czwartek, 5 grudnia 2013

Przepraszam, mam chłopaka cz.VI





   Wstał cały obolały, każdy mięsień przypominał mu o nocnych wyczynach. Szymona w pokoju nie było. Zawinął się w kołdrę i zwlókł się na dół, tam go też nie zastał. Za to przeczytał kartkę na stole „Poszedłem po świeże bułeczki”  Na brzegu  były narysowane dwa koty, które siedziały pomiędzy wielkim sercem. 
O matko znowu te lanszafciki od samego rana. Wpatrywał się w te dwa kotki, które coraz bardziej mu się podobały. Spojrzał na swój prezent, bransoletkę z niebieskimi kamieniami i jakaś błogość go ogarnęła, przesuwał bezwiednie koraliki na ciemnym rzemyku. Uśmiechnął się, mlasnął na wspomnienie świeżego pieczywa i może jeszcze jakiejś kawki i może jeszcze jakiejś dobrej jajecznicy. Ech- cudownie jest tutaj na wsi. Rozmarzył się i usiadł skulony na krześle. Zakrył się mocniej kołdrą, było naprawdę zimno. W kominku dawno wszystko wygasło. Zrzucił kołdrę i postanowił rozpalić ogień  ponownie, kiedy ta sztuka mu się udała zapatrzył się w niego. Szymon jest jednak kochany, że tyle robi dla niego. Zaczął się zastanawiać co by jemu sprawiło przyjemność. Rozejrzał się wokół, ale jakoś nie miał pomysłu na niespodziankę. Może dorysuje jakieś dwa koty w jakiejś takiej nieprzyzwoitej pozie? Eee nie, to takie słabe by było. Powie mu, że zrobi to śniadanie. W sumie, chyba to nie będzie aż taka mega niespodzianka.
A może?  Utkwił wzrok w ogniu od którego robiło się coraz cieplej, pokaże mu jednak, że nie ma problemu z rozbieraniem się, no to znaczy przed nim, że właściwie … Podreptał pod kominek, rozłożył kołdrę i postanowił nago przywitać swojego chłopaka. Od razu pomysł mu się niezwykle spodobał. On wchodzi, a tutaj jego kot czeka na niego zupełnie nagusieńki. I potem, nie ma wyjścia jak tylko rzucić się na niego.
Ten scenariusz wydał mu się znakomity. Przesunął więc kołdrę pod odpowiednim kątem, nie za daleko od kominka, bo była niezła zimnica w pokoju. Rozłożył się na brzuchu jak pan Bóg go stworzył i dla podkreślenia swojej beztroski zaczął machać nogami. Już się śmiał w duchu na myśl jakie oczy będzie miał Szymek jak wejdzie. Jego tyłek właściwie podany na tacy.  Przyjemne ciepło rozchodziło się z kominka. A jego pomysł coraz bardziej go bawił, tym bardziej, że tworzył scenariusze co będzie dalej.  Kiedy w swoich myślach po raz drugi dochodził do finału, usłyszał kroki na werandzie i głos Szymona, który zapewne teraz nawijał  przez telefon. „O”- uradował się Paweł- „za chwilę wypuści z rąk swojego smartfonika jak go zobaczy”. Chichotał teraz.

Chciał to dokładnie widzieć, jego minę, dlatego wyczekująco wpatrywał się w drzwi. Te się otworzyły, a on ujrzał w progu jakiegoś starego faceta w uszatce na głowie, który zrobił wielkie”ooo”. Wyglądał dokładnie jak Kyle z South Parku, nawet udało mu się zrobić równie duże oczy jak bohaterowi tej kreskówki. Z nie mniejszym wytrzeszczem stał tuż za starym Kylem Szymon.  Pawłowi właśnie wątroba przykleiła się do pleców, dokładnie to poczuł, ale miał na tyle siły, by w panice przeturlać się po kołdrze i zgrabnie zawinąć się w nią, chowając się cały, łącznie z głową.
- Cooo… cooo?- chciał coś powiedzieć stary Kyle, ale nie udało mu się.
Szymon zmrużył  oczy i pewnym głosem, choć Paweł mógłby przysiąść, że na granicy śmiechu powiedział.
- Chłopaczyna zmarzł bardzo w nocy, musiał się pewnie rozgrzać. Paolo to wasz sąsiad z domku obok, mówi, że wie co się stało z tymi rurami.
- Yhmm- wydobyło się z kołdry.
Przecież za skarby świata, nie pokaże się nigdy już temu facetowi na oczy, ba nigdy już tutaj nie przyjedzie, jego stopa nawet nie stanie w tej okolicy. Jest po prostu spalony. Już to widział, jak całe osiedle domków letniskowych będzie miało ubaw z tej sytuacji w długie letnie wieczory.  Stary Kyle będzie pewnie opowiadał swojej żonie” I wyobraź sobie, wchodzę a tu jeden taki chłopak sąsiada, no wiesz ten z tymi za długimi włosami,  leży w wypiętym zadkiem w stronę ognia i mało sobie nie przypalił tego tyłka, a może i czegoś jeszcze. Hehehehe” Na co jego żona zapewne odpowie „Może myślał że przyjechał do Tunezji ,a nie do Taciszewa i się opalał” I będą się zaśmiewali teraz z całym towarzystwem. Stop- Paweł przywołał się do porządku. Nasłuchiwał, bo Szymon i stary Kyle byli w łazience. Konwersowali na temat awarii, choć do Pawła dochodziły jakieś niepokojące słowa wyrzucane przez Szymona.
- No tak samo było wczoraj, najpierw się wydawało się, że się nie da, a potem jak ruszył to sam byłem zdziwiony.
- Zawsze tak jest – Komentował stary- Trzeba go trochę podkręcić i rozgrzać, to moja rada.
- Tak właśnie robiłem. Chciałem poczekać do rana, ale w nocy kilka razy próbowałem z różnym skutkiem, przyznaje.
Cmokanie starego niosło się po łazience, a Pawła właśnie krew zalewała. Nie to wprost było niemożliwe, żeby ten idiota rozmawiał z tym starym Kylem o nim. Czy na niego spadły jakieś plagi egipskie w postaci Szymona, czy on nie zasługiwał na szacunek, a nie mielenie ozorem ciągle na jego temat. Z obcymi, kompletnie obcymi osobami, na dodatek takimi, które przed minutą widziały go nago. Jego chłopak był nienormalny, to następna jego zboczona przypadłość, gadanie z wszystkimi o ich seksie; najpierw ojciec i pewnie matka, bo tak się dziwnie uśmiechała wieczorem i te aluzje przez telefon, teraz pierwszy napotkany facet, musiał wysłuchiwać kolejnych opowieści. Nie przebrała się miarka, to już na pewno koniec z nimi.
Był tak wściekły iż bez trudu teraz był w stanie wstać i ruszyć po ciuchy na górę, ale było tak cholernie zimno, że jednak zdecydował się zajrzeć do łazienki, ściśle zawinięty w kołdrę.
-Niech pan mu nie wierzy- Rzucił od progu, ze złością spoglądając na Szymona.  Sąsiad trochę zdezorientowany spojrzał na Pawła.
- No – Brunet chciał wytłumaczyć- W te wszystkie bzdury o mnie.
Na twarz jego chłopaka wystąpił frasunek cierpliwie jednak czekał co ma do powiedzenia.
- Jestem zupełnie normalny, to ten idiota doprowadza mnie do szału.
Starszy Pan zrobił zdezorientowaną minę w kierunku szatyna i znacząco zerknął na Pawła z wyraźnym niemym pytaniem „wariat czy co?”.
Szymon ruszył natychmiast w kierunku drzwi by wypchnąć swego chłopaka z pomieszczenia. Szamotał się przez chwilę, by mu lekko podciąć nogę i złapać pod ramię i wyciągnąć z łazienki.
- Puszczaj, puszczaj!- Wrzeszczał teraz Paweł- Ty pieprzony peplo, nie umiesz trzymać choć raz języka za zębami, tylko mnie upokarzać. Niech mu Pan nie wierzy!- Krzyczał w rozpaczy brunet, wciągany właśnie na  krzesło za stołem.
- Siedź i się zamknij na chwile- Grożący wzrok Szymona zmroził go rzeczywiście na dobre parę sekund. Brunet kiedy  oprzytomniał wyrzucił z siebie.
- Koniec z nami, słyszysz po tym co robisz koniec, co mówisz ko….- Ręka Szymona zatkała mu usta.
Stary Kyle właśnie odkręcił wodę, która zaczęła szumieć w łazience.
- Panie Szymonie, chyba się udało  - Zawołał z łazienki.
Szatyn oderwał się od Pawła i dołączył do radosnego komitetu witającego zbawienną wodę.
- Ratuje nam pan życie. Możemy się przynajmniej umyć i autobus nie zaczadzieje.
Był tak wściekły na swojego chłopaka, że teraz uderzał czołem o blat stołu. Mrucząc cały czas inwektywy w jego kierunku. Nigdy, nawet w najśmielszych swoich wyobrażeniach nie przedstawiał mu się taki scenariusz związku. Jak wreszcie kogoś ma, wreszcie jest z kimś, to co? No właśnie trafił mu się największy imbecyl nieogarnięty.  O nic innego się nie modlił tylko o normalność, nudy, bez tych wszystkich atrakcji. Chociaż… Hmmm zastanowił się przez chwilę, takie małe zaskoczenia jak cudnie przystrojony pokój lampkami choinkowymi, no na to mógłby się zgodzić.
Stary Kyle stanął w drzwiach łazienki i niepewnie spoglądał na bruneta, który właśnie w bezsilności  uderzył jeszcze raz głową o blat stołu, zamarł pod wpływem spojrzenia sąsiada i uśmiechnął się w zakłopotaniu.  Szymon wyrzucał całą baterię podziękowań dla starszego pana, który niepewnie przesuwał się w kierunku wyjścia.  Nie spuszczając z celownika mumię zwiniętą w kołdrę, która łypała jakimś szaleńczym spojrzeniem. Podniosła się nagle do pionu i przemówiła.
- Mam do pana prośbę.
Sąsiad zamarł w swojej wędrówce do wyjścia.
- Taaa? – zapytał niepewnie.
- Może pan tylko żonie przekazać, że nie jestem w Tunezji?
Szymon i stary Kyle jednocześnie otworzyli usta, to ich zaskoczenie lekko zmieszało Pawła, ale wiedział, że to ostatnia szansa, żeby się wytłumaczyć i nie skompromitować do końca.
- No ,no… że wiem, że jestem w Taciszowie, że nie w Tunezji i że w środku zimy tutaj się przecież nie będę opalał.
Zachichotał na znak, że i jemu to się wydaje mega śmieszne.  Był to jednak mało przekonywujący  histeryczny chichot.
Odetchnął z ulgą, za to sąsiad w popłochu skoczył  do wyjścia, po sekundzie trzasnęły drzwi wyjściowe. Szymon z opuszczonymi z rezygnacją ramionami patrzył przez chwilę w tamtym kierunku, potem przeniósł wzrok na swojego chłopaka,  który zamknął się w swoim kokonie z kołdry, tak, że już żadna część ciała nie było widoczna.
- Kocie?
Mumia niespokojnie się ruszyła
- Możesz już wyjść, poszedł sobie, a my mamy wodę. Ale co to było naprawdę nie ogarniam.
Odkrył się  i z wściekłym spojrzeniem teraz lustrował Szymona, po czym wyrzucił na jednym tchu, na granicy płaczu.
- Koniec z nami, słyszysz koniec. Nie zniosę tego dłużej.
Zakrył się z powrotem, żeby nie widzieć jak jego chłopak w zdziwieniu zagryza usta z wysoko uniesionymi brwiami, szybko mrugając próbuje coś powiedzieć.
- Kocie? Nie wiem….
Paweł miał ochotę się rozpłakać ale złość przeważyła szalę i uderzyła w Szymona.
- Zniosłem moją rodzinę, ale cholera za nic nie zniosę tego, że opowiadasz o swoich seksualnych wyczynach z obcym facetem- Pisnął teraz – Nie zniosę tego!
- Nic nie rozumiem?- Spokojnie pytał Szymon- Wydaje mi się jednak, że coś ci się stało wczoraj.
Podszedł do niego klęknął obok.
- Coś ci zrobiłem, Paolo?
Oglądał go ze wszystkich stron przytrzymując za ramiona.
- Powiedz proszę, coś ci zrobiłem?- W panice pytał.
Schował nos w kołdrze i nie chciał już nic mu mówić. Najprostszej rzeczy nie rozumie, tego żeby uszanować ich prywatność. Co za koszmar. Nagle coś mu się przypomniało. Wyciągnął szybko dłoń spod kołdry, spojrzał na prezent od Szymona, bransoletkę z niebieskimi kamieniami. W dziennym świetle wyglądała jeszcze lepiej, bo błękity mieniły się teraz w różnych odcieniach. Zamknął oczy i chciał zerwać rzemyk jednym pewnym ruchem. Zawahał się przez chwilę. To był właśnie ten moment w którym szatyn złapał go za dłoń i nie pozwolił zniszczyć tego symbolu ich związku.
- Zanim to zrobisz, a pamiętaj , że nie będzie od tego odwrotu, wytłumacz przynajmniej o co chodzi.
Ich dłonie zawisły w powietrzu a oczy spotkały się.  To był błąd, bo złość go opuszczała, a w zamian tego jakiś żal go ogarnął. Dlatego prawie zawodząc teraz tłumaczył.
- Wiesz serce mi pęka, że tak beztrosko sobie w tym kiblu konwersowałeś o tej nocy z ledwie spotkanym facetem.
- Co?!
- Czy ja jestem jakąś kolejną zdobyczą, którą musisz się chwalić?
Szymon potrząsnął głową na znak, że nic nie rozumie.
- No te – Paweł tłumaczył- Te wszystkie gadki i o rozgrzaniu i że próbowałeś kilka razy czy coś.
Jego chłopak zaczął się dusić, widział to wyraźnie jak zrobił się czerwony a fala gdzieś z przepony próbowała się wydostać na zewnątrz ostatkiem sił powstrzymywana.
- Czy ty ?– Zakaszlał bo łzy napłynęły mu do oczy- Jesteś teraz hydroforem? To że jesteś kotem już ustaliśmy, ale opcja hydrofor nie była grana.
Paweł zamrugał i rozejrzał się niepewnie po pokoju. To było jakieś ekstremalne durne pytanie. Westchnął bo nie miał już pomysłu na to by się dogadali.  Szymon złapał go znowu za ramiona i potrząsnął.
- To była rozmowa o hydroforze Paolo, o HYDROFORZE. Mówię wyraźnie i dużymi literami.
- Naprawdę ? – Spytał ostrożnie jednocześnie analizując fragmenty, które zapamiętał.
- Zamarzł w nocy, jest tak cholernie zimno, że nie chce się nawet wystawiać nosa na zewnątrz.
- Naprawdę? – Pytał bez sensu, żeby dać sobie czas aby ochłonąć i zmienić zdanie na temat tego co się działo w łazience.
- A ja kupiłem takie świeżutkie bułeczki – Zaświergotał teraz Szymon- I myślałem, że zrobisz jakieś takie mniamnaśne śniadanko.
- Naprawdę?- Eeee to znaczy, eeee. Chciałem coś zrobi, gdyby nie ta afera.
- Kocie, to żadna afera, drobne nieporozumienie.
Zajrzał mu w oczy i się uśmiechnął.  Potarł ręką czoło.
- A ten widok z samego rana, myślałem że mi pikawa wyskoczy.  Możemy zrobić powtórkę?
Paweł odepchnął go na bezpieczną odległość, bo jego chłopak niebezpiecznie zaczął się przysuwać do niego.
- Nie przypominaj mi o tym.
- Ale ja nie chce zapomnieć. To był najpiękniejszy widok, o mamuniu.
Zaczął wzdychać.  Lustrował twarz Pawła, który pod wpływem tego spojrzenia, próbował znowu ukryć się w fałdach kołdry. Zaczął palcem wykręcać kawałek materiału. Właściwie już chciał się przyznać, że zrobił niepotrzebną awanturę.
- To co chcesz na to śniadanie? – cicho zapytał.
- Ciebie- powiedział Szymon rzucając się na niego.
Ścisnął mocniej kołdrę wokół siebie.  Ręce jednak miał zajęte przytrzymywaniem zsuwającego się materiału, dlatego brunet bez przeszkód przytrzymał go za brodę i zaczął całować. Chciał się wyrwać, ale kończyło się jak zwykle, nie umiał nie poddać się temu, nie umiał powstrzymać się by nie oddawać tych pocałunków, które były tak przyjemne.  Jego dłonie uniosły się by objąć głowę szatyna. Nawet nie zorientował się, kiedy opadła kołdra a on nagusieńki został przygwożdżony do krzesła.  Szymon oderwał się na chwilę od jego ust, jakieś chochliki zatańczyły w jego oczach, pogłaskał go po głowie, pocałował za uchem i zsunął się na podłogę.
- Mam ochotę na nóżki – wymruczał, całując metodycznie w dół aż dotarł do stopy. Wtedy to pierwsze fale gorąca uderzyły w Pawła, zadrżał, kiedy jego język dotarł do podeszwy, chciało mu się śmiać i jęczeć jednocześnie, ale tylko urywane westchnięcia wyrywały się z jego piersi.
Przenosząc się wyżej Szymon mruknął z ustami przy jego skórze
- Mam ochotę na udka.
Wodząc językiem po wewnętrznej stronie ud, po chwili przenosząc się  na klatkę piersiową i znowu mruczał.
- Mam ochotę na soczyste piersi.
- Naprawdę? – jęknął Paweł- To tttto, tttto  jakieś bardzo syte śniadanie
Szymek  mruczał całując jego brzuch.
- A potem poproszę o dokładkę.
- Co to będzie? – pisnął Paweł bo jego chłopak właśnie zaczął go lizać poniżej pępka.
- Hmmm- zastanowił się Szymon – odsunął się lekko, wpatrując się w penis- Hmmmm, no naprawdę nie umiem się zdecydować, kiełbaska czy jajka?
Paweł dyszał w tym oczekiwaniu już dłużej tego nie wytrzyma. Uniósł zachęcająco biodra.
- Do cholery zrobię ci już tą jajecznicę, nie będziesz musiał wybierać- Kiedy Szymon zaczął całować go po wspomnianych jajkach, jęknął – W bonusie jeszcze będzie ze śmietanką.
- To lubię, a na deser arbuzik.
- Jaki arbuzik?
- No taki, który ma dwie połówki.
- O nie- uniósł się Paweł zasłaniając nieudolnie swój tyłek- Deseru nie będzie, nie ma mowy, arbuz wymiętolony do maksimum.
- Trudno – zmartwił się Szymek- Zostaje mi jajeczniczka.
Tym razem jego chłopak naprawdę się postarał,  jego zdenerwowanie całą sytuacją uleciało wraz z kolejnymi głęboki westchnięciami, tego mu było trzeba. Kiedy zmęczony po wszystkim dyszał, siły go wszelkie opuściły, dlatego opierał się kiedy Szymon zaczął go ciągnąć do łazienki.
- Chodź trochę się ochlapiemy i pomiziamy.
Leżał rozłożony i przyglądał mu się. Nie miał zamiaru się ruszać.
- Padaka ze mnie zupełny, później pójdę.
Szymon jednak podniósł go do pionu jednym szarpnięciem i pchnął w kierunku łazienki.  Zrzędził cały czas, że pewnie zaraz pójdzie spać, kiedy jednak nie przerywając narzekania zaczął się rozbierać i kilka mięśni błysnęło zachęcająco w jego stronę,  w Pawła wstąpiło życie i już ochoczo wskoczył do kabiny.
Piętnaście minut później, wesoło pogwizdując,  wyszorowany i czyściutki robił śniadanie, Szymon zaś krzątał się po domku zbierając ich rzeczy, zaczynało się późno robić i musieli się śpieszyć na autobus. Paweł pomyślał, że mogliby nie wyjeżdżać z tego domku, zamieszkać tu i być ciągle razem, a tak już wieczorem Szymka nie będzie, a on zostanie znowu sam.  „Trzeba się cieszyć chwilą”- upomniał siebie, stawiając obiecaną jajecznicę na stole.
- Szymek, jedzonko!- zawołał, bo słyszał jego ciężkie kroki na górze.- Kici , kici , kici- teraz wołał kota, który natychmiast przechylił się przez barierki schodów i wyszczerzył cały rząd bieli w jego kierunku, a grzywka nonszalancko spadała na pół twarzy.  Zbiegł po schodach i zasiadł do posiłku. Pochłaniał z apetytem jedzenie, mlaskając mruczał „ wyśmienita choć bez śmietanki”, mrużył oczy w kierunku Pawła, który uciekał wzrokiem w talerz.  Pomyślał, że to jedna z piękniejszych chwil w tym domku, kiedy w ciszy jedzą śniadanie, po tym jak tak bardzo się zbliżyli do siebie przez te dwa dni. Zapatrzył się w okno, bo szron przykrył wszystkie okoliczne drzewa, tak bardzo chciał zachować tę chwilę, musi mu starczyć znowu na bardzo długo.
Podniósł się zaniósł swój talerz do zlewu, wrócił do stołu i chciał odebrać naczynia od Szymona, kiedy sam nie wiedząc kiedy, nagle objął go i przytulił.
- Co się dzieje kocie?
- Wyjeżdżasz.
- Jeszcze nie, spokojnie jeszcze do wieczora daleko. Będziesz tęsknił? – chciał wiedzieć.
„Yhmmm” – wymruczał w jego włosy, pachnące płynem do kąpieli.
- Nie martw się, te miesiące szybko zlecą, zobaczysz- Szymon zaczął chrząkać, jakby mu coś stanęło w gardle- Strasznie ciężko zostawiać samego kota.
- Bezdomnego- jęknął Paweł- Głodnego i zziębniętego, który sam samiutki nie ma nawet komu zamruczeć.
Szymon odsunął go od siebie i spojrzał z dołu w jego twarz.
- Tylko ani mi się waż szukać nowego opiekuna. – Zmarszczył brwi- I jeszcze jedno, zero pornosów.
- Dlaczego?- oburzył się Paweł.
- Bo mi kot w ryzach nie wytrzyma, za dużo to to nie uczy, za to miesza w głowie.
- Nieprawda, bardzo wiele uczy, to znaczy … wcale tak dużo nie oglądałem. – Zaczerwienił się jednak, co było wskazówką dla Szymona, że jednak spędził wiele godzin śledząc wyczyny na  erotycznych filmach.
- Koniec z tym słyszysz?
- Na pewno – skrzywił się  Paweł, teraz jak starzy wrócili, a ja nie mam laptopa, to sobie nie poużywam, tego bądź pewny.
-O właśnie… szepnę może słówko twojemu staremu?- Zapytał zadowolony- Żeby miał oko na ciebie.
Uderzył go pięścią w plecy, co za przebrzydły padalec, jeszcze ojca będzie o tym informował.  Jemu widocznie było w to graj, bo teraz szczerzył zęby do niego. 
-Dobra kocie-Wstał i klepnął go w tyłek, w odruchu Paweł odgiął się do przodu i zasłonił swoją tylną część- Zbieraj futro i ruszamy, bo piesza wycieczka dzisiaj wielce niewskazana, a za chwilę nie zdążymy na bus.
Pozmywali, pozbierali swoje rzeczy, sprawdzili czy wszystko wyłączyli i ruszyli w podróż do Gliwic. Milczeli i niewiele rozmawiali w drodze powrotnej, tę atmosferę przenieśli też do domu Pawła. Prawie się nie odzywali do siebie, a w domu czekał ich komitet powitalny. Cała trójka domowników wpatrywała się wyczekująco w nich od momentu kiedy przekroczyli tylko próg mieszkania. 

Paweł wyburczał „część” i szybko uciekł do swojego pokoju, ciągnąc za sobą Szymona. „Czego oni chcą?” Spojrzał na swojego chłopaka, który zbierał teraz porozrzucane ubrania na łóżku. Chyba jego rodzina nie jest jakaś wykręcona na maksa i nie będzie oczekiwać relacji z tej nocy. Jego nadzieje jednak została natychmiast zburzona. Do pokoju pukał jego ojciec. Wsadził głowę.
- Eeee, to znaczy – zaczął się jąkać-Co ja chciałem – Aaaa matka powiedziała, że za 10 minut będzie obiad.
- Nie trzeba- Bronił się Szymon, zjem coś po drodze, za dwie godziny muszę ruszyć na stację. Niech państwo nie robią sobie kłopotu- Przypomniało mu się coś nagle- Ten hydrofor na razie jest nareperowany, ale myślę że i tak zamarznie.  Jeśli ktoś się będzie wybierał do tego domku to najlepiej poprosić tego sąsiada o pomoc, z tego domu z czerwonej cegły,on wie co i jak. Tylko – tutaj spojrzał na Pawła- Nie wiem czy się zgodzi.
Ojciec pokiwał głową i już chciał się wycofać z pokoju.
- Proszę pana – Zatrzymał go Szymon- Chciałem podziękować za ten klucz.
Szymek oddał klucze od domku. Ojciec machnął ręką i tylko mruknął.
-  Przyjdźcie na obiad.
Kiedy zamknął za sobą drzwi, Paweł usłyszał za plecami westchnięcie.
- Masz naprawdę fajnego starego.
- Tak tylko ci się wydaje bo z nim nie mieszkasz, on taki milutki tylko dla gości.
- Ale dla takiego gościa jak ja naprawdę mógłby być mega niemilutki i tak by się nikt nie dziwił , a on się stara Paolo, nawet jeśli mu się wszystko nie poukładało jak należy.
Może Szymek miał rację, ale był na sto procent pewny, że to zasługa jego matki. To ona zawsze w domu umiała ich wszystkich pogodzić, była najlepszym buforem pomiędzy nim a ojcem.  Jest taka kochana. Przypomniało mu się, że jest jednak w tej chwili pod specjalnymi względami.
- Idę do kuchni, zobaczę czy coś matce nie trzeba pomóc – rzucił w kierunku pakującego się szatyna .
Ona jednak kategorycznie nie chciała pomocy, za to koniecznie chciała wiedzieć jak sobie radzili.
- Dobrze, ale ta woda trochę… no było kłopotu, napięta sytuacja z nią.
- Kłóciliście się- chciała wiedzieć.
- No, tak jakoś wyszło.
Rozstawiła talerze na stole i wlewała zupę do wazy, takie fanaberię, pomyślał Paweł- to dla specjalnych gości.
- Może nie dobrze, że się kłócicie, ale – Rozpromieniła się w kierunku Pawła- Bardziej bym się martwiła gdybyś się nie kłócił. Nas też przecież kochasz, a ciągle wszczynasz awantury.
Otworzył usta by po chwili je szybko zamknąć.
- To ja może zaniosę te talerze do salonu?
- O świetnie, weź jeszcze sztućce.
Szybko uciekł spod jej spojrzenia, co to za aluzje, że też ich kocha, to znaczy, że wszyscy widzą, że kocha  na pewno Szymona? Czy oni nie rozumieją, że nie normalny człowiek, to tak na próbę na razie się wiąże, bez tych wszystkich ach., ach „kocham cię”. Pobędzie z Szymkiem i zobaczy co dalej.
Usiedli do obiadu, pomimo słabych protestów, Szymon także do nich dołączył.  Buzia mu się nie zamykała, opowiadał cały czas o Portugalii, co jadł co pił i jak wspaniałe rzeczy można zobaczyć w tym pięknym kraju. Przeczesywał od czasu do czasu włosy palcami, bo się zsuwały na czoło, nie golił się od dwóch  dni i ciemny zarost, właśnie pojawił się na jego twarzy.  Paweł łapał się na tym, że kompletnie go nie słuchał tylko z zawieszoną w powietrzu ręką dzierżącą widelec patrzył na niego.  Jak mu się oczy śmieją, jak bardzo chce złapać kontakt z jego rodzicami, nawet od czasu do czasu mrugał do Magdy, która tak jak Paweł zamierała z widelcem w powietrzu.  On jest mistrzem – przemknęło mu przez głowę.
Właśnie jego chłopak przestał jeść i na palcach pokazywał jakiś ornament.
- I najpierw przechodziło w takie serce- Zrobił z dwóch dłoni kształt serca, którym zamachał do Pawła, który natychmiast wbił wzrok w obrus, ale długo nie mógł sobie narzucać tego rygoru, bo Szymon pokazywał dalej- A potem to serce tak płynne przechodziło w różę lub jakiś inny piękny kwiat. – Jego palce rozpostarły się niczym płatki delikatnego ornamentu.
- Och – wyrwało się Pawłowi.
- Ach – westchnęła jego matka
- Ech- szepnęła Magda.
Szatyn poprawił włosy wpatrując się w trzy twarze siedzące naprzeciwko niego i z uwielbieniem śledzące każdy ruch jego dłoni.  Nagle z hukiem na stole wylądowała butelka.  Cała trójka podskoczyła wybita z tego stanu  wniebowzięcia cudowną opowieścią Szymona.
- To może się napijemy?- rzucił z beztroską i z pewną satysfakcją ojciec.
Butelka z przeźroczystym alkoholem  zajmowała centralne miejsce na stole, a gospodarz właśnie sięgał do kredensu po kieliszki.
- Kochanie- jęknęła matka Pawła
- On nie pije- Chciał uprzedzić brunet- Zaraz jedzie, a poza tym ma słabą głowę.
- Jeden mu nie zaszkodzi- Przechylił się ojciec w kierunku stołu rozstawiając szkło przed Pawłem i Szymonem- Co go tak pilnujesz jak stara baba.
Paweł zagotował się cały, nie jest starą babą, ale teraz na koniec nie chciał ,aby Szymek się skompromitował. A jego chłopak  za to wodził już wzrokiem za ręką jego ojca, która nalewał do kieliszków wódkę.
- Kochanie, myślałam że odwieziesz Szymona na stację, nie pij- prosiła matka.
- Taksówkę mu zafunduje – Zdeklarował się wspaniałomyślnie  jednocześnie uśmiechając się znacząco do szatyna– A zresztą może jeszcze zostać jak chce. No to ja wznoszę pierwszy toast.
Paweł próbował zmrozić Szymona wzrokiem, ale ten ani razem nie zerknął w jego stronę, tylko ochoczo uniósł kieliszek.
- Za nowych członków rodziny- Zagrzmiał ojciec i wlał w siebie całą zawartość.
Pawłowi właśnie się robiło gorąco, co to znaczy? Co znaczy ta liczba mnoga. Nie, nie mógł odpuścić do siebie tej makabrycznej myśli. Spoglądał na matkę, która uśmiechała się niepewnie.  Przechylił w panice kieliszek, zakaszlał jakby chciał się dusić, Szymon pośpieszył  mu z  ratunkiem i podsunął mu szklankę z kompotem.  Kaszlał jeszcze parę dobrych chwil, ze ściśniętym gardłem wydusił z siebie.
- To będą bliźniaki?
Wszyscy zamarli. Nawet Szymon przestał się uśmiechać i ostrożnie przeniósł wzrok na matkę, właściwie wszyscy wbijali teraz swoje spojrzenia w tą zdezorientowaną twarz.
- Ja, ja nic o tym nie wiem- Broniła się.
- A może ja o czymś nie wiem?- Chciał wiedzieć ojciec.- Czy to może technika jakaś taka stopniowego odurzenia, co by stary nie zszedł na zawał?
- Lekarka nic nie mówiła o bliźniakach, chyba że Paweł ma lepsze informacje ode mnie- Zirytowała się matka.
- Nie mam- Przyznał brunet- Ale ojciec tutaj wyjeżdża z nowymi członkami rodziny.
Magda go szturchnęła i pokazała na Szymona.  Duża bruzda wykwitła na czole Pawła, co to do cholery znowu jest? Szymon zacisnął usta i zmrużył oczy w jego kierunku, tak jakby chciał go udusić. 
- No to dziękuje- Wstał teraz on za stołu i podsunął kieliszek pod lejący się płyn- To ja chce wznieść toast- Za najlepszych rodziców mojego chłopaka.
Siedem  kieliszków później, Szymon chwiejąc się nadal wznosił ten sam toast, a Paweł próbował mu wyrwać szkło z ręki.
- Już masz dość, przestań, zaciąłeś się.
- Kocciieee- Zaczął rozciągać sylaby- To jest prawda, to trzebbaaaa ucz…. Uczz- o cholera, nie jest dobrze
- Uczcić – dokończył za niego ojciec Pawła – Rozpromienił się i z anielskim wyrazem twarzy spojrzał na wściekłą żonę. – No co? Dlaczegóż taka zła? To ja mam życie do dupy teraz. O przepraszam – Zatkał ręką usta- Nie przy dzieciach. Właściwie powinienem wznieść toast. - Uniósł się znowu, lekko z krzesła-  Mam dwie córki, tak jak się zorientowałem.
- To będzie dziewczynka?- z radością , ale z pewnym strachem o swój pokój pytała  Magda.
- Płeć nienarodzonego dziecka nie znana- Wyrecytował - Za to mojego syna wątpliwa.
Żona go szturchnęła go  i zaczęła mruczeć o totalnej głupocie pijaków.  Paweł podniósł się wściekły za stołu, ale Szymon go przytrzymał.
- Nie będę tego słuchać, słyszysz!- krzyknął do ojca.
- Ja nic nie mówię, ja tylko się godzę ze wszystkim- Wydusił z siebie ojciec – Czy ja, czy ja nie mogę się chociaż zirytować?
Zerknął na żonę, która słała wściekłe spojrzenia w jego kierunku.
- Oooo – Ojciec wskazał na Szymona- Jeśli mam mieć geja w domu, to takiego.  Lubisz wojsko?- chciał teraz koniecznie wiedzieć.
- Przestań z tym wojskiem znowu.
- Armia uczy życia i picia- przechylił się przez stół i napełnił kieliszki alkoholem.
Po chwili uniósł w stronę Szymona kieliszek i wykończyli kolejną kolejkę.
- Polska wódka jest najlepsza, nie mam ten tego takie jakieś szajsy żinżinia  – Poinformował wszystkich Szymon- A ja jestem taki szczęśliwy- Wypalił w kierunku Pawła- Mam chłopaka z najlepszą rodziną pod słońcem.
Wstał i rozpostarł ramiona
- Kocham cię teściu.
No tak Paweł mógł się tego spodziewać, będzie totalny blamaż, już widział Szymona pijanego, dlatego jak najszybciej musi temu zapobiec, wstał , ale zanim udało mu wygramolić zza stołu. Zobaczył, że ojciec wpada w ramiona Szymona. Po chwili usłyszał pstryknięcie i kątem oka zobaczył Magdę z telefonem w ręku. Nie miał czasu jednak się tym zająć, bo już ciągnął swojego chłopaka za rękaw ,a z drugiej strony matka próbowała oderwać ojca. 



- Szymon do cholery uspokój się, mówiłem ci żebyś nie pił. Nie wrócisz w takim stanie do Warszawy.
- Nie wrócę?- Zdziwił się jego chłopak- Ależ ja się trochę zdrzemnę i będę wracał.
- Zostań- Krzyczał ojciec umieszczony na kanapie- Szymuś zostań, zrobimy dzidziusiowi pokój.
- Dzidziusiowi- Rozanielił się szatyn- W takim razie nie wracam.
Paweł ciągnął go do swojego pokoju. Kazał się położyć, ale Szymon usiadł i kiwał się teraz na łóżku, przeczesując palcami włosy.  Spojrzał na bruneta i zamknął oczy i zrobił dziubek.
- Buzi, buzi?
- Nie żadne buzi a spać, boszzeee ja będę musiał to odwracać przez dwa miesiące- Wystraszony oceniał sytuację.
- Jesteś najsłodszym , najsłodszym chłopakiem jakiego spotkałem- Teraz zebrało mu się na wyznania- Wszystko w tobie kocham, wszystko.
- Tak, tak – już to mówiłeś.
Nagle Szymon poderwał się i rozejrzał po pokoju, trochę chwiejnym krokiem skierował się do salonu, Paweł nieudolnie próbował go zatrzymać.
-  Wasz syn – Załkał w pokoju, gdzie ojciec włączył telewizor i bez sensu przerzucał kanały, a matka sprzątała ze stołu-  Wasz syn jest cudowny, czy wiecie o tym?
Rzucił się na kolana.
- Jest najbardziej cudowną istotą jaką spotkałem, a na dodatek- Załkał znowu, ciągnięty przez Pawła by się podniósł z klęczek - Na dodatek , na dodatek jest kotem.
Płakał rzewnymi łzami mamrocząc „ że tyle szczęścia go spotkało”. Ojciec z góry mu się przyglądał i chciał coś wiedzieć. Paweł już się przestraszył, że będzie drążył temat kota, ale to go nie interesowało.
- Powiedz mi proszę, zdradź mi tą tajemnicę- Spojrzał na swego syna- Jak to się robi, żeby go uspokoić.
- Eno? – wydał z siebie głos szatyn.
- No, tak, że odkąd przyjechał jest spokojny jak baranek. – Ojciec nachylił się w jego kierunku i zrobił wielkie – Hmmm?
Tym razem matka się poderwała do akcji.
- Idź już spać pijaku jeden, a nie tu przesłuchania robisz.
- Chce wiedzieć - Obruszył się ojciec.
Szymon nadal tkwiący na klęczkach, najpierw uśmiechnął się od ucha do ucha, a potem przytknął palec do ust i uspokajająco zaczął syczeć „Ciiiii”. Podniósł się z klęczek i założył chwyt nelsona Pawłowi, cały czas wydobywając z siebie ciche „Ciiiiii” i zaczął go ciągnąć do jego pokoju.  Obejrzał się i powiedział bardzo wyraźnie.
- To grozi zerwaniem bransoletki, tajemnicę zabiorę do grobu.
Tym razem bez oporów dał się położyć do łóżka. Mamrotał jeszcze coś przez chwilę i po kilkunastu minutach zaczął chrapać w jakiś niemiłosiernych decybelach. Tej nocy  Pawłowi  nic nie przeszkadzało, ani miejsce na podłodze, ani te przerażające dźwięki wydobywające się z piersi jego chłopaka.
Rano wszystko się działo w przyśpieszonym tempie, bo Szymek w panice, że nie zdąży do dziekanatu, chciał jechać jak najwcześniej.  Przepraszał rodziców za wczorajszy wieczór, ojciec naburmuszony patrzył spod oko na niego, a matka zapewniała, że nic się nie stało i wpychała mu w ręce kanapki na drogę.  
Na stację pojechali autobusem, na ojca nie miał co liczyć bo leczył cała czas kaca. Szymon nie wyglądał wcale lepiej, ale przynajmniej nie marudził jak jego stary. Za to Paweł zrzędził po drodze;o tym, że wie, że nie może pić, że alkohol robi z niego totalnego imbecyla. Jego chłopak przytakiwał skruszony.
- Co zrobiłem najgorszego?- Zapytał ostrożnie- Bo nie wiem czy mogę się pojawić jeszcze w twoim domu.
- Nie, no najlepszy był numer jak się ściskałeś z moim ojcem. Nie – Paweł teraz klasnął w ręce- Jak klęczałeś przed nim i płakałeś.  To moje favorito .
- Cudownie- Ukrył twarz w dłoniach.
- Ale coś jednak było pozytywnego- potwierdził Paweł
- Co?
- Przestałeś ględzić o seksie, nawet jak ojciec cię pociągnął za język- Nachylił się do niego tak by inni nie usłyszeli- Powiedziałeś, że zabierzesz te informacje do grobu i nikomu nie zdradzisz, to mi się zajebiaszczo podobało.
Paweł się rozpromienił, a Szymon w odpowiedzi błysną bielą swoich zębów.
- Prześlę ci zdjęcia, które Magda cykała, na pewno będziesz z rozrzewnieniem wspominał ten wieczór- Poinformował go Paweł- Na wszystko mamy dowody…. No głównie żeby starego szantażować, że mu na tablicy na fasie wrzucimy, hahahahah.
- O Boże- Szymek wzniósł oczy do góry. 




- A teraz najważniejsze- Paweł zarzucił włosami i spojrzał uważnie w te brązowe oczy- Kochasz swego kota?
Szymon zrobił duże oczy.
- Całym sercem.
- Doskonale, to posłuchaj uważnie- Zrobił dziubek w jego kierunku- Ani mi się waż przygarniać innych bezdomnych kotów, żadnych, słyszysz.
Jego chłopak przytakiwała teraz z zaangażowaniem.
- A jaka nagroda mnie spotka?- chciał wiedzieć.
- Oooo twój kot ci zamruczy, a może nawet zamiauczy jak nigdy.
Poczuł, że Szymon porywa go w ramiona i ściska z całej siły. Zaczął się szarpać, bo po pierwsze cały dworzec ludzi, a po drugie miał wrażenie, że jego żebra za chwilę pękną.  Kiedy szatyn odsunął się na długość ramion podsumował swój pobyt.
- Jestem mega zadowolony, takich zaręczyn nigdy bym sobie nie wyśnił.
- Jakich zaręczyn? !– wrzasnął Paweł.
Szymon złapał się rękoma za uszy, na znak, że taka ilość decybeli dzisiaj przekracza jego możliwości. Spokojnie jednak  wskazał palcem na bransoletkę i na Pawła oraz zrobił minę pijanego ojca i  zadowolonej z wszystkiego matki.  Co on mu sugeruje? Że co proszę, że są zaręczeni? To przecież jakaś totalna chora insynuacja. Dopiero ze sobą zaczęli chodzić, ledwie parę miesięcy temu, parę razy się widzieli, nie tak sobie wyobrażał zaręczyny, nie tak .  To musi minąć jakiś czas, czy jakby muszą się lepiej poznać, gdzie jemu się tak śpieszy?
Szymon zarzucił plecak na plecy i patrzył na wjeżdżający pociąg.  Po chwili szybko zaczął się przemieszczać wzdłuż zwalniających wagonów, aby odszukać swój przedział. Paweł biegł za nim i nie przestawał mówić.
- Co znowu sobie wymyśliłeś idioto, za wcześnie na zaręczyny, za wcześnie…. – Zaczął kaszleć, bo nie mógł złapać tchu- A spytałeś mnie w ogóle czy ja chcę? Ttttoo chyba jakoś tak leciało.
Jego chłopak jednak go nie słuchał, wskoczył na schodki pociągu i ruszył wzdłuż korytarza przedziału, Paweł biegł za nim. Stanął koło jednego z okien i patrzył jak Szymek wpycha swój plecak na górną półkę. Po chwili wrócił na korytarz, otworzył okno i spytał.
- Co tam Paolo? Coś mówiłeś?
- Nie- Warknął i spuścił wzrok.
- Tęskności – powiedział tajemniczo szatyn
- Tęskności – potwierdził Paweł i zaczął kopać nosem buta kawałek peronu. Nie mógł spojrzeć teraz w te brązowe oczy bo to groziło totalnym puszczeniem się łez, czuł jak mu coś już blokowała gardło.  Ale na krótkie
- Ej kocie- Natychmiast uniósł głowę- Ogon do góry- Kiwnął mu Szymon brodą.
Pociąg szarpnął a brunet krzyknął.
- Dziękuje za wszystko- Czuł, że musi to powiedzieć, choć się nie zastanawiał jeszcze za co ma dziękować Szymonowi, ale z pewnością  to był najbardziej wyrąbisty weekend jaki przeżył.
Jego chłopak  zrobił z rąk serduszko i zamachał do Pawła. Pośród stukotu kół , usłyszał pożegnalne zdanie.
- Niech mi się narzeczona dobrze prowadzi.
Niech chciał krzyczeć na cały peron. Dlatego złapał telefon i dzwonił do Szymona.
- Haloooo, już stęskniony?
- Nie nazywaj mnie narzeczoną, słyszysz, nie jestem narzeczoną. Co najwyżej narzeczonym, ale tego też nie wiem.
- O?- zdziwił się Szymek- Kotem też miałem cię nie nazywać i co się okazało?
Rozłączył się, ta gadka była bez sensu.  „Ręce opadają przy tych jego idiotyzmach” Poczłapał w kierunku wyjścia. Wszystko się skończyło, a on musi teraz pomyśleć o szarej rzeczywistości w domu.  Zarwał dwa dni w szkole, rodzice zapewne zaczną zmasowany atak na niego, ojciec już wstępny popis zrobił na imprezce, siostra z pewnością  już przekazała, co bardziej ekscytujące szczegóły, całej klasie. Tylko nikt się nie zastanawia jak on się czuje, jak mu teraz będzie ciężko. Zasłonił ręką twarz, coś go zakłuło w piersi, nie tylko będzie tęsknił, będzie cholernie tęsknił. Ten weekend był  cudowny, ale przedawkował Szymona, to pewne i będzie musiał się od niego odzwyczajać, znowu długie tygodnie. „Związki na odległość to najgorsza tortura”- dlaczego to jego właśnie spotkało?  Miał pecha, o czym się przekonał wiele razy, ale za to choć raz spotkało go szczęście w postaci tego roześmianego szatyna. Musiał przyznać sam przed sobą, w pewnych obszarach był wspaniały w innych nie do wytrzymania, ale był w stanie przeżyć wszystko, aby tylko Szymon był blisko.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz