Udało mu się wypracować nowy lepszy dojazd, już nie spóźniał się na pierwsze lekcje. Tego dnia wpadł do klasy zadowolony, na 5 min przed dzwonkiem.I zamarł pod tablicą. Zanim dotarło do niego co się dzieje ,zaczął powoli cofać się do wyjścia. Instynkt ucieczki przegrał jednak z pustką w głowie. Wszystkie myśli uleciały.
On tam był. Właśnie stał na ławce a kilka dziewcząt próbowało go z niej ściągnąć. Szkolne ubrania wisiały na chudym ciele. Wysoki i szczupły, górował nad całą salą . Nie przestawał się uśmiechać. A ten uśmiech był jasnością, którą emanował. Zupełnie odmieniony. To nie ciemność nim władała a światło na którym się unosił. Zupełnie obcy, ktoś kogo jeszcze nie spotkał a jednocześnie przecież nie mógł się mylić. Coś w jego ruchach i pozach nie pozwalało zapomnieć o cierpieniu, oszukać, że ból został zduszony.
Niebezpiecznie chwiał się na jednej nodze, ciągnięty za rękaw. Błagalno-proszącym głosem któraś znowu próbowała.
- Klasyk , zejdź- Trochę jęcząc ,a odrobinę się śmiejąc ,prosiła.
- Ale ja coś muszę ogłosić- Śmiał się także. Przytrzymał rękę dziewczyny - Sekundę lady.
Przechodząc na kilka decybeli wyżej, tak by przekrzyczeć szum w klasie,krzyknął.
- Uwaga! Ważne ogłoszenie- zrobił pauzę by upewnić się,że go słuchają- Robię imprezę! Powitalną imprezę dla mojej nowej klasy.
-Uuuuuuuuu – zaczęli wyć. Niektórzy wstali ze swoich miejsc. Otoczyło go kilka osób, by teraz spoglądać na proroka ,który miał im wyjawić prawdę, czyli gdzie i kiedy to się odbędzie.
- Po cholerę się do nas przeniosłeś i to w klasie maturalnej?- burknął jakiś chłopak pod ścianą.
- Bo kocham historię? – skierował promienny uśmiech w jego kierunku.
- Bo cię nie mogli znieść w infor-matmie?- ten odbił właściwie retoryczne pytanie.
- Przecież, ależ przecież- Rozpostarł ręce, i zatoczył krąg, znowu promieniejąc- Mnie wszyscy kochają, prawda moje drogie?
Sprzedał swój uśmiech i po kolei, zajrzał w oczy każdej dziewczynie w promieniu 2 metrów .
Jak zaczarowany przyglądał się wydarzeniom. Coraz bardziej uświadamiał sobie swoją porażkę. Tydzień, całe siedem dni udawało mu się wymazywać z pamięci tą teatralną i upokarzającą scenę w scenografii kantorka na sprzęt gospodarczy. Jedyna korzyść była taka, że wiedział o tym miejscu i mógł czasami tam posiedzieć w samotności, bał się jednak tam zajrzeć. Na szczęście nie wpadli na siebie także na korytarzu, szkoła była duża liczyła wiele klas , to dawało pewną nadzieję na unikanie się. A dzisiaj, właśnie ma go przed sobą. Ten aktor doskonale wcielał się w kolejne role. Ta nic absolutnie nie miała wspólnego z tamtą kupką nieszczęścia zza regału. Tylko dlaczego w jego klasie? Był pewien, że nie widział go tu wcześniej. Co za cholerny pech. A zresztą, właściwie miał to zupełnie gdzieś. Wbił wzrok znowu w głównego aktora, czujny aby w razie czego odeprzeć atak.
- Klasyk, my Cię kochamy, tylko naprawdę zejdź, bo za chwilę wpadnie ta stara i cała klasa będzie miała karę- Jakaś blondynka błagała.
- Znowu się naćpał- któryś z chłopaków krzyknął- Ściągnijmy go.
I kilka osób rzuciło się by zrealizować ten plan. Ktoś go złapał za rękę a on syknął z bólu. „Nie dotykać mnie!” krzyknął. Znowu się niebezpiecznie zachwiał i zeskoczył z ławki z gracją tancerza. Król wspinaczek ławkowych siedział przez chwilę trochę naburmuszony z powodu przerwanego występu. Po chwili odwrócił się i coś z ożywieniem zacząć opowiadać dziewczynie siedzącej za nim.
Nie słuchał tego, tylko powoli powlókł się na swoje miejsce. Klapnął na krzesło . Miał ochotę walić głową w blat ławki. Tylko chory żart losu mógł sprowadzić go do tej sali. Pocieszał się nieustannie tym, że może wtedy , tam, był równie naćpany i pewnie nic nie pamięta. To dobrze, odetchnął z ulgą. Tylko rok, te parę miesięcy trzeba się przemęczyć i już więcej nie będzie miał z tymi ludźmi i z tym miejscem nic wspólnego. Nie mógł się przyzwyczaić do tej rzeczywistości, wszystko było obce, po kilku latach spędzonych za granicą, trudno było się przystosować, znał inne zasady by się poruszać w takiej społeczności, tutaj wiele rzeczy nie miało żadnych zastosowań. Ta nowa grupa kompletnie go nie interesowała, nie izolował się ale także nie chciał się z nimi spoufalać. Oni traktowali go z rezerwą, która mu odpowiadała. I w tym momencie, pojawił się ten idiota, najbardziej na świecie nie chciał go już nigdy spotkać, a teraz, siedział trzy metry za nim i mieli spędzić kilka długich miesięcy w jednej klasie ? Ten żart losu naprawdę go przerażał.
Występy Klasyka na ten dzień jednak się nie skończyły. Na polskim wychowawczyni zrobiła mu wykład na temat przenoszenia się z różnych profilów i opuszczania przez tydzień lekcji w tak ważnym, o jakże ważnym, czasie przygotowań maturalnych. Klasyk jednak nie pozostał dłużny, jego długa i kwiecista przemowa do zdezorientowanej nauczycielki zakończona zdaniem „Mój powrót na łono humanizmu i oświecenia” została nagrodzona oklaskami. Kobieta w sumie pogodzona z losem, machnięciem ręki kazała mu usiąść. Z miną zwycięscy , rozparł się w ławce i kolejnym teatralnym ruchem wziął długopis w dłoń by z uwagą notować każde ważne słowo spływające z ust polonistki. Musiał przyznać, że on i klasa, świetnie się bawili. Poprzednie tygodnie bez Klasyka wydawały się wszystkie takie same a lekcje nieskończenie długie. Na niego jednak zawsze było można liczyć, jedno zdanie, jedno słowo, jeden gest i zajęcia stawały się grą, oni przeciwko nim po drugiej stronie biurka. Zadziwiająco często Klasyk wyraźnie miał przewagę.
Tylko która z tych twarzy była prawdziwa? To pytanie wisiało nieustannie w jego świadomości. Czy ten chłopak kulący się i płaczący, czy ten błazen który skacze jak na trampolinie. Pozornie ten sam, ale po dwóch stronach biegunów. Nie mógł, nie potrafił tego połączyć. Irytowało go to wszystko a przede wszystkim fakt, że tak wiele uwagi i myśli poświęca właśnie jemu. Ale tego wymagała taktyka unikania go. Śledził wroga aby nie dać się zaskoczyć, dzięki temu nie wpadali na siebie. Kiedy Klasyk zostawał w klasie na przerwie, on natychmiast wychodził na korytarz. Gdy tamten kierował się w jedną stronę, on ruszał w zupełnie przeciwną. Unikał go jak mógł, nie rozmawiał z nim, nie podchodził, nie krzyżował spojrzeń, zrobił się jeszcze bardziej cichy niż był, by nie zwracać na siebie uwagi. Tylko obserwował. Ale chyba ta obawa konfrontacji istniała po obydwu stronach, bo Klasyk nigdy nie wykonał żadnego gestu czy ruchu, że pamięta go. Uspakajał się powoli, miał prawie pewność, że tamten ma amnezje co do wydarzeń sprzed tygodnia. Oczywiście natychmiast zdecydował , nie pójdzie na jego imprezę. Cała klasa już przeżywała sobotni wieczór w pubie, bo znajomy udostępnił im lokal. Jemu jednemu to ogólne podniecenie nie udzieliło się.
Tak rozmyślając śledził kolejne jego występy, które rozgrywały się po dzwonku, pod nieobecność spóźniającego się nauczyciela fizyki. Klasyk właśnie wychylał się przez okno ,próbując złapać gałęzie wierzby wiszące tuż za oknem. W tym momencie, ktoś mu zasłaniał obraz, który z taką uwagą śledził. Podeszła do niego mała brunetka z krótko przyciętymi włosami. Oderwał wzrok od sceny okiennej. Zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie jej imię. Ona była czujna niczym płoszący się właśnie ptak.
- Natalka jestem- uśmiechnęła się i z pewnym wahaniem dodała- Przyjdziesz w sobotę do Klasyka?
- Nie! – krzyknął w panice, może trochę za głośno. Rzucił okiem w stronę okna i zwisającej z niej postaci, która akurat szarpała się z gałęziami opornej wierzby. Zrobiło mu się przykro widząc minę dziewczyny- To znaczy chciałbym, ale już mam coś ważnego zaplanowane na ten wieczór - Rozciągnął usta w nieporadnym uśmiechu, jednocześnie próbując nic nie uronić z aktu wręczania wierzbowych witek roześmianej blondynce.
- Aha – wyszeptała Natalka– to… to jak będziesz miał czas to wpadnij- I wcisnęła mu kartkę z adresem.
Rzeczywiście nie wiedział gdzie jest ten pub. Zwinął kawałek papieru i ze złością wepchnął w kieszeń.
Przechylała się przez ramię zaglądając do jego notatek z historii. On tylko wydusił z siebie „yhmmm „. Ona z kolei przeszła w fazę jakiś wykładów na temat tego, że wie jak mu ciężko i przeprasza, że musieli wracać . Już się nie koncentrował nad jej słowami. Jeden wyraz jednak wybił go z zadumy. Matka coś mówiła o imprezie.
- Dlaczego siedzisz cały czas w domu? Przedtem nie można było Cię utrzymać nawet godziny.- przeszła w ton oskarżycielski, a on tylko prychał od czasu do czasu. – Chyba we wrześniu nie macie aż tyle zadane jeszcze? - Przygładziła jego ciemne włosy matczynym opiekuńczym gestem.- Nie macie tam w klasie jakiś ładnych dziewczyn z którymi można by się było umówić na wieczór?- jego oczy zaczęły się śmiać do niej.
- Mamo, oj mamo. Najgorzej mieć nowoczesną matkę- Udał że się krzywi. Wahał się tylko chwilę, bo znał ją lepiej niż nikt inny- Twoja intuicja mnie poraża, jedna ładna brunetka właśnie zaprosiła mnie dzisiaj do pubu.
Sam się przestraszył ,że to powiedział. A właściwie był pewny reakcji matki i może dlatego mu się to wyrwało. Złapała go za ramiona, potrząsnęła nim i zaczęła mówić o tym jaki to prawdziwy gest odwagi ze strony kobiety, że on nie może stracić takiej szansy i musi ją także dać jej. Potrzebował tego przyzwolenia by tam pójść. Właściwie czym więcej matka mówiła , tym pomysł na wieczorną imprezę wydawał mu się coraz lepszy. Przecież może zobaczyć się z tą dziewczyną. Dlaczego nie? Uśmiechnął się do siebie, potem do matki „Kochana jesteś” powiedział. Wszystko go ostatnio irytowało to może ta chwila rozrywki jest mu zwyczajnie potrzebna. Rozwinął wyjętą kartkę z kieszeni. Już zdecydował, że spotka się z Natalką.