niedziela, 1 grudnia 2013

Koka cz. IX

Niebieskozielony cz. III






   Nie czaiłem się długo z załatwieniem sprawy pieniędzy na Ekscytację. W momencie, kiedy tylko Kami zadzwoniła i powiedziała mi, że co prawda konia na razie nie wystawiono na sprzedaż, ale ustalono kwotę, nie wahałem się ani dnia i poszedłem od razu załatwić formalności w banku. Obsługiwała mnie miła dziewczyna, która z żalem musiała mnie poinformować, że co prawda mam upoważnienie do konta mojej matki i owszem, ale jedynie na wypadek jej śmierci. Wcześniej widocznie nie rejestrowałem takich szczegółów, bo nie były istotne dla mnie, teraz stało to się kolejną przeszkodą, którą musiałem pokonać. Ręce spociły mi się, a stopy nerwowo przemieszczały się pod krzesłem. Nie miałem wyjścia musiałem przypomnieć się mojemu byłemu nauczycielowi.
- Pan Salach dzisiaj może pracuje?- chciałem wiedzieć
- Nie, to znaczy miał ranną zmianę.
- Jest moim doradcą finansowym- Tłumaczyłem się- Będę wdzięczny jak mi pani da do niego numer, bo gdzieś mi się zapodział, albo może powie kiedy mogę go zastać w pracy?
- Jutro rano- Rozpromieniała się miła brunetka z włosami do ramion.
- Doskonale. Dziękuje za pomoc i miłego dnia życzę.
Rano byłem w banku tuż po otwarciu. Czekałem grzecznie w kolejce, przepuszczając starszą panią, by trafić właśnie na niego z pominięciem innych okienek. Zasiadłem nonszalancko na wygodnym krześle. Chciałem zobaczyć jego twarz bardzo dokładnie, ciekawy byłem czy w ogóle mnie rozpozna? Może w natłoku równie licznych przygód, taki szesnastolatek był epizodem nie wartym zapamiętania. Kiedy jego oczy zwęziły się, a zmarszczki wokół oczu, których jeszcze dziesięć lat temu nie posiadał, pojawiły się w dużej ilości, już wiedziałem, że niczego nie zapomniał.
- Witam- powiedziałem bezosobowo, bo nie miałem zamiaru używać form grzecznościowych.
Zmarszczył czoło i sobie przypomniał.
- Marcin?
Uśmiechnąłem się a on zatryumfował.
- Cha cha cha, dobrze pamiętałem jak masz na imię.
- To się ogromnie cieszę, że mnie pamiętasz, mam nadzieję, że co do innych rzeczy także pamięć cię nie myli.
Widziałem jak zaczął nerwowo rozpinać guziki od kołnierzyka. Wstał i zamknął przeszklone drzwi w pomieszczeniu w którym siedzieliśmy.
- Czego chcesz?- spytał podejrzliwie- Chyba nie chcesz mnie skarżyć?- A tamta sprawa już została załatwiona- Potrząsnął głową- Zwolniłem się ze szkoły.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz, ale w sumie jak się zastanowię, to pewnie to pod jakiś paragraf podlega.
Przechylił się w moją stronę.
- Nic mi nie udowodnisz, nic, rozumiesz. Zresztą – Zaśmiał się – Pamięć mnie naprawdę nie myli i raczej to ty byłeś napalony, na przestraszonego i wykorzystywanego bynajmniej nie wyglądałeś.
- Ładnie to ujęte, tak składniowo i w ogóle. Przejdźmy jednak do rzeczy. Chce abyś coś dla mnie zrobił.- Zrobiłem pauzę, ale tylko na chwilę- Muszę wybrać parę tysięcy z konta matki do którego nie mam upoważnienia, to znaczy mam, ale jedynie po jej śmierci. A jak sam rozumiesz, nie chce jej zabić, a tylko pożyczyć parę tysięcy bez procentu,na kilka miesięcy.
Uniosłem brwi zachęcająco aby coś wymyślił.
- No mogę coś zrobić nielegalnego- Rozejrzał się podejrzliwie wokół, jakbyśmy byli podsłuchiwani- Ale też muszę mieć coś z tego?
Uniosłem kącik ust, ironia mnie ogarnęła. Ten staruch po czterdziestce proponuje mi seks i myśli, że się rzucę natychmiast na niego.
- Po pierwsze, dobrze się ostatnio prowadzę, po drugie- Z wielką satysfakcją to wypowiedziałem- Jestem z kimś, po trzecie i najważniejsze zapominasz, że to ja mam atut w ręku, a na dodatek mi podpowiedziałeś, że hulałeś sobie nieźle potem jeszcze  w tej szkole. A teraz jakaś taka nagonka na pedofili jest, albo mi się tylko wydaje.  I co ci się stało, że takie zwiędnięte ciało jak moje teraz obczajasz?
- Zawsze można spróbować- Przyznał nerwowo- No dobra, możemy dopisać w systemie, że masz upoważnienie do konta. Deklarację trzeba będzie wypełnić i kilka podpisów złożyć, także twojej matki.
- Ile to będzie trwało?
- Chwilę.
- Doskonale – Wygodnie się rozsiadłem w fotelu.
Salach przeglądał coś w komputerze pytając mnie jednocześnie.
- Chodzisz po klubach? Co byś polecił, a może inaczej – Zniżył głos- Gdzie cię można spotkać?
- Mało teraz melanżuje- Zaczynałem do niego mówić slangiem, bo podobało mi się podkreślanie tej różnicy wieku pomiędzy nami.- Jeśli chodzi o stałą miejscówkę, jeśli już odwiedzam ostatnio to tylko „Czarnego Kota”.  Ale chyba nie spodoba ci się to miejsce, tylko starszy narybek.
- Nie wybrzydzam teraz aż tak.
Cmoknąłem jakbym był zmartwiony.
- Co emeryci nie mają takiego rwania jak wymagający nauczyciele?
Widziałem, że złościł się i podsunął mi papier do podpisu. I jeszcze jeden, na którym sfałszowałem podpis matki. Salach westchnął , był coraz bardziej spocony, denerwował się i chciał wiedzieć.
- Oddasz szybko te pieniądze? Bo jak się wyda, to ja pójdę siedzieć.
- Nie histeryzuj nie z takich opresji się wykaraskałeś, w ciągu kilku miesięcy spłacę to. Dzisiaj potrzebuję abyś mi przelał piętnaście tysięcy – Podsunąłem mu kartkę z moim kontem.
Wykonał bez komentarza operacje, dając mi potwierdzenie przelewu. Nie czułem nic, po prostu wydawało mi się to najbardziej słuszne co mogłem w tej sytuacji zrobić. Mojej matce te pieniądze nie były potrzebne, a dla mnie miały wymiar wyjątkowy. Czułem się panem sytuacji, dlatego wychodząc spojrzałem z politowaniem na Salacha, który wodził za mną oczami. Kompletnie mnie nie pociągał, zobaczyłem swoją głupotę w wieku szesnastu lat, a bardziej tą desperację rozbudzonego nastolatka. „Wszystko się zmienia”- pomyślałem filozoficznie-„ przeszłość jednak czasami niespodziewanie cię potrafi dogonić” Przynajmniej tym razem skorzystałem na tym.  

 *****

   Całe cztery dni czekałem na ten piątek. Koka uprzedził mnie tylko abym niczemu się nie dziwił, czym jeszcze bardziej mnie wprowadzał w podniecenie. Ubrałem się niezobowiązująco w marynarkę i dżinsy, gdziekolwiek by mnie Koka chciał zaprowadził czułbym się w tym dobrze. Po jego telefonie zbiegłem po schodach z piątego piętra, bo nie miałem zamiaru czekać na windę, która gdzieś utknęła między piętrami. W czasie tego przemieszczenia się w dół, myślałem o tym jak bardzo duma mnie rozsadza, jak bardzo chce się spotkać z Koką, jak wiele oczekuje po tych wspólnie spędzonych chwilach, a przede wszystkim, że mam go tylko dla siebie. To było takie wspaniałe, że nie umiałem o tym nie myśleć w każdej minucie oczekiwania na to spotkanie.
  Stał przy samochodzie niepewnie uśmiechając się. Podświadomie wiedziałem, że to zrobi- całkowicie przeistoczył się w kobietę. Miał upięte do góry  włosy, choć niektóre kosmyki wymykały się i teraz falowały na wietrze, tak samo jak kolorowa apaszka wokół szyi. Był ubrany w czerwony płaszcz, wyglądający jak sukienka i czarne eleganckie długie buty na lekkim obcasie. Widziałem fragment jego nóg od kolana do uda, zakryte bordowymi rajstopami, jego nogi były w tym miejscu idealne. Nawet nie wykonał zbyt intensywnego makijażu by wyglądać ślicznie. Z nogą założoną o nogę oparty o samochód, przyglądał mi się. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że wygląda oszałamiająco, nawet dla mnie, umiałem to docenić. Był uosobieniem kobiecości.
 Nie zakładał jednak z góry pozytywnego przyjęcia ,czekał z pewnym napięciem, może bał się, że ucieknę, albo będę się złościł. Ale ja już to wiedziałem, znałem go na tyle by zrozumieć, że zaczynamy grać w jakąś grę, dlatego podszedłem do niego i cmoknąłem go w policzek ze słowami „Pięknie wyglądasz księżniczko ”. Przyjął to z dobrotliwym uśmiechem i skromnym dziękuje. Wsiedliśmy do samochodu, a ja chciałem wiedzieć gdzie jedziemy, przyglądając się cały czas temu profilowi, który wydawał mi się zjawiskowy dzisiaj, wysublimowanie elegancki, zapewne ten rys nadawała mu ta fryzura uniesionych wyżej włosów.
- A gdzie gimnazjaliści chodzą na randki?- chciał wiedzieć.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- No nie wiem, kino, galeria, jakieś rolki, ale cóż … hmmm- obrzuciłem go spojrzeniem- tak ubrana księżniczka nie będzie chyba zasuwać na rolkach?
- Nie będzie, to prawda. Więc zostaje nam kino i galeria.
Zacząłem się śmiać, bo naprawdę zaczynało mnie to bawić. Jeśli byłem wcześniej spięty, to właśnie doznawałem uwolnienia od wszelkiego zdenerwowania. On zerknął w moją stronę na chwilę odrywając wzrok od drogi na której był skupiony.
- Myślałem, że lubisz tylko żuli z Pragi?
Teraz już nie śmiałem się a rechotałem pełną piersią by wreszcie wydusić z wysiłkiem.
- Galerianki też, galerianki też.
Już obydwaj dostaliśmy się w sidła ogłupiającego śmiechu, którym nawzajem się co chwila zarażaliśmy. 
- Twój perlisty śmiech, księżniczko- Znowu udało mi się coś powiedzieć, komentując jego męsko pobrzmiewające nuty w głosie.
- Przestań Madras, zaczął piszczeć, bo zaraz się rozbijemy- Łapał się w okolice przepony chichocząc cały czas. Spiął po chwili usta w dziubek, żeby się uspokoić. Prychnął trochę by ta energia z niego zeszła, ale ten dźwięk znowu nas rozbawił.
- Dobra- jęczał- Prrrrr – Spokój. No więc teraz zupełnie poważnie, co chcesz robić, możesz wyrazić swoje życzenie, a ja spróbuje je spełnić.
- Duże lody?- zapytałem niewinnie.
- Chyba gimnazjalista może sobie na to pozwolić. 
    Zajechaliśmy pod ogromny migający wszystkimi krzykliwymi neonami budynek. Ludzie śpieszyli się by zrobić zakupy, my się śpieszyliśmy by nas nie przewiał ten wiatr. Tylko przez chwilę nie wierzyłem w Kokę, że nie będzie miał odwagi wejść tutaj w takim stroju. Pewnie kroczył przed siebie i właściwie to on dodawał mi otuchy. Stanął za drzwiami i rozejrzał się. Uniósł brwi w pytaniu.
- Aaaa gdzie mamy iść?- zorientowałem się, że dla dodania większej wiarygodności nie będzie się odzywał. - Ja wiem?- Spojrzałem w górę- Może na razie do jakiejś strefy bufetowej?
Byłem chyba bardziej wystraszony niż Koka, bałem się podświadomie o niego, że ktoś się zorientuje, że ktoś będzie robił jakieś aluzje.
- Yhmm – wymruczał i złapał mnie za rękę ciągnąć na ruchome schody, chyba jednak zauważył moje lekkie zdenerwowanie, bo przechylił się i wyszeptał do ucha „pamiętaj łyżeczka nie istnieje”. Ten klasyczny cytat z „Matrixa” rozbawił mnie, ale chyba rzeczywiście najlepiej oddawał to, że powinienem przestać tak trzymać się realiów, one były w tym momencie względne.
Kiedy znaleźliśmy się w części gastronomicznej, chciał wiedzieć na jakie lody mam ochotę. Ja uradowany umiał tylko wydobyć z siebie, że duże. Nachyliłem się ku niemu i szepnął do ucha z nadzieją.
 -Będziemy się karmić nawzajem i zjadać je sobie z ust?
Koka pstryknął palcami i rozemocjonowany jeszcze bardziej stwierdził.
- Niczego nie będziemy sobie odmawiać, niczego Madras.
   Po chwili siedzieliśmy przy stoliku, z dużym pucharem lodów i dwoma łyżeczkami. Nie dał mi zapłacić za ten deser, co także mnie ogromnie bawiło, jak i to że rzeczywiście, chichocząc rozpoczęliśmy rytuał karmienia się nawzajem. Łyżeczki nie bardzo trafiały do naszych ust, bo bardziej byliśmy zainteresowani, śledzeniem swoich oczu, tego jak można się świetnie bawić, tonąc w nich i czytając z ich wyrazu, jak z księgi, kolejne emocje. Nawet nie zerkałem na ludzi wokół, tak kompletnie mnie w tym momencie nie interesowali. Tylko ten szczęśliwy Koka naprzeciwko, rozradowany jak dziecko tymi romantycznymi rytuałami. Kiedyś, dawniej w innych zupełnie czasach, może bym się złościł, wybrzydzał, za wszelką cenę unikał takiego banalnego przedstawienia. Dzisiaj wydawało mi się to tak naturalne, tak wypływające też z mojej potrzeby, dania tej radości Koce przy tak niewielkim wysiłku z mojej strony. On chyba miał rację, odzyskiwaliśmy jakieś wspomnienia, które nas ominęły, które nie mogły być naszym udziałem, dlatego teraz właśnie, w tej chwili, pragnęliśmy aby wszystko było przesadzone, pełne, może nawet za bardzo ostentacyjne, ale nareszcie nasze.
Chociaż ja nie oglądałem się na innych, inni nas obserwowali, nie wiem czy widzieli w Koce jedynie piękną dziewczynę, czy jednak coś im się nie zgadzało i próbowali przyporządkować twarz do płci. On to też zauważył i cicho powiedział.
- Kurewsko mnie to bawi.
Wstał i tanecznym krokiem podszedł do stoiska by wziąć rurkę do napoju. Rozparłem się na siedzeniu i obserwowałam go. Najbardziej niesamowite było to, że on niczego nie udawał, nie przerysowywał żadnych kobiecych ruchów, nie podkreślał ich, zachowywał się jak zawsze. One rzeczywiście naturalnie istniały w nim, dlatego byłem już tego pewien, nikt by go nie wziął za mężczyznę, dopóki by się nie odezwał. Wrócił i usiadł obok mnie na wąskim stołku. Objął i przytulił głowę do mojego ramienia, przyglądając się przechodzącym ludziom. Tym wszystkim zabieganym osobom, które spędzały wieczór w takim miejscu.
- Zawsze marzyłem aby przyjść tutaj tak ubrany.- Spojrzał na mnie – Chciałem się wtopić w ten tłum i być jak wszyscy.
- Nigdy nie będziesz jak wszyscy- O! Zobacz ten gostek, właśnie puścił przodem swoją laskę i wlepia gały w ciebie.
Ścisnąłem go mocniej w pasie, chciałem by wszyscy zobaczyli jak bardzo jest mój, dlatego takie wystawianie się na widok publiczny lekko mnie irytowało.
- To co tam księżniczko mamy jeszcze zaplanowane oprócz lodów?
- Kino. Ale jeszcze nie, daj mi się nacieszyć tym wszystkim- Właśnie kolejny mężczyzna potykał się o swoje nogi spoglądając w naszym kierunku.
Koka chichotał.
- Bawi cię to?
- Yhmmm- Przyznał się – A wiesz co mnie jeszcze bardziej bawi, to że ciągle wszyscy muszą sobie zadawać pytanie, kim ja właściwie jestem? To mnie tak cholernie kręci. Teraz ich nie oszukuje, potem może ich przekonam, że się mylą, a innym razem niech się do cholery głowią, gdzie mnie wcisnąć w którą szufladkę.
  Był niezwykle podniecony jak mi to opowiadał. I właściwie tak właśnie z nim było. To go najbardziej ekscytowało, to że inni się gubili z jego płcią. Zawsze mógł im pokazać, że jednak zwodził ich do tej pory, że jest kobietą lub mężczyzną w zależności od sytuacji. Chociaż musiałem przyznać rację, że mocno do tej pory , nie wchodził w rolę kobiece, raczej ocierał się subtelnie o nie. Dzisiaj pokazywał mistrzostwo stania się inną płcią. On nią był. Co podkreślał fioletowy sweter do pół łydki, lekko opinający się na małym biuście.
- Jesteś najlepszy.- Pochwaliłem go- Nawet cycków sobie za dużych nie zrobiłeś, to takie naturalne.
Uśmiechnął się jak zadowolony kot. Poprawił sweter, zsuwając rękaw na jedną stronę, by odsłaniał fioletowe ramiączko od stanika.
- Tak jestem kobitką z niedoborami pewnymi tu i ówdzie- Zamilkł i przyjrzał się gościowi,  który niebezpiecznie blisko przeszedł obok nas, by po chwili kontynuować- Ale jakże to wiarygodnie wygląda, nieprawdaż?
Palcem dotknął usta, by po chwili poprawić włosy, które wymykały się spod gumki. Jeszcze chwilę kontemplował przemieszczający się tłum, obserwując ludzi a oni jego. Niespodziewanie zerwał się z krzesła.
- Chodź – Złapał małą czarną torebkę i moją rękę- Coś ci pokarzę.
    Ciągnął mnie w kierunku pustych korytarzy galerii. Podczas tej krótkiej wycieczki pomyślałem, że nigdy go takiego nie widziałem, nawet wtedy w stajni, nie był aż tak podniecony, teraz rozpierała go wewnętrzna energia, siła życia, ekscytacji tym, że jest tym kim się czuje. Patrzyłem na niego i gdzieś mnie zakuło tam głęboko, bo wiedziałem, że jest to obrazek doskonały do którego wszystkie puzzle pasują. Nikogo nie udawał, to raczej ona udawała jego. Ta czysta myśl omiotła tylko na sekundę moją świadomość, bo Koka nie pozwalał na żadne refleksje dzisiaj.   
Staliśmy naprzeciwko toalet, naznaczających trójkątów i kółek.  
- I co ?- śmiał się teraz- Gdzie ja się biedna mam podziać?
Pchnąłem go do damskiej części, a sam poszedłem się wysikać. Koka jednak za bardzo był podekscytowany całą sytuacją. Wpadł do męskiej toalety, wzbudzając lekki popłoch u pana pod sześćdziesiątkę, który właśnie kończył wszelkie manewry przy pisuarze. Jakiś gość wychodząc z kabiny gwizdnął, na co moja księżniczka uśmiechnęła się do niego niewinnie, zaglądając mi przez ramię, kiedy chowałem mojego ptaszka w spodnie.
- Lubię męskie kible – Powiedział to na cały regulator tak by wszystkich wprowadzić w totalny szok i wciągnął mnie do kabiny. Ekscytacja nim rządziła dzisiaj. Ja także jak na razie bawiłem się świetnie. Chyba to dostrzegł gdzieś w kąciku moich oczu, bo spojrzał i zapytał szeptem.
- Mogę cię pocałować?
- Zależy gdzie?- zacząłem się z nim drażnić.
- Prawdziwa randka wymaga- Tłumaczył mi bardzo przyciszonym głosem- Żeby skraść ukochanej osobie pocałunek.
Cmoknął mnie w usta i chciał uciec z kabiny, ale ja go przytrzymałem i teraz naprawdę pocałowałem. Byliśmy jak dzieci, które cieszą się tą chwilą i są zachwycone. Kiedy oderwałem się od jego ust powiedział.
- I wiesz jeszcze czego ci wszyscy ludzie nie wiedzą?- Zatrzymał swój wzrok na mojej twarzy i przeniósł wzrok na moje usta i by potem wylądować w moich oczach- Że to ja cię uwodzę, to ja cię zdobywam, chociaż nie masz butów na obcasie, ani stanika pod marynarką.
Zrobiłem duże oczy. Miał rację, jak zwykle miał cholerną rację.  To był punkt dla niego, ale ja nie chciałem być dłużny.
- Może to na kimś robi wrażenie- Udałem obrażonego, ale uśmiechałem się do niego cały czas- Ale mnie długie nogi, krótkie sukienki, kompletnie nie podniecają. Mam wrażenie, ba jestem prawie pewien, że robisz to specjalnie księżniczko, żeby mnie zniechęcić a nie zachęcić.
Kącik jego ust powędrował do góry, złapał mnie za poły marynarki i pchnął na ścianę kabiny, tak że wydała głuchy jęk pod moimi plecami. Przysunął twarz niezwykle blisko, przekrzywił głowę jakby chciał mi się przyjrzeć pod innym kątem. Zamknąłem oczy dokładnie w tym momencie kiedy zaczął całować moją szyję. Przesuwał się powoli do dołu, wodząc językiem po mojej skórze. Wychrypiał mi w szyję, trochę grożąc.
- Nie prowokuj mnie Madras.
Było mi jednak tak dobrze, że nie chciałem z tego rezygnować, dlatego naparłem na niego biodrami. Koka odsunął się nagle z ironią w oczach. Wyciągnąłem rękę by się uczepić palcami tego fioletowego swetra, próbowałem go przyciągnąć do siebie, czepiając się kolejnych oczek w strukturze dzianiny, on się jednak zaczął bronić, zasłonił się najpierw obronnym ruchem, a potem złapał mnie stanowczo za wyciągniętą dłoń. 
- Nie – powiedział tylko tyle i uwolnił z uścisku by objąć rękami swój tułów, jakby chciał ochronić coś  co ma w środku.
- Oszaleje przez ciebie- Jęknąłem cicho i usiadłem na kibelku, zasłaniając twarz. Krew mi zawrzała, byłem cały rozpalony, a Koka po raz kolejny mnie odepchnął.
Przysunął się bliżej i zaczął głaskać mnie po włosach.
- A ja przez ciebie. Dlaczego chcesz tą chwilę ściągnąć do poziomu tego kibla?
- Bo jestem facetem i chce tego, tu i teraz, bo nie mogę już dłużej wytrzymać, kiedy drażnisz moje wszystkie zmysły. Chyba taka księżniczka jak ty nie jest w stanie tego zrozumieć – powiedziałem z żalem.
- Nie zapominaj- powiedział cicho- Że ta księżniczka zna facetów jak nikt inny, ba jest nim nawet i doskonale wie co się z tobą dzieje, ale także dlatego, że jest tym kim jest, nie chce by to miało smak obrzydliwego wspomnienia.
Ciągle sprzeczaliśmy się o to samo. On snuł jakieś ułudy na temat seksu, a ja po prostu chciałem by się wreszcie to stało, by mnie nie zwodził, by mi dał to co ciągle mi w spojrzeniach, gestach i pocałunkach obiecywał. Odniosłem wrażenie, że wszedłem w układ, który mnie przerastał, że może i Koka się przeliczył wyobrażając sobie, że jestem jego wymaganiom w stanie sprostać. Poza tym dokładnie wiedziałem, kto jest gwiazdą dzisiejszego wieczoru, dlatego szepnąłem z rezygnacją, słysząc jak w kabinie obok ktoś spuszcza wodę.
- Ona zapewne nigdy mnie do niego nie dopuści.
Potrząsnął moim ramieniem. Koka w lot mnie zrozumiał, nie musiałem mu niczego tłumaczyć.
- Posłuchaj uważnie, nie ma żadnej jej, żadnego jego- jestem tylko ja.
Uniósł mnie do góry i kazał spojrzeć w oczy.
- Jestem ja, tylko ja Madras- Widziałem jak przełknął ślinę – I nic się nie zmieniło nadal cię pragnę- Położył głowę na moim ramieniu- Daj się poprowadzić, a obydwaj przeżyjemy coś wspaniałego.
Odsunął się ode mnie.
- Nie podoba ci się dzisiejsza randka?
- Podoba – przyznałem, ale spuściłem wzrok patrząc na białe kafelki pod moimi stopami- Czy z nim też się tak drażnisz? 
  Chciałem to wiedzieć, czy jestem jedynie zabawką w rękach Koki, kimś kogo obserwuje z zaangażowaniem naukowca, którego eksperyment podnieca, ale nie wypada nigdy z roli badacza.
- Jeśli drażnieniem nazwiesz to,  że nie jestem na każde skinienie jego palca, to tak też się tak z nim drażnię. Tylko pomiędzy tym, że ja ciebie powstrzymuje, a tym, że jemu nie daje przyzwolenia jest ogromna różnica.
Chciałem coś powiedzieć, ale on już mnie wypychał z kabiny ze słowami „chyba nie chcesz resztę czasu spędzić w toalecie” – uśmiechnął się zadziornie i pociągnął mnie do wyjścia. Wziął pod rękę i rozkazał
- A teraz kino.
    Nie byłem w najlepszym nastroju, Koka go niespodziewanie popsuł, dlatego z lekko obrażoną miną usiadłem w fotelu kinowym. On mi się przyglądał, machając nogą osłoniętą długim butem. Kiedy światła zgasły rozsiadł się wygodnie i śledził film. Ja byłem mniej zaangażowany w ten obraz, który toczył się przede mną. Bardzo chciałem przemyśleć to wszystko, jakaś dziwna dyscyplina istniała we mnie, że gdy coś mnie zajmowało, zmuszałem mój umysł do nieustającego analizowania danej kwestii.
Z jakiegoś powodu, dla mnie do końca niejasnego, chciał abym zobaczył go w innej roli niż dotychczas, kogoś kto zawsze był razem z nami, ale nigdy tak pełnym głosem nie przemówił jak dzisiaj. Właściwie i ja dobrze się bawiłem z Koką w roli kobiety, dopóki po raz kolejny nie zgasiła mojego pożądania. Byłem prawie pewien, że to ona jest odpowiedzialna za te moje męczarnie. Właśnie sobie uświadamiałem, że to następny powód dla którego pociągali mnie mężczyźni, prawie nigdy nie odmawiali, jeśli pojawiła się rządza ona już przejmowała kontrolę nad ich ciałami. A już na pewno ci mężczyźni, którzy mnie podniecali. Te wszystkie gierki, zwodzenia, uśmieszki , były poza moją percepcją i zrozumieniem, jako zbędny balast, niepotrzebne utrudnienie, utrata energii, którą można było spożytkować inaczej. Przy Koce wyraźnie głupiałem w tych sprawach, dawałem się manipulować, a raczej pozwalałem mu na to, ba włączałem się w grę, bo on tego pragnął. Pomyślałem, że nigdy go nie widziałem tak szczęśliwego jak dzisiaj, to musiało być coś ważnego dla niego, być tutaj pośród wszystkich tych ludzi, zachowywać się zgodnie ze swoją naturą. Wybrał mnie bym mu towarzyszył, może i dlatego bym go chronił, by mógł bezpiecznie przeżyć coś czego pragnął.
   Wyciągnąłem dłoń i poszukałem w ciemności jego ręki, by spleść nasze palce. Ścisnął ją. Poczułem to ciepło, wróciło do mnie. Może Koka miał rację, może ta chwila była ważniejsza, niż szybki seks galeryjnej toalecie? Pomimo tego, że twierdził niezmiennie, że to on zabrał mnie na tą randkę to chyba ja byłem tym, który pragnął by był z niej zadowolony. Nie wiem o czym był ten film, ale wiem na pewno, że nie puściłem ręki Koki do końca seansu. 

    Kiedy godzinę później zatrzymał samochód pod moim blokiem, zerknął na mnie i powiedział. 
- Dziękuje za ten wieczór, nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy.
Zapatrzył się na mnie. Przysunął się bliżej, lekko się unosząc i klękając na siedzeniu kierowcy. Przyciągnął moja głowę, myślałem że chce mnie pocałować, a on oparł czoło o moje czoło i pochwalił mnie.
- Wytrzymałeś, jesteś taki dzielny.
Jego zapach znowu mnie otoczył, dlatego z przyjemnością chłonąłem go, nie mając zamiaru przerywać tej chwili, właśnie sobie obiecywałem, że dam Koce działać już nie będę się miotać, bo tylko wprowadza to w nas rozdrażnienie. On usiadł na stopach i przyglądał mi się. Uniósł ręce do góry i próbował wsunąć te wszystkie kosmyki włosów, które niesfornie wymykały się spod gumki.
- Wiesz, kiedyś dawno temu, moja pierwsza miłość, nie wytrzymała takiej próby?
- Twoja pierwsza miłość? – powtórzyłem jak małpa, by czegokolwiek się dowiedzieć o tym co teraz chciał mi powiedzieć.
- Tak, mój pierwszy chłopak, taki prawdziwy, taki z którym byłem wiele miesięcy i pomimo tego, że byliśmy tak blisko, nie pozwalał mi abym ludziom pokazywał się tak ubrany. To bolało, bo twierdził, że mnie kocha, że chce abym stał się dziewczyną dla niego, ale kiedy próbowałem być tym kim pragnąłem na zewnątrz, zaczynały się awantury. Wstydził się mnie- Złapał brzeg swetra i nerwowo go rozciągał, zauważyłem, że kiedy zaczynał się denerwować jego place musiały być czymś zajęte- A ja wtedy, miałem naprawdę potrzebę pokazania kim jestem, naciskałem a on coraz bardziej się wściekał.  Boże ile dałbym wtedy za taką randkę jak dzisiaj- Westchnął- Może byliśmy za młodzi, albo on nie był gotowy, albo ja byłem na tyle głupi, że moją miłość uzależniłem od pełnej akceptacji.
Nagle usiadł i odwrócił ode mnie głowę, zdjął apaszkę i rozpuścił włosy, które przed chwilą układał. Milczał przez chwilę, by znowu się do mnie odezwać.
- Wiem co sobie myślisz, że teraz robię dokładnie to samo. Pewnie masz rację, ale ja wiele zrozumiałem, jestem w stanie się poświęcić, ale nie mogę zdradzić samego siebie- Znowu spojrzał na mnie. W tym niewyraźnym świetle jego oczy dziwnie świeciły się.- Całe życie byłem napiętnowany, całe życie wyszydzany i jestem tak cholernie przewrażliwiony na tym punkcie by być tym kim pragnę. Nawet jeśli codzienne miałbym być kimś innym.
Nie rozumiałem już co do mnie mówił, gdzie prowadziła ta konkluzja i co miała oznaczać. Siedział ze spuszczoną głową, a ja widziałem tylko te zielone pasma w jego włosach, które jak girlandy spadały wśród czerni, która go otaczała. Musiałem mu dać przyzwolenie, aby mógł mi tłumaczyć sam siebie. Dlatego postarałem się powiedzieć to tak, by brzmiało jak coś bardzo ważnego dla mnie.
- Bardzo bym chciał abyś pomógł mi zrozumieć, chce poznać twój świat, to co do tej pory przeżyłeś, tego jak się czujesz i co istotą twojego cierpienia, a co jest radością istnienia. Jesteś dla mnie zagadką, nie potrafię także spojrzeć twoimi oczami i jeśli mi czegoś nie powiesz, nie pokażesz, będę nadal tak bardzo zagubiony w tobie.
Po moich słowach zapadła cisza. Ta deklaracja była szczera, to nie niezdrowa chęć dowiedzenia się jak żyje osoba transseksualna pchnęła mnie do tego wyznania. Była to moja próba dostania się jeszcze głębiej do świata Koki, bez niego jako przewodnika nie było to jednak możliwe.
Uniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Tylko ty i Vip pytacie o takie rzeczy, tylko wy słuchacie tego co mam do powiedzenia. – Z ironią prychnął – Pieprzeni psychologowie, psychiatrzy i inne nieoświecone osoby, z obowiązku odgradzają się murem i zajmują się zimną analizą – Złapał mnie za rękę- Dlatego zwróciłem na ciebie uwagę, dlatego tak bardzo chciałem abyś stał się kimś więcej w moim życiu. Nie wiem tylko…. -Zawahał się teraz w płynności zdania- Nie wiem czy jesteś w stanie wszystko znieść.
Zmarszczyłem czoło, bo znowu mówił o jakiś obszarach zakrytych tajemnicą.
- Jeśli mi nie powiesz, to się nie przekonamy.
Zacisnął usta i z pustym wzrokiem spojrzał przed siebie. Widziałem jak bardzo się boi, jak nie chce podjąć tego ryzyka by mi o czymś powiedzieć. Trwało to ułamek sekundy, po chwili zatopił spojrzenie w moich oczach, przyciemnione światło nie mogło i tak zakryć tego wrażenia, że jest pewny tego co robi, bo nie wypuszczając mnie spod władzy swojego wzroku, ścisnął moją dłoń, którą od dłuższej chwili nie wypuszczał i wsunął pod swój długi sweter. Moje serce zaczęło teraz uderzać trzy razy szybciej niż zazwyczaj, a oddech stał krótki i urywany. Czułem jak zimna dłoń, prowadzona przez Kokę, sunie po jego ciepłej gładkiej skórze. Uniósł stanik i pozwolił mi wsunąć rękę pod niego.
Jakbym doznał poparzenia, automatycznie bez zastanowienia cofnąłem rękę, to był odruch bezwarunkowy, wielkimi oczami w zupełnym niezrozumieniu patrzyłem na Kokę.
- Zrobiłeś sobie do cholery cycki?- w panice udało mi się wydusić z siebie. Nie znałem się na rozmiarach, ale te wydawały mi się małe, ale były tam, byłem tego pewny.
- Nie zrobiłem- zapewnił mnie – Same urosły.
Próbowałem ogarnąć zmieszanie, te uczucia, które mną targały we wszystkie strony. Co to do cholery było? Dyszałem teraz w panice, bo nie wiedziałem co się dzieje. Biologiczne niuanse były mi kompletnie obce dlatego chciałem dopytać.
- To znaczy jesteś tak naturalnie pomieszany po połowie, no nie wiem… sorry, ale nie mam pojęcia jak to nazwać.
Chciałem by mi wytłumaczył, ale najbardziej pragnąłem aby to się okazało jakimś głupim żartem Koki, rzeczywistość przytłaczała mnie jednak swoją realnością. Dlatego cokolwiek próbowałem wyczytać z jego twarzy.
- Wytłumaczę ci wszystko – Chciał znowu złapać mnie za rękę, a ja cofnąłem się do tyłu, unikając jego dotyku- Pozwól sobie wytłumaczyć.- Prosił.
Mój obraz Koki, który z taką wirtuozerią budowałem przez wiele miesięcy, właśnie legł w gruzach, panicznie chciałem go odbudować, złapać się jakiś znanych mi podstaw, abym mógł znowu postawić ten posąg, który wielbiłem. Zamiast tego pojawił się w mojej głowie ktoś, kogo nie znałem i kogo znać już chyba nie chciałem. Opierając się o szybę za mną, założyłem ręce przed sobą i z wściekłym wyrazem twarzy zezwoliłem.
- To tłumacz.
Koka potarł usta palcem i złapał znowu sweter w miejscu gdzie się kończył tuż nad jego kolanem.
- To pozytywny efekt terapii hormonalnej.
- Pozytywny – Zapiszczałem zirytowany.
- Tak, bo bez ingerencji chirurgicznej piersi same zaczynają rosnąć, a czym wcześniej poddasz się tej terapii tym efekt jest lepszy- Rozemocjonowany mi wyjaśniał
- To niemożliwe- Posądzałem go o kłamstwo.
- Madras, możliwe.
Zakryłem ręką twarz, po co Koka miał kłamać, skoro pewnie jednym kliknięciem w sieci mogłem to potwierdzić lub obalić te rewelacje. Zapewne nie wprowadzał mnie w błąd, za to wprowadzał w totalną konsternację. Przecież nigdy tego nie dostrzegłem, a naprawdę byłem blisko z nim, kiedy to się stało?
- Kiedy one urosły?- Pytałem podejrzliwe- Dlaczego nikt tego nie zauważył?
- Rok temu – powiedział cicho- trochę zabawiałem się w tomboya, bandażowałem je bardzo ścisło, nie są duże więc … nie musiałem się z niczego tłumaczyć. Czasami, były takie momenty, że bardzo chciałem je ukryć… innego dnia, innej godziny pragnąłem, by wszyscy je zobaczyli. Tak ze mną jest. 
   Zakaszlał a ja się przestraszyłem, że zacznie płakać, ale na szczęście dla mnie, nie wyglądał na kogoś, komu puszczają nerwy, raczej na zdesperowaną osobę, która musi się obronić, wytłumaczyć. Przycisnął rękę do swojej piersi. I odetchnął dwa razy, żeby się uspokoić.
- Nie daje się dotykać prawie nikomu, nie chce się tłumaczyć, choć dla ciebie może wydać się to dziwne, ale jestem z nich ogromnie dumny i nigdy nie żałowałem, że je mam, nigdy- Podkreślił to z zaciętością na twarzy- Są jak symbol tego kim jestem.
Przypomniało mi się coś, sprzed wielu tygodni
- Lekarzowi na pogotowiu nie dałeś się zbadać z tego powodu?
Pokiwał głową.
- Nie wiem czy by zrozumiał, czy by mnie nie oceniał, a ja już nie miałem siły walczyć z kimkolwiek.
Byłem na niego zły, właściwie wściekły, że mi tego wcześniej nie powiedział. Zwodził, uciekał i zasłaniał się jakimiś tekstami o wyjątkowości chwili, a tak naprawdę nie chciał bym odkrył  jego tajemnicę.
- Było mi od razu powiedzieć- Wyrzuciłem mu- Pieprzyłeś bez sensu na temat tego, że chcesz to przeżyć inaczej, a tak naprawdę ….
- Bałem się. – przerwał mi-Nie, nie tylko. Naprawdę tak uważam i jeśli myślisz, że nie zależy mi na tej chwili, to się mylisz. Widzę jednak, że to przestaje mieć znaczenie
Musiałem naprawdę mieć wściekłą minę i tak się czułem, a poza tym jeszcze inne emocje zalewały mnie w tej chwili.
- Tak, masz rację mam wrażenie, że zostałem oszukany. A jak mogę być z kimś kto mnie oszukuje?
Jakiś żal się we mnie pojawił, coś czego w tej chwili nie umiałem sobie racjonalnie wytłumaczyć.
- A który moment uważasz za najlepszy, aby o tym powiedzieć?
- Nie wiem Koka do cholery- Sapnęłam, bo miałem ochotę wrzeszczeć na niego- Nie mam pojęcia, ale może wtedy kiedy poprosiłeś mnie abym z tobą był, a może wtedy gdy mnie całowałeś w stajni, albo jeszcze wcześniej? Nie możesz tak ludzi zwodzić, czuje się taki głupi, że dałem się podejść. I powiem ci jedno, byłem wstanie zrobić wszystko dla ciebie, właściwie już to zrobiłem…- Chrząknąłem bo nie chciało mi to przejść przez gardło, że okradłem własną matkę dla niego. 
- Rozumiem, teraz kiedy się dowiedziałeś jak wygląda moje ciało, wszystko się zmieniło?
Milczałem a on westchnął i zapanowała cisza pomiędzy nami.  
- Dokładnie teraz sobie przypominam, po co ukrywam moje piersi; nie dlatego, że je nienawidzę, jak niektórzy mogliby myśleć, ale po to abym nie był znienawidzony.
- Może niektórych to kręci- Sarkastycznie podsumowałem- Na przykład takiego VIP’a, no nie wiem, albo innych.
Milczał ze spuszczoną głową, a ja uderzałem dalej.
- Tak więc nie rozumiem dlaczego to właśnie ja dostąpiłem zaszczytu bycia z tobą? Miałem wrażenie, były takie chwile i momenty, że rozumiesz mnie lepiej niż ja sam siebie, dlatego nie mogłeś się pomylić, wiedziałeś, że mnie te obszary kompletnie nie zajmują, a pomimo wszystko zaproponowałeś mi to, czając się nieustannie z tym wyznaniem.
Nie odzywał się dłuższą chwilę by potem przyznać się do czegoś.
- Bo pomimo wszystko, miałem nadzieję, zaryzykowałem… i pomyliłem się.
Zamknął oczy i ścisnął usta w desperacji.
- Zawsze mam tą głupią nadzieję, że ktoś zechce mnie takiego jakim jestem- Obserwowałem  jego długie rzęsy podkreślone dzisiaj tuszem, powieki, czoło i ten mały śliczny nosek, który tworzył doskonałość nad karminowymi ustami, które mi teraz dziękowały-  Nigdy nie zapomnę dzisiejszego dnia, był dla mnie ważny, dlatego dziękuje Madras.
Otworzył powieki i już nie spoglądał na mnie.  Odpalił samochód i poprosił.
- Wysiądź.
Nie mogłem się ruszyć z miejsca, chciałem aby nadal się ze mną sprzeczał, coś do mnie mówił, abym mógł pielęgnować swoją urażoną dumę. On jednak skończył już z tłumaczeniami, doszedł do sedna, nie miał zamiaru mnie przekonywać, nie miał zamiaru mnie o nic prosić. Porzucał mnie. Pomyślałem, że za tymi drzwiami skończy się wszystko, nie będzie ani naszego dziwnego związku, ani powrotu do przyjaźni, która była dla mnie ważna. Pomyślałem także irracjonalnie, że utracę także kontakt z resztą kokowego towarzystwa. Mój świat zacznie się walić, a tak dobrze mi było w nim, jak nigdy dotąd.
- Koka.
- Proszę, wysiądź- Nalegał spokojnie z wbitym wzrokiem przed siebie.
Silnik miarowo chodził, a ja gorączkowo zastanawiałem się co mam mu powiedzieć, aby go nie urazić, a wytłumaczyć wszystko.
- Czego się do kurwy nędzy spodziewałeś?- Nareszcie ta złość przeważyła wszystko, także moje dobre wychowanie- Jakiej mojej cholernej reakcji, że się ucieszę, będę zadowolony z tej niespodzianki? – Zakryłem ręką twarz- Koka doprowadzasz mnie do szaleństwa, czuje się jak w jakimś obłędzie, jak w powykrzywianych we wszystkie strony obrazach Klimta, nie umiem tych poprzesuwanych części wrzucić na swoje miejsce. Widzę tylko kolory i ten chaos, który mną targa we wszystkich kierunkach. Wiem to na pewno, powinienem uciekać, przejść w inny wymiar, bo inaczej obłęd mną zawładnie i nie wydostanę się z niego. A pomimo tego tkwię tu cały czas, nie rozumiejąc sam siebie.
- Dlaczego chcesz kontrolować to szaleństwo?- zapytał mnie cicho, jakby się bał, że zostanie zaatakowany, bo moja furia nasilała się z każdym zdaniem.
- Żeby zachować resztki godności i szacunku dla samego siebie! – krzyknąłem.
- Jeśli bycie ze mną jest miarą zdrady samego siebie, myślę, że nie będę cię męczył swoją osobą.
Byłem pewny, że już przesadziłem, że właśnie zerwałem tym zdaniem to nas łączyło. Koka był dumną istotą, którą łatwo było zranić. Dlatego zdziwiłem się, że wyłączył silnik i spojrzał na mnie.
- Jeśli pożądasz jedynie mojego ciała, jeśli patrzysz na mnie tylko przez pryzmat tego jak wyglądam, mogę z twojej perspektywy pomyśleć, że jestem obrzydliwy.
- Nie – wyrwało mi się samo, chciałem zaprzeczyć jak najszybciej- Jesteś piękny, ale może ja nie umiem się przełamać, nie, nie mam tyle siły- Zacząłem się jąkać, potykając się na każdym słowie.
- Już dawno to zrobiłeś- Patrzył teraz na mnie- Tylko nie jesteś w stanie sobie tego wytłumaczyć. – Zawahał się przez chwile- Jeśli mi pozwolisz… – Powiedział ostrożnie- Przetłumaczę ci wszystko na inny język.
Dotknął mnie, a ja tym razem nie uciekłem przed ciepłem jego ręki. Na to by Koka pomyślał, że go znienawidziłem nie mogłem sobie pozwolić, dlatego poprosiłem.
- Musisz mi dać czas.
Kiwnął głową i pogłaskał mnie po dłoni.
- Jesteś moim dzikusem- Uśmiechnął się do mnie- Którego muszę powoli oswajać.
- Nie jestem- Oburzyłem się- Tylko bardzo chciałbym zrozumieć.
- Nie musisz mnie rozumieć, tylko mnie kochaj. 

    Ile ten wieczór niósł emocji, tego nie byłem w stanie objąć jeszcze w pełni. Wróciłem do domu w takich ogólnym zmieszaniu, że nie spałem całą noc. Wszystkie minione zdarzenia mnie zalewały, dopraszając się o uwagę. Jakikolwiek wątku bym się nie tknął; czy tej sprawy ukrywanego biustu, czy tego, że Koka mi powiedział, że już dawno się zmieniłem, doprowadzało mnie to do gorączki, w której niespokojnie się przewracałem na łóżku. Sen nie chciał nadejść, a ja nie mogłem uwolnić się od dręczących mnie myśli. Czy byłem w stanie rozstać się z Koką, wtedy w ten listopadowy czas? Wydawało mi się to realne, łudziłem się, że mam tą kontrolę nad sobą, że jeszcze o czymś decyduje. Dlatego chwilami rozważałem i tą opcję, jednak szybko ją odsuwałem od siebie, znajdując mnóstwo argumentów za tym, że nie mogę tego zrobić. Właściwie już żyłem w panice, że to Koka mnie zostawi, bo powiem lub zrobię coś nie tak. Dlatego jak się rozstawaliśmy, zapewniłem go, że nadal jesteśmy przyjaciółmi, a jego tajemnicę zachowam dla siebie. 

*****

   Nie widzieliśmy się przez dwa dni, czekałem tak naprawdę na ruch Koki, bo sam nie  byłem niczego pewien.  W niedzielę wieczorem wywołał mnie telefonem bym zszedł na dół. Stał przy mojej klatce i zaciągał się papierosem, rzadko go widziałem palącego i zdążyłem się zorientować, że sięgał po niego tylko w wyjątkowych sytuacjach. Na mój widok rozpromienił się, rzucił niedopałkiem i powiedział.
- Przyjechałem tylko na sekundę- Spuścił głowę ukrytą w kapturze- Czy mogę się do ciebie przytulić?
Myślałem, że mi serce wyskoczy w momencie kiedy mnie o to poprosił. Nic nie mówiąc wziąłem go w ramiona, a on ścisnął mnie mocno. Pachniał tytoniem. Było już naprawdę zimno, listopadowe wieczory, przeszywały chłodem, do tego jakaś mgła kładła się pomiędzy budynkami i tworzyła dziwne pomarańczowe poświaty wokół lamp. Był rozgrzany i jego ciepło przenikało mnie powoli. Koka nie chciał mnie puścić, a ja dawałem mu czas, coraz bardziej utwierdzając się, że coś się dzieje.
  Nagle drzwi skrzypnęły, to sąsiad z siódmego piętra wychodził na nocny spacer z psem. Oderwaliśmy się od siebie i w milczeniu poczekaliśmy, aż zniknie za następnym blokiem.
- Co się stało Koka?
- Chciałem się tylko przytulić.
Zgarnąłem go ramieniem i przycisnąłem do piersi, szepcząc do ucha.
- Powiedz księżniczko co cię martwi?
Był dzisiaj proszącym Koką, zagubionym, czułem to każdym nerwem mojego ciała. Zamiast odpowiedzieć na to pytanie zapytał mnie.
- Czy mógłbyś przyjechać do mnie na noc?
   Nie spodziewałem się tej propozycji. Po tej dyskusji, po naszej kłótni, po tym jak go raniłem , jak sam się czułem zraniony, on dzisiaj przyjechał do mnie z prosząc mnie o coś czego nie chciał mi wcześniej dać. A ja już nawet nie byłem pewien czy tego chce. Właściwie już się przyzwyczaiłem, że ta kwestia będzie odsuwana jak najdalej, dlatego byłem zaskoczony. Zobaczył to, że się waham, nie chciał mnie naciskać.
- Po prostu- Zaczął pocierać ręką czoło- Czy mógłbyś ze mną pobyć?
- Powiedz co się stało?- naciskałem. 
Odsunął się ode mnie i pociągnął  zmęczonym ruchem przez twarz.
- VIP zabiera mnie na trzy dni- Spojrzał na mnie przestraszony- Jestem pewny, że chce ostatecznie wyjaśnić wszystkie kwestie. Będzie naciskał wiem to, a jeśli się nie zgodzę na jego warunki – Nawet w tym słabym świetle zobaczyłem, że oczy mu zaszkliły – Zerwie ze mną, zostawi mnie. – Jęknął.
- To może czas to skończyć?- Zaproponowałem ostrożnie ,nie mając pewności czy mówię to w interesie swoim czy jego.
- Nie mogę- zaczął szybko oddychać- Madras nie mogę.
- Możesz Koka, możesz- Złapałem go za ręce- Nie musisz być od niego uzależniony, masz mnie, masz innych ludzi którzy cię kochają. Nie martw się Ekscytacją, wykupimy ją.
- Jak to?- patrzył teraz na mnie zdezorientowany.
- Zbieramy pieniądze, właściwie już je mamy, Ekscytacja będzie nadal twoja.
Stał z otwartą buzią i wyglądał tak słodko, że miałem ochotę go pocałować. Powiedziałem mu o największej niespodziance jaką dla niego szykowałem i właśnie takiej reakcji się spodziewałem; rzucił mi się w ramiona. „Jesteście kochani” powiedział to w moją kurtkę. Upajałem się ta chwilą i jego wdzięcznością, dlatego na fali emocji powiedziałem.
- Masz wszystkie atuty w ręku żeby odejść od niego- Uradowany go poinformowałem.
Usłyszałem ciche wyznanie nad moim uchem.
- Poza jednym. Nie przestałem go kochać.
   Zamilkłem. Na to argumentów nie miałem, z tym musiał sobie poradzić sam Koka. A ja musiałem dać sobie radę z tym co usłyszałem. W innych warunkach pewnie bym nie zwrócił uwagi na te słowa , ale teraz to mnie gdzieś głęboko zabolało tak, że fizycznie poczułem to pod łopatką jako przeszywający ból. To mówił Koka, mój Koka o swoim facecie. Wydawało mi się, że walczy o mnie, że tak bardzo chce być ze mną, że próbuje mnie zgarnąć do swojego świata, a teraz ponownie przypomina mi, że kocha kogoś innego, że nie jestem tym najważniejszym. Odsunąłem go od siebie na bezpieczną odległość.
- Czy jeśli prześpisz się ze mną, przestaniesz go kochać?- Chciałem wiedzieć.  Znałem odpowiedzieć, ale teraz to on musiał dojść do takich wniosków.
Zacisnął usta i zaprzeczył. Poprawił płaszcz i wsadził ręce w kieszenie. Byłem tego wieczoru jak natchniony i tak wspaniałomyślny, że nie poznawałem samego siebie. 
- Jedź z nim i podejmij decyzję, bez względu jakiego dokonasz wyboru, pamiętaj, że będę przy tobie.
- Dziękuje.
- To najgłupsza rzecz jaką zrobiłem- Wymruczałem- Chyba zaproponowałeś mi seks, choć z tobą nigdy nic nie wiadomo – Zrzędziłem -  A ja cię wysyłam do innego faceta- Westchnąłem, bo chciało mi się histerycznie śmiać na całe gardło, zamiast tego oceniłem swoją sytuację - Melodramat normalnie. 
    Przytulił się znowu do mnie na chwilę, obejrzał się tylko raz kiedy szedł do samochodu ,by po chwili odjechać. A ja zostałem sam, pierwszy raz poczułem, że jestem zupełnie sam, tak jakby Koka opuścił mnie już na zawsze. Od razu pożałowałem mojej decyzji, ta intymność mogła nas zbliżyć, a tak traciłem tyle w jeden wieczór, a jeszcze więcej mogłem stracić przez te trzy dni. On nadal darzył go uczuciem, kilka wprawnych manipulacji i byłby znowu jego. Nie miałem nic co by mogło Kokę przy mnie zatrzymać, nic poza byciem przy nim i to właśnie mu powiedziałem. I chociaż pragnąłem jak najlepiej dla niego, teraz obudziły się we mnie te wszystkie demony, które opanowują człowieka szalonego u kresu racjonalnego myślenia. Zapragnąłem jednego, by VIP nadal ranił Kokę, by dociskał, kaleczył i znęcał się nad nim, by to cierpienie ostatecznie przygnało go do mnie. Wybrał mnie na swojego pocieszyciela, a ja nie mogłem spełnić swojego obowiązku, jeśli wszystko pomiędzy nimi by się idealnie układało.
Te kilka dni spędziłem na zadręczaniu się, a czym bardziej wymyślałem absurdalne scenariusze, tym większą przynosiło mi to ulgę. Tak naprawdę najbardziej się bałem, że to się skończy, że Koka osiągnie swój cel, zmusi VIP’a do tego by nie naciskał na tą zmianę płci. Poczułem się nawet trochę jak w jakiejś chorej rywalizacji z VIP’em, który  z nas pierwszy zgodzi się go zaakceptować takim jakim jest, ten otrzyma w nagrodę Kokę. Obydwaj tak naprawdę pragnęliśmy kogoś innego, on kochał jego kobiecą naturę, ja kochałem tego chłopaka, który ciągle w nim był i z którym się najlepiej rozumiałem. Tego jednak jasno nie umiałem jeszcze wtedy sformułować, to tylko była myśl, tak odległa i ledwie majacząca, że nie przebijała się w pełni do mojej świadomości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz