągnięcia smyczka pozwolą mu wyzwolić tą energię, która właśnie się kumulowała.I tak też się stało wraz z przyśpieszeniem utworu, radośnie gnał w strumieniach nut czując prawie uderzenia wiatru oszołomionego tak jak on takim towarzystwem.

Ta muzyka była nowa. Nawet jeśli już słyszał ten koncert skrzypcowy Bacha setki razy, teraz go ponownie odkrywał. Stanął w obliczu czegoś nieznanego, cudownego, którego źródłem była ta chwiejąca się postać na scenie. Niesforne włosy nie podążały tak szybko za ruchami głowy, przysłaniając momentami twarz. Tak to on, całkowicie skoncentrowany na instrumencie z lekko rozstawionymi nogami, wydobywał z niezbyt skomplikowanego rezonansowej skrzynki tą cudowną melodię. Adam utkwił wzrok w chłopaku, tak jakby przeszywającym spojrzeniem mógłby zrozumieć tajemnice tej doskonałości.

Nagle wszystko ustało,pozostała tylko cisza,której się natychmiast sprzeciwił.Kiedy zrozumiała,że to utwór się skończył doznał eksplozji radości. Poderwał się z krzesła i prawie zaklaskał. W ostatniej chwili powstrzymał ręce od aplauzu, tylko nieprzytomnym wzorkiem rozejrzał się po zebranych.Ilja patrzył wprost na niego i uśmiechał się mrużąc przy tym swoje jasne oczy. Profesor siedział z lekko otwartymi ustami , spoglądając gdzieś w dal, Barska z kolei zawiesiła wzrok na nim, przestraszona pytała spojrzeniem co dalej?
Musiał jakoś ratować sytuację.Zwrócił się więc do ojca chłopaka.
- To barokowy instrument?
Witkowski, nie zmienił pozycji przez piętnaście minut.Tak samo rozparty nadal siedział w pierwszym rzędzie.Łaskawie przytaknął głową i krzyknął do Ilji po rosyjsku.
- Mołodiec.
Profesor nagle obudził się z letargu.Uniósł swe ciało i lekko odkaszlnął,aby już w miarę czystym głosem powiedzieć.
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze- Zwrócił się teraz bezpośrednio do Ilji- Chłopcze masz doskonałą technikę jak na tak młody wiek. Jest kilka rzeczy do poprawki, ale myślę, że z przyjemnością przywitamy cię w naszym konserwatorium. Zgadzacie się państwo ze mną? – tutaj obrócił głowę w kierunku pozostałych członków komisji.
Adam i Barska ochoczo przytaknęli głową.
- Dziękuje bardzo – powiedział Ilja zmiękczając co najmniej połowę liter."To niemożliwe" ponownie dziwił się Adam patrząc na tego chłopaka, że takie chude ciałko może generować taką siłę, może tak pewnie prowadzić każdy dźwięk,kontrolować każdą nutę.Patrzył jak na boga,który zstąpił jedynie na chwilę by się pobawić w granie na tej ziemi.Klasyczne rysy oraz blond włosy,prowadziły go do skojarzeń o aniołach. Nie był skończenie piękny ale w tej aureoli ze swego talentu był fascynujący.Chłopak tymczasem ukłonił się i zszedł do nich,by stanąć tuż za ojcem,który już wyciągał rękę do wszystkich po kolei z radosnym „ Jestem taki szczęśliwy, że mój syn będzie się uczył w Polsce. U takiego wybitnego profesora, to zaszczyt.”
Adam patrzył na tą scenkę i nie mógł się uwolnić od jednej myśli.Dla kogo tak naprawdę będzie to zaszczyt,że ojciec Ilji wybrał konserwatorium właśnie tutaj w Poznaniu.Co do tego, że przyjęli by go wszędzie na świecie, nie miał żadnych wątpliwości.I co Winiarski miał zamiar poprawiać?Ten blef był doskonały,ale niesprawiedliwy w stosunku do młodego skrzypka,który z pewnością będzie niesamowitym wyzwaniem dla całej kadry.
Ciarki nadal miał na całym ciele a każdy kolejny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa przypominał mu o tym,że ten chłopak o jasnych włosach i oczach będzie dla niego problemem.Ta muzyka która jeszcze w nim wibrowała,była nie do zapomnienia. Wywoływała jednocześnie i radość i niepokój,które go pętały.

Miał pełną świadomość,że pierwsza lekcja właśnie się odbyła.Wiedział także kto komu jej udzielił.

poniedziałek, 15 października 2012

cz IX



Pojawił się dopiero w niedzielę, późnym popołudniem, zapewne prosto z pracy. Wszedł do niego na górę, matka go wpuściła.Zmęczony ciężko opadł na łóżko z „Muszę odpocząć”. Zamknął na chwilę oczy. Chyba wszystko było w porządku, zlustrował go szybko. Nachylił się nad laptopem i klepał dalej w klawiaturę. Okazało się że po zdarzeniach w kinie jest jakimś szkolnym bohaterem, a opowieść o jego wyczynach zrobiła karierę w Internecie. Natalka pękała z dumy, a on musiał prostować kolejne wersje jak to strasznie pobił Sebastianka . Właściwie miał już tego dość. W tej chwili było mu całkowicie obojętne, co jeszcze wymyślą. Straszono go nawet jakimiś konsekwencjami dyscyplinarnymi w szkole. Zamknął ze złością laptop i spojrzał na łóżko. Klasyk w rozwalonej totalnie pozie, przyglądał mu się. Jego niebieskość skupiał na nim całą swoją uwagę. Spokojnie ściągał go spojrzeniem. Czuł ,że dzisiaj po tej przerwie będzie ciężko utrzymać daleko od siebie ręce. Klasyk wstał z łóżka i nie spuszczając wzroku z niego,wręczył mu pen drive.
-Puść czwartą piosenkę,zobacz co mi dziewczyny przyniosły w ramach propozycji na studniówkę.
Odpalił utwór, który żywymi rytmami wypełnił cały pokój. Klasyk podszedł do szafy ,otworzył ją i zaczął czegoś szukać.
- Jakiś T-shirt mogę? Ten śmierdzi olejem.
Po chwili znalazł to czego szukał.
Muzyka wdzierała się siłą w ich uszy.
- Co to do cholery jest? –zapytał Klasyka.
- Nie wiem jakieś japoński czy też inny azjatycki shit,ale przyznasz,że wpada się w zajawkę.

Tak, ta muzyka sięgała do jakiś zakamarków duszy, które teraz wibrowały w jej rytm. Puścił utwór jeszcze raz. I wydał mu się jeszcze lepszy. Klasykowi chyba też, bo rozpoczął dziwny taniec. Rozciągnął koszulkę w bok a potem w dół tak, że wszystko na piersiach odcisnęło się niezwykle wyraźnie. Dodatkowo zaczął kręcić biodrami w rytm muzyki. Otworzył znowu szafę i próbował powiesić na jej drzwiach. Zadzierając wysoko nogi , odchylał się spektakularnie do tyłu. Zeskoczył by już za chwilę jego biodra wibrowały wraz z kolejnym rytmem. Wyginał giętkie ciało i wypinał tyłek zachęcająco nim kręcąc.
Patrzył jak urzeczony na ten taniec. Otworzył usta i co chwilę przełykał ślinę bo dziwnie co chwile zbierała się w jego ustach. Kolejny refren i biodra znowu poszły w ruch. Musiał przyznać ,że świetnie się ruszał i czuł taniec. Ale występ właśnie przechodził w następną fazę. Powoli koszulka zaczęła się unosić a rozbujane ciało od pasa w górę po chwili już było nagie. W trzech susach był już za nim. Przywarł do jego pośladków i teraz w zgodnym rytmie kręcili biodrami upojeni tymi azjatyckimi rytmami.Tydzień postu wprowadził ich w stan cudownej gorączki. Klasyk się odwrócił i jak kot zaczął się do niego łasić. Lizał i gryzł zsuwając się po jego szyi i piersi.Dziwnie drżał, ale to tylko wprowadzało go w stan jeszcze większego podniecenia.
- Czy Ty byłeś w pracy ?Bo jesteś tak napalony?
- Yhmmm –tylko zamruczał w jego szyję, którą zaczął całować.–Cały tydzień w tym śmierdzącym barze, mam dość. Wolę wąchać ciebie.
I zaciągnął się powietrzem tuż pod jego brodą.On też czuł wszystko z nieprawdopodobną intensywnością,która go ogarniała tylko przy nim.Klasyk objął jego głowę rękoma i zajrzał mu w oczy, przeszywając swoim błękitem. Zaczął obsypywać pocałunkami, a pomiędzy nimi wyszeptał.
- Stłukłeś Sebastiana w moim imieniu. Dziękuję, dziękuję.
- Poczekaj – próbował odsunąć się od niego- To nie tak.
- Tak, tak – Nie przestawał go całować – Jesteś kochany.
„Kochany” wibrowało w jego uszach,pomiędzy kolejnymi bitami utworu.Takiej reakcji się nie spodziewał,ale ogromnie mu się podobała,przyjmował więc każdy pocałunek z rozkoszą.
Po chwili ocknął się z cudownego letargu i z trudem oderwał się od niego. Klasyk zrobił zdziwioną lekko minę i próbował znowu się do niego się przyssać. On jednak był szybszy.
- Sekundę, pójdę tylko coś załatwić na dole i wracam. Pozbawiony jego ramion,ponownie złapał rytm i bujał ciało wraz z płynącą muzyką. Podchodząc do laptopa,wcisnął guzik repeat i kiwając się z gracją przemieszczał się po pokoju.
Wyszedł. Zatrzasnął drzwi i oparł się o ścianę, szybko dysząc. Sam nie wiedział co się działo właśnie w tym pokoju, ale za nic w świecie nie chciał tego przerwać. Zbiegł na dół, wziął jakieś napoje i piwo z lodówki. Do matki oglądającej w salonie telewizję powiedział, że będą mieli małą imprezkę z powodu dużej wypłaty Klasyka. „Tylko nie palcie w pokoju papierosów” krzyknęła za nim kiedy wbiegał do pokoju. Rzeczywiście czasami zdarzało im się popalać, ale to nie były papierosy.

Kiedy wrócił, muzyka nadal kołysała Klasyka. Na regale za książkami ukrył swoje bezpieczeństwo.Znalazł mały żółty kluczyk,który natychmiast przekręcił w drzwiach. Klasyk jak uzależniony od ruchu derwisz kręcił się w kółko, by paść na ziemię. Światło padało na jego gołe ręce, które nieustająco widywał zakryte. Kilkanaście blizn mieniło się dziwnym blaskiem. Wyciągnął do niego rękę, wyglądał jak pijany ale był upojony ruchem.
Zapatrzył się w te szramy na jego rękach, by za chwilę zacząć tonąć w szmaragdowych oczach. Wzywał go. Nie dał mu więc czekać i przypadł do niego z postanowieniem „dzisiaj wszystko dla Klasyka”. Całował go najpierw powoli na tyle na ile pozwała pulsująca krew w uszach. On pod każdym jego dotykiem drżał, był rzeczywiście dzisiaj wyjątkowo wrażliwy. Położył go więc ostrożnie na dywanie, pozwalał na pieszczoty ale nie dał się dotknąć poniżej pasa.
Całą uwagę skupiał teraz na nim. Zdążył już poznać to ciało i doskonale wiedział czego od niego żąda. Zaatakował to miejsce na szyi, który spowodował, że wygiął plecy i przywarł ściśle do niego.Poczuł zgrubienie przez gruby materiał dżinsów i otarł się o nie. Klasyk westchnął i zamknął oczy. Powoli zaczął wsuwać rękę pod spodnie gładząc skórę jego pośladków.By po chwili rozpocząć przyjemny proces zsuwania z niego tych resztek ubrań które jeszcze na nim pozostały. Nawet skarpetki z namaszczeniem, nie spiesząc się ,zdjął z jego stóp. On znowu drżał, więc dla otuchy przywarł do jego ust, by po chwili wędrować już językiem w dół. Nie pominął niczego, w każdym cudownym miejscu zatrzymał się na dłużej, drażnił obydwa sutki, z rozkoszą wodził językiem po skórze jego brzucha, czując skórcze mięśni tuż pod powierzchnią.
To dzisiejsze dygotanie jego ciała, doprowadzało go do szaleństwa. Szybko uwolnił się sam z koszuli i dotarł do celu swojej podróży.Widział,że Klasyk był naprawdę podniecony,kilka muśnięć językiem a otrzymał taki reakcję jego penisa,która wprowadzała go w stan ekstazy.Mają dużo czasu pomyślał.Tym razem naprawdę będzie wszystko jak trzeba,wszystko dla niego. Dlatego gdy ten chciał choćby przez chwilę przejąć inicjatywę natychmiast był miażdżony kolejnymi słodkimi pieszczotami. Klasyk właściwie zawsze tak reagował na miłosną przemoc.Stawał się doskonałym odbiornikiem wszystkiego co się działo z jego ciałem, całkowicie poddawał się tym torturom. Dzisiaj jego język pracował jak nigdy, zaczął metodycznie od wewnętrznej strony ud. Co wprawiło jego kochanka w pożądaną gorączkę.Usłyszał westchnięcie gdy dotarł do głównego obiektu pożądania.Tam chwilę zatrzymał się kontynuując swoje dzieło.Klasyk zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Po chwili uniósł się i podarował mu kolejne pocałunki.„Czas się sekundę zając sobą”,pomyślał i sięgnął tym razem w swoje spodnie. Kilka sprawnych ruchów, gdy druga ręka nie zaniedbywała w niczym jego kochanka. Ścisnął pośladki Klasyka i znowu zaczął pieszczoty w okolicy szyi.Ich biodra unosiły a ich penisy ocierały się o siebie.
Klasyk ponownie wydał westchnienie i lekko ochrypłym głosem zaczął go błagać.
- Proszę już dłużej nie wytrzymam.
Kiedy wszedł w niego ten jęknął. Ale nie otworzył już zamkniętych teraz oczu. Zaczął powoli na tyle na ile pozwalał mu jego własny rytm. Jednak po chwili było mu niewygodnie uniósł go więc wyżej. Zaczął uderzać z większą siłą. Pierwszy raz usłyszał jego ni to pisk ni to jęk. Każde pchnięcie powodowało, że wydobywał się ten dźwięk z niego. Jego ciało reagowało na to falą dreszczy od czubka głowy aż po pięty. Nie przerywał jednak już nie mógł tego kontrolować, tak samo jak Klasyk tego krzyku, który dusił w sobie pięścią. Dochodził i w tym momencie złapał nabrzmiały członek swego kochanka, by go pociągnąć wraz z sobą. Spadli razem.
Leżał na nim ciężko oddychając i wsłuchując się w jego bijące jak oszalałe serce. Stoczył się obok by jeszcze przez chwilę pobyć w tym przyjemnym niebycie. Nie miał na nic siły, wszystkie soki z niego wypłynęły, ale unosił się w samozadowoleniu. Klasyk zaczął się wdrapywać na niego i przywarł do jego nagiego ciała.
- Płaczesz? – zapytał go zaniepokojony,że coś mu zrobił. Poczuł tylko jak kiwa głową.Przytulił go mocniej ramieniem i zaczął gładzić po ciemnych opadających włosach, które przyjemnie łaskotały skórę brzucha. I właśnie stamtąd dotarł do niego jego głos.
- Tylko Ty, ze wszystkich ludzi na tym świecie mogłeś mnie od niego uratować.Zaprowadzić tam gdzie jeszcze nie byłem.– Szeptem dodał- Pozwolić nie upaść,sięgnąć gwiazd.
Dotknął swoich blizn.
- Odkąd jestem z Tobą nigdy się nie ciąłem.Zawsze mogłem przyjść i poprosić byś mnie wybawił od tego bólu.Tylko Ty potrafisz go zabrać.
Teraz w tej sekundzie zrozumiał,że tylko prawda ciał ma znaczenie i nie trzeba jej udowadniać.To ona w aurze intymności,wydobywa najpiękniejsze frazy kochanków, zacierając wszelkie granice.Pragnął już od dłuższego czasu to powiedzieć,dzisiaj już był pewien tych słów.
- Jestem pewien, że się spotkaliśmy bo obydwaj jesteśmy samotni i to połączyło nasze ciała.A nasze dusze …połączyło cierpienie.
Klasyk spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami.Ten błękit znowu go pochłaniał i poruszał najgłębsze zakamarki jestestwa. Wiedział to od dawna ale musiał to powiedzieć głośno,aby nic nie zostało niedopowiedziane.
- Będę zamieniał wszystkie twoje nie na tak, przywracał wiarę w przyszłość, zabierał cierpienie z powodu ludzi i rzeczy, walczył o życie.Tylko bądź.

Odnalazł tego chłopaka z końca korytarza.Tą nieszczęśliwą istotę, która była jego przeznaczeniem, by ją ratować.Teraz był już zupełnie spokojny, posiadł tę moc zatrzymania go.



sobota, 13 października 2012

cz VIII



- Kiepsko wyglądasz- Klasyk spojrzał na niego z uśmiechem.
Zacisnął wargi i pomyślał „Ciekawe przez kogo?” Ostatni tydzień to właściwie maraton „spotkań przyjacielskich”. Za każdym razem kiedy przychodził do niego, przyrzekał sobie, że nie da się ponieść. Nieudolne próby kończyły się zazwyczaj fiaskiem. Nie potrafił trzymać się od niego z daleka, a Klasyk nie pomagał mu w tym ani odrobinę. Nie był cały jego ale był, a to wprawiało go w stan zadowolenia z którym nie chciał się rozstawać. Znalazł się w jakimś zagmatwanym układzie, teraz z pewną świadomością,że może liczyć na tu i teraz bo rzeczywiście Klasyk o niczym go nie zapewniał i niczego nie obiecywał. Nieustannie było dla niego zagadką co się dzieje w jego głowie. Nawet po tym wyznaniu, umykał gdzieś logicznym wyjaśnieniom, prostym prawidłom.
Ta kolejna spowiedź i ich codzienne spotkania miały też wyraźny wpływ na to jak się Klasyk zachowywał. Uspokoił się i odrobinę wyciszył. Miał też teraz pewność , że jego częste pobyty u niego oraz niechęć do opuszczania jego domu były nie tylko spowodowane tym ,że chciał się z nim spotkać. Był tylko jednym powodem z… , równie ważnym jak jego rodzina, jego dom. Jeśli mógł mu to dać, był szczęśliwy.Choć gdzieś tam w środku kuła go myśl, że to nie tylko dla niego pojawia się tutaj prawie codziennie.
Obawiał się coraz mocniej, że coraz większa fantazja Klasyka i ich beztroska w sprawie miejsc przysług przyjacielskich skończy się demaskacją i wielką katastrofą w jego rodzinie. Na razie jednak postanowił dać się nieść fali zachowując resztki rozsądku.
Było to niezwykle trudne bo właśnie Klasyk czołgał się w jego kierunku. Próbując go zaczepiać, by przerwał czytanie książki. Spojrzał tylko w z wyrzutem na niego i miał nadzieję że w jego oczach pokazały się tylko dwa pioruny, które usadzą go na miejscu. Czytał dalej, gdy on właśnie wędrował palcami po jego stopach, łaskotał i przyglądał się jego reakcji. W odpowiedzi na te tortury kopnął go lekko, by się odczepił. On jednak nie przerywał swoich dręczycielskich zamiarów. Ze stóp przeniósł się pod nogawki spodni i wsuwał rękę coraz głębiej. Wyjął dłoń i na czworakach zaczął się przemieszczać w jego stronę, świdrując go niebieskimi tęczówkami. Wiele godzin spędzonych ze sobą skutkowało tym, że coraz lepiej go znał i dokładnie wiedział co zrobić by go rozproszyć i skupić uwagę na sobie. Gdy był jakieś dwadzieścia centymetrów od niego,ktoś nacisnął klamkę.
Poderwał się natychmiast jak oparzony.Klasyk pozostał na czworakach oglądając się do tyłu na wchodzącą matkę, która przyszła zapytać czy czegoś nie ma do prania. Złapał się za klatkę piersiową bo myślał ze za chwilę będzie miał zejście, tak się wystraszył. Jego przerażony wzrok nie umknął uwadze rodzicielki. Pytała co się stało, on niejasno się tłumaczył. Klasyk usiadł spokojnie i uśmiechał się beztrosko do jego mamy. Spytał jak tam było w pracy,jakie plany na weekend.Pojęczał w temacie swojej weekendowej harówki,ze znowu musi iść,wstawać rano. Matka zadała jednak bardzo bezpośrednie pytanie.
- Czemu ty dziecko tak się męczysz? Na coś odkładasz pieniądze?
Beztroska mina znikła natychmiast. Minęła dłuższa chwila zanim wydusił z siebie,że to na bieżące wydatki. Na razie nie może zrezygnować, z tej pracy chociaż coraz bardziej jej nienawidzi.Matka rozsądnie zauważyła,że jednak po maturze będzie miał więcej możliwości. Klasyk pokiwał tylko głową.Spytała tylko czy coś chcą zjeść,gdy obydwaj jednocześnie zaprzeczyli,wyszła z naręczem ubrań do prania,które w między czasie wydobyła z jakiś zakamarków w szafie.
Kiedy tylko zamknęła drzwi za sobą,wyrzucił z siebie.
- Uspokój się idioto,bo twoje wygłupy najpierw moją matkę,a potem mnie,przyprawią o zawał.
Klasyk milczał więc postanowił nakreślić złożoność sytuacji.
- Mnie wyrzucą z domu po czymś takim,wyrzekną się mnie zupełnie,jestem pewien.
- Wynajmiemy coś i zamieszkamy razem- Klasyk natychmiast znalazł rozwiązanie i uśmiechał się zadowolony.
- Taki jest twój plan? Po to mnie prowokujesz?
Klasyk udał zdziwienie.Wydął usta i rozglądał się po suficie.Ech, musiał przyznać,że wyglądał słodko z tą miną,ale muszą się opamiętać. Tak tylko jak okiełznać Klasyka,który właśnie zaczął przeciągać swoje ręce z jednej strony na drugą wyginając chude ciało.
- Mraauuu- Zaczął miauczeć- Nie mogę się opanować jak ciebie widzę.
Zamrugał kilkakrotnie i ciągle nie mógł uwierzyć w to co usłyszał.Gdzieś na wysokości żołądka poczuł przyjemne łaskotanie.Klasyk jednak jeszcze nie skończył.
- Najgorzej jest w szkole-przymknął oczy i westchnął.Wstał i chciał do niego podejść.
- Nie zbliżaj się - prawie krzyknął.Miał pełną świadomość,że jeśli Klasyk go teraz dotknie, nic ich już nie powstrzyma. Serce obijało się o klatkę.Ten człowiek go chce doprowadzić do śmierci,próbował tego dwa razy w ciągu 5 minut.W desperacji wyrzucił z siebie.
- Z czego wy właściwie żyjecie? Bo chyba nie z tej twojej pensji z baru?
Musiał ochłonąć i wykorzystać czas,kiedy Klasyk stał się mniej czujny. Opowiadał w takich momentach więcej, a on mógł sobie wszystko poukładać,poutykać te brakujące luki z napisem „skomplikowany Klasyk”. Nie było innej drogi do niego,innych płaszczyzn przez którą mógłby się zbliżyć.Pozostały te wypowiedziane problemy,które dawały poczucie,że dostępuje tajemnicy.
- Z opieki społecznej-Rzucił beztrosko,i usiadł na łóżku- I prawie by nam starczało gdyby nie nieopanowanie matki z piciem. Zabije ją ta wódka,bo nie chce już się więcej leczyć.
Powiedział to ostatnie zdanie właściwie beznamiętnie,raczej stwierdził fakt niż dzielił się obawą.Zmarszczył brwi i zaczął znowu, wydobywając coś z odległej przeszłości,o tym jak kiedyś dorabiał rozdawaniem ulotek,a ona zabierała całą pensję,która spływała na jej konto i przepijała.Nienawidził tego sterczenia na rogach ulic, pod centrami handlowymi i na dworcach.Było zimno,było niebezpiecznie i faceci go nieustannie zaczepiali.Najgorsze jednak było to,że całe pieniądze tracił.Teraz jest o wiele lepiej,bo przynajmniej ma nad nimi kontrolę.
Może to właśnie wtedy,pomyślał,Klasyk poczuł,że ma władzę nad mężczyznami? Paradoksem było to,że nie nad tym jednym na którym mu najbardziej zależało.Zobaczył kątem oka,że niespokojnie zaczął się wiercić na łóżku.Ewidentnie męczył go ten temat.Dlatego nie chciał go już naciskać,by nie doprowadzać go do kolejnej rozpaczy.

Od strony łóżka usłyszał.
- Wiesz,coś ci podaruje.
Klasyk poderwał się i podskoczył do okna.
- Widzisz tę brzozę- Wskazał na drzewo po drugiej stronie ulicy, które w wieczornym świetle lamp niewyraźnie majaczyło-Jest twoja. Zawsze, kiedy będziesz koło niej przechodził, pomyślisz „to drzewo podarował mi Klasyk, jakie ono dzisiaj jest piękne” – Odwrócił się na sekundę i uśmiechnął się do niego.
Znowu spojrzał przez okno. - A kiedy przypadkiem rzucisz okiem na widok z twojego pokoju,natychmiast sobie przypomnisz "to mój najwspanialszy prezent”.
Zrobił to, po raz trzeci tego wieczoru, wprowadził jego serce w galopadę, której nie mógł opanować.Złamał się i podszedł do niego.Stanął za nim by spojrzeć na swój najwspanialszy prezent.I rzeczywiście,jesienna ,bezlistna już prawie brzoza,wydała mu się taka smukła i piękna. Kołysana lekko przez podmuchy,z pojedynczymi listkami które teraz tańczyły na wietrze mieniący się w sztucznym świetle,wyglądała jak balerina wśród drzew.Objął go w pasie i położył głowę na jego ramieniu.
Klasyk szepnął.
- Nie pozwól jej nigdy ściąć.
Na skórze jego szyi,umieścił słowa.
-Nie pozwolę.Dziękuje,to cudowny prezent-powiedział.
„A ty taki dzielny”- pomyślał.

******************


Cały tydzień, poza szkołą się nie widzieli.Przysłał tylko sms’a,że w tym tygodniu musi sobie odpuścić naukę. Uśmiechnął się.Rzeczywiście intensywny zeszły tydzień wymagał odpoczynku. Jednak już po dwóch dniach brakowało ogromnie Klasyka w te coraz dłuższe jesienne wieczory. Nie znikł przynajmniej jak poprzednim razem, przynajmniej wiedział,że żył.Zawsze w zakamarkach świadomości chował ten niepokój,że nagle powróci tamten facet,a Klasyk zniknie z jego życia.Kuła go ta myśl wiele dni. Nic właściwie niepokojącego w jego zachowaniu w szkole nie odczytał.Wodził jednak prosząco za nim wzrokiem.Oczywiście jeśli Natalka nie miała go na celowniku.W tych momentach mu przeszkadzała, ale właściwie cieszył się z jej towarzystwa, była pewnym łącznikiem, pomiędzy nim a klasą. Dzięki niej bezproblemowo funkcjonował w szkole i jeśli tylko mógł spełniał jej życzenia.Kiedy zaproponowała żeby poszli razem do kina, zgodził się bez narzekania.

On, Natalka i jeszcze dwie dziewczyny z ich klasy ruszyli do centrum handlowego w którym mieściło się kino. Film niezbyt mu się spodobał, dlatego z ulgą wychodził z sali kinowej. W ciemnym holu minęli parę na którą od razu dziewczyny zwróciły uwagę. „To Sebastian” szeptały,„Z infor-matu. Sebastian wyraźnie wzbudzał wielkie poruszenie pomimo ogólnej świadomości,że ma cudowną dziewczynę z innego liceum.Co nie oznacza,że nie można do niego wzdychać.Jak się jednej koleżance przypomniało,on jest naprawdę świetny i pozbył się Klasyka z klasy.O co poszło nie bardzo wiedziały, ale podobno niezła afera była.Za późno to powiedziały,nie miał okazji mu się dokładnie przyjrzeć,ale był już pewien,to było to samo bóstwo do którego wzdychał Klasyk.Może widywał go w szkole wcześniej,ale kompletnie go nie zarejestrował.Teraz się zmaterializował ten trzeci.Ten z którym walczył i ciągle przegrywał,ten który beztrosko się przechadza z jakąś laską po centrach handlowych.Dziewczyny poszły do toalety a on nerwowo spacerował wzdłuż holu.To wszystko było jakieś irracjonalne, ale właśnie złość zaczęła nim rządzić i targać każdą kolejną myśl.Irytacja go zżerała.„ Co to za dupek ten Sebastian,który zawładnął tak Klasykiem?”
Nagle „dupek” się zmaterializował i powędrował po popcorn i picie dla swojej dziewczyny.Przyglądał mu się.Musiał przyznać,że Klasyk miał wyśmienity gust,gość wyglądał jak model z okładki czasopisma modowego.” No tak on się nie zadowolił byle czym”- pomyślał- „To znaczy,ewentualnie takim zastępstwem jak ja". Zalewały go fale kolejnych oburzeń.Czy ten gość zdaje sobie sprawę,że doprowadził człowieka do granic rozpaczy?Czy żyje sobie beztrosko i nic absolutnie go nie obchodzi co się dzieje z Klasykiem.Co dokładnie pomiędzy nimi zaszło nie wiedział.Wiedział za to,że ma tysiąc powodów by go nienawidzić,za siebie,za Klasyka.
Sebastian właśnie obładowany w dwa pudełka prażonej kukurydzy i napoje zmierzał z powrotem do sali kinowej.Jego zadowolona mina przeważyła szalę.Podszedł szybko do niego i znienacka wymierzył cios w twarz.Sebastian rozłożył się jak długi w scenerii białego popcornowego śniegu.Wodził wokół oszołomionym wzrokiem,kompletnie nie wiedząc co się dzieje.
Wymusił uśmiech na swojej twarzy i powiedział do leżącego i mocno zszokowanego chłopaka.
- Mojej dziewczynie podobasz się bardziej niż ja.A tego nie mogę znieść.
Odwrócił się na pięcie i podszedł do zdezorientowanych całkowicie koleżanek z klasy, które zdążyły akurat na sam finał tej sceny.Wziął Natalkę i jeszcze jedną pod ramię i w pełnej glorii opuścił kino.W czasie drogi powrotnej do domu jeszcze usłyszał szepty za sobą „Natalka, słyszałaś powiedział mojej dziewczynie” gorączkowo któraś przeżywała. Natalka lekko przerażonym ale i niezmiernie zadowolonym tonem oznajmiła: „On bije się ciągle,to normalne,jak mu się coś nie podoba to załatwia to siłą” Ech, było tak wspaniale,że sprawę Natalki po raz kolejny postanowił odłożyć na później.

Unosił się w samozadowoleniu, w poczuciu całkowitej satysfakcji.To był wspaniały wieczór.

piątek, 12 października 2012

cz VII



Klasyk przychodził do jego domu, prawie codziennie. Jęczał nieustannie, że sam nie umie się uczyć, a tyle jest teraz sprawdzianów. Denerwował go, drażnił go ,nie mógł się przy nim skupić, ale nigdy by mu nie odmówił tych wizyt. To był jedyny czas, kiedy mogli być razem. Poza spojrzeniami innych.

Siedzieli kolejny dzień próbując zapamiętać daty i wydarzenia rewolucji francuskiej. Klasyk stukał właśnie ołówkiem w książkę i wyraźnie się irytował. Te pokręcone francuskie nazwiska, złościły go, chociaż przed chwilą twierdził, że lubi brzmienie tego języka. Przechodził z jednego nastroju w drugi. Wprowadzał w nieustający ruch swoje nogi, które nerwowo drgały w szybkim powtarzalnym rytmie. Już się przyzwyczaił do tego widoku, zniecierpliwienia i znudzenia w jego wydaniu.Choć trzeba przyznać,że Klasyk walczył o utrzymanie koncentracji próbował się czegoś nauczyć.
Przyglądał mu się. W najmniejszym stopniu obsesja obserwowania Klasyka mu nie minęła. Teraz widział więcej ale ciągle za mało.
-Proszę nie dręcz mnie – powiedział nagle bez żadnego wstępu- spotkałeś się z tym facetem?
Klasyk odchylił się do tyłu na krześle,niebezpiecznie balansując na granicy wywrotki. Zbliżył książkę do swojej twarzy intensywnie czegoś szukając.Rzucił krótkie „Nie”.
Nie odwracając wzroku od tekstu,który nagle zaczął go niezmiernie interesować,dodał.
- To on się ze mną nie spotkał.
Kolejny raz zachwiał krzesłem i usiadł z powrotem przy biurku.Tym razem jednak bezwiednie złapał się za rękę.
To mu o czymś przypomniało.Zaszedł go od tyłu,nachylił się i znienacka podwinął rękaw jego bluzy.Zaskoczony Klasyk przez kilka sekund oszołomienia nie wiedział co się dzieje, by potem natychmiast zabrać dłoń.
- Zwariowałeś?- krzykną i wstał od biurka obrzucając go wystraszonym wzrokiem.
- Nie, to ty zwariowałeś. Po co to robisz? – pytał,musiał pytać.Po tym co zobaczył, nie mógł już udawać, że nic nie widział.Nie było tam tego czego się obawiał,czyli zabandażowanego przedramienia.Za to ujrzał coś zupełnie innego,co wprowadziło go w nowe oszołomienie.Cała ręka była w bliznach, tych starych, których już prawie nie było widać i tych które świeciły różową nowością.Był pewien,że druga wygląda tak samo.Długa grzywka zasłaniała oczy,które nie chciały na niego spojrzeć.
- Dlaczego?- Pytał znowu.Teraz już nie popełni tego błędu, będzie próbował,będzie naciskał.
- A ty co? Cholerny terapeuta? – Klasyk wściekł się już porządnie –Idę,już dość mam na dzisiaj tej nauki.
Sięgnął po torbę pod biurkiem i chciał wyjść.Nie mógł go wypuścić,nie teraz.Oparł się leniwie o drzwi i patrzył.Niebieski lód jego spojrzenia przeszył go aż do kręgosłupa. Znał go jednak coraz lepiej i oprócz tego zimnego wzroku, zobaczył coś jeszcze,strach.
Klasyk chciał otworzyć drzwi.On jednak zaparł się mocno i miał pewność,że go nie wypuści. Zaczął niepewnie.
- Próbuje zrozumieć.
- Nie musisz.
- Ale chce.
- Nie musisz, zostaw to tak jak jest.
- Nie mogę, już nie mogę.
Stał obok niego i wyciągnął rękę by dotknąć jego policzka.Skóra Klasyka była rozpalona od emocji,a on sam drżał.Jego spłoszony wzrok,lekko się uspokoił pod wpływem tego niespodziewanego dotyku.
- Głupku- odezwał się- Tylko ci się wydaje że chcesz coś wiedzieć.
Jego ręka opadła, Klasyk spuścił głowę by wylewać pretensje.
- Ciesz się swoim wspaniałym życiem, obiadkami, mamusią na każde zawołanie, kasą , ojcem który wścieknie się jeśli będziesz miał przerąbane z ocenami- Spojrzał na niego- Żyj w tym wspaniałym świecie, uważając, że największe nieszczęście to przyjazd do tego kraju.
Wcale tak nie uważał, ale za nic w świecie, tego monologu nie mógł przerwać. Cierpliwie słuchał, był w stanie przyjąć wszelkie słowne razy.
- Ciesz z tego, że nie musisz zapierdzielać co weekend do jakiegoś obrzydliwego baru by rzucili ci parę groszy za całodzienną harówkę.Zależy Ci na tej robocie,więc zrobisz wszystko i oni to widzą, cisną naprawdę mocno. Ta marna kasa na nic nie starcza, na nic….
Klasyk zaczął się zsuwać wzdłuż drzwi by usiąść ostatecznie ciężko na podłodze.
- Masz szczęście, nawet nie wiesz jakie.Żyj sobie w tym wspaniałym świecie.-Rozejrzał się po pokoju.-I naprawdę nie chcesz wiedzieć jak to jest oglądać wieczorami pijaną matkę, a ojca nie widywać w ogóle tak samo jak jego parszywych pieniędzy z alimentów.- Głos mu się załamał- Wiesz jaki to jest ból, kiedy wydaje Ci się, że jesteś w matni i niczego przed sobą nie widzisz, niczego? A ten strach wszędzie cię ściga, jest z tobą, nie opuszcza, a jedynym wyzwoleniem jest jeszcze większe cierpienie.Nie ma wyjścia, inaczej przestaniesz istnieć. Chcesz poczuć, że żyjesz, że jest coś co może zdusić ten syf wokół ciebie. I przez krótką chwilę, rzeczywiście tak jest. Sekundy gdy skóra zalewa się krwią i pojawi się ból. Nie cierpisz jednak z tego powodu, tylko przyjmujesz to z radością, bo to jest silniejsze i lepsze niż ten koszmar.
Objął kolana rękoma i schował twarz.Stłumiony głos Klasyka nadal przerywał ciszę pokoju.
- Kiedy na dodatek jesteś czym jesteś dla innych,marnym śmieciem,którego nie zaakceptują , ani nie pokochają, masz ochotę wyć,wyrywać włosy,rozedrzeć swoje ciało na strzępy. Trzy lata,chodzisz za nim,karmisz się nadzieją ,że kiedyś,że któregoś dnia….Kurewsko chcesz żeby los się wreszcie do ciebie uśmiechnął w tej jednej sprawie.Możesz być biedny, możesz żyć jak zwierzę tylko kochany przez niego.I tracisz samokontrolę i wszystko wyznajesz…wiesz,że to złudzenie,że on cię zauważy. Desperacko pragniesz, żeby tylko ten jeden jedyny raz było tak jak trzeba…bez tej udręki. A potem …- Zaczął pociągać nosem,bo łzy od dłuższego czasu już spadały dużymi kroplami- Właściwie żyjesz z przyzwyczajenia i...
Usiadł obok niego i przyciągnął jego głowę do swojego ramienia. Pozwalał mu się wypłakać. To był najdłuższy monolog Klasyka o sobie, jaki kiedykolwiek słyszał. Był niezwykle wzruszony, że otrzymał najcenniejszą rzecz od niego-zaufanie.
Nie mógł go zostawić, ponownie dzielił z nim cierpienie, teraz chciał ten ból zabrać, przyjąć na siebie, nie pozwolić mu trawić i toczyć to ciało,duszę którą teraz obejmował.
Odezwał się a słowa płynęły same, jakby posiadł dar widzenia więcej.
- Ból fizyczny łatwo znieść, ten drugi,który tkwi tam głęboko,sam wybierasz.Cierpienie z niczego nie wyzwala. To ty musisz się wyzwolić z cierpienia.
Serce mu waliło,wiedział,że słowa dotarły ale musiał,musiał jeszcze coś powiedzieć,co da mu schronienie i bezpieczeństwo.
- Pamiętaj, jestem obok,jestem tutaj.Uratuję cię.
I pomyślał „Jesteś ze mną,nic Ci się nie stanie,tylko bądź”.
Nie odezwał się, ale jeszcze mocniej wtulił się w jego ramie. W takich momentach czuł,że jest w stanie stanąć pomiędzy Klasykiem a całym światem.
Spojrzał przez okno i zatarła się różnica pomiędzy błękitem nieba a cierpieniem.

wtorek, 9 października 2012

Cz VI



Stał ze spuszczonymi ramionami i głową . Jakby czekając na reprymendę, poddając się całkowicie karze. Chciał nim potrząsnąć zapytać , gdzie był, co się działo. Zmęczenie, niewyspanie i towarzyszące mu zdenerwowanie jakby zwolniło wszystkie jego reakcje i zanim otworzył usta usłyszał.
- Jestem.
„Bezczelny gnojek” pomyślał a wściekłość zaczęła napierać niepostrzeżenie. Rozpłynęła się jednak momentalnie, kiedy ujrzał ten niepewny uśmiech oraz gorączkę w niebieskich oczach. Gdzieś tam czaiło się szaleństwo. Aż się cofnął przed nim. Klasyk wolno podszedł do niego, nie dając mu możliwości ucieczki. Przygryzł wargi, szukał jego wzroku, gdy go odnalazł wyciągnął ramiona by się w niego wtulić. Przyjął go z ulgą jak podróżnika wracającego z długiej męczącej wyprawy. Ten westchnął. Cały strach , całe zwątpienie właśnie ulatywało. Był teraz tutaj z nim i nic się nie liczyło. Pocałował go w czoło, ojcowskim pocałunkiem, który wydał mu się najbardziej odpowiedni. Ścisnął jeszcze mocniej na znak radości. Za nic na świecie nie chciał się rozstawać ze spokojem, który właśnie go ogarniał. Nie chciał wypuszczać go z ramion, jakby tylko tu było bezpieczne dla niego schronienie.
Nie wiedział ile czasu tak trwali, sekundy a może minuty, czas biegł jakimś swoim tylko mu znanym torem. Do rzeczywistości przywróciły go pocałunki Klasyka. Wędrował po szyi w górę szukając jego ust. Kiedy je odnalazł, całował najpierw spokojnie i delikatnie by po chwili ręce zaczęły przesuwać wzdłuż jego ciała w dół, a wraz z tą podróżą jego pocałunki były coraz bardziej żarliwe. Gdy niecierpliwe dłonie dotarły poniżej linii brzucha ścisnął go tam gdzie już nie mógł ukryć jak bardzo jest podniecony. Szepnął prosto w ucho.
- Zróbmy to dzisiaj.
Serce i tak już goniące jak oszalałe przyśpieszyło. Tak pragnął tego ciała, chciał go, ale… on nie jest gotowy, on nie wie, on nigdy z facetem…
- Potrzebuję ciebie.Proszę.
Klasyk zaczął przesuwać językiem po jego szyi, coraz intensywniej przyciskając rękę do jego krocza. Dłoń zawędrowała pod koszulkę by tam błądzić jak oszalała po jego klatce. Czuł ,że to wszystko wprowadza go w stan całkowitego zamroczenia.Był tak szczęśliwy,że go widzi,że jest,że poddawał się każdej pieszczocie oddając zniecierpliwione pocałunki. Na sekundę dotarł do niego odległy głos rozsądku.
- Na dole mogą … - zaczął.Klasyk położył palec na jego ustach powstrzymując kolejne słowa. Uśmiechnął się lekko i podszedł do radia by włączyć jakąś muzykę, rozkręcił ją do odpowiednich decybeli.Pomimo ognia, który w nim płonął, był zupełnie spokojny i po powrocie z precyzją malarza kontynuował swój rysunek na jego ciele.A jego ciało w tej gorączce podjęło już decyzję za niego,by podążyć za nim.Kiedy pojawiła się ta czysta myśl,przytrzymał jego ręce, pocałował głęboko i zaborczo.Klasyk pod wpływem tego małego aktu przemocy zapadł w całkowitą bierność.Przymknął tylko oczy by się poddać wszystkim pieszczotom,którymi został obsypany.Przygryzał wargę gdy dostał się do zawartości spodni, szybko oddychając przez nos.Pomimo tego,że nigdy tego nie robił z mężczyzną, instynkt go nie zawiódł, wiedział dokładnie w jaki sposób doprowadzić Klasyka do granic rozkoszy. To jak odkrywanie czegoś czego istnienie przeczuwał ale trzeba tylko było to wydobyć z zakamarków pamięci, a każdy ruch stał się nagle prosty i oczywisty.
Klasyk stał oparty o szafę i wił się pod wpływem pracy jego języka. „Ale jeszcze nie teraz” pomyślał. Powoli wstał by mogli zacząć się całować. Czuł, że sam widok rozpalonego Klasyka doprowadza go do szaleństwa, a każde otarcie się i dotknięcie w krocze wywoływało falę dreszczy. Nie chciał przerwać tortur jakie miał zamiar jeszcze zadać temu ciału, które tak reagowało na jego dotyk. Przywarł mocniej do niego by pobudzone członki mogły ocierać się o siebie.Zniecierpliwiona ręka Klasyka złapała go za dłoń i poprowadziła w spodnie, które zaczęły się zsuwać.
- Wsadź palec -powiedział spokojnie. Jakby przygotowywali się do jakiegoś zadania. Zajrzał mu w oczy by dodać mu otuchy,której rzeczywiście potrzebował.Był oszołomiony ogłupiały i gotowy na wszystko,dzisiaj burzył mury.Posłusznie wykonał polecenie.Klasyk spiął się w sobie zamknął oczy i lekko uniósł na palcach.Błękit powrócił po chwili by mógł się go uczepić.Znowu poszukiwał jego ust,jednocześnie coraz intensywniej poczynając sobie z jego członkiem bo pokonał barierę suwaka w dżinsach.Pragnienie i podniecenie rozlewało się po jego ciele pod wpływem gorączki której przyczyną była ręka Klasyka która coraz intensywniej kumulowała energię pomiędzy jego nogami.Klasyk oderwał się od niego, pochylił się i z zaskoczenia napluł na jego penis. Zsunął niżej spodnie i odwrócił się lekko pochylając się do przodu. Rejestrował to wszystko z dokładnością co do każdego szczegółu. Nie mógł uwierzyć,że to się dzieje, a jednocześnie był szczęśliwy, rozpalony i podniecony jak nigdy w życiu. Gdy w niego wszedł ten jęknął cicho i poruszył się niecierpliwie. Kolejne ruchy bioder wywoływały westchnięcia, nie widział jego twarzy ale czuł, że to ciało całkowicie się poddaje. Należał do niego a ta myśl doprowadzała go do szaleństwa. Z każdym ruchem tracił kompletnie kontrolę i zaledwie po kilku pchnięciach doszedł do końca. Przywarł do niego by dreszcze rozeszły się po ich ciałach. I wyszeptał w plecy „Przepraszam”. Odwrócił Klasyka, który nadal był lekko nieobecny, chciał sięgnąć do jego osamotnionego penisa ale ten powstrzymał jego rękę.Przywarł do niego i sprawnymi ruchami ręki doprowadził się także do orgazmu.
Stali tak oparci o siebie.Ich ciała nadal rozgorączkowane nie chciały zrezygnować z tej bliskości. Napięcie opadało. A świadomość tu i teraz powracała.To Klasyk pierwszy zerwał tą więź.Odsunął się od niego,usiadł na podłodze,wyjął chusteczkę i wycierał resztki spermy z dłoni.Potem wyciągnął długie nogi i zaczął wciągać spodnie.Uśmiechnął się lekko do niego.
On także powoli zaczął się ubierać. Miał ochotę cały czas go przepraszać. Był zażenowany bardziej tym, że tak się skompromitował niż tym, że właśnie zrobił to z facetem. Nie on to nie zrobił z mężczyzną ale z nim i był gotowy znieść wszystkie kpiny z jego strony. Te jednak nie padły.Klasyk wyciągnął się na podłodze i milczał.Tak więc ruch należał do niego.
- Naprawdę przepraszam- znowu zaczął- Nauczę się, wszystkiego się nauczę- Zaczął zapewniać gorączkowo i uklęknął obok niego.
- Wierzę- śmiał się teraz Klasyk. Był z pewnością rozluźniony, ale jednak nieobecny. Sięgnął po książkę pod biurkiem. I spytał co mają na poniedziałek. Płynnie przeszedł do spraw szkolnych.On jednak nie mógł o niczym innym myśleć. A już na pewno nie o zadaniach domowych, kiedy tuż obok niego leżał jego kochanek. Samo słowo „kochanek” przerażało go jednocześnie ciesząc. Zaczął nawet uśmiechać się sam do siebie. Klasyk zauważył to i tylko ironicznie prychnął.
- Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego? To było tylko szybkie bzykanko, by wspomóc przyjaciela.
Po raz kolejny próbował zdeptać ten świat który tak pieczołowicie budował.W odpowiedzi zrobił obrażoną minę. Chciał rzucić krótkie ok, ale wyrwało mu się zupełnie co innego.
- Myślisz że będziesz sobie wpadał kiedy tylko chcesz na to szybkie bzykanko ? – trochę podniósł głos – I wydaje Ci się, że będziesz znikał na kilka dni i wracał jakby nigdy nic, bez ani jednego słowa?
Teraz w tym momencie nie mógł, nie chciał wylewać tego strachu, który trawił go przez cztery dni. Żenujące miotanie się z niepokoju o niego, miał wrażenie, że niewiele by znaczyło.
- Jeśli Ci się nie podoba- Klasyk mówiąc to pytająco uniósł brwi- a myślę że jest wprost przeciwnie, to możemy zrezygnować z takich kontaktów przyjacielskich.
Zaczął go denerwować, znowu irytacja nim zawładnęła. Właściwie miał ochotę go udusić. Zacisnął zęby i wycedził.
- Może powinnyśmy zrezygnować- hmmmm?
Klasyk wyciągnął się znowu na podłodze napiął mięśnie od stóp po wyciągnięte dłonie i spojrzał leniwie na niego.
- Nie wydaje mi się żebyś z czegokolwiek chciał zrezygnować dotyczącego mnie- Zamilkł na chwilę jakby czegoś szukając na suficie- Jesteś przecież we mnie zakochany.
- Ty – podskoczył do niego- a ty co, po co przyszedłeś tu skomleć do mnie po południu? Wzruszył ramionami.
- Potrzebowałem tego. Nic innego Ci nie obiecywałem.
Nagle ogarnęła go straszliwa myśl.Od której nie mógł się uwolnić.Złość i frustracja go zalały, że tak dał się wmanipulować w gierki Klasyka. Zbliżył twarz do jego twarzy. Ich nosy dzieliły centymetry, zajrzał mu głęboko w oczy tak by tamten nie miał wyjścia.
- Z kim się dzisiaj pieprzyłeś? Tam przy szafie.
Spłoszony wzrok w jednej sekundzie był odpowiedzią. Gdyby nawet zaprzeczył, zapewniał go na tysiące wymyślnych sposobów, już wiedział. Klasyk próbował wyślizgnąć się spod jego ramion. A on nawet go nie przytrzymał. Tylko zrezygnowany usiadł. Miał mu ochotę dać w twarz, albo wyzywać, albo wymyślić jakąś torturę. Nic takiego nie zrobił, ukrył twarz w dłoniach. Wszystkie emocje, zmęczenie opadły ciężko na niego i przygniotły go teraz do ziemi. Miał wrażenie, że ten człowiek przyprawia go o nowe nieznane mu nigdy wcześniej szaleństwo. To przecież z jego powodu w ostatnich dniach odchodził od zmysłów w obawie, że coś mu się stało.To dla niego dzisiaj złamał się,poszedł tam gdzie jeszcze nigdy nie był.Ryzykował,że rodzice go nakryją.I to właśnie z jego powodu nie wykona żadnego ruchu żeby to przerwać. Mimo całej świadomości przegranej pozycji, wykorzystania go, manipulowania nim.Może Klasyk nie wiedział, a może wprost przeciwnie doskonale zdawał sobie z tego sprawę, że to co dzisiaj się wydarzyło, jeszcze bardziej go przywiąże do niego, uzależni. Kiedy tylko zaskomli, on będzie przy nim, kiedy tylko będzie jego potrzebował, on będzie tuż obok.Dla niego ta bliskość coś znaczyła,pomimo tego że Klasyk próbował to zniszczyć i zbagatelizować.Nienawidził siebie, nienawidził tego uczucia które paliło go od środka, jednocześnie był gotowy pójść za nim wszędzie.
Spojrzał na wiercącą się na dywanie chudą postać.
- Ałłłła – zajęczał Klasyk- siadając na podłodze i masując poniżej pleców swoją dolną część ciała.Wydął usta w jego kierunku i z pretensją zawiadomił- Cały tyłek mnie piecze przez ciebie. Kup jakiś lubrykant,żeby był gdzieś tutaj pod ręką.

cz V

- Nie.
Natalka rozpostarła ręce i zasłoniła mu widok. Jej przestraszone spojrzenie zawisło na jego twarzy. Zamrugał bo nie wiedział o co jej chodzi.
- Natalka,przesuń się proszę.
Drobna brunetka potrząsnęła głową i z determinacją powtórzyła.
- Nie! Nie namierzaj go znowu- Konspiracyjnym trochę tonem wyszeptała.
Przestraszył się tych słów. Serce zamarło, a głos ugrzązł w gardle. Przełknął ślinę. Postanowił jednak przyjąć bierną postawę i wszystkiemu zaprzeczać. Nie, to zły pomysł. Będzie walczył. Uda że nie wie o co chodzi. Zdziwi się jak najpiękniej będzie umiał. Zaśmieje się jej w twarz, albo będzie okłamywał, cokolwiek mu przyjdzie do głowy, wykorzysta to.
- Znowu go obserwujesz-Wyrzuciła z siebie- Znowu będziecie się bić!
Kobiety są niesamowite, pomyślał w jednej sekundzie. Tylko Natalka dostrzegła to że obydwaj mają pokiereszowane twarze. Tylko ona go obserwowała i skojarzyła fakty. Martwiła się.
- On jest niebezpieczny, on jest jak nieobliczalny ,szalony, on może cię nawet…zabić.Ja…ja nie chce.
To przerażenie w jej oczach prawie zabolało. Musiał przerwać ten mało wygodny temat, tym bardziej , że dziewczyna wyraźnie zaczynała się nakręcać. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zasłonił jej dłonią usta. Złapał pod łokieć i wyprowadził z klasy. Już za progiem zaczął szybko szeptać do ucha.
- Jesteśmy przyjaciółmi prawda?- Ona lekko skinęła głową. Stanął naprzeciwko niej.
- To w tajemnicy ci powiem,że tak biliśmy się- Zrobił pauzę- Musiałem przyłożyć temu idiocie żeby się opanował. Nienawidzę go takiego. To sprawy między nami, ale nie martw się, wyjaśniliśmy sobie to i owo.
- Nic ci nie zrobił? - Patrzyła na jego poranione usta i ogromnie go wzruszała tą troską. Uśmiechnął się z wysiłkiem i czuł jak małe strupki pękają, dotknął odruchowo tych miejsc. Ona patrzyła zatroskana. On wypiął pierś i zapewnił.
- Tę rundę z pewnością wygrałem.
-Rundę, to zamierzasz znowu się z nim bić?. Ach, proszę nie rób tego.
- Spokojnie, nie zamierzam- Westchnął- Choć nie wykluczam takiej ewentualności. Spuścił głowę i przygryzł wargę, bolało ale się cieszył z tej tortury. Już wiedział skąd się bierze taka doskonała gra Klasyka, właściwie zaczął sięgać do jej źródła, stawiać nieudolne małe kroczki. Dzwonek przeciął dalsze zwierzenia. Wszedł do sali z drepczącą za nim Natalką która nienawistnym spojrzeniem zmierzyła Klasyka beztrosko siedzącego na ławce . Właśnie pokazywał coś w telefonie rudemu chłopakowi.Oderwał wzrok na chwilę by zaczepić go spojrzeniem.Ta scena z małą brunetką chyba jednak nie umknęła jego uwadze.

****************




Może przez chwilę w swojej naiwności myślał, że ten pocałunek coś zmieni. Zatrzyma przed spotkaniem z tamtym facetem. Szybko wyleczył się z takiego myślenia,że jest dla niego czymś więcej niż namiętnym tete a tete na poddaszu. Wystarczyło, że spojrzał na jego twarz i już wiedział.Ta euforia na której się unosił Klasyk,nadal trwała.On jednak został z niej wyłączony.Klasyk nie pojawił się więcej u niego w domu. Nie rozmawiał z nim. Znikał natychmiast po zajęciach. Uciekał przed jego spojrzeniem.
Był zmieszany, zagubiony . Z całkowitą pustką w głowie co ma dalej zrobić. Nie oczekiwał, że wpadną sobie w ramiona, że coś będzie proste, ale nie był przygotowany na tą obojętność. Żałosne próby zatrzymania go już nie wchodziły w grę. Nie chciał w niczym przesadzać, pomimo tego , że czuł prawie fizyczne zagrożenie, postanowił poczekać, wykorzystać jakąś okazję by z nim porozmawiać. Przekonać się przez chwilę co w jego głowie się dzieje, karmić się może złudną nadzieją. Ciągle czuł, że on umyka mu gdzieś ,nie da się zatrzymać, ani przewidzieć jego następny ruch. I może paradoksalnie ta niepewność najbardziej go pociągała, jednocześnie doprowadzając do rozpaczy.

Przez dwa dni nie naciskał na niego, nie uczynił żadnego gestu w jego stronę, sytuacja pozostała w zawieszeniu.

Chyba jednak za długo czekał.Bo Klasyk znikł.

Nie pojawił się w szkole. W pierwszej chwili nawet był spokojny,szybko jednak narastała w nim wściekłość.Pojawiła się pewność,że doszło do tego wielkiego spotkania, skoro Klasyk kolejny raz wagaruje.Czym więcej o tym myślał tym bardziej był zły.Ta złość zaczynała go palić od środka.Natychmiast jak zabrzmiał dzwonek ostatniej lekcji, wybiegł z klasy.Całą drogę powrotną do domu,wyrzucał sobie,jak mógł być takim idiotą.Dał się zwieść chwili i myślał,że ona coś znaczy.Powziął natychmiast postanowienie: czas sobie dać spokój,opanować się,zachować twarz i skończyć z tym absurdalnym zauroczeniem facetem,który nawet tego nie zauważa.Jakie to wszystko wydało mu się zabawne, kiedy analizował teraz w furii wszystko co się zdarzyło. Gdyby ktoś mu powiedział, że cały jego świat będzie powoli wypełniał ktoś, na kogo nigdy by nie spojrzał,nawet o nim nie pomyślał,wyśmiałby go.Jednak ktoś taki istnieje a on jest zdolny go obdarzyć uczuciem,które jest poza jego kontrolą .Jeśli chciałby być logiczny z pewnością uznał by to za jakąś desperacką i chorą próbę,znalezienie kogoś bliskiego na tym nowym obcym terenie jakim był inny kraj i nowa szkoła.Sprawy zaczęły balansować w niebezpiecznych obszarach i dlatego,aby nie spaść w przepaść,musi się odwrócić i zostawić wszystko,tak jak jest.
Właściwie pogratulował sobie nowej decyzji, prawie zadowolony dotarł do domu.
Wszedł do kuchni,otworzył lodówkę i ją zamknął.Nie był głodny, tylko miał ochotę pójść do siebie i czymś zająć myśli.Zadanie okazało się a wykonalne.Cokolwiek robił, musiał sobie nieustannie przypominać, że właśnie odcina się od spraw Klasyka. Żyją tak jak dawniej nie znają się, nigdy się nie spotkali, a każdy niech idzie swoją drogą. Klasyk wybrał swoją, a on musi znaleźć własną.
Chodził niecierpliwie po pokoju.Liczbie kilometrów, które wzrastały wraz z kolejny krokiem,towarzyszyła coraz większa niepewność.Kiedy się zatrzymał by się rzucić na łóżko, tylko jedno uczucie nim zawładnęło-było mu przykro,tak cholernie przykro,miał ochotę płakać.Frustracja go jednak na tyle zmęczyła,że natychmiast zasnął. Zerwał się o świcie,już opanowany przez kolejnego demona,jakim był strach.

Miał nadzieję,że Klasyk pojawi się w szkole i zdejmie z niego ten ciężar. Uspokojony jego widokiem, wprowadzi swoją decyzję w życie i pozbędzie się go. Pojechał na zajęcia wcześnie, usiadł niedaleko wejścia by obserwować wchodzących.I czym bliżej wskazówki były ósmej,tym strach coraz wyżej wspinał się po jego ciele,aż sięgnął gardła.Nie kontrolował tego,nie chciał aby teraz nowa obsesja nim zawładnęła.Ona jednak przyszła sama wraz ze wspomnieniem zabandażowanych rąk.Powlókł się na pierwszą lekcję,ze ściśniętym żołądkiem i pustką w głowie.Dotrwał do jej końca,nie wiedząc co się wokół niego dzieje.Wybiegł ze szkoły bez zastanowienia,by na przystanku stracić całkowicie koncepcję co dalej.W panice wrócił do szkoły,by odszukać poprzednią klasę Klasyka.Pytał,prosił o jakiekolwiek informacje; gdzie mieszka,pracuje,jakąkolwiek pomoc,jak dla umierającego.Wzruszenia ramion, obojętne twarze, tylko tyle mieli mu do zaoferowania w ramach informacji. Ktoś wymienił dzielnicę,komuś się wydawało że może w tych kamienicach za centrum handlowym,ale nie otrzymał żadnych konkretów. Klasyk był mistrzem uników, zacierania śladów, nie wpuszczania do swojego świata. On też niewiele pytał, tamten nie mówił i tak został z niczym. Patrząc na swoje sms’y bez odpowiedzi,słuchając martwego głosu o wyłączonym telefonu ruszył do dzielnicy w której podobno Klasyk mieszkał.
Obszedł kilka osiedli,zaglądał na podwórka ładnych nowych domów i w osiedlowe zaułki,dziedzińce walących się kamienic.Wydawało mu się, że coś jednak robi, nie czeka bezczynnie,ale pomysłów gdzie go szukać i tak miał niewiele.
Ponownie panika przygnała go do szkoły, był to jedyny punkt zaczepienia. Pobiegł do sekretariatu by błagać o jego adres pod pretekstem zaniesienia mu prac domowych. Musiał to jednak robić chaotycznie i za bardzo naciskał bo sekretarka stawiała jeden warunek, zgodę pani dyrektor,której akurat nie było.Znowu wychodził z niczym.
Powlókł się do domu. Wpadł na matkę,która pytała co się dzieje. Dla niej najważniejszym barometrem było to,że przestał jeść. Krzyknął tylko zirytowany,żeby przestała i ciągle nie gderała o tym jedzeniu.Nie umiał i nie chciał normalnie funkcjonować.Szkoła bez niego wydała mu się pustym budynkiem do którego nie warto wracać, więc poprosił o to by mógł zostać w domu następnego dnia. Matka po tych słowach chciała go wysłać do lekarza. Pytała nieustannie z troską o to czy dobrze się czuję. Kiwał głową i przekonał ją, że to tylko zatrucie. Tak naprawdę niecierpliwił się aby dała mu spokój, zostawiła, nie pytała, nie martwiła ,nie dociekała.Bo pomimo tego,że ona tylko wypowiedziała kilka słów troski,zrobiło mu się nagle żal samego siebie.
Zasypiał na krótkie chwile by budzić się ze skurczem żołądka.To ze strachu lub z głodu,nie analizował tego.Za to nieustannie myśli kłębiły się wokół Klasyka.Jego bezsilność w obliczu tego wszystkiego była przerażająca.Miał pewność,że tylko on dostąpił tajemnicy ale nie mógł pomóc,nie umiał.Najtrudniej było pozbyć się uczucia strachu i tęsknoty ,które stały się jednością. Nieustannie zadręczał się więc pytaniami.Jak mógł tak bezczynnie patrzeć jak Klasyk odchodzi, dać mu wybór, dać mu przyzwolenie? Jak mógł być tak zaślepiony i o nic nie pytać? Jak mógł popaść w takie odrętwienie?

Minęły dwa dni, w sobotę rano niepokój go wypchnął z łóżka.Postanowił ponownie rozpocząć poszukiwania, pójść by cokolwiek zrobić,nie trwać w tej bezczynności.Był gotowy nawet ruszyć by czegoś się dowiedzieć o tym ,który nieustannie był obecny w myślach Klasyka.
Matka go właśnie wołała na dół.Kiedy zbiegł po schodach, ujrzał go w korytarzu. Trochę zmarnowanego ale całego. Serce mu skoczyło,chciał się na niego rzucić i krzyknąć.„Żyjesz żyjesz!”.
Klasyk ze spuszczoną głową szepnął „Proszę wyjdź”.
- Mamo wychodzę- krzyknął bez zastanowienia i już był w drzwiach,kiedy matka złapała go za bluzę i cofnęła do przedpokoju.
- Ani mi się waż- Była wściekła- Chyba dziecko żartujesz,ledwie stoisz na nogach.
Nie było sensu z nią walczyć, drżącym głosem zaprosił go na górę. W pokoju ich spojrzenia spotkały się.Jego wzrok niósł w sobie rozpacz, zmęczenie i coś jeszcze,jakąś gorączkę,której nie mógł odczytać.

poniedziałek, 1 października 2012

cz IV



-Kochanie- wołała matka z dołu- już południe.
„Po co mi nadawali imię skoro w ogóle go nie używają?”- zastanawiał się leżąc w łóżku. Ojciec władczym tonem zwracał się do niego „Mój drogi”, a matka ciągle używała od 18 lat tego „kochanie”. Zresztą do psa i kota mówiła tak samo. Jego starsza siostra przynajmniej miała imię, które miało zastosowanie. Magda ma w pracy kłopoty, Magda powinna zmienić mieszkanie, Magda ma ciągle problemy z … i tak dalej. Ciekawe jak zostają sami to też o nim tak rozmawiają, używając zamiennie mój drogi i kochanie? Właściwie dobrze się bawił rozmyślając o tym wszystkim, bo tak naprawdę wcale mu to nie przeszkadzało.
Ważniejsze było to co się zdarzyło o poranku. Przeciągnął się w pościeli. Musiał wreszcie wyjść z tej euforii i zachowując jako taką twarz,zejść na dół. Energii miał aż nadmiar, a towarzyszyła jej dziwna jasność myśli. Poszedł wziąć prysznic i jedno się tylko kołatało w głowie,że Klasyk nie zdążył tego zrobić.I gdzie on właściwie pracuje?Kolejne pytanie bez odpowiedzi.Ubrał się i zszedł na dół, gdzie jego rodzice w kuchni krzątali się przed niedzielnym obiadem. To znaczy matka coś przygotowywała a ojciec udawał, że chce zreperować stary klimatyzator. I to właśnie on ,który nigdy się prawie nie odzywał, chciał coś wiedzieć o porannym gościu
- Jak tam wyspałeś się pijaku? A ten drugi? Widziałem że uciekł z samego rana?
- To mój kolega z klasy- miał nadzieję że to wyjaśni wszystko, więc beztrosko nalewał sobie kompocik do kubka. Usiadł naprzeciwko ojca i dodał - Poszedł do pracy.
-Ooooo – Ojciec się zdziwił- To jednak nie taki darmozjad jak Ty, przynajmniej ma za co pić.
- Marek przestań – Wtrąciła się wreszcie matka- Nic się nie stało,chłopak się przespał, ubrania się wysuszą na jutro.Są młodzi,bawią się.
- Ja właśnie zazdroszczę im tej beztroski i nie mówię że coś się stało. Kolega w stanie przytomności jest zawsze mile widziany.
- A nieprzytomności ?– wyrwało mu się. Wiedział, że przesadził. Dlatego podskoczył do matki. Podziękował jej za dzisiejszą pomoc i poszedł do salonu włączyć telewizor.
Słyszał tylko jak gorączkowo tłumaczyła wszystko ojcu i jego burkliwe „dobrze, dobrze”. Mówiła o tym,że on nie ma w Polsce przyjaciół,że się nie może odnaleźć,został wyrwany ze środowiska znajomych i kazali mu zmienić szkołę tuż przed maturą.„To wszystko prawda ,mamo” pomyślał.” Wasza wina więc jednego uroczego Klasyka, może trochę odjechanego,moglibyście przełknąć”.

Teraz jednak czekał na telefon od niego i tylko to było istotne.„Zadzwonię” rzucone beztrosko poskutkowało tym,że ściskał telefon w ręku całe popołudnie.Był pewien,że jest to niemożliwe aby zadzwonił,nie zna przecież numeru.Może jednak jakoś go zdobył? Mijały godziny,a tu żadnego znaku,żadnej wiadomości ani nawet piknięcia.Kiedy nareszcie sygnał wiadomości zadźwięczał na cały pokój,zerwał się na równe nogi i gorączkowo czytał „Nie przynoś mi jutro ciuchów”. No tak, konkrety.Był lekko rozczarowany,ale przynajmniej miał numer telefonu do niego.Teraz może mu coś napisać. Hmm,ale co właściwie ma wystukać w tym sms’ie? Wiadomość o tym,że cieszy się, że się w szkole zobaczą,a może o tym,że właśnie wywraca mu cały świat,że się pogubił ale jest szczęśliwy i kiedy się zobaczą. Jakie to głupie i patetyczne wszystko.Wysłał więc zwrotnie krótkie „Ok.”

********
Niepisana umowa pomiędzy nimi nadal funkcjonowała,w szkole unikali się,nie zauważali. Klasyk tradycyjnie brylował w kolejnych występach,on był cichym obserwatorem, przyczajonym i uważnym. Czekał, był cierpliwy, nie wykonał żadnego ruchu.Życie szkolne toczyło się bez zmian.Może tylko z Natalką był w coraz lepszych stosunkach.Razem spędzali czas na przerwach, chodzili do szkolnego barku i na przystanek autobusowy.Ona dużo opowiadała,on tylko słuchał lub wyłączał się chwilami,ale cieszył się z jej towarzystwa.Nadal unosił się w tym doskonałym humorze,który utrzymywał się od zeszłej niedzieli.Pewnie nieświadomie przekazywał te pozytywne wibracje Natalce.Trzymał jednak zdrowy dystans,nie chciał aby dziewczyna niepotrzebnie się angażowała. Zamierzał zresztą o tym jej powiedzieć,kiedy nadejdzie odpowiednia chwila.

Kilka dni później, słuchał czegoś dość głośno w swoim pokoju. Wydawało mu się, że na dole jest jakieś poruszenie, przyciszył na chwilę muzykę. Nie był pewien czy to nie omamy słuchowe, ale w kuchni usłyszał głos i śmiech Klasyka. Wypadł z pokoju i zbiegł do kuchni. Zatrzymał się zdziwiony by znaleźć się w środku konwersacji na temat wyższości szarlotki nad jabłecznikiem. Matka się śmiała, a Klasyk opowiadał o cudownym sposobie smażenia jabłek. Kiedy się zorientowali , że ich obserwuje, zaczęli się tłumaczyć. Ona na temat tego, że „twój kolega jest taki śmieszny i taki uroczy”. Na co Klasyk zatrzepotał rzęsami. Za to on od razu wyjawił powody swojej wizyty. „Kwiaty” wskazał na bukiet leżący na stole „to w ramach przeprosin i podziękowań dla twojej mamy za kłopot ze mną, tamtej nocy”. Przyszedł także po ubrania oczywiście, za wypranie ich był ogromnie wdzięczny, co okazał długą przemową na temat, że jest najlepszą z matek i jakie to wielkie szczęście taką posiadać. Mama była oczarowana a Klasyk nadzwyczaj ożywiony.
Przerwał to szczebiotanie i pociągnął go na górę, właściwie wepchnął do pokoju. Chciał z nim złapać jakikolwiek kontakt. Było to jednak niemożliwe, bo on właśnie skoczył z impetem na łóżko.Rozgorączkowany zaczął opowiadać.
- Nie wyobrażasz sobie co się stało. O matko jaki jestem szczęśliwy. Po prostu świat się zaczął kręcić.- wywrócił oczami i padł plackiem na tapczan – Powiedział że chce się ze mną spotkać. Rozumiesz. Podobno coś ode mnie chce,tak mi powiedzieli ludzie ze starej klasy.

Miał słowotok. Opowiadał mu szybko i nieskładnie, tak jakby był we wszystko wtajemniczony.
Patrzył tylko na szaleństwo, rzucającego się Klasyka po jego łóżku i był przekonany,że właśnie umarły zmartwychwstał.Demony, które go straszyły nagle się oddaliły.Jasność promieniowała.Może Klasyka obawy zniknęły,ale to on zaczął się tym razem bać.Nic mu nie musiał tłumaczyć,wiedział,że pojawia się ten który ma siłę sprawczą i jest w stanie wprowadzić Klasyka w niebiańskie obszary lub zepchnąć do piekła.Kim on jest? Nie interesowało go.Ważne było samo zagrożenie,które czuł fizycznie w ściśniętym żołądku.Sam nie wiedział czy bał się utraty kontaktu z nim,czy bał się o niego.Musiał jednak zrobić wszystko by go chronić.
Podszedł i przytrzymał jego rękę.
- Nie spotkasz się z nim - powiedział stanowczo.
Zdziwienie,potem gniew i próba wyrwania dłoni.On jednak trzymał mocno,nie puszczał.Był odrobinę wyższy i jak mu się wydawało silniejszy od chudego ciałka które miotało się pod jego uściskiem.
- Ałł- Zawył ,lekko wystraszony- Puść!
Wolną ręką zamachnął się w kierunku jego głowy,zgrabny unik uchronił go przed uderzeniem.
- Obudź się człowieku -potrząsnął nim- Nie idź tam.
Niebieskie oczy z pretensją wpatrywały się w niego.Usta wydęły się w zdziwieniu.A potem,z rozpędu uderzył go głową w klatkę piersiową.Stracił równowagę i puścił jego rękę. W ostatniej chwili złapał jednak za bluzę i pociągnął Klasyka razem z sobą na podłogę.Na parterze była już regularna bitwa,na pięści i okładanie się nimi gdzie popadnie.Hałas przewracanych mebli nie uszedł uwadze matki,która wpadła do pokoju.
- Co Wy robicie?- patrzyła nieprzytomnym wzrokiem próbowała zorientować się w sytuacji. Klasyk właśnie siedział na nim okrakiem i zamarł z uniesioną ręką,która chciała wymierzyć kolejny cios.Wstał i cicho powiedział.
- Przepraszam.
- Kochanie nic nie jest?
-Yhmmm- zaburczał, przykładać rękę do ust, które piekły i bolały. Będzie miał siniaki w kilku miejscach, już to czuł.
- Ile wy macie lat? Co się stało?
Oni w odpowiedzi tylko spuścili głowy. Stali jak dwaj winni, ale zjednoczeni przestępstwem. Żaden się nie ruszył, a ich oddechy ciągle galopowały po tej szamotaninie na dywanie.
- Posprzątajcie tutaj i może na spokojnie wyjaśnijcie sobie to o co się pokłóciliście.
Wyszła trochę za głośno trzaskając drzwiami.Wiedział, że ona nie lubi takich awantur, ponieważ w domu miała piekło i ojciec ją bił.Przemoc pod tym dachem była surowo zabroniona. Nie chciał ją zranić,ale emocje go ponosiły.
W całkowitej ciszy, zaczęli zbierać rzeczy, które pospadały z półek. Otarcia piekły,urażona duma doskwierała jeszcze bardziej.Zdawał sobie sprawę z tego,że jeśli on wyjdzie za te drzwi,nic go już nie powstrzyma. Przestał sprzątać, tylko obserwował go, jak układa precyzyjnie każdą rzecz,podnosi przewrócone przedmioty,przesuwa torby na swoje miejsce, stawia krzesło.Wbrew temu czego się spodziewał, Klasyk nie uciekał. Wprost przeciwnie, po chwili podszedł do niego i zmrużył oczy. Złość wcale nie wyparowała, tylko trochę uleciało z niej energii. Zbliżył swoją twarz na zaledwie kilka centymetrów.Czuł to ciepło, ale także wzburzenie, przyśpieszony oddech. Zasyczał mu wprost do ucha.
- Nie masz prawa niczego mi zabraniać. Nie wtrącaj się w sprawy które ciebie nie dotyczą, a wszystko będzie ok.
Klasyk uśmiechnął się krzywo i chciał się odwrócić by odejść.Nie pozwolił mu na to, z zaskoczenia przyparł go do ściany.To spojrzenie całkowicie go spętało, pomimo tego,że jedynie furia i ironia w nim królowały. Nie chciał nic uronić z tego błękitu, musiał go zatrzymać.Przycisnął jeszcze mocniej,to wyrywające się teraz ciało.W obronnym geście długie palce znalazły się na jego szyi ,ale nie zacisnęły się na niej,tylko przesunęły powoli w górę i zatrzymały się na wysokości policzka. Spokój w jaki to zrobił Klasyk,był w opozycji do fali gorąca która właśnie go zalała.Tego już było za wiele, na ułamek sekundy tylko zawiesił wzrok na jego ustach, by w następnej chwili już gorączkowo je całować. Napierał językiem, poszukiwał jego języka,a wszystkie otarcia, skaleczenia i ranki tak cudownie teraz pulsowały gdy ich usta trwały w tym rozpalającym tańcu.Całowali się łapczywie, wcale nie delikatnie tylko zachłannie,jakby na zapas.Z braku powietrza lub z emocji,zakręciło mu się w głowie. Oderwał się od jego ust. Miał już jednak pewność.
- Od teraz to też mnie dotyczy.

cz III



Błogosławieństwo matki wcale nie było zapowiedzią udanego wieczoru. Raczej był to jeden wielki koszmar, którego z jakiegoś perwersyjnego powodu nie chciał przerwać, opuszczając ten zadymiony lokal.
Natalka natychmiast podskoczyła do niego w momencie, kiedy przekroczył próg. Nie opuszczała go ani na chwilę. Jej oczy łani nieustająco pytały czy jest jakaś nadzieja. On nic nie powiedział, nie uczynił żadnego gestu, za to wykonał kilka przepisowych tańców w jej towarzystwie. Na szczęście ,więcej milczała niż mówiła i to była ta cecha, którą lubił w niej najbardziej. Popijając piwo oddawał się więc swojemu ulubionemu zajęciu od tygodnia, czyli obserwacji.

Towarzystwo, jak się zorientował z dwóch klas Klasyka, bawiło się świetnie, chociaż może alkoholowo nie byli do końca zadowoleni. Jedna kolejka piwa za darmo, reszta za własne pieniądze, nie dawało swobody nieograniczonego dostępu do alkoholu. Gospodarz miał albo specjalne prawa albo finansowo lepiej sobie radził, bo już w połowie imprezy był mocno zamroczony. Nie przeszkadzało mu to improwizować bardzo skomplikowane tańce, łącznie z ulubionymi na barowych ladach. Wieszał się na każdym, kto akurat był w zasięgu jego ramion. Czym było później, tym trudniej było mu się utrzymać na nogach. Zabawa cały czas trwała a on nie chciał niczego i nikogo pominąć. Zataczając się dotarł także do ich stolika. Bełkotał o tym, że im dziękuje, że przyszli, że są wspaniali i jak się cieszy ,że jest w tej nowej klasie. Oparł się na łokciach i zaczął świdrować go wzrokiem.
- Ty!- wystrzeliła dłoń w jego kierunku
Ten oskarżycielski ton przeraził go. Już był pewien, że sobie wszystko przypomniał, serce mu na chwilę stanęło by potem obijać się gdzieś na wysokości szyi. Niebieskie oczy zatrzymały go swoim spojrzeniem. Zamarł, ale wytrzymał ten wzrok. Na szczęście Natalka natychmiast zaszczebiotała.
- On jest też nowy w naszej klasie, jak ty.
- Naprawdę? – uśmiechnął się w swym pijackim dobrodusznym rozanieleniu- Nówki sztuki nie śmigane- zaczął się histerycznie śmiać, aż wpadł pod stół.
Odruchowo przeskoczył Natalkę by ratować Klasyka. Zaczął go wyciągać spod stołu. Ten nieporadnie próbował sam się wydostać. Ostatecznie, wynikiem tej szamotaniny, było to, że zawisł na jego szyi. Znowu, kolejny raz doznał tego uczucia nadwrażliwości na wszelkie doznania. Czuł smród alkoholu od niego, ale także odległą nutę jakiejś wody toaletowej, ciepłe rozgrzane i rozedrgane ciało, które trzymał by nie upadło. Gdzieś z boku widział jak obrzydliwy jest w swoich pijackich wyczynach, ale teraz, za nic nie chciał go puścić. Powoli przerzucił sobie jego ramię przez szyję i podprowadził do stolika. Klasyk oparł się o ścianę by spod oka spojrzeć na niego, zanim przymknął powieki. W takie pozie dotrwał do drugiej w nocy. O tej godzinie właściciel pubu zaczął ich wypraszać. Pojedynczo i grupkami goście zaczęli opuszczać salę.
Natalka liczyła chyba na jakieś odprowadzanie do domu, trzymanie się za rączki, ale poradził jej praktycznie aby wraz z koleżankami wzięła taksówkę, będzie bezpieczniej. Pomachała na pożegnanie i znikła.
On ciągle przyglądał się śpiącemu Klasykowi.Znowu uaktywniła się w nim potrzeba obserwatora. Mógłby się nie ruszać z miejsca, sączyć piwo i patrzeć na niego. Może dla kogoś z boku nie było nic nadzwyczajnego w tych rysach, pewnie by powiedział „nawet przystojny” . Jego coś niepokoiło nieustannie w tej twarzy, szukał spokoju w niej, ale jej nie odnalazł. Nawet teraz mocno pijany, sprawiał wrażenie spiętego. Co pewien czas przez sen, oblizywał usta, jakby coś słodkiego na nich pozostało. Nie tracąc nic z tego widoku z zawieszonym wzrokiem na jego wargach, rzucił w przestrzeń.
- Czy ktoś go zabierze?
Zero odpowiedzi. Ostatnia para zataczając się lekko, siłowała się z drzwiami by wyjść. Właściciel baru sprzątał butelki i kufle i był ostatnią szansą na odholowanie zamroczonego chłopaka. Zanim jednak o cokolwiek zapytał, ten go ponaglił.
- No zabieraj go, muszę już zamykać, jest późno.
- Ale… ale ja nie wiem gdzie on mieszka –rozpaczliwie głośno przyznał.W odpowiedzi tylko otrzymał wzruszenie ramion.
Nie było wyjścia. Podniósł Klasyka z ławki i ruszył z tym ciężarem w noc miasta, zastanawiając się co z nim zrobić. Próby wydobycie adresu zamieszkania kończyły się najczęściej, wskazaniem jakiegoś kierunku i zapewnieniem „Tam”. Za każdym razem jednak strony świata były zupełnie inne, a zabawa w obracanie się pokazywanie kolejnych kierunków wybitnie spodobała się Klasykowi. Przynajmniej przebierał nogami, bełkotał coś od czasu do czasu, próbował śpiewać piosenki i dał się prowadzić . Nie było z nim więc aż tak źle. W sumie wydawał się być szczęśliwy jak nigdy. To co mu się najbardziej podobało w tej chwili , to że Klasyk w swym pijackim odurzeniu cały czas się uśmiechał. A on bezkarnie mógł się przyglądać tej roześmianej twarzy. Spoglądając na jego profil i uśmiech, podjął decyzję, by jednak jechać do domu.

- O mój Boże- matka wybiegła z sypialni gdy w przedpokoju wygenerowali hałas w postaci kolejnej wywrotki.
Stała w samej koszuli, patrząc jak się obydwaj śmieją wciśnięci pomiędzy szafką z butami a wiklinowym koszem.
- Ciiiii , ojciec wrócił i śpi – Próbowała ich uciszyć.
Klasyk wygramolił się z tego dziwnego klina, stanął na baczność i zasalutował - Witam Pani Matko- Uderzył jedną piętę o drugą w swych tenisówkach . Dziwnie otrzeźwienie na niego spłynęło, bo chwiał się niewiele,a uśmiech nie schodził z jego twarzy.Było to jednak tylko chwilowe, bo nagle wywrócił oczami, zgiął się w pół próbując wyrzucić po raz kolejny ,wszystko ze swego żołądka.
On i matka z zawrotną prędkością wprowadzili go do toalety, gdzie udało się przynajmniej częściowo wydobywającą się zawartość skierować do muszli klozetowej. Matka natychmiast przejęła inicjatywę. Szepcząc wydawała kolejne komendy: przynieś ręcznik, zmocz go wodą, dajmy mu usiąść, biegnij do swego pokoju i przynieś jakiś T-shirt trzeba go przebrać i namoczyć te cuchnące ubrania. Kochał ją, o jakże kochał w tej chwili. Biegał w tą i z powrotem a ona zastanawiała się nad tym gdzie umieścić niespodziewanego gościa. Rozważała pokój gościnny ,ale wizja zabrudzonego kremowego dywanu, lekko osłabiła jej zapał.
- Jeśli go przyprowadziłeś, to zabieraj go sobie, do swego pokoju, niech tam brudzi. I pilnuj żeby w nocy nie łaził po domu, bo ojciec dostanie szału- uniosła kącik ust- Kochanie, spodziewałam się brunetki ,ale nie takiej.
Lekko się zmieszał, spuścił wzrok.Przeklął nowoczesne podejście do wychowania dzieci.
- Brunetka mnie opuściła mamo- Zrobił zbolałą minę- Musiałem się zadowolić nim.
Rozbawiło ją to, ale szybko weszła w tryb zadań. Sprawnie wtargali Klasyka na piętro i umieścili w jego łóżku. Jeszcze zapytała czy jednak nie chce spać w pokoju gościnnym. Przypomniał jednak, że musi go pilnować. Kiedy zapewniał ją, że jest wszystko w porządku i już może wrócić do łóżka, obydwoje spod kołdry usłyszeli.
- Obiecał że mnie uratuje.
Właśnie świtało, i pokój był w szarościach. Jesienny chłód wkraczał do domu, ale za oknem jeszcze było zielono, jesień nie opanowała swoimi kolorami drzew, lato miało swoje ostatnie chwile. Gdyby matka spojrzała na niego w pełnym świetle, zobaczyłaby jak jej syn oblewa się rumieńcem niczym dojrzałe jabłko. Umknął jej jednak ten moment, szczęśliwie dla nich obydwojga. Tak samo jak nie słyszała tych uderzeń serca, które jak głupie zaczęło się tłuc.

*************
Zrobił sobie wygodne posłanie z koców na podłodze. Położył się by się oddawać swoim obserwacjom. Tak jakby to nieustanne lustrowanie miało go przybliżyć do rozwiązania zagadki, której tak naprawdę rozwiązania cały czas szukał. Pragnął tylko trwać w tym zawieszeniu, jeszcze chwilę jeszcze moment. Musi mieć czas by chociaż odrobinę to zmieszanie poukładać. To było jak odkrywanie swojego drugiego ja, o istnieniu którego, nie miał pojęcia. Którego nigdy nie przeczuwał a teraz urzeczywistniało się, bo spotkał właśnie jego.
Leżał patrząc na śpiącego Klasyka. Ten się nieustannie kręcił, obracał, mamrotał przez sen. A on czuł że jest na granicy euforii, której źródłem był ten denerwujący chłopak w jego łóżku. Irytujący , kompletnie niepoukładany, budujący wokół siebie dziwną aurę. Był jak morze, nieustannie widział go w innym świetle, nieustannie się zmieniał, a każdy obraz był zupełnie inny. Teraz gdy był w jego domu, czuł że wszystko jest w porządku, że jest bezpieczny. I ta myśl wprawiała go w doskonały humor. Nie przyznawał się przed samym sobą ,ale odkąd tamten zaszlochał w jego ramię nieustannie się o niego martwił. Tak jakby w tym małym pomieszczeniu na końcu korytarza Klasyk powierzył mu swoje życie, poczuł się niezrozumiale dla samego siebie odpowiedzialny za niego. Chciał go chronić, bronić, opiekować się nim. A ten idiota nieustannie dostarczał mu powodów by łamać sobie nad nim głowę, by myśli ciągle gorączkowo krążyły wokół niego.
Pytania , ciągłe pytania bez odpowiedzi. Tam w łazience na dole kiedy go rozbierali, spojrzenia matki i syna spotkały się kiedy zdjęli koszulę z tego chudego ciała. Obydwie ręce od nadgarstków do łokci były zabandażowane. Nie chciał odpowiadać na niezadane pytania. Ona nic nie powiedziała i był jej za to wdzięczny. Zrozumiał natychmiast, te bandaże były przyczyną tej tygodniowej nieobecności Klasyka w szkole. Dotknął jakiejś tajemnicy, która nic dobrego nie niosła z sobą. Niepokoiło go to, ale teraz, teraz wszystko jest dobrze. Łudził się właściwie, że Klasyk jednym niedbałym zdaniem zamknie sprawę tych ran. Beztrosko oznajmi, że właśnie wytatuował sobie dwie nagie laski na przedramionach. Rozbawiła go nawet ta wizja.

I tak śmiejącego się do samego siebie, ujrzał go Klasyk, który otworzył oczy a ich spojrzenia spotkały się. Próbował coś wyczytać z tego błękitu, którego intensywność podkreślało światło wpadające z wykusza w suficie. Nie odwrócił wzroku, nie spłoszył się. Nic się nie liczyło poza tym lazurem. „To chyba nazywa się szczęście”- pomyślał. Mógłby tak leżeć i patrzeć w te oczy już zawsze. Jego milczenie dodawało mu otuchy i odwagi. Od strony łóżka dosięgło go ponownie te same pytanie.
- Kim jesteś?
- Jeszcze nie wiem. Za dwa dni, za tydzień , za miesiąc, wieczność, wszystkiego się dowiem.
Bredził na pewno tak było, może to wczorajszy alkohol a może te błękity w których chciał się zagubić wprowadzały go w takie tony.
Klasyk ukrył twarz na kilka sekund w poduszkach , potem przyjrzał się swoim bandażom. „Która godzina?” zapytał. Kiedy usłyszał beztroskie „Chyba koło ósmej”, zerwał się . „Muszę pędzić do pracy ,mam pięćdziesiąt minut”. Praca, praca o czym on mówi. „Moje ciuchy? ” „Co uprane?” Rozejrzał się po pokoju. „Dawaj jakieś swoje spodnie i bluzę”. Posłusznie poderwał się do szafy. Wyciągnął dżinsy trochę za małe na niego więc ocenił, że może będą dobre na Klasyka i rzucił w jego stronę. Wiedział, że musi być bluzka z długimi rękawami by zakryły ręce do nadgarstków, taka też się znalazła. Po dwóch minutach ubrany w jego ciuchy wędrował do łazienki. Po chwili zajrzał przez uchylone drzwi i powiedział „Zadzwonię” . Potem usłyszał trochę za głośne dudnienie na schodach a następnie trzaśnięcie drzwi wejściowych. Klasyk znikł .

Cała ta noc, ten poranek wydawał mu się snem. Spojrzał na skotłowane łóżko i rzucił się na nie. Wtulił się w poduszki,czuł zapach przerobionego piwa, ten nieprzyjemny pijacki odór ,który mu nie przeszkadzał,bo niósł w sobie jego zapach. W tej pościeli było coś jeszcze, czego ogromnie pragnął ,ciepło które pozostawił po sobie Klasyk. Zawinął się w kołdrę i uspokajał oddech w błogim nastroju.Chciał aby to ciepło zostało z nim jak najdłużej. Właśnie uświadamiał sobie, że zwariował.Ta myśl jednak nie zaniepokoiła go. Pragnął całym sobą aby to wariactwo trwało.To nie wydawało się trudne, wystarczy dać się ponieść, przejść granice. Już wiedział, że one nie istnieją, a łamanie reguł jest tak dziecinne proste. Za bardzo wszystko próbował komplikować gdy ma tylko znaczenie istota tego co się teraz dzieje.
Nagle drzwi od pokoju otworzyły się, był pewien, że to matka. Zaskoczony usiadł na łóżku. On stał przed nim. „Zapomniałeś czegoś?” Przytaknął. Pochylił się by go pocałować, ale zaledwie dotknął jego ust, wyszeptał „dziękuje”. Był sparaliżowany, zaskoczony, bez możliwości jakiejkolwiek reakcji. To było tak surrealistyczne . Tylko te dreszcze przechodzące po plecach były dowodem na to, że to nie sen. Nie dowierzał swoim zmysłom, bo kiedy otworzył oczy, jego już nie było.Pozostał w oszołomieniu.

Przez lata żył szczęśliwie,zrozumiał jednak,że można być jeszcze szczęśliwszym,kiedy cały pokój tonie we wrześniowym słońcu,a na wargach czujesz dotyk jego ust.