sobota, 4 maja 2013

Szkoła uwodzenia cz.I

  
  Ponad czterysta lat tradycji zobowiązywało. Szkoła w Bedford nadal przestrzegała głównej zasady; w jej murach mogli jedynie uczyć się chłopcy. Chociaż były już lata osiemdziesiąte dwudziestego wieku, nadal najznamienitsze rodziny angielskie wysyłały właśnie tutaj swoich synów by otrzymali odpowiedni wykształcenie a przede wszystkim odpowiednie wychowanie. Ta szkoła z całą pewnością gwarantowała wysoki poziom na obu tych płaszczyznach i jej popularność nigdy przez te setki lat nie malała. Aby stać się uczniem w tym miejscu nie wystarczyło tylko zapłacić bardzo wysokie czesne, nie wystarczyły także doskonałe wyniki w nauce  na poprzednich etapach edukacji, tutaj liczyło się także polecenie i odpowiedni pochodzenie. Dlatego Bedford było nadal  jedną z najbardziej elitarnych szkół w Anglii. 
Przed bramę szkoły, w pewien wrześniowy słoneczny dzień, zajechał  złoty Vauxhall Viceroy. Zatrzymał się prawie centralnie przed głównym wjazdem, jakby kierowca nie mógł się zdecydować czy wjechać w obszar ogromnego placu przed szkołą czy jednak nie przekraczać jej terenu. Po chwili otworzyły się drzwi i z samochodu wyszedł chłopak o ciemno brązowych włosach, które były trochę za długie i niesfornie spadały mu na czoło. W tej chwili był całkowicie pochłonięty widokiem, który się przed nim rozpościerał. Ogromny zielony trawnik ciągnący się prawie kilometr a tam w oddali równie imponujący budynek, który przypominał bardziej zamek lub pałac a nie mury szkoły. Uśmiechnął się i rozpostarł ręce na boki, bo widok zaparł mu dech w piersiach. Emocje musiały opuścić jego ciało więc krzyknął
- Wooow
Jak urzeczony wpatrywał się w ogromną budowlę wraz z otaczającym ją terenem. Z zachwytu wyrwało go lekkiego uderzenie.
- Wiktor suń się- właścicielka piskliwego głosiku siłowała się z drzwiami i stukała go by się posunął. Po chwili wyskoczyła zadowolona z auta. Długie blond włosy sięgały jej do pasa, ubrana w kolorową spódnicę z małą torebką na ręku, spoglądała teraz w tą samą stronę co Wiktor.
- Niesamowite – szepnęła- Betty zobacz w jakim pałacu będzie mieszkał Wiktor.
Zwróciła się do swojej prawie kopii, która także próbowała się wydostać ze złotego auta. Kiedy dziewczynki stanęły obok siebie wyglądały jak małe damy, chociaż obydwie mogły mieć niewiele więcej niż 10 lat, ich stroje były niezwykle gustownie dobrane by się zaprezentować w tym szacownym otoczeniu.  Z pewnością lepiej pasowały do tego miejsca niż reszta rodziny.
Do tej trójki spoglądającej w zachwycie w stronę szkoły po chwili dołączyła ich matka. Panią Hamilton można by właściwie pomylić z ich trochę starszą siostrą. Długa kolorowa spódnica i falbaniasta bluzka świetnie się uzupełniały z dwoma ciemnymi warkoczykami które otaczały jej okrągłą twarz. Zerknęła na to co się znajdowało za bramą i ze spokojem wyjęła z torebki papierosa by dalej kontemplować widok tym razem w jego towarzystwie. Zanim jednak porządnie się zaciągnęła, obok niej stanął również jej mąż. W pogniecionej marynarce, z dwoma dawno niemodnymi bokobrodami wyglądał jakby zobaczył siedzibę królewską. Stał cały czas z uniesionymi brwiami i uśmiechem na twarzy.Tak Bedford robiło na wszystkich wrażenie.

Rodzina Hamilton w takim bezruchu mogła pozostać zaledwie parę chwil. Dwie najmłodsze latorośle Betty i Jenny pobiegły w kierunku fontanny, znajdującej się tuż za bramą na pięknie przystrzyżonym trawniku. Ojciec podszedł do bagażnika by wydobyć z niego walizki Wiktora.
Matka z synem nadal wpatrywali się w ten przytłaczający widok o historycznej przeszłości. Teraz wyraźnie widzieli, że jest to kompleks budynków z centralnie położonym głównym obiektem, którego uwieńczeniem była mała wieżyczka.
- Czy jesteś pewien? – chciała wiedzieć matka- Wygląda na strasznie snobistyczne miejsce.
- Jestem, jestem- zaśmiał się chłopak- Oj, mamo przecież rozmawialiśmy o tym. Po cholerę bym zbierał tę kasę cały rok, po kiego byłoby ta szopka z referencjami?
Spojrzała na niego z troską
- Kotku, takie miejsca niszczą system.
- Ale to jest szkoła w pierwszej piątce rankingu, a ja muszę iść na najlepszą uczelnię- powiedział z naciskiem.
- Dobrze, dobrze – machnęła tylko ręką- Vicky ja tylko chce twojego szczęścia.
- Wiem mamuś- przytulił ją na sekundę- Jestem taki podjarany, że się udało.
Ojciec właśnie taszczył jego bagaże i kiedy stanął przy nich dodał z uśmiechem.
- Ja też jestem podjarany – zaświeciły mu się oczy- Mój dziadek kończył też Bedford, jestem taki dumny że i mój syn będzie tutaj się uczył – Wypiął pierś i łzy mu się zaświeciły w oczach, poklepał chłopaka po plecach
- George?- Wiktor zwrócił się do niego, śmiejąc się – Szkoda, że nie jestem twoim prawdziwym synem, bo może wielcy przodkowie by mi pomogli w tej budzie ale i tak się cieszę, że się cieszysz- wyszczerzył zęby do niego.
-Już ci pomogli więc z pewnością nadal będą to robić.
George Hamilton poruszył wszystkie swoje arystokratyczne kontakty rodzinne by przyjęli Wiktora do Bedford, za co Vicky był mu ogromnie wdzięczny i dziękował wielokrotnie. To był najlepszy ojciec jakiego mógł sobie wymarzyć, chociaż nie ten prawdziwy. Innego jednak nie znał a tego by nie zamienił na żadnego innego.
- George dziękuje ci. Jesteś nieoceniony.
- Ooo wreszcie zaczynasz mówić jak człowiek a nie cocneyem, uważaj, pilnuj się.
- Yes sir- odkrzyknął Wiktor i zaczął zbierać bagaże z ziemi.
- I jeszcze – kontynuował swój wywód Hamilton- Mógłbyś dodatkowo ubrać się jak człowiek. Garniturowe spodnie by były akurat na tą okazje.
Wiktor prychnął dezaprobatą, jego czerwone spodnie z podwiniętymi nogawkami bardzo mu się podobały, tak samo jak skórzana kurtka z wielką flagą UK na plecach.
- Ciuchy dostałem od Burbbery i muszę je zaprezentować. Za rok nie będą modne i się zmarnują. A tutaj prawdziwy klasztor ubraniowy- wywrócił oczami w kierunku swojego ojca- Rozumiesz, za rok będą do wyrzucenia.
Hamilton tylko pokręcił głową na znak, że nic nie rozumie. Za to matka go wsparła
- Kotku wyglądasz cudownie.
Wiktor zmrużył w uśmiechu swoje zielone oczy, które dodatkowo podkreślał zielony top. Ona przynajmniej była fanką jego stylu i to mu musiało wystarczyć. Co prawda różowa walizka w duże koła  nie bardzo się komponowała, ale za nic na świecie by z niej nie zrezygnował. Była cudownym prezentem od jego przyjaciela i miała niezaprzeczalny urok.
- Dobra muszę ruszać, bo mi zamkną bramę.
Chciał podejść do matki i się pożegnać, ale od strony fontanny usłyszeli krzyki Betty. Stała na brzegu dużego cokołu i okładała swoją różową torebką jakiegoś faceta w uniformie.
- Betty- krzyknęła matka-Nie bij pana.
George Hamilton ruszył na pomoc córce a za nim podążyła jego żona wraz z synem. Kiedy podeszli bliżej, Jenny już z daleka informowała rodzinę , że ten obrzydliwy staruch chciał je porwać.
Na co obrzydliwy staruch zrobił się czerwony i spokojnie powiedział.
- Młoda panienka musi zejść z fontanny, jest zakaz wspinania się na nią.
Spojrzał na jedyną osobę, która wyglądała w miarę normalnie nie przytłaczała go ferią kolorów. I tym kimś był George Hamilton. Nie znalazł jednak wsparcia którego oczekiwał.
- Czy pan chciał porwać moje córki?- zapowietrzył się Hamilton- Jestem prawnikiem i naprawdę jeśli to prawda spotkamy się w sądzie.
Spojrzał oczekując chyba aż starszy jegomość się przyzna do tego niecnego czynu. Tamten tylko burknął, że pilnuje porządku i dzieci nie mogą kąpać się i chodzić po fontannie.
- Betty złaź- tym razem wtrąciła się ratując sytuacje Pani Hamilton i rozciągnęła w wymuszonym uśmiechu swoje usta spoglądając na stróża porządku.
Wiktor złapał siostrę w pół i postawił na ziemi. Zapewnił wszystkich, że wszystko w porządku. Uspokojony starszy jegomość wrócił wolnym krokiem w stronę szkoły.  Matka zaś kazała iść dziewczynkom do samochodu. Prosiła aby się pożegnały z bratem ale one obydwie już biegły w kierunku złotego auta, Jennifer przystanęła jednak na chwilę i pomachała mu ręką
- Baw się dobrze Vicky
Wiktor uśmiechnął się do niej. Pomyślał, że na pewno tak będzie. Nie lubił jednak zbytnio tych wszystkich ceregieli z pożegnaniami, dlatego chciał bez zbędnych wynurzeń w temacie już opuścić rodziców. Goerge jednak złapał go za rękę i nią potrząsnął a potem zgarnął w swoje objęcia.
- Powodzenia synu- westchnął i wypuścił go trochę wzruszony.
Z matką było jeszcze gorzej, zaczęła zawodzić omiatając wzrokiem budynki w oddali.
- O mój boże, to prawdziwe więzienie. Pamiętaj kochanie, jeśli coś, to uciekaj stąd.
Ona także ścisnęła go mocno i nie chciała wypuścić. „Mamo” wydusił z siebie. Poluźniła trochę uścisk.
- Masz dwie jeszcze córki do ściskania
- Ale ja będę tak za tobą tęsknić- smutno stwierdziła- Nie rozumiem tej decyzji, naprawdę nie rozumiem.
- Będę dzwonił- obiecał.
Koło nich przejechał chłopak na rowerze. Ciekawie spoglądał na towarzystwo przy fontannie. Zrobił dwa okrążenia. Cała trójka obserwowała go uważnie. Goerge z radością, że za chwilę Wiktor też wskoczy w taki sam mundurek szkolny i ktoś wreszcie zrobi z niego prawdziwego mężczyznę. Matka z rozpaczą, że jej syn będzie zmuszony chodzić w tych ciuchach imperialistycznego snobizmu, głupiej arystokratycznej pychy. Nienawidziła tych wszystkich napuszonych symboli. Wiktor zaś przyglądał się z uwagą nowemu koledze, był to przecież pierwszy uczeń szkoły którego zobaczył. Rudoblond włosy wesoło falowały pod wpływem wiatru. Chłopak obrzucił ich jeszcze raz spojrzeniem, nacisnął na pedały i pognał z powrotem do szkoły. Vicky odprowadził go wzrokiem, zastanawiając się, że to naprawdę ciekawie wygląda kiedy ma się tak jasne gęste rzęsy. Matka czujnie spojrzała na niego.
- Wiktor ?
- Co ? – wyrwała go z zadumy. Używała tylko jego formalnego imienia kiedy rozmawiała z nim na poważnie. Zmarszczyła czoło i po chwili zapytała.
- Powiedz mi, że nie wybrałeś Bedford ze względu na to, że jest to wyłącznie męska szkoła?
- No… - zaczął się jąkać- Jest w pierwszej piątce rankingu najlepszych szkół.
Uśmiechał się do niej szeroko.
- Tę wersję znam. To wersja dla nie oświeconej matki. A ja… - przykuła wzrok do jego twarzy- ja jestem tą oświeconą, pamiętasz ?
- Ale nie muszę ci wszystkiego mówić- obruszył się Vicky i zaczął przekładać dużą torbę przez szyję na ramię . Ona jednak utkwiła wzrok w nim.
- Będziesz miał kłopoty.
Wzruszył ramionami. Teraz to go najmniej obchodziło. Spojrzał na Georga szukając u niego zrozumienia.
- Dlaczego nie mogę przyjemnego z pożytecznym połączyć? - Zapytał niewinnie. Hamilton tylko chrząknął nic nie mówiąc. Matka zaś strzeliła go ręką w tył głowy.
- To za to, że przestajesz myśleć i pakujesz się w oko cyklonu.
- Mamo w oku cyklonu jest najspokojniej – zaargumentował, masując miejsce po uderzeniu.  - Taaaa, sraralala sześćset chłopa na trzech hektarach, spokojnie jak na wojnie.
- Mamo jak ty się wyrażasz – udał zaskoczonego.
Zmierzyła go wzrokiem jeszcze raz.
- Będziesz jeszcze skomleć żeby cię stąd zabrać – uśmiechnęła się tryumfalnie. Takie miejsca, sam wiesz , zjadają na śniadanie takich słodkich kociaków jak ty.
- Będę grzeczny- powiedział poważnie – Naprawdę zależy mi na tym aby skończyć tą szkołę.
- Zobaczymy- odwróciła się do męża- George ruszamy.
Zrobiło się jej jednak przykro, że w takim nastroju się rozstają.
- Wierzę, że jak czegoś bardzo pragniesz to ci się to uda.
Wyciągnęła papierosa z torebki spojrzała na niego ostatni raz  i zaczęła iść w stronę bramy. Vicky zaś ruszył w przeciwnym kierunku, ciągnąc swoją różową walizkę na kółkach i uginając się pod ciężarem torby. Chyba jednak za dużo zabrał ciuchów ze sobą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz