Niebieskozielony cz. III
Nie czaiłem się długo z załatwieniem sprawy
pieniędzy na Ekscytację. W momencie, kiedy tylko Kami zadzwoniła i powiedziała
mi, że co prawda konia na razie nie wystawiono na sprzedaż, ale ustalono kwotę,
nie wahałem się ani dnia i poszedłem od razu załatwić formalności w banku.
Obsługiwała mnie miła dziewczyna, która z żalem musiała mnie poinformować, że
co prawda mam upoważnienie do konta mojej matki i owszem, ale jedynie na
wypadek jej śmierci. Wcześniej widocznie nie rejestrowałem takich szczegółów,
bo nie były istotne dla mnie, teraz stało to się kolejną przeszkodą, którą
musiałem pokonać. Ręce spociły mi się, a stopy nerwowo przemieszczały się pod
krzesłem. Nie miałem wyjścia musiałem przypomnieć się mojemu byłemu
nauczycielowi.
- Pan Salach dzisiaj może pracuje?- chciałem
wiedzieć
- Nie, to znaczy miał ranną zmianę.
- Jest moim doradcą finansowym- Tłumaczyłem się- Będę
wdzięczny jak mi pani da do niego numer, bo gdzieś mi się zapodział, albo może powie kiedy mogę go zastać w
pracy?
- Jutro rano- Rozpromieniała się miła brunetka z
włosami do ramion.
- Doskonale. Dziękuje za pomoc i miłego dnia życzę.
Rano byłem w banku tuż po otwarciu. Czekałem
grzecznie w kolejce, przepuszczając starszą panią, by trafić właśnie na niego z
pominięciem innych okienek. Zasiadłem nonszalancko na wygodnym krześle.
Chciałem zobaczyć jego twarz bardzo dokładnie, ciekawy byłem czy w ogóle mnie
rozpozna? Może w natłoku równie licznych przygód, taki szesnastolatek był
epizodem nie wartym zapamiętania. Kiedy jego oczy zwęziły się, a zmarszczki
wokół oczu, których jeszcze dziesięć lat temu nie posiadał, pojawiły się w
dużej ilości, już wiedziałem, że niczego nie zapomniał.
- Witam- powiedziałem bezosobowo, bo nie miałem
zamiaru używać form grzecznościowych.
Zmarszczył czoło i sobie przypomniał.
- Marcin?
Uśmiechnąłem się a on zatryumfował.
- Cha cha cha, dobrze pamiętałem jak masz na imię.
- To się ogromnie cieszę, że mnie pamiętasz, mam
nadzieję, że co do innych rzeczy także pamięć cię nie myli.
Widziałem jak zaczął nerwowo rozpinać guziki od
kołnierzyka. Wstał i zamknął przeszklone drzwi w pomieszczeniu w którym
siedzieliśmy.
- Czego chcesz?- spytał podejrzliwie- Chyba nie
chcesz mnie skarżyć?- A tamta sprawa już została załatwiona- Potrząsnął głową-
Zwolniłem się ze szkoły.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz, ale w sumie jak się
zastanowię, to pewnie to pod jakiś paragraf podlega.
Przechylił się w moją stronę.
- Nic mi nie udowodnisz, nic, rozumiesz. Zresztą –
Zaśmiał się – Pamięć mnie naprawdę nie myli i raczej to ty byłeś napalony, na
przestraszonego i wykorzystywanego bynajmniej nie wyglądałeś.
- Ładnie to ujęte, tak składniowo i w ogóle.
Przejdźmy jednak do rzeczy. Chce abyś coś dla mnie zrobił.- Zrobiłem pauzę, ale
tylko na chwilę- Muszę wybrać parę tysięcy z konta matki do którego nie mam
upoważnienia, to znaczy mam, ale jedynie po jej śmierci. A jak sam rozumiesz,
nie chce jej zabić, a tylko pożyczyć parę tysięcy bez procentu,na kilka
miesięcy.
Uniosłem brwi zachęcająco aby coś wymyślił.
- No mogę coś zrobić nielegalnego- Rozejrzał się
podejrzliwie wokół, jakbyśmy byli podsłuchiwani- Ale też muszę mieć coś z tego?
Uniosłem kącik ust, ironia mnie ogarnęła. Ten
staruch po czterdziestce proponuje mi seks i myśli, że się rzucę natychmiast na
niego.
- Po pierwsze, dobrze się ostatnio prowadzę, po
drugie- Z wielką satysfakcją to wypowiedziałem- Jestem z kimś, po trzecie i
najważniejsze zapominasz, że to ja mam atut w ręku, a na dodatek mi
podpowiedziałeś, że hulałeś sobie nieźle potem jeszcze w tej szkole. A teraz jakaś taka nagonka na
pedofili jest, albo mi się tylko wydaje. I co ci się stało, że takie zwiędnięte ciało
jak moje teraz obczajasz?
- Zawsze można spróbować- Przyznał nerwowo- No
dobra, możemy dopisać w systemie, że masz upoważnienie do konta. Deklarację
trzeba będzie wypełnić i kilka podpisów złożyć, także twojej matki.
- Ile to będzie trwało?
- Chwilę.
- Doskonale – Wygodnie się rozsiadłem w fotelu.
Salach przeglądał coś w komputerze pytając mnie
jednocześnie.
- Chodzisz po klubach? Co byś polecił, a może
inaczej – Zniżył głos- Gdzie cię można spotkać?
- Mało teraz melanżuje- Zaczynałem do niego mówić
slangiem, bo podobało mi się podkreślanie tej różnicy wieku pomiędzy nami.-
Jeśli chodzi o stałą miejscówkę, jeśli już odwiedzam ostatnio to tylko
„Czarnego Kota”. Ale chyba nie spodoba
ci się to miejsce, tylko starszy narybek.
- Nie wybrzydzam teraz aż tak.
Cmoknąłem jakbym był zmartwiony.
- Co emeryci nie mają takiego rwania jak wymagający
nauczyciele?
Widziałem, że złościł się i podsunął mi papier do
podpisu. I jeszcze jeden, na którym sfałszowałem podpis matki. Salach westchnął
, był coraz bardziej spocony, denerwował się i chciał wiedzieć.
- Oddasz szybko te pieniądze? Bo jak się wyda, to ja
pójdę siedzieć.
- Nie histeryzuj nie z takich opresji się
wykaraskałeś, w ciągu kilku miesięcy spłacę to. Dzisiaj potrzebuję abyś mi
przelał piętnaście tysięcy – Podsunąłem mu kartkę z moim kontem.
Wykonał bez komentarza operacje, dając mi
potwierdzenie przelewu. Nie czułem nic, po prostu wydawało mi się to
najbardziej słuszne co mogłem w tej sytuacji zrobić. Mojej matce te pieniądze
nie były potrzebne, a dla mnie miały wymiar wyjątkowy. Czułem się panem
sytuacji, dlatego wychodząc spojrzałem z politowaniem na Salacha, który wodził
za mną oczami. Kompletnie mnie nie pociągał, zobaczyłem swoją głupotę w wieku
szesnastu lat, a bardziej tą desperację rozbudzonego nastolatka. „Wszystko się
zmienia”- pomyślałem filozoficznie-„ przeszłość jednak czasami niespodziewanie
cię potrafi dogonić” Przynajmniej tym razem skorzystałem na tym.
*****
Całe cztery dni czekałem na ten piątek. Koka
uprzedził mnie tylko abym niczemu się nie dziwił, czym jeszcze bardziej mnie wprowadzał
w podniecenie. Ubrałem się niezobowiązująco w marynarkę i dżinsy, gdziekolwiek
by mnie Koka chciał zaprowadził czułbym się w tym dobrze. Po jego telefonie
zbiegłem po schodach z piątego piętra, bo nie miałem zamiaru czekać na windę,
która gdzieś utknęła między piętrami. W czasie tego przemieszczenia się w dół,
myślałem o tym jak bardzo duma mnie rozsadza, jak bardzo chce się spotkać z
Koką, jak wiele oczekuje po tych wspólnie spędzonych chwilach, a przede
wszystkim, że mam go tylko dla siebie. To było takie wspaniałe, że nie umiałem
o tym nie myśleć w każdej minucie oczekiwania na to spotkanie.
Stał przy samochodzie niepewnie uśmiechając się.
Podświadomie wiedziałem, że to zrobi- całkowicie przeistoczył się w kobietę.
Miał upięte do góry włosy, choć niektóre
kosmyki wymykały się i teraz falowały na wietrze, tak samo jak kolorowa apaszka
wokół szyi. Był ubrany w czerwony płaszcz, wyglądający jak sukienka i czarne eleganckie
długie buty na lekkim obcasie. Widziałem fragment jego nóg od kolana do uda,
zakryte bordowymi rajstopami, jego nogi były w tym miejscu idealne. Nawet nie
wykonał zbyt intensywnego makijażu by wyglądać ślicznie. Z nogą założoną o nogę
oparty o samochód, przyglądał mi się. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że
wygląda oszałamiająco, nawet dla mnie, umiałem to docenić. Był uosobieniem
kobiecości.
Nie zakładał
jednak z góry pozytywnego przyjęcia ,czekał z pewnym napięciem, może bał się,
że ucieknę, albo będę się złościł. Ale ja już to wiedziałem, znałem go na tyle
by zrozumieć, że zaczynamy grać w jakąś grę, dlatego podszedłem do niego i
cmoknąłem go w policzek ze słowami „Pięknie wyglądasz księżniczko ”. Przyjął to
z dobrotliwym uśmiechem i skromnym dziękuje. Wsiedliśmy do samochodu, a ja
chciałem wiedzieć gdzie jedziemy, przyglądając się cały czas temu profilowi,
który wydawał mi się zjawiskowy dzisiaj, wysublimowanie elegancki, zapewne ten
rys nadawała mu ta fryzura uniesionych wyżej włosów.
- A gdzie gimnazjaliści chodzą na randki?- chciał
wiedzieć.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- No nie wiem, kino, galeria, jakieś rolki, ale cóż …
hmmm- obrzuciłem go spojrzeniem- tak ubrana księżniczka nie będzie chyba
zasuwać na rolkach?
- Nie będzie, to prawda. Więc zostaje nam kino i
galeria.
Zacząłem się śmiać, bo naprawdę zaczynało mnie to
bawić. Jeśli byłem wcześniej spięty, to właśnie doznawałem uwolnienia od
wszelkiego zdenerwowania. On zerknął w moją stronę na chwilę odrywając wzrok od
drogi na której był skupiony.
- Myślałem, że lubisz tylko żuli z Pragi?
Teraz już nie śmiałem się a rechotałem pełną piersią
by wreszcie wydusić z wysiłkiem.
- Galerianki też, galerianki też.
Już obydwaj dostaliśmy się w sidła ogłupiającego
śmiechu, którym nawzajem się co chwila zarażaliśmy.
- Twój perlisty śmiech, księżniczko- Znowu udało mi
się coś powiedzieć, komentując jego męsko pobrzmiewające nuty w głosie.
- Przestań Madras, zaczął piszczeć, bo zaraz się
rozbijemy- Łapał się w okolice przepony chichocząc cały czas. Spiął po chwili
usta w dziubek, żeby się uspokoić. Prychnął trochę by ta energia z niego
zeszła, ale ten dźwięk znowu nas rozbawił.
- Dobra- jęczał- Prrrrr – Spokój. No więc teraz
zupełnie poważnie, co chcesz robić, możesz wyrazić swoje życzenie, a ja
spróbuje je spełnić.
- Duże lody?- zapytałem niewinnie.
- Chyba gimnazjalista może sobie na to pozwolić.
Zajechaliśmy pod ogromny migający wszystkimi
krzykliwymi neonami budynek. Ludzie śpieszyli się by zrobić zakupy, my się
śpieszyliśmy by nas nie przewiał ten wiatr. Tylko przez chwilę nie wierzyłem w
Kokę, że nie będzie miał odwagi wejść tutaj w takim stroju. Pewnie kroczył
przed siebie i właściwie to on dodawał mi otuchy. Stanął za drzwiami i
rozejrzał się. Uniósł brwi w pytaniu.
- Aaaa gdzie mamy iść?- zorientowałem się, że dla
dodania większej wiarygodności nie będzie się odzywał. - Ja wiem?- Spojrzałem w
górę- Może na razie do jakiejś strefy bufetowej?
Byłem chyba bardziej wystraszony niż Koka, bałem się
podświadomie o niego, że ktoś się zorientuje, że ktoś będzie robił jakieś
aluzje.
- Yhmm – wymruczał i złapał mnie za rękę ciągnąć na
ruchome schody, chyba jednak zauważył moje lekkie zdenerwowanie, bo przechylił
się i wyszeptał do ucha „pamiętaj łyżeczka nie istnieje”. Ten klasyczny cytat z
„Matrixa” rozbawił mnie, ale chyba rzeczywiście najlepiej oddawał to, że powinienem
przestać tak trzymać się realiów, one były w tym momencie względne.
Kiedy znaleźliśmy się w części gastronomicznej,
chciał wiedzieć na jakie lody mam ochotę. Ja uradowany umiał tylko wydobyć z
siebie, że duże. Nachyliłem się ku niemu i szepnął do ucha z nadzieją.
-Będziemy się
karmić nawzajem i zjadać je sobie z ust?
Koka pstryknął palcami i rozemocjonowany jeszcze
bardziej stwierdził.
- Niczego nie będziemy sobie odmawiać, niczego
Madras.
Po chwili siedzieliśmy przy stoliku, z dużym
pucharem lodów i dwoma łyżeczkami. Nie dał mi zapłacić za ten deser, co także
mnie ogromnie bawiło, jak i to że rzeczywiście, chichocząc rozpoczęliśmy rytuał
karmienia się nawzajem. Łyżeczki nie bardzo trafiały do naszych ust, bo
bardziej byliśmy zainteresowani, śledzeniem swoich oczu, tego jak można się
świetnie bawić, tonąc w nich i czytając z ich wyrazu, jak z księgi, kolejne
emocje. Nawet nie zerkałem na ludzi wokół, tak kompletnie mnie w tym momencie
nie interesowali. Tylko ten szczęśliwy Koka naprzeciwko, rozradowany jak
dziecko tymi romantycznymi rytuałami. Kiedyś, dawniej w innych zupełnie czasach,
może bym się złościł, wybrzydzał, za wszelką cenę unikał takiego banalnego
przedstawienia. Dzisiaj wydawało mi się to tak naturalne, tak wypływające też z
mojej potrzeby, dania tej radości Koce przy tak niewielkim wysiłku z mojej
strony. On chyba miał rację, odzyskiwaliśmy jakieś wspomnienia, które nas
ominęły, które nie mogły być naszym udziałem, dlatego teraz właśnie, w tej
chwili, pragnęliśmy aby wszystko było przesadzone, pełne, może nawet za bardzo
ostentacyjne, ale nareszcie nasze.
Chociaż ja nie oglądałem się na innych, inni nas
obserwowali, nie wiem czy widzieli w Koce jedynie piękną dziewczynę, czy jednak
coś im się nie zgadzało i próbowali przyporządkować twarz do płci. On to też
zauważył i cicho powiedział.
- Kurewsko mnie to bawi.
Wstał i tanecznym krokiem podszedł do stoiska by
wziąć rurkę do napoju. Rozparłem się na siedzeniu i obserwowałam go.
Najbardziej niesamowite było to, że on niczego nie udawał, nie przerysowywał
żadnych kobiecych ruchów, nie podkreślał ich, zachowywał się jak zawsze. One
rzeczywiście naturalnie istniały w nim, dlatego byłem już tego pewien, nikt by
go nie wziął za mężczyznę, dopóki by się nie odezwał. Wrócił i usiadł obok mnie
na wąskim stołku. Objął i przytulił głowę do mojego ramienia, przyglądając się
przechodzącym ludziom. Tym wszystkim zabieganym osobom, które spędzały wieczór
w takim miejscu.
- Zawsze marzyłem aby przyjść tutaj tak ubrany.- Spojrzał
na mnie – Chciałem się wtopić w ten tłum i być jak wszyscy.
- Nigdy nie będziesz jak wszyscy- O! Zobacz ten
gostek, właśnie puścił przodem swoją laskę i wlepia gały w ciebie.
Ścisnąłem go mocniej w pasie, chciałem by wszyscy
zobaczyli jak bardzo jest mój, dlatego takie wystawianie się na widok publiczny
lekko mnie irytowało.
- To co tam księżniczko mamy jeszcze zaplanowane
oprócz lodów?
- Kino. Ale jeszcze nie, daj mi się nacieszyć tym
wszystkim- Właśnie kolejny mężczyzna potykał się o swoje nogi spoglądając w
naszym kierunku.
Koka chichotał.
- Bawi cię to?
- Yhmmm- Przyznał się – A wiesz co mnie jeszcze
bardziej bawi, to że ciągle wszyscy muszą sobie zadawać pytanie, kim ja
właściwie jestem? To mnie tak cholernie kręci. Teraz ich nie oszukuje, potem
może ich przekonam, że się mylą, a innym razem niech się do cholery głowią,
gdzie mnie wcisnąć w którą szufladkę.
Był niezwykle podniecony jak mi to opowiadał. I
właściwie tak właśnie z nim było. To go najbardziej ekscytowało, to że inni się
gubili z jego płcią. Zawsze mógł im pokazać, że jednak zwodził ich do tej pory,
że jest kobietą lub mężczyzną w zależności od sytuacji. Chociaż musiałem
przyznać rację, że mocno do tej pory , nie wchodził w rolę kobiece, raczej
ocierał się subtelnie o nie. Dzisiaj pokazywał mistrzostwo stania się inną płcią.
On nią był. Co podkreślał fioletowy sweter do pół łydki, lekko opinający się na
małym biuście.
- Jesteś najlepszy.- Pochwaliłem go- Nawet cycków
sobie za dużych nie zrobiłeś, to takie naturalne.
Uśmiechnął się jak zadowolony kot. Poprawił sweter, zsuwając
rękaw na jedną stronę, by odsłaniał fioletowe ramiączko od stanika.
- Tak jestem kobitką z niedoborami pewnymi tu i
ówdzie- Zamilkł i przyjrzał się gościowi,
który niebezpiecznie blisko przeszedł obok nas, by po chwili
kontynuować- Ale jakże to wiarygodnie wygląda, nieprawdaż?
Palcem dotknął usta, by po chwili poprawić włosy,
które wymykały się spod gumki. Jeszcze chwilę kontemplował przemieszczający się
tłum, obserwując ludzi a oni jego. Niespodziewanie zerwał się z krzesła.
- Chodź – Złapał małą czarną torebkę i moją rękę- Coś
ci pokarzę.
Ciągnął mnie w kierunku pustych korytarzy galerii. Podczas
tej krótkiej wycieczki pomyślałem, że nigdy go takiego nie widziałem, nawet
wtedy w stajni, nie był aż tak podniecony, teraz rozpierała go wewnętrzna
energia, siła życia, ekscytacji tym, że jest tym kim się czuje. Patrzyłem na
niego i gdzieś mnie zakuło tam głęboko, bo wiedziałem, że jest to obrazek
doskonały do którego wszystkie puzzle pasują. Nikogo nie udawał, to raczej ona
udawała jego. Ta czysta myśl omiotła tylko na sekundę moją świadomość, bo Koka
nie pozwalał na żadne refleksje dzisiaj.
Staliśmy naprzeciwko toalet, naznaczających
trójkątów i kółek.
- I co ?- śmiał się teraz- Gdzie ja się biedna mam
podziać?
Pchnąłem go do damskiej części, a sam poszedłem się
wysikać. Koka jednak za bardzo był podekscytowany całą sytuacją. Wpadł do
męskiej toalety, wzbudzając lekki popłoch u pana pod sześćdziesiątkę, który
właśnie kończył wszelkie manewry przy pisuarze. Jakiś gość wychodząc z kabiny
gwizdnął, na co moja księżniczka uśmiechnęła się do niego niewinnie, zaglądając
mi przez ramię, kiedy chowałem mojego ptaszka w spodnie.
- Lubię męskie kible – Powiedział to na cały
regulator tak by wszystkich wprowadzić w totalny szok i wciągnął mnie do
kabiny. Ekscytacja nim rządziła dzisiaj. Ja także jak na razie bawiłem się
świetnie. Chyba to dostrzegł gdzieś w kąciku moich oczu, bo spojrzał i zapytał
szeptem.
- Mogę cię pocałować?
- Zależy gdzie?- zacząłem się z nim drażnić.
- Prawdziwa randka wymaga- Tłumaczył mi bardzo
przyciszonym głosem- Żeby skraść ukochanej osobie pocałunek.
Cmoknął mnie w usta i chciał uciec z kabiny, ale ja
go przytrzymałem i teraz naprawdę pocałowałem. Byliśmy jak dzieci, które cieszą
się tą chwilą i są zachwycone. Kiedy oderwałem się od jego ust powiedział.
- I wiesz jeszcze czego ci wszyscy ludzie nie wiedzą?-
Zatrzymał swój wzrok na mojej twarzy i przeniósł wzrok na moje usta i by potem
wylądować w moich oczach- Że to ja cię uwodzę, to ja cię zdobywam, chociaż nie
masz butów na obcasie, ani stanika pod marynarką.
Zrobiłem duże oczy. Miał rację, jak zwykle miał
cholerną rację. To był punkt dla niego,
ale ja nie chciałem być dłużny.
- Może to na kimś robi wrażenie- Udałem obrażonego,
ale uśmiechałem się do niego cały czas- Ale mnie długie nogi, krótkie sukienki,
kompletnie nie podniecają. Mam wrażenie, ba jestem prawie pewien, że robisz to
specjalnie księżniczko, żeby mnie zniechęcić a nie zachęcić.
Kącik jego ust powędrował do góry, złapał mnie za
poły marynarki i pchnął na ścianę kabiny, tak że wydała głuchy jęk pod moimi
plecami. Przysunął twarz niezwykle blisko, przekrzywił głowę jakby chciał mi
się przyjrzeć pod innym kątem. Zamknąłem oczy dokładnie w tym momencie kiedy
zaczął całować moją szyję. Przesuwał się powoli do dołu, wodząc językiem po
mojej skórze. Wychrypiał mi w szyję, trochę grożąc.
- Nie prowokuj mnie Madras.
Było mi jednak tak dobrze, że nie chciałem z tego
rezygnować, dlatego naparłem na niego biodrami. Koka odsunął się nagle z ironią
w oczach. Wyciągnąłem rękę by się uczepić palcami tego fioletowego swetra,
próbowałem go przyciągnąć do siebie, czepiając się kolejnych oczek w strukturze
dzianiny, on się jednak zaczął bronić, zasłonił się najpierw obronnym ruchem, a
potem złapał mnie stanowczo za wyciągniętą dłoń.
- Nie – powiedział tylko tyle i uwolnił z uścisku by
objąć rękami swój tułów, jakby chciał ochronić coś co ma w środku.
- Oszaleje przez ciebie- Jęknąłem cicho i usiadłem
na kibelku, zasłaniając twarz. Krew mi zawrzała, byłem cały rozpalony, a Koka
po raz kolejny mnie odepchnął.
Przysunął się bliżej i zaczął głaskać mnie po
włosach.
- A ja przez ciebie. Dlaczego chcesz tą chwilę
ściągnąć do poziomu tego kibla?
- Bo jestem facetem i chce tego, tu i teraz, bo nie
mogę już dłużej wytrzymać, kiedy drażnisz moje wszystkie zmysły. Chyba taka
księżniczka jak ty nie jest w stanie tego zrozumieć – powiedziałem z żalem.
- Nie zapominaj- powiedział cicho- Że ta księżniczka
zna facetów jak nikt inny, ba jest nim nawet i doskonale wie co się z tobą
dzieje, ale także dlatego, że jest tym kim jest, nie chce by to miało smak
obrzydliwego wspomnienia.
Ciągle sprzeczaliśmy się o to samo. On snuł jakieś
ułudy na temat seksu, a ja po prostu chciałem by się wreszcie to stało, by mnie
nie zwodził, by mi dał to co ciągle mi w spojrzeniach, gestach i pocałunkach
obiecywał. Odniosłem wrażenie, że wszedłem w układ, który mnie przerastał, że
może i Koka się przeliczył wyobrażając sobie, że jestem jego wymaganiom w
stanie sprostać. Poza tym dokładnie wiedziałem, kto jest gwiazdą dzisiejszego
wieczoru, dlatego szepnąłem z rezygnacją, słysząc jak w kabinie obok ktoś
spuszcza wodę.
- Ona zapewne nigdy mnie do niego nie dopuści.
Potrząsnął moim ramieniem. Koka w lot mnie
zrozumiał, nie musiałem mu niczego tłumaczyć.
- Posłuchaj uważnie, nie ma żadnej jej, żadnego
jego- jestem tylko ja.
Uniósł mnie do góry i kazał spojrzeć w oczy.
- Jestem ja, tylko ja Madras- Widziałem jak
przełknął ślinę – I nic się nie zmieniło nadal cię pragnę- Położył głowę na
moim ramieniu- Daj się poprowadzić, a obydwaj przeżyjemy coś wspaniałego.
Odsunął się ode mnie.
- Nie podoba ci się dzisiejsza randka?
- Podoba – przyznałem, ale spuściłem wzrok patrząc
na białe kafelki pod moimi stopami- Czy z nim też się tak drażnisz?
Chciałem to wiedzieć, czy jestem jedynie zabawką w
rękach Koki, kimś kogo obserwuje z zaangażowaniem naukowca, którego eksperyment
podnieca, ale nie wypada nigdy z roli badacza.
- Jeśli drażnieniem nazwiesz to, że nie jestem na każde skinienie jego palca,
to tak też się tak z nim drażnię. Tylko pomiędzy tym, że ja ciebie
powstrzymuje, a tym, że jemu nie daje przyzwolenia jest ogromna różnica.
Chciałem coś powiedzieć, ale on już mnie wypychał z
kabiny ze słowami „chyba nie chcesz resztę czasu spędzić w toalecie” –
uśmiechnął się zadziornie i pociągnął mnie do wyjścia. Wziął pod rękę i
rozkazał
- A teraz kino.
Nie byłem w najlepszym nastroju, Koka go
niespodziewanie popsuł, dlatego z lekko obrażoną miną usiadłem w fotelu
kinowym. On mi się przyglądał, machając nogą osłoniętą długim butem. Kiedy
światła zgasły rozsiadł się wygodnie i śledził film. Ja byłem mniej
zaangażowany w ten obraz, który toczył się przede mną. Bardzo chciałem
przemyśleć to wszystko, jakaś dziwna dyscyplina istniała we mnie, że gdy coś
mnie zajmowało, zmuszałem mój umysł do nieustającego analizowania danej kwestii.
Z jakiegoś powodu, dla mnie do końca niejasnego,
chciał abym zobaczył go w innej roli niż dotychczas, kogoś kto zawsze był razem
z nami, ale nigdy tak pełnym głosem nie przemówił jak dzisiaj. Właściwie i ja
dobrze się bawiłem z Koką w roli kobiety, dopóki po raz kolejny nie zgasiła
mojego pożądania. Byłem prawie pewien, że to ona jest odpowiedzialna za te moje
męczarnie. Właśnie sobie uświadamiałem, że to następny powód dla którego
pociągali mnie mężczyźni, prawie nigdy nie odmawiali, jeśli pojawiła się rządza
ona już przejmowała kontrolę nad ich ciałami. A już na pewno ci mężczyźni,
którzy mnie podniecali. Te wszystkie gierki, zwodzenia, uśmieszki , były poza
moją percepcją i zrozumieniem, jako zbędny balast, niepotrzebne utrudnienie,
utrata energii, którą można było spożytkować inaczej. Przy Koce wyraźnie
głupiałem w tych sprawach, dawałem się manipulować, a raczej pozwalałem mu na
to, ba włączałem się w grę, bo on tego pragnął. Pomyślałem, że nigdy go nie widziałem
tak szczęśliwego jak dzisiaj, to musiało być coś ważnego dla niego, być tutaj
pośród wszystkich tych ludzi, zachowywać się zgodnie ze swoją naturą. Wybrał
mnie bym mu towarzyszył, może i dlatego bym go chronił, by mógł bezpiecznie
przeżyć coś czego pragnął.
Wyciągnąłem dłoń i poszukałem w ciemności jego ręki,
by spleść nasze palce. Ścisnął ją. Poczułem to ciepło, wróciło do mnie. Może
Koka miał rację, może ta chwila była ważniejsza, niż szybki seks galeryjnej
toalecie? Pomimo tego, że twierdził niezmiennie, że to on zabrał mnie na tą
randkę to chyba ja byłem tym, który pragnął by był z niej zadowolony. Nie wiem
o czym był ten film, ale wiem na pewno, że nie puściłem ręki Koki do końca
seansu.
Kiedy godzinę później zatrzymał samochód pod moim
blokiem, zerknął na mnie i powiedział.
- Dziękuje za ten wieczór, nawet nie wiesz ile dla
mnie znaczy.
Zapatrzył się na mnie. Przysunął się bliżej, lekko
się unosząc i klękając na siedzeniu kierowcy. Przyciągnął moja głowę, myślałem
że chce mnie pocałować, a on oparł czoło o moje czoło i pochwalił mnie.
- Wytrzymałeś, jesteś taki dzielny.
Jego zapach znowu mnie otoczył, dlatego z
przyjemnością chłonąłem go, nie mając zamiaru przerywać tej chwili, właśnie
sobie obiecywałem, że dam Koce działać już nie będę się miotać, bo tylko
wprowadza to w nas rozdrażnienie. On usiadł na stopach i przyglądał mi się.
Uniósł ręce do góry i próbował wsunąć te wszystkie kosmyki włosów, które
niesfornie wymykały się spod gumki.
- Wiesz, kiedyś dawno temu, moja pierwsza miłość, nie
wytrzymała takiej próby?
- Twoja pierwsza miłość? – powtórzyłem jak małpa, by
czegokolwiek się dowiedzieć o tym co teraz chciał mi powiedzieć.
- Tak, mój pierwszy chłopak, taki prawdziwy, taki z
którym byłem wiele miesięcy i pomimo tego, że byliśmy tak blisko, nie pozwalał
mi abym ludziom pokazywał się tak ubrany. To bolało, bo twierdził, że mnie
kocha, że chce abym stał się dziewczyną dla niego, ale kiedy próbowałem być tym
kim pragnąłem na zewnątrz, zaczynały się awantury. Wstydził się mnie- Złapał brzeg
swetra i nerwowo go rozciągał, zauważyłem, że kiedy zaczynał się denerwować
jego place musiały być czymś zajęte- A ja wtedy, miałem naprawdę potrzebę
pokazania kim jestem, naciskałem a on coraz bardziej się wściekał. Boże ile dałbym wtedy za taką randkę jak
dzisiaj- Westchnął- Może byliśmy za młodzi, albo on nie był gotowy, albo ja
byłem na tyle głupi, że moją miłość uzależniłem od pełnej akceptacji.
Nagle usiadł i odwrócił ode mnie głowę, zdjął
apaszkę i rozpuścił włosy, które przed chwilą układał. Milczał przez chwilę, by
znowu się do mnie odezwać.
- Wiem co sobie myślisz, że teraz robię dokładnie to
samo. Pewnie masz rację, ale ja wiele zrozumiałem, jestem w stanie się
poświęcić, ale nie mogę zdradzić samego siebie- Znowu spojrzał na mnie. W tym
niewyraźnym świetle jego oczy dziwnie świeciły się.- Całe życie byłem
napiętnowany, całe życie wyszydzany i jestem tak cholernie przewrażliwiony na
tym punkcie by być tym kim pragnę. Nawet jeśli codzienne miałbym być kimś
innym.
Nie rozumiałem już co do mnie mówił, gdzie
prowadziła ta konkluzja i co miała oznaczać. Siedział ze spuszczoną głową, a ja
widziałem tylko te zielone pasma w jego włosach, które jak girlandy spadały
wśród czerni, która go otaczała. Musiałem mu dać przyzwolenie, aby mógł mi
tłumaczyć sam siebie. Dlatego postarałem się powiedzieć to tak, by brzmiało jak
coś bardzo ważnego dla mnie.
- Bardzo bym chciał abyś pomógł mi zrozumieć, chce
poznać twój świat, to co do tej pory przeżyłeś, tego jak się czujesz i co
istotą twojego cierpienia, a co jest radością istnienia. Jesteś dla mnie
zagadką, nie potrafię także spojrzeć twoimi oczami i jeśli mi czegoś nie
powiesz, nie pokażesz, będę nadal tak bardzo zagubiony w tobie.
Po moich słowach zapadła cisza. Ta deklaracja była
szczera, to nie niezdrowa chęć dowiedzenia się jak żyje osoba transseksualna
pchnęła mnie do tego wyznania. Była to moja próba dostania się jeszcze głębiej
do świata Koki, bez niego jako przewodnika nie było to jednak możliwe.
Uniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Tylko ty i Vip pytacie o takie rzeczy, tylko wy
słuchacie tego co mam do powiedzenia. – Z ironią prychnął – Pieprzeni
psychologowie, psychiatrzy i inne nieoświecone osoby, z obowiązku odgradzają
się murem i zajmują się zimną analizą – Złapał mnie za rękę- Dlatego zwróciłem na
ciebie uwagę, dlatego tak bardzo chciałem abyś stał się kimś więcej w moim
życiu. Nie wiem tylko…. -Zawahał się teraz w płynności zdania- Nie wiem czy
jesteś w stanie wszystko znieść.
Zmarszczyłem czoło, bo znowu mówił o jakiś obszarach
zakrytych tajemnicą.
- Jeśli mi nie powiesz, to się nie przekonamy.
Zacisnął usta i z pustym wzrokiem spojrzał przed
siebie. Widziałem jak bardzo się boi, jak nie chce podjąć tego ryzyka by mi o
czymś powiedzieć. Trwało to ułamek sekundy, po chwili zatopił spojrzenie w moich
oczach, przyciemnione światło nie mogło i tak zakryć tego wrażenia, że jest
pewny tego co robi, bo nie wypuszczając mnie spod władzy swojego wzroku,
ścisnął moją dłoń, którą od dłuższej chwili nie wypuszczał i wsunął pod swój
długi sweter. Moje serce zaczęło teraz uderzać trzy razy szybciej niż zazwyczaj,
a oddech stał krótki i urywany. Czułem jak zimna dłoń, prowadzona przez Kokę,
sunie po jego ciepłej gładkiej skórze. Uniósł stanik i pozwolił mi wsunąć rękę
pod niego.
Jakbym doznał poparzenia, automatycznie bez
zastanowienia cofnąłem rękę, to był odruch bezwarunkowy, wielkimi oczami w
zupełnym niezrozumieniu patrzyłem na Kokę.
- Zrobiłeś sobie do cholery cycki?- w panice udało
mi się wydusić z siebie. Nie znałem się na rozmiarach, ale te wydawały mi się
małe, ale były tam, byłem tego pewny.
- Nie zrobiłem- zapewnił mnie – Same urosły.
Próbowałem ogarnąć zmieszanie, te uczucia, które mną
targały we wszystkie strony. Co to do cholery było? Dyszałem teraz w panice, bo
nie wiedziałem co się dzieje. Biologiczne niuanse były mi kompletnie obce
dlatego chciałem dopytać.
- To znaczy jesteś tak naturalnie pomieszany po
połowie, no nie wiem… sorry, ale nie mam pojęcia jak to nazwać.
Chciałem by mi wytłumaczył, ale najbardziej
pragnąłem aby to się okazało jakimś głupim żartem Koki, rzeczywistość
przytłaczała mnie jednak swoją realnością. Dlatego cokolwiek próbowałem
wyczytać z jego twarzy.
- Wytłumaczę ci wszystko – Chciał znowu złapać mnie
za rękę, a ja cofnąłem się do tyłu, unikając jego dotyku- Pozwól sobie
wytłumaczyć.- Prosił.
Mój obraz Koki, który z taką wirtuozerią budowałem
przez wiele miesięcy, właśnie legł w gruzach, panicznie chciałem go odbudować,
złapać się jakiś znanych mi podstaw, abym mógł znowu postawić ten posąg, który
wielbiłem. Zamiast tego pojawił się w mojej głowie ktoś, kogo nie znałem i kogo
znać już chyba nie chciałem. Opierając się o szybę za mną, założyłem ręce przed
sobą i z wściekłym wyrazem twarzy zezwoliłem.
- To tłumacz.
Koka potarł usta palcem i złapał znowu sweter w
miejscu gdzie się kończył tuż nad jego kolanem.
- To pozytywny efekt terapii hormonalnej.
- Pozytywny – Zapiszczałem zirytowany.
- Tak, bo bez ingerencji chirurgicznej piersi same
zaczynają rosnąć, a czym wcześniej poddasz się tej terapii tym efekt jest lepszy-
Rozemocjonowany mi wyjaśniał
- To niemożliwe- Posądzałem go o kłamstwo.
- Madras, możliwe.
Zakryłem ręką twarz, po co Koka miał kłamać, skoro
pewnie jednym kliknięciem w sieci mogłem to potwierdzić lub obalić te rewelacje.
Zapewne nie wprowadzał mnie w błąd, za to wprowadzał w totalną konsternację.
Przecież nigdy tego nie dostrzegłem, a naprawdę byłem blisko z nim, kiedy to
się stało?
- Kiedy one urosły?- Pytałem podejrzliwe- Dlaczego
nikt tego nie zauważył?
- Rok temu – powiedział cicho- trochę zabawiałem się
w tomboya, bandażowałem je bardzo ścisło, nie są duże więc … nie musiałem się z
niczego tłumaczyć. Czasami, były takie momenty, że bardzo chciałem je ukryć…
innego dnia, innej godziny pragnąłem, by wszyscy je zobaczyli. Tak ze mną jest.
Zakaszlał a ja się przestraszyłem, że zacznie płakać,
ale na szczęście dla mnie, nie wyglądał na kogoś, komu puszczają nerwy, raczej
na zdesperowaną osobę, która musi się obronić, wytłumaczyć. Przycisnął rękę do
swojej piersi. I odetchnął dwa razy, żeby się uspokoić.
- Nie daje się dotykać prawie nikomu, nie chce się
tłumaczyć, choć dla ciebie może wydać się to dziwne, ale jestem z nich ogromnie
dumny i nigdy nie żałowałem, że je mam, nigdy- Podkreślił to z zaciętością na
twarzy- Są jak symbol tego kim jestem.
Przypomniało mi się coś, sprzed wielu tygodni
- Lekarzowi na pogotowiu nie dałeś się zbadać z tego
powodu?
Pokiwał głową.
- Nie wiem czy by zrozumiał, czy by mnie nie
oceniał, a ja już nie miałem siły walczyć z kimkolwiek.
Byłem na niego zły, właściwie wściekły, że mi tego
wcześniej nie powiedział. Zwodził, uciekał i zasłaniał się jakimiś tekstami o
wyjątkowości chwili, a tak naprawdę nie chciał bym odkrył jego tajemnicę.
- Było mi od razu powiedzieć- Wyrzuciłem mu- Pieprzyłeś
bez sensu na temat tego, że chcesz to przeżyć inaczej, a tak naprawdę ….
- Bałem się. – przerwał mi-Nie, nie tylko. Naprawdę
tak uważam i jeśli myślisz, że nie zależy mi na tej chwili, to się mylisz. Widzę
jednak, że to przestaje mieć znaczenie
Musiałem naprawdę mieć wściekłą minę i tak się
czułem, a poza tym jeszcze inne emocje zalewały mnie w tej chwili.
- Tak, masz rację mam wrażenie, że zostałem
oszukany. A jak mogę być z kimś kto mnie oszukuje?
Jakiś żal się we mnie pojawił, coś czego w tej
chwili nie umiałem sobie racjonalnie wytłumaczyć.
- A który moment uważasz za najlepszy, aby o tym
powiedzieć?
- Nie wiem Koka do cholery- Sapnęłam, bo miałem
ochotę wrzeszczeć na niego- Nie mam pojęcia, ale może wtedy kiedy poprosiłeś
mnie abym z tobą był, a może wtedy gdy mnie całowałeś w stajni, albo jeszcze
wcześniej? Nie możesz tak ludzi zwodzić, czuje się taki głupi, że dałem się
podejść. I powiem ci jedno, byłem wstanie zrobić wszystko dla ciebie, właściwie
już to zrobiłem…- Chrząknąłem bo nie chciało mi to przejść przez gardło, że
okradłem własną matkę dla niego.
- Rozumiem, teraz kiedy się dowiedziałeś jak wygląda
moje ciało, wszystko się zmieniło?
Milczałem a on westchnął i zapanowała cisza pomiędzy
nami.
- Dokładnie teraz sobie przypominam, po co ukrywam
moje piersi; nie dlatego, że je nienawidzę, jak niektórzy mogliby myśleć, ale
po to abym nie był znienawidzony.
- Może niektórych to kręci- Sarkastycznie
podsumowałem- Na przykład takiego VIP’a, no nie wiem, albo innych.
Milczał ze spuszczoną głową, a ja uderzałem dalej.
- Tak więc nie rozumiem dlaczego to właśnie ja
dostąpiłem zaszczytu bycia z tobą? Miałem wrażenie, były takie chwile i
momenty, że rozumiesz mnie lepiej niż ja sam siebie, dlatego nie mogłeś się
pomylić, wiedziałeś, że mnie te obszary kompletnie nie zajmują, a pomimo
wszystko zaproponowałeś mi to, czając się nieustannie z tym wyznaniem.
Nie odzywał się dłuższą chwilę by potem przyznać się
do czegoś.
- Bo pomimo wszystko, miałem nadzieję,
zaryzykowałem… i pomyliłem się.
Zamknął oczy i ścisnął usta w desperacji.
- Zawsze mam tą głupią nadzieję, że ktoś zechce mnie
takiego jakim jestem- Obserwowałem jego
długie rzęsy podkreślone dzisiaj tuszem, powieki, czoło i ten mały śliczny
nosek, który tworzył doskonałość nad karminowymi ustami, które mi teraz
dziękowały- Nigdy nie zapomnę
dzisiejszego dnia, był dla mnie ważny, dlatego dziękuje Madras.
Otworzył powieki i już nie spoglądał na mnie. Odpalił samochód i poprosił.
- Wysiądź.
Nie mogłem się ruszyć z miejsca, chciałem aby nadal
się ze mną sprzeczał, coś do mnie mówił, abym mógł pielęgnować swoją urażoną
dumę. On jednak skończył już z tłumaczeniami, doszedł do sedna, nie miał
zamiaru mnie przekonywać, nie miał zamiaru mnie o nic prosić. Porzucał mnie.
Pomyślałem, że za tymi drzwiami skończy się wszystko, nie będzie ani naszego
dziwnego związku, ani powrotu do przyjaźni, która była dla mnie ważna.
Pomyślałem także irracjonalnie, że utracę także kontakt z resztą kokowego
towarzystwa. Mój świat zacznie się walić, a tak dobrze mi było w nim, jak nigdy
dotąd.
- Koka.
- Proszę, wysiądź- Nalegał spokojnie z wbitym
wzrokiem przed siebie.
Silnik miarowo chodził, a ja gorączkowo
zastanawiałem się co mam mu powiedzieć, aby go nie urazić, a wytłumaczyć
wszystko.
- Czego się do kurwy nędzy spodziewałeś?- Nareszcie
ta złość przeważyła wszystko, także moje dobre wychowanie- Jakiej mojej
cholernej reakcji, że się ucieszę, będę zadowolony z tej niespodzianki? – Zakryłem
ręką twarz- Koka doprowadzasz mnie do szaleństwa, czuje się jak w jakimś
obłędzie, jak w powykrzywianych we wszystkie strony obrazach Klimta, nie umiem
tych poprzesuwanych części wrzucić na swoje miejsce. Widzę tylko kolory i ten
chaos, który mną targa we wszystkich kierunkach. Wiem to na pewno, powinienem
uciekać, przejść w inny wymiar, bo inaczej obłęd mną zawładnie i nie wydostanę
się z niego. A pomimo tego tkwię tu cały czas, nie rozumiejąc sam siebie.
- Dlaczego chcesz kontrolować to szaleństwo?-
zapytał mnie cicho, jakby się bał, że zostanie zaatakowany, bo moja furia
nasilała się z każdym zdaniem.
- Żeby zachować resztki godności i szacunku dla
samego siebie! – krzyknąłem.
- Jeśli bycie ze mną jest miarą zdrady samego
siebie, myślę, że nie będę cię męczył swoją osobą.
Byłem pewny, że już przesadziłem, że właśnie
zerwałem tym zdaniem to nas łączyło. Koka był dumną istotą, którą łatwo było
zranić. Dlatego zdziwiłem się, że wyłączył silnik i spojrzał na mnie.
- Jeśli pożądasz jedynie mojego ciała, jeśli
patrzysz na mnie tylko przez pryzmat tego jak wyglądam, mogę z twojej
perspektywy pomyśleć, że jestem obrzydliwy.
- Nie – wyrwało mi się samo, chciałem zaprzeczyć jak
najszybciej- Jesteś piękny, ale może ja nie umiem się przełamać, nie, nie mam
tyle siły- Zacząłem się jąkać, potykając się na każdym słowie.
- Już dawno to zrobiłeś- Patrzył teraz na mnie- Tylko
nie jesteś w stanie sobie tego wytłumaczyć. – Zawahał się przez chwile- Jeśli
mi pozwolisz… – Powiedział ostrożnie- Przetłumaczę ci wszystko na inny język.
Dotknął mnie, a ja tym razem nie uciekłem przed
ciepłem jego ręki. Na to by Koka pomyślał, że go znienawidziłem nie mogłem
sobie pozwolić, dlatego poprosiłem.
- Musisz mi dać czas.
Kiwnął głową i pogłaskał mnie po dłoni.
- Jesteś moim dzikusem- Uśmiechnął się do mnie- Którego
muszę powoli oswajać.
- Nie jestem- Oburzyłem się- Tylko bardzo chciałbym
zrozumieć.
- Nie musisz mnie rozumieć, tylko mnie kochaj.
Ile ten wieczór niósł emocji, tego nie byłem w
stanie objąć jeszcze w pełni. Wróciłem do domu w takich ogólnym zmieszaniu, że
nie spałem całą noc. Wszystkie minione zdarzenia mnie zalewały, dopraszając się
o uwagę. Jakikolwiek wątku bym się nie tknął; czy tej sprawy ukrywanego biustu,
czy tego, że Koka mi powiedział, że już dawno się zmieniłem, doprowadzało mnie
to do gorączki, w której niespokojnie się przewracałem na łóżku. Sen nie chciał
nadejść, a ja nie mogłem uwolnić się od dręczących mnie myśli. Czy byłem w
stanie rozstać się z Koką, wtedy w ten listopadowy czas? Wydawało mi się to
realne, łudziłem się, że mam tą kontrolę nad sobą, że jeszcze o czymś decyduje.
Dlatego chwilami rozważałem i tą opcję, jednak szybko ją odsuwałem od siebie,
znajdując mnóstwo argumentów za tym, że nie mogę tego zrobić. Właściwie już
żyłem w panice, że to Koka mnie zostawi, bo powiem lub zrobię coś nie tak.
Dlatego jak się rozstawaliśmy, zapewniłem go, że nadal jesteśmy przyjaciółmi, a
jego tajemnicę zachowam dla siebie.
*****
Nie widzieliśmy się przez dwa dni, czekałem tak
naprawdę na ruch Koki, bo sam nie byłem niczego
pewien. W niedzielę wieczorem wywołał
mnie telefonem bym zszedł na dół. Stał przy mojej klatce i zaciągał się papierosem,
rzadko go widziałem palącego i zdążyłem się zorientować, że sięgał po niego
tylko w wyjątkowych sytuacjach. Na mój widok rozpromienił się, rzucił niedopałkiem
i powiedział.
- Przyjechałem tylko na sekundę- Spuścił głowę
ukrytą w kapturze- Czy mogę się do ciebie przytulić?
Myślałem, że mi serce wyskoczy w momencie kiedy mnie
o to poprosił. Nic nie mówiąc wziąłem go w ramiona, a on ścisnął mnie mocno. Pachniał
tytoniem. Było już naprawdę zimno, listopadowe wieczory, przeszywały chłodem,
do tego jakaś mgła kładła się pomiędzy budynkami i tworzyła dziwne pomarańczowe
poświaty wokół lamp. Był rozgrzany i jego ciepło przenikało mnie powoli. Koka
nie chciał mnie puścić, a ja dawałem mu czas, coraz bardziej utwierdzając się,
że coś się dzieje.
Nagle drzwi skrzypnęły, to sąsiad z siódmego piętra
wychodził na nocny spacer z psem. Oderwaliśmy się od siebie i w milczeniu
poczekaliśmy, aż zniknie za następnym blokiem.
- Co się stało Koka?
- Chciałem się tylko przytulić.
Zgarnąłem go ramieniem i przycisnąłem do piersi,
szepcząc do ucha.
- Powiedz księżniczko co cię martwi?
Był dzisiaj proszącym Koką, zagubionym, czułem to
każdym nerwem mojego ciała. Zamiast odpowiedzieć na to pytanie zapytał mnie.
- Czy mógłbyś przyjechać do mnie na noc?
Nie spodziewałem się tej propozycji. Po tej
dyskusji, po naszej kłótni, po tym jak go raniłem , jak sam się czułem
zraniony, on dzisiaj przyjechał do mnie z prosząc mnie o coś czego nie chciał
mi wcześniej dać. A ja już nawet nie byłem pewien czy tego chce. Właściwie już
się przyzwyczaiłem, że ta kwestia będzie odsuwana jak najdalej, dlatego byłem
zaskoczony. Zobaczył to, że się waham, nie chciał mnie naciskać.
- Po prostu- Zaczął pocierać ręką czoło- Czy mógłbyś
ze mną pobyć?
- Powiedz co się stało?- naciskałem.
Odsunął się ode mnie i pociągnął zmęczonym ruchem przez twarz.
- VIP zabiera mnie na trzy dni- Spojrzał na mnie
przestraszony- Jestem pewny, że chce ostatecznie wyjaśnić wszystkie kwestie. Będzie
naciskał wiem to, a jeśli się nie zgodzę na jego warunki – Nawet w tym słabym
świetle zobaczyłem, że oczy mu zaszkliły – Zerwie ze mną, zostawi mnie. – Jęknął.
- To może czas to skończyć?- Zaproponowałem
ostrożnie ,nie mając pewności czy mówię to w interesie swoim czy jego.
- Nie mogę- zaczął szybko oddychać- Madras nie mogę.
- Możesz Koka, możesz- Złapałem go za ręce- Nie
musisz być od niego uzależniony, masz mnie, masz innych ludzi którzy cię
kochają. Nie martw się Ekscytacją, wykupimy ją.
- Jak to?- patrzył teraz na mnie zdezorientowany.
- Zbieramy pieniądze, właściwie już je mamy,
Ekscytacja będzie nadal twoja.
Stał z otwartą buzią i wyglądał tak słodko, że
miałem ochotę go pocałować. Powiedziałem mu o największej niespodziance jaką
dla niego szykowałem i właśnie takiej reakcji się spodziewałem; rzucił mi się w
ramiona. „Jesteście kochani” powiedział to w moją kurtkę. Upajałem się ta
chwilą i jego wdzięcznością, dlatego na fali emocji powiedziałem.
- Masz wszystkie atuty w ręku żeby odejść od niego- Uradowany
go poinformowałem.
Usłyszałem ciche wyznanie nad moim uchem.
- Poza jednym. Nie przestałem go kochać.
Zamilkłem. Na to argumentów nie miałem, z tym musiał
sobie poradzić sam Koka. A ja musiałem dać sobie radę z tym co usłyszałem. W
innych warunkach pewnie bym nie zwrócił uwagi na te słowa , ale teraz to mnie
gdzieś głęboko zabolało tak, że fizycznie poczułem to pod łopatką jako
przeszywający ból. To mówił Koka, mój Koka o swoim facecie. Wydawało mi się, że
walczy o mnie, że tak bardzo chce być ze mną, że próbuje mnie zgarnąć do
swojego świata, a teraz ponownie przypomina mi, że kocha kogoś innego, że nie
jestem tym najważniejszym. Odsunąłem go od siebie na bezpieczną odległość.
- Czy jeśli prześpisz się ze mną, przestaniesz go
kochać?- Chciałem wiedzieć. Znałem
odpowiedzieć, ale teraz to on musiał dojść do takich wniosków.
Zacisnął usta i zaprzeczył. Poprawił płaszcz i
wsadził ręce w kieszenie. Byłem tego wieczoru jak natchniony i tak
wspaniałomyślny, że nie poznawałem samego siebie.
- Jedź z nim i podejmij decyzję, bez względu jakiego
dokonasz wyboru, pamiętaj, że będę przy tobie.
- Dziękuje.
- To najgłupsza rzecz jaką zrobiłem- Wymruczałem- Chyba
zaproponowałeś mi seks, choć z tobą nigdy nic nie wiadomo – Zrzędziłem - A ja cię wysyłam do innego faceta- Westchnąłem,
bo chciało mi się histerycznie śmiać na całe gardło, zamiast tego oceniłem
swoją sytuację - Melodramat normalnie.
Przytulił się znowu do mnie na chwilę, obejrzał się
tylko raz kiedy szedł do samochodu ,by po chwili odjechać. A ja zostałem sam,
pierwszy raz poczułem, że jestem zupełnie sam, tak jakby Koka opuścił mnie już
na zawsze. Od razu pożałowałem mojej decyzji, ta intymność mogła nas zbliżyć, a
tak traciłem tyle w jeden wieczór, a jeszcze więcej mogłem stracić przez te
trzy dni. On nadal darzył go uczuciem, kilka wprawnych manipulacji i byłby
znowu jego. Nie miałem nic co by mogło Kokę przy mnie zatrzymać, nic poza
byciem przy nim i to właśnie mu powiedziałem. I chociaż pragnąłem jak najlepiej
dla niego, teraz obudziły się we mnie te wszystkie demony, które opanowują
człowieka szalonego u kresu racjonalnego myślenia. Zapragnąłem jednego, by VIP
nadal ranił Kokę, by dociskał, kaleczył i znęcał się nad nim, by to cierpienie
ostatecznie przygnało go do mnie. Wybrał mnie na swojego pocieszyciela, a ja
nie mogłem spełnić swojego obowiązku, jeśli wszystko pomiędzy nimi by się
idealnie układało.
Te kilka dni spędziłem na zadręczaniu się, a czym
bardziej wymyślałem absurdalne scenariusze, tym większą przynosiło mi to ulgę.
Tak naprawdę najbardziej się bałem, że to się skończy, że Koka osiągnie swój
cel, zmusi VIP’a do tego by nie naciskał na tą zmianę płci. Poczułem się nawet
trochę jak w jakiejś chorej rywalizacji z VIP’em, który z nas pierwszy zgodzi się go zaakceptować
takim jakim jest, ten otrzyma w nagrodę Kokę. Obydwaj tak naprawdę pragnęliśmy kogoś
innego, on kochał jego kobiecą naturę, ja kochałem tego chłopaka, który ciągle
w nim był i z którym się najlepiej rozumiałem. Tego jednak jasno nie umiałem jeszcze
wtedy sformułować, to tylko była myśl, tak odległa i ledwie majacząca, że nie
przebijała się w pełni do mojej świadomości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz