poniedziałek, 2 września 2013

Przepraszam, mam chłopaka cz. IV




Znaleźli  po chwili miejsca w autobusie, wygodnie się rozsiedli i Paweł rozpoczął swój zmasowany atak na Szymona w celu wydostania informacji na temat tajemniczych rozmów z jego ojcem. Szatyn nie bronił się, a nawet rozpromienił się i z radością relacjonował.
- Najpierw nabzdyczył się jak indor, ale powiedział coś w stylu, że liczy na mój rozsądek i obecność kobiet w domu. Ulalala – jakie to było na okrętkę.Ja mu na to żeby się nie obawiał, gentlemana ma przed sobą.
Tutaj Szymon wypiął pierś i błysnął oszałamiającą bielą. Paweł uderzył się pięścią w czoło, po cholerę tak wczoraj się bronił przed nim, ten i tak nie miał zamiaru się do niego dobierać, ojciec go odpowiednio usadził.
Szymon przechylił się w jego kierunku i szepnął .
- I tak byśmy sobie poradzili bez jego pozwolenia, no nie?- szturchnął go w ramię- Jakaś szybka akcja kocie by nam dobrze zrobiła, ale .. – rozłożył bezradnie ręce- byłem wykończony, przepraszam- Zawiesił wzrok w przestrzeni i się zadumał - Chciałem mu powiedzieć ,że ja też mam żonę o którą muszę odpowiednio zadbać.
- Żonę?- zapiszczał Paweł.
- Kocie, tak się mówi- Zbagatelizował najgorsze określenie jakie Paweł o sobie usłyszał- Stwierdziłem jednak, że staruszkowi już dość było na dzisiaj, a zawałów nie lubię, więc mu przytaknąłem. On potem nawijał o problemach lokalowych, jakby chciał jakiejś mojej rady. Rozejrzałem się i sprawnie wytłumaczyłem co mogą jeszcze przerobić w tym mieszaniu, żeby zyskać miejsce. Obiecałem, że narysuje mu to jak wrócę do Wawy- Tutaj uśmiechnął się – Już był mój. Teściówek jest spoko.
- Nie zabieraj mi mojego pokoju – zajęczał Paweł
- Paolo, co ci?
- Czuje, że mnie wyrolują z tym dzieckiem, wyląduje bez swojego kąta, chociaż ty nie miej żadnych pomysłów odnośnie mojego pokoju.
Naprawdę zaczynał się martwić, jego rodzice coś jednak kombinują.
- Ja mam same pomysły z tobą związane- zamruczał Szymon- I jakbym mógł skrzywdzić mojego kota?
Paweł zapatrzył się w szybę i przesuwający się obraz za nią. Wyjechali już poza miasto, krajobraz stał się bardziej pusty, rozciągały się coraz większe połacie pól ogołoconych z roślinności. Plusowa temperatura skutkowała brakiem śniegu, ale lekki szron pokrywał zmarzniętą ziemię. Chociaż widok, może i był ponury to tak naprawdę cieszył się tą chwilą ,pomimo tego, że nadal nie rozumiał, jak to się stało, że siedzą w tym autobusie i zimowy obraz ucieka sprzed jego oczu.
- Nie powiedziałeś jeszcze co zrobiłeś mojemu staremu, że ci dał klucze.
- Aaa , że błogosławieństwo i w ogóle i podróż poślubna – Wyszczerzył do niego zęby - To właściwie jego inicjatywa. Powiedział coś w tym stylu , że ufa mi, i takie tam, że dla niego najważniejsze, żeby jego syn był szczęśliwy, takie ble ble….że mnie zabije jak coś, normalny kochający stary.
Paweł uważnie słuchał, bo nigdy takich rzeczy ojciec nie mówił, coś chyba ten idiota zmyśla.
- Potem jednak dodał, że takiego cię napalonego jak meserszmit nigdy nie widział.
- Co!- krzyknął na cały autobus, ludzie zaczęli się na nich gapić.
Schylił głowę za oparcie siedzenia, by się ukryć przed spojrzeniami innych , wkurzony do granic możliwości dość głośno zaczął szeptać.
- Ty przebrzydły zboczeńcu, mój ojciec, nie wymawia słów: napalony, seks i orgazm.
Tuż przed nimi usłyszeli dość wyraźnie, że ktoś się zanosi kaszlem a potem , lekko się dusi, wciągając ze świstem powietrze.
Szymon przechyli się tak by jego oczy znalazły się na jego poziomie.
- Właśnie to powiedział napalony jak meserszmit. Staży mają takie powiedzonka z drugiej wojny światowej- Chciał uwiarygodnić to co mówił.
Pawłowi się nawet zaczynało coś kluć, że mógł tak powiedzieć , bo znał ojca obsesję na temat wojska.
- Wcale nie jestem napalony- obruszył się.
- Pewnie , że nie, ja dopiero wiem jak potrafisz robić wiewiórkę, twój ojciec o tym z pewnością nie ma pojęcia.
Zrobił się naprawdę czerwony jak burak i odwrócił się do okna. To jakiś obłęd, ojciec z jego chłopakiem rozmawiają o jego życiu seksualnym. Przecież to nie może dziać się naprawdę. Nagle doznał olśnienia. Jego  rodzice coś knują, jest pewien tego, normalnie zapakowali go, zawiązali kokardą i podarowali niewyżytemu zboczeńcowi. A potem będą z pewnością twierdzić, że ich tolerancja jest ogromna i chcieli dla niego dobrze. 




Zaczynały go nawiedzać niewesołe myśli, to wszystko było tak dziwne, że nie nadążał za biegiem wypadków, wciągnięty w wir pt. Szymon. Spojrzał na niego ukradkiem, żeby kontrolować sytuację, ale jego chłopak przymknął właśnie oczy, odchylił głowę do tyłu i próbował spać. No tak ten się relaksuje a jemu się całe życie wywraca do góry nogami. Najpierw chciał aby matka i ojciec wrócili, teraz zaczął tęsknić za czasem, kiedy sobie robił co chciał, był panem i władcą własnego życia. No trzeba przyznać, że z kulą u nogi w postaci Magdy, ale dało się wytrzymać.
Sam nie wiedział kiedy zasnął , obudził się po dłuższej chwili ,w dość krępującej pozycji ,przytulony do boku Szymona, który chrapał na całego. Widocznie ich obydwu ukołysała ta podróż. Odsunął się od niego i zerknął na dużą plamę, która jak pieczątka pięknie się prezentowała na ramieniu jego chłopaka. Wytarł szybko usta . Cholera jednak się ślini. Chciał to zetrzeć z jego bluzy, ale nie wiedział jak. Zaczął się niespokojnie kręcić, zerknął za okno i na zegarek. Potem znowu wyciągnął szyję i znowu spojrzał na zegarek.
Złapał swojego chłopaka za rękę i szarpnął w panice
- Szymek, zaspaliśmy.
Ten chrapnął dwa razy i nieprzytomnie rozejrzał się wokoło
-Co,Co?- pytał bez sensu
- Przespaliśmy nasz przystanek.
Szymon przechylił się do przodu i wsadził głowę przed jakąś starszą panią przesuwającą teraz w dłoni różaniec
- Przepraszam – zaczepił ją
Ona podskoczyła wystraszona, a potem przeżegnała się. Szatyn jednak uśmiechnął się jak najmilej umiał i zapytał.
- Czy Taciszów daleko.
- Już był.
Na te słowa szatyn się zgarnął plecak i kurtkę i zaczął przepychać się w kierunku przodu autokaru a Paweł podążył w panice za nim. Po krótkiej kłótni z kierowcą okazało się, że się nie zatrzyma na środku trasy, muszą poczekać do następnej miejscowości. Kiedy wreszcie z ulgą opuścili autobus, byli 5 km od celu podróży.
- No pięknie, teraz będziemy czekali następne pół dnia na transport w drugim kierunku- zrzędził Paweł- dlaczego zasnąłeś?
- Kocie ty też zasnąłeś- przypomniał mu Szymon  i rozejrzał się zadowolony- Nie ma tego co by na zdrowie nie wyszło, przejdziemy się. Zresztą coś się chyba lało z sufitu w tym busie, bo mam całe ramie mokre.
Ścisnął ręką na wysokości swojego bicepsa i zrobił nie wesołą minę . Paweł w tym czasie kontemplował widok rozwalonego znaku przystanku z napisem PKS. Po chwili jednak odzyskał jasność sytuacji  i skonfrontował to ze swoją chęcią maszerowania taki kawał.
- Chyba cię rozum opuścił. Pięć kilosów, o niczym innym nie marzę tylko aby drałować na tej zimnicy.
Szymon spojrzał na niego.
- Jesteś totalnie bez kondycji, przyda ci się taki spacerek. Dotlenisz się- przekonywał go- A jak zmarzniesz to będziesz miał większą ochotę poprzytulać się do swojego chłopaka.
- Albo go zabić, za durne pomysły. 
Ruszył przodem, bo dyskusja nie miała sensu i tak mieli tu sterczeć półtorej godziny, czekając na autobus, więc w tym czasie spokojnie dojdą pewnie do domku.  Szymon po chwili wyprzedził go, dziarsko poprawił plecak na ramionach i nadał marszowi swoje nie za wolne tempo.
- Czekaj – jęczał Paweł, kiedy niebezpiecznie odległość zaczynała pomiędzy nimi rosnąć- Nie tak szybko, mam niewygodne buty.
Szymon zatrzymał się i obejrzał do tyłu.
- Kocie przebieraj łapami, bo do jutra będziemy się wlec.
Przyśpieszył kroku ale po kilkunastu minutach zawył obolały.
- Nie mogę już. Czuje, że obcieram sobie nogę. Poza tym, zimno mi coraz bardziej.
Cofnął się do niego i przyjrzał mu się.
- Nic ci nie będzie, to jeszcze tylko kawałek. Podziwiaj lasy wokół – Zaproponował- I przyśpiesz kroku to będzie ci cieplej.
Te jego durne rady, jakby słyszał swojego ojca na tych harcerskich wycieczkach. No wprost uwielbiał takie akcje, szczególnie w styczniu, było to niezwykle urocze. Noga mu coraz bardziej dawał się we znaki.
- Nigdzie nie idę- Klapnął spektakularnie obok drogi- Muszę odpocząć-Syknął z bólu, kiedy wyciągnął obolałą stopę.
Szymon jednak maszerował żywo dalej, nie oglądając się na niego. Ten idiota gotów go tutaj zostawić. Na ziemi może było dobrze, ale cholernie zimno, więc uniósł się z trudem i powlókł za nim.  Niech no tylko o coś go poprosi, niech tylko zacznie robić te proszące oczy, już wiedział co będzie mu się przypominało, ta droga, ta zimnica i ta boląca noga.
Kiedy weszli do małej wsi, widział z daleka jak jego chłopak znikł w sklepie. Kiedy wreszcie dokuśtykał się do małego spożywczaka, szatyn z uśmiechem pokazał załadowaną torbę produktami.
- Mamy co jeść – poinformował go radośnie.
Paweł opadł ciężko na małą ławeczkę, trochę przesuwając jakiegoś zmęczona gościa, który sączył piwo.
- Dalej nie dam rady- oznajmił płaczliwym głosem- Właśnie mi noga odpada.
- Pokaż - Zainteresował się dopiero w tej chwili Szymon.
Ukląkł i zaczął rozsznurowywać but Pawła. Zdjął go ostrożnie, przy akompaniamencie cichych jęków rannego. Zsunął skarpetę na której wyraźnie odznaczyła się ciemniejsza plama z krwi.
Szymon cichym „uuuu” skomentował dość mocne obtarcie.
- Zakażenie może pójść- skomentował pijaczek siedzący obok, który z zainteresowaniem przyglądał się ranie.
- Zakażenie? – w panice spoglądał teraz Paweł na Szymona, nie miał odwagi zerknąć tam w dół.
Szatyn podniósł się z klęczek ze słowami
- Pójdę do sklepu i zapytam czy mają coś do dezynfekcji  i  żeby to opatrzyć.
- Yhmmm- przytaknął Paweł
- Toś się załatwił chopie- współczuł mu, chwiejący się typek z piwem w ręku- Moja ciotka też coś podobnego miała, a potem musieli jej obciąć nogę, gangrena i koniec.
- W tym samym miejscu?- drżącym głosem zapytał Paweł.
Facet brudnym palcem pokazał ciut niżej- Nie, chyba tuuuu.
Zacisnął oczy. Niech Szymon szybko wraca. On jest najlepszy w opatrywaniu jego ran. W wakacje tak dobrze zajmował się jego pogryzieniami przez meszki, gdyby nie on , Paweł nie wiedział jakby to w ogóle zniósł. Teraz też będzie dobrze, pocieszał się.
Jego wybawiciel pojawił się po chwili, z paczką chusteczek higienicznych.
- Nic innego nie mieli- rozłożył ręce- Możemy to zdezynfekować jedynie alkoholem.
- Nie! – krzyknął – Ani się waż, nie zniosę tego.
- Kocie, czasami trzeba pocierpieć.
- A to zakażenie szybko idzie?- zwracał się do eksperta od tej przypadłości.
- Z tydzień czasu i noga nie do uratowania- Pokiwał głową, przechylając się przez kolana Pawła, przyglądając się jak Szymon sprawnie chusteczkami otula teraz zranioną nogę.
- To mam jeszcze trochę czasu- z ulgą stwierdził i teraz  spoglądał na swój opatrunek. Chciał wciągnąć skarpetę, ale Szymon go wyręczył. Włożył mu także but i  bardzo ścisło zawiązał.
- Stopa nie może mieć luzu, bo będzie jeszcze gorzej –wytłumaczył – Wstań.
Paweł posłusznie uniósł się. Było o wiele lepiej, przeszedł parę kroków na próbę.
- Jest w porządku, mogę iść.
Choć tak naprawdę chętnie zostałby na tej ławce i odpoczął. Szymon go jednak popędzał, było coraz zimniej.
- Jeśli nie ruszysz szybciej łapami, to będę musiał cię zanieść- Zadowolony teraz mrugnął do niego
- Nie, nie- wyciągnął ręce w obronnym geście- Dam radę na pewno
- Na pewno?- chciał wiedzieć- Bo wiesz, rach ciach i lądujesz mi na plecach, kocie, a nóżka nie boli- kusił- I jest tak cieplutko – zachwalał swoje walory kaloryfera.
- Twoje pomysły na atrakcję podczas randki na dziś wyczerpały się- odciął się
Szymon zrobił nieszczęśliwą minę, zaś facet z piwem zaczął rechotać.
- Widzisz chopie- zwrócił się do szatyna – przygodoł ci
- Żeby Pan wiedział jak trudno mu dogodzić- poskarżył się Szymon- Nawet delikatna dziewczyna kwiaty ścina.
- Co to za durny tekst? – Paweł patrzył na Szymona wściekły.
Pijaczek, zachłysnął się kolejnym łykiem piwa
- Adekwatny do sytuacji.- Szatyn odwrócił się i ruszył w kierunku jezdni.
- Daleko jeszcze do Taciszowa? – Paweł na odchodne pytał swego eksperta medycznego
-Ze dwa kilometry
- Dwa?- westchnął – Zacisnął jednak zęby i ruszył do przodu. Nie było tak źle jak poprzednio ale nadal czuł ból i pieczenie.
Szymon przynajmniej tym razem zwolnił i szedł w jego tempie. Opowiadał o Portugalii, którą niedawno opuścił. Był zachwycony uczelnią i kilkoma katedrami, które zwiedział, no i plażami, na które jeździł w każdej wolnej chwili. Nawet stwierdził z zadowoleniem, że jego umiejętności w kitesurfingu nadzwyczaj się poprawiły. Dzięki opowieści Szymona czas jakoś szybciej mijał i Paweł z zadowoleniem rozpoznał znajomą okolicę, już wiedział w którą ulicę mają skręcić. Mijali teraz jezioro, do którego mocno wiało. Tak zrobiło mu się zimno, że zaczął drżeć.
Jego chłopak spojrzał na niego czujnie
- I jak?
Jak, jak mu ma być do cholery, boli go noga i jest mu tak zimno. Milczał bo był zły i rozczarowany. Nigdy wcześniej nie był na randce , a tu takie atrakcje, normalnie mało się nie posika z tych emocji.  Miał nadzieję na jakiś  spokojny wieczór, coś ekstra , takie normalne romantyczne spędzenie czasu . A tu co? Dotlenił się na maksa, tak na maksa, że miał już tego świeżego powietrza dość. Tropiku w domku raczej się nie spodziewał, tak więc jego marzenie o tym, że zostaną wreszcie sami i będą mogli się trochę  poprzytulać, jakby jest mega odległe. Serce zaczęło mu łomotać. Nagle przypomniał sobie ich pierwszy raz i tą gorącą sierpniową noc, tę atmosferę, tę świeczkę, jedną co prawda ale zawsze i Szymona. Było mu wtedy naprawdę gorąco. Westchnął. Chciał tej powtórki, pragnął jej całym sobą. Uwielbiał wracać do tych momentów, zakodował je sobie niezwykle dokładnie i dzisiaj liczył na wyczulonego na jego potrzeby Szymona, na to, że nigdzie nie będą się śpieszyć, ale cieszyć się sobą, powoli delektować swoją obecnością, odkrywać swoje ciała na nowo. Tak potrzebował tego spokoju, braku balastu rodziny na plecach i tej bliskości Szymona, najbardziej na świecie kochał to wolne przechodzenie kolejnych etapów, w grze miłości. kiedy nic ich nie ograniczało a mogli się  kochać, kochać , kochać. ..Stop!
- Stop! – powiedział trochę nieprzytomnie.
- Co? – rozejrzał się Szymon
- Prawie minęliśmy, to tu - Paweł zajęty swoimi fantazjami ,o mały włos, minął by właśnie domek- Dawno nie byłem – tłumaczył się – To zbytnio nie poznałem.
    Kiedy wreszcie udało się otworzyć oporne drzwi, stanął na środku niedużego pokoiku z aneksem kuchennym i  kanapą pod oknem. I rzeczywiście stwierdził obecność kominka, którego wcześniej tutaj nie było. Od patrzenia na niego ciepło mu się mimo wszystko nie zrobiło, noga go piekła i bolała, pokuśtykał więc do kanapy i zrezygnowany usiadł. „Co za cudowna randka”- przypomniał sobie znowu. Jego chłopaka jednak humor nie opuszczał, dziarsko rozejrzał się po pomieszczeniu i spojrzał trochę zmartwiony na niego.
- Kocie, musisz się ogrzać.
Podszedł do plecaka, wyciągnął śpiwory i szybko je rozłożył, nim Paweł zdążył zaprotestować, zawinął go w podwójną warstwę i wcisnął na kanapę. Szarpał się z nim przez chwilę próbując zdjąć mu ponownie but.
- Muszę zobaczyć co się dzieje- przytrzymał go stanowczo – po dłuższej chwili ściągnął ostrożnie skarpetę wypchaną chusteczkami.  Paweł się skrzywił na widok krwi, bo kilka czerwonych plam pojawiło się na śnieżno białych bibułach.
- Na drugi raz kupuj buty do chodzenia a nie do wyglądania – Poinstruował go. Kiedy jednak syknął przy próbie oderwania chusteczki , pokajał się szybko– Przepraszam Paolo, to moja wina, przepraszam.
Paweł jednak milczał, bo nie mógł oderwać wzroku od jego ręki, która ostrożnie zdejmowała postrzępioną chusteczkę z obtarcia na jego stopie.
- Boli?- pytał – Podmucham.
Zaczął rzeczywiście dmuchać ciepłym powietrzem na jego ranę. Zadrżał, na co Szymon natychmiast zareagował, puścił jego nogę i mocniej go otulił w śpiwór. Zajrzał mu w oczy zmartwiony.
- Czy coś tu się znajdzie do zawinięcia tej nogi?
- Nie mam pojęcia- cicho odpowiedział- Jeśli w ogóle to pewnie w kibelku.
Jego chłopak znikł na chwilę a Paweł próbował się odkryć z tych śpiworów bo zrobiło mu się już gorąco.  Zaczął wypuszczać szybko z siebie powietrze, tak że grzywka wesoło unosiła się z jego policzka. Bolało go trochę, ale do cholery nie było tak źle. Nie odmówi jednak sobie, tego aby jego chłopak trochę poskakał przy nim, to przecież była jego wina.
Dlatego jak wrócił Szymon jednym pewnym ruchem położył nogę na jego kolanach i bez dalszych sprzeciwów poddał się zabiegowi, zlania wodą utlenioną i bandażowania zranionego miejsca.  Syknął ze dwa razy, dla podkreślenia powagi rany. Jego chłopak z przejęciem, ale z fachową wprawą zawijał teraz dzianinę. Może gdyby to nie był Szymon, podszedł by do tego opatrywania obojętnie, bo nie przypominał sobie aby wcześniej, zabiegi wokół jego stopy skutkowało przyśpieszonym biciem serca i nadwrażliwością na dotyk czyichś palców. Było mu tak dobrze.  Nagle poczuł lekkie klepnięcie w opatrunek
- Skończone – podziwiał swoje dzieło Szymon
- Eee- przechylił się spojrzał także na opatrunek na stopie- Chyba się zaraz rozwali, musisz to poprawić.
- Gdzie ?- zainteresował się szatyn i wziął w dłonie nogę oglądając ze wszystkich stron.
- Ten supeł jest jakiś taki słaby.
Odchylił głowę do tyłu gotowy na nowe zabiegi wokół jego nogi. Szymon rozwiązał go szybko i ponownie tym razem z większą siłą docisnął.
- Ałłaaa, nie tak mocno.
- Kocie, musi być mocno inaczej rzeczywiście spadnie, jak zaczniesz wierzgać łapami.
- Nie zacznę- stwierdził stanowczo.
Szymon przysunął się bliżej do niego i z napięciem spojrzał w ciemne oczy.
- Oj zaczniesz, już ja się postaram
Odwrócił się w stronę ściany uciekając przed jego wzrokiem.  Postanowił, że nie będzie wysyłał za dużo sygnałów do Szymona, bo ten gotów rzucić się na niego w tej chwili, a on miał mętlik w głowie musiał sobie to wszystko poukładać.  Właściwie chyba się spodziewał, że go zaatakuje, tuż za progiem, kiedy tylko zostaną sami. Na szczęście zajął się najpierw jego nogą.
Nagle poczuł jak jego ręce porwały go do pozycji siedzącej. Ich wzrok skrzyżował się na ułamek sekundy, Paweł otworzył usta i spojrzał trochę zdziwiony na niego. W odpowiedzi Szymon, przygarnął go do swojej piersi i zaczął szeptać
- Tak się cieszę, że wreszcie jesteśmy sami- W odpowiedzi wtulił głowę w jego tors i upajał się jego zapachem, wciągając je w nozdrza zachłannie, słuchał jednak uważnie tego co miał mu do powiedzenia- Wiem, że wszystko musi się toczyć powoli, , dawno się nie widzieliśmy, rozumiem, że musisz kocie się oswoić. Przypomnimy sobie wszystko, zobaczysz, mamy dużo czasu, nic na siłę. Chce żebyś był zadowolony- odsunął go od siebie- Żebyś zaczął mruczeć.
Paweł pokiwał głowę i znowu ukrył głowę na jego piersi, on dalej do niego mówił tym kojącym głosem.
- Jak tylko dasz mi sygnał, jak tylko przyjdziesz i zaczniesz się łasić, ja będę gotowy- wciągnął powietrze ze świstem- Boże ja jestem cały czas na ciebie gotowy– westchnął – powiesz mi ?
- Yhmm- wymruczał prosto w jego granatową bluzę. Odsunął się lekko od niego i spojrzał w te piwne oczy a serce waliło mu jak oszalałe, gdzie ono znowu tak pędzi? Szymon odwrócił głowę, jakby nie mógł na niego dłużej patrzeć. Paweł zamknął powieki, otworzył usta, chciał mu powiedzieć, że właściwi, że on… że może na początek by go pocałował. Czekał na to, że dotknie jego twarzy, a jego wargi zaczną pochłaniać jego usta. Tak bardzo tego pragnął. 


Poczuł jednak, że kanapa uniosła się a Szymon gdzieś z góry powiedział do niego.
- Trzeba rozpalić w tym kominku, bo zimno jak cholera.
Otworzył powieki, jego chłopak stał odwrócony do niego tyłem i rozglądał się po pomieszczeniu
- Kocie, gdzie może być drewno?
- Co ?- odpowiedział nieprzytomnie spoglądając na niego, jeszcze ta nadwrażliwość i gotowość by go pocałował nie opuściły go.
- Drewno, gdzie jest opał?- chciał się dowiedzieć Szymon
- Sam jesteś drewno- ze złością nakrył się śpiworem i odwrócił do ściany.
Usłyszał tylko stuknięcie drzwi, kiedy Szymon wychodził na zewnątrz. Rozkopał się spod przykrycia, było mu naprawdę gorąco. Chyba już się zdążył zagrzać. Usiadł i wciągnął skarpetkę na zabandażowaną stopę. Pokuśtykał do okna, żeby sprawdzić gdzie tego kretyna znowu poniosło. Chyba nie ma zamiaru go tutaj zostawić, żeby przemyślał sobie całą sprawę . A właściwie co on od niego oczekuje, że mu teraz stanie i powie. „Bierz mnie” – niedoczekanie jego.  Szymon miał w jednym rację, że te cztery miesiące rozłąki wprowadziło jakiś takie skrępowanie pomiędzy nimi. Z pewnością się  bał, tkwiła w nim ta obawa, że go rozczaruje, że powie mu, że się już znudził takim facetem bez doświadczenia.
Zobaczył przez okno zbliżającego się Szymona. Szybko więc powrócił na swoją miejscówkę i nakrył się tak, ze jedynie nos mu wystawał.
- Drewno jest – wpadł ze słowami szatyn- Tylko mało, trzeba resztę porąbać.
Zatarł ręce i uśmiechnął się. Ruch naprawdę był mu potrzebny do życia.
- Kocie, może zrobisz coś do jedzenie, jakąś herbatkę, napiłbym się.
Wrzucił trochę drewna do kominka i wykonał kilka nieudanych prób rozpalenia ognia, podłożenie starej gazety poskutkowało żywym jasnym płomieniem, który zajął niezbyt suchy opał.  Błysnął swoimi zębami w jego kierunku, Paweł uśmiechnął się niepewnie.  W sumie też by się czegoś napił. Wstał i kulejąc podszedł do kuchenki.
- Boli?- pytał cały czas go obserwując
- Trochę- wyburczał, nalewając wody do czajnika.
- Co tam jest na górze?- Szymon zerknął na ażurowe schody
- Poddasze z dwoma pokojami.
- O super- zainteresował się i wbiegł po schodach- Kocie!- krzyczał teraz z góry-Tu jest wyglancowana i taka zachęcająca duża leżanka.
O tym doskonale wiedział, myślał już wcześniej o tym łóżku. Właściwie od momentu kiedy klucze znalazły się w jego dłoni. 
- Jest też leżak i hamak- krzyknął do niego
- Hamak – przechylił się na szczycie schodów- Gdzie ?
- Nie wiem, czy to moje mieszkanie czy co?
Szymon się cofnął na poddasze i coś przesuwał
- Niech ci się nie roją żadne, chore i zboczone myśli. I zostaw tam wszystko w spokoju.
Zbiegł po schodach i nim się Paweł zorientował wciskał swój nos w jego szyję.
- Kocie , tam takie łóżko na nas czeka, jak tylko go zobaczyłem to od razu się do mnie uśmiechnęło.
Łaskotał go teraz w szyję swoim oddechem, chciał coś mu powiedzieć, że jeśli myśli tylko o tym żeby go zaciągnąć do łóżka, to się przeliczył. Jednak nie mógł wydusić z siebie ani słowa, trwał tak w zawieszeniu, kontemplując jego oddech na swojej skórze. Zamknął oczy i zadrżał.
- Pod śpiwór natychmiast- Zareagował znowu Szymon- Rozchorujesz się jeszcze, a tego twój ojciec mi nie wybaczy.
- Ktoś by pomyślał, że boisz się mojego ojca.
- Nie, ale …- zrobił pauzę i wyprostował się spoglądając na niego z góry- Jesteś pod moją opieką, nic nie może ci się stać
- A to? – podniósł nogę, by przypomnieć czyja to było wina.
- Niezamierzone zdarzenie – podsumował Szymon prowadząc go do kanapy i przyrzucając dwoma śpiworami
-Uduszę się- jego cichy protest wcale nie został odnotowany.
Szymon rozejrzał się i zatarł znowu ręce.
- Dobra zaczyna się robić ciemno, lecę porąbać te drwa żebyśmy mieli zapas na całą noc.
Wychodząc zalał jeszcze kubki z herbatą i już go nie było.
Paweł odrzucił śpiwory i znowu zaczął dmuchać na twarz, wydawało mu się, że zaraz spłonie, ten kominek daje coraz więcej ciepła, a ten idiota pakuje go za każdym razem pod te nowoczesne kołdry na arktyczne mrozy. Przesunął ręką po twarzy, był coraz bardziej rozpalony, może rzeczywiście dostaje gorączki. Przyłożył rękę do czoła, było lekko gorące, ale nie czuł się chory. Przypomniało mu się łóżko na górze, stwierdził po sekundzie, że może go obejrzeć. Dawno go nie widział a zawsze mu się podobało. Wdrapał się powoli na pięterko i spojrzał na duże drewniane łoże, to pamiątka po dziadkach, którzy podobno przywieźli go z daleka. Miało pięknie rzeźbione oparcia koloru ciemnego orzecha. Nigdy nie rozumiał jak w tym domku na działce, można porzucić taki zabytek, ale podobno nikomu z rodziny nie pasowało do wystroju, albo nie mieściło się w wąskie drzwi w bloku.  Przypominało mu jego dziadków, którzy już nie żyli, irracjonalnie zawsze sobie wyobrażał, że ten mebel jest z Kazachstanu, skąd pochodziła jego babcia. To po niej cała rodzina odziedziczyła ciemne włosy i oczy.
Zszedł na dół akurat na czas by wrócić na kanapę i ukryć się w śpiworach przed wchodzącym z naręczem drewna Szymonem.
- Uffff jak tu zrobiło się gorąco- dorzucił jednak kilka szczapek, by ogień nie wygasł tak szybko- Herbatki? – zwrócił się do niego
- Zaraz sobie wezmę.
Ruszył do stołu i obserwował jak jego chłopak zdejmuje kolejne warstwy z siebie, sapiąc z gorąca. Został tylko w żółtym topie na ramiączkach i zaczął się przemieszczać pomiędzy stołem a małym zlewem, mył warzywa i otworzył puszkę z pasztetem. 



Paweł zrobił usta w dziub i śledził  go w milczeniu, nawet zapomniał o herbacie, którą miał przed sobą. Oglądał teraz po raz kolejny tatuaże Szymona, nie wszystkie mu się podobały, np. taka mała róża z kolcami, ale pozostałe nawet dawały radę. Najlepszy zdecydowanie był ten ptak, ale teraz go nie widział.  Zajął się kontemplacją  gry mięśni na ramionach, tym jak Szymon zgrabnie się porusza, zupełnie bez wysiłku, jak tancerz. Ciekawe czy dobrze tańczy? Zaczął się zastanawiać. Jeszcze tylu rzeczy o nim nie wie.
- Umiesz tańczyć?- wypalił znienacka.
Szymon zatrzymał się w pół kroku i uśmiechnął się do niego wyciągając w jego kierunku rękę
- A chcesz ze mną zatańczyć?
W przeczeniu szybko zamachał głową, wskazał na nogę.
- Ja tylko chciałem…
Bronił się przez chwilę nim został poderwany z krzesła.
- Noga – Paweł przypominał- Ja, ja… - znowu się jąkał- ja tylko chciałem wiedzieć czy potrafisz tańczyć- cicho dodał.
Nie odpowiedział tylko objął go, zaczęli się lekko kołysać jakby płynęła jakaś wolna muzyka. Paweł chciał się rozluźnić, pragnął aby jego ciało podarowało mu spokój. Było zupełnie inaczej, serce waliło mu jak oszalałe i nie mógł złapać oddechu. Bez protestów jednak w ciszy dał się prowadzić, opierając swoją głowę o jego ramię. Kiedy ich ciała były coraz bliżej, niebezpiecznie poczuł, że udo  Szymona ociera się, tam gdzie najbardziej tego by nie chciał. Jeszcze jeden krok i jeszcze jeden, a on poczuł , że w spodniach robi się niebezpiecznie. Zaczął szybko oddychać i największą siłą woli na jaką było go stać, powiedział drżącym głosem
- Moja noga- miał na myśli zupełnie co innego, ale w panice tylko to przyszło mu do głowy.
- Ach- Szymon wybudził się jakby ze snu- Tak twoja noga, musisz ją oszczędzać -I wypuścił go z ramion- I jak tańczę?
- Ujdzie- nie bardzo zarejestrował jak tańczy, bo bardziej był zajęty opanowywaniem wszystkich niekontrolowanych reakcji swojego ciała. Za to czuł jak obejmują go ramiona Szymka i to strasznie mu się podobało.
- Idź się połóż a ja coś zrobię do jedzenie- rozkazał.
Posłusznie pokuśtykał do kanapy. Kiedy przyglądał się jak szatyn z gracją wędruje pomiędzy stołem a kuchenką, jak uśmiecha się do niego co pewien czas, jak zatrzymuje się by dorzucić znowu do kominka, krew coraz szybciej krążyła w jego ciele. Tak jego organizm zaczynał żyć własnym życiem, w rytm podniecenia jakie wywoływał w nim ten roześmiany szatyn. Znał ten stan, dzisiaj jednak wszystko było ze zdwojoną intensywnością  a czym spokojniejszy był Szymon, tym wydawało się Pawłowi, że on sam jest bardziej pobudzony. Zacisnął powieki, jakby chciał wymazać obraz swojego chłopaka. Trzeba pomyśleć o czymś neutralnym, rozkazywał sam sobie. Ooo na przykład o durnej szkole i powtarzaniu klasy. Natychmiast wraz z tą myślą przywędrował do niego Łukasz ze swoim nachalnym narzucaniem się i Szymon, który stanął w jego obronie. O mamuniu, miał mu dziękować, teraz jest najlepszy moment, żeby docenić to co zrobił.
Kiedy otworzył powieki ,podskoczył by potem wcisnąć  się mocniej w kanapę, przykrywając się pod samą szyję. Twarz Szymona wisiała zaledwie kilka centymetrów nad nim. Jego chłopak czujnie świdrował go wzrokiem. W odpowiedzi wcisnął głowę w ramiona i spoglądał na niego z dołu.
- Zjesz kanapeczkę?- chciał mu ją wręczyć, patrzył jednak na rozemocjonowanego Pawła, który mrugał bardzo szybko, modląc się aby ten za długo nie wisiał tak nad nim. Fale gorące powoli napływały kolejnymi przypływami. Zrobił jednak wysiłek i  chciał odebrać jedzenie od niego, ale ten cofnął rękę z kanapką.
- Jesteś, jesteś, cały spocony- stwierdził stan faktyczny- masz gorączkę.
Szymon nachylił się żeby sprawdzić dłonią temperaturę jego czoła, jego usta były niebezpiecznie blisko, jego zapach właśnie znowu go otoczył, jego oddech przemknął się ponownie po jego szyi.  Chłodna ręka na jego czole, ten zapach i czerwone wargi, które były lekko rozchylone. Paweł zaczął oddychać z szybkością człowieka wbiegającego na dwudzieste piętro. Właściwe bez udziału swojej woli jednym pewnym chwytem przyciągnął go do siebie i pocałował. Zaskoczenie ze strony Szymona trwało jedynie chwilę, bo po zaledwie po paru sekundach przycisnął swoje wargi do jego ust, które już zachłannie zdobywał. Paweł z całą siła frustracji ostatnich godzin, całował go, dostając jednoznaczne odpowiedzi, że i jego chłopak wstępuje na wyższe obroty. Oderwał się od niego na chwilę i zaczął ściągać z Szymona podkoszulkę, ten mu pomógł i zagarnął go swoich nagim torsem, nie przestając drażnić jego języka swoim językiem. A czym bardziej było to intensywne tym Paweł był bardziej nakręcony.  Nareszcie ten tatuaż ptaka był w jego zasięgu, zaczął go całować po szeroko rozpostartych skrzydłach.  O jakże to wydawało mu się perwersyjne, że się tak nakręca na tego ptaka, ale o tym na dole także nie zapomniał.
Zsunął się niżej i już po paru sekundach zdejmował z Szymona  spodnie a potem bokserki by się dostać do ich zawartości. Tak strasznie był spragniony tego widoku, że rzucił się od razu by lizać, ssać i ściskać. Poczuł protest Szymona ale był w takiej gorączce, że już nic go by nie powstrzymało. Nie przerywając swoich pieszczot, zaczął się szarpać ze swoimi spodniami.
- Spokojnie- szatyn chciał go powstrzymać, ale Paweł rzucił się na jego usta ze słowami „Pragnę cię” – i to miało wszystko wytłumaczyć . Usłyszał gdzieś z daleka trochę zdezorientowane „Uspokój się”.  Nie, on już niczego nie mógł zawrócić, niczego powstrzymać.
Drżał cały ale wiedział doskonale co ma zrobić, udało mu się w gorączce zsunąć spodnie i wykonać kilka ruchów po coraz bardziej pobudzonym członku Szymona. Jeszcze chwila, jeszcze moment i złapał go w swoją dłoń by stwierdzić z zadowoleniem, że mogą spróbować. Usiadł więc na nim i wsunął go w siebie. Uśmiechnął się do niego i zajrzał bardzo głęboko w ten brąz jego oczu, uwielbiał to ciepło, to że był w nim. Musiał przez chwilę przyzwyczaić się do tego. Wykorzystał ten moment ,żeby znowu go pocałować, zanim zacznie unosić się w swoim rytmie.  Szymon zdążył  w oszołomieniu szepnąć „Kocie” Jeżeli Paweł miał wypieki, to jego chłopak w tej chwili prezentował idealnie kogoś kto cały był w pąsach i to nie ze wstydu.


Wcale nie chciał by poruszał się w nim wolno, dlatego popędzał go odchylając się  coraz bardziej do tyłu aż oparł ręce na jego nogach. Nie było im wygodnie, spętani spodniami, których nie zdążyli zdjąć. Jednak Paweł nie chciał czekać, już nie mógł zwlekać ani sekundy, nie miał czasu na nic poza ta gorączka która przybierała na sile. Nie trwało to długo, kiedy usłyszał trochę paniczną prośbę Szymona.
- Kocie przestań, jestem tak napalony, że już dochodzę.
Uniósł tylko kącik ust i jeszcze szybciej wprowadzał swoje biodra w ruch. Złapał jego ręce i położył na swoich pośladkach.  
- Niewinny, co? -Przypomniał mu jego głupie gadanie.
Czuł, że miał całkowitą władzę nad nim i to tak cholernie mu się to podobało, tak samo jak duże zdziwione oczy Szymona, które zacisnął po chwili z grymasem na twarzy.  Jeszcze kilka ruchów, ciche pojedyncze jęknięcia rozniosły się w ciszy pokoju  i poczuł skurcz, który przeszedł szatyna. Ostrożnie się wysunął go z siebie i pozwolił żeby sperma rozlała się po ich ciałach.
Jego chłopak szybko oddychał, patrząc teraz na niego nieprzytomnym wzrokiem i ze słowami „zemszczę się” rzucił się w jego kierunku. Paweł przytrzymał go, bo już się gotował aby zaatakować jego członek. Otarł się nim o twarz Szymona, to było jak znak, że żąda pełnej satysfakcji. Bez sprzeciwu doprowadził go do finału pracą swoich ust. 

Czuł tą wyraźną różnicę, to co się działo pomiędzy jego nogami, było jak zwieńczenie tego co doznawał tam w środku, ale to uczucie nie mijało, ale falami go zalewało. Przecież doszedł, więc nie rozumiał tego rozedrgania, napięcie trwało, chociaż krew odpłynęła z pobudzonego organu. Podniósł się na miękkich nogach i zaczął wciągać spodnie. Drżał tam cały czas w środku, ale dla zabicia tego wrażenia, wesoło zapytał.
- Z czym są kanapeczki? –Podnosił metodycznie porozrzucane jedzenie, które wypuścił z rąk Szymek. Próbował nie spoglądać na swojego chłopaka. Nie wiedział co by miał powiedzieć. Nie odsłaniał grzywki z twarzy, by nic go nie zdradziło jak bardzo był zdziwiony tym co przed chwilą zrobili. Nie ogarniał tego.
Szatyn tymczasem leżał nadal ze spuszczonymi spodniami i zrobił z rąk łódeczkę, którą zakrywał nos i usta, szybko oddychał i wielkimi oczyma obserwował Pawła, który ruszył do stołu, położył  jedzenie podniesione z ziemi i biorąc kolejną kanapkę zaczął ją wcinać. Podszedł do kominka dorzucił kilka drew i wrócił lekko kulejąc do stołu, usiadł i zaczął siorbać herbatę.
Szymon powoli podniósł się z kanapy, wciągnął spodnie  jednak nie miał zamiaru udawać, że nic się nie stało.





- Kocie, co to było?- wyrwało mu się- To było takie…. wyjebiste – zaczął się tłumaczyć,żeby ten źle go nie zrozumiał- Ale…pierwszy raz w życiu zostałem zgwałcony.
Paweł przestraszył się i kontrolnie spojrzał na niego. Jak to zgwałcony? Zmarszczył czoło by przeanalizować sytuację, bilans jednak był na jego niekorzyść. Rzucił się na niego, to prawda, nie obchodził się jakoś ostrożnie z nim, to też prawda, właściwie przejechał się po nim jak po starej szkapie, musiał to przyznać a na dodatek zmusił go do zrobienia mu loda. Jednym słowem zmusił go do tego seksu, ale to przecież nie była jego wina.
- To było się tak nie wyginać od godziny- z pretensją mu wypomniał- jakoś nie widać, żebyś doznał większych obrażeń- przyjrzał mu się uważnie i dodał z wyrzutem- sam się prosiłeś.
Powiedział tylko prawdę, która aż kuła w oczy, żeby ją wykrzyczeć. Godzinę tortur dla niego i co? Myślał, że nic się po tym nie stanie? Prowokował go właściwie do dwóch dni, non stop. No człowiek ma swoje granice wytrzymałości. Westchnął, bo pewna skrucha go ogarnęła. Zaczął zastanawiać się nad trudną kwestią, czy można w ten sposób kogoś zgwałcić, no ale chyba jednak nie do końca  tutaj ta opcja zaszła. Zresztą chyba po to tutaj przyjechali. Czyż nie? A przede wszystkim, wreszcie doznał tej satysfakcji udowodnienia mu, że kompletnie nie jest niewinny, choć do końca przecież tego nie planował, tak jakoś samo wyszło.
Szymon podszedł do niego. Wstał i cofnął się trzy kroki, bo obawiał się, że jednak jakaś kara go spotka, za ten gwałt. Tym bardziej, że szatyn spoważniał i lustrował go wzrokiem.
- Co się wydarzyło przez te cztery miesiące?- chciał wiedzieć.
Teraz wydawało się Pawłowi, że naprawdę się wkurzył. Wcale nie był milutki jak zawsze, tylko zaczął zaciskać zęby i wysłał dwa pioruny w jego kierunku.
- Nic
Parsknął i złapał Pawła za koszulkę, ściskając bardzo mocno.
- Właśnie widziałem – zaśmiał się lekko histerycznie- Właśnie poczułem jakie nic- złagodniał i teraz chciał po dobroci wyciągnąć z niego przyczynę tych ekscesów- Co robiłeś przez te cztery miesiące?
Paweł spuścił głowę i zacisnął usta. Cholera a co miał robić? Czekał na niego, czekał i nie mógł się doczekać, był łasy na każdy sms na każdy znak od niego i coraz bardziej nakręcony. Wyznał zgodnie z prawdą
- Tęskniłem.
Szymon  przysunął się bardzo blisko, szczerzył teraz do niego zęby. Paweł coraz bardziej wciskał głowę w ramiona i czuł jak fala gorąca znowu występuje na jego policzki, dodał cicho.
- I oglądałem pornosy
- Co?
- No – zaczął się bronić- tak dla poprawienie techniki. Bo ty wszystko wiesz, a ja – potrząsnął głową- Ja mam za mało doświadczeń. Nie umiem- zaczął przestępować z nogi na nogę- nie umiem cię zadowolić- Wreszcie wydusił to z siebie.
Zaczął się śmiać, zasłaniając pięścią usta, Paweł nabrał powietrza w policzki i wydął je na znak, że kompletnie nie wie co tak go rozbawiło. To była przecież prawda. Obrócił się obrażony, bo nie mógł słuchać tego kpiącego śmiechu.  Tak to jest przyznać się do swoich słabości.
- Hahahahaa, kocie- spoglądał teraz na niego spod oka- sytuacja jest skomplikowana, ty mnie w zupełności zadowalasz- podkreślił- zresztą mamy tyle czasu przed sobą, że na pewno jeszcze wiele rzeczy się wydarzy w tej kwestii- Znowu jednak zaniósł się śmiechem, obrócił go w swoją stronę- Mam jednak nadzieję, że to bzykanko zadowoliło przede wszystkim tego napalonego kota, który jest tam w środku.
Dźgnął go palcem w brzuch, w odruchu Paweł wypuścił powietrze z ust i zgiął się w pół. A Szymon w odpowiedzi klepnął go w pośladek. Ten się odgiął natychmiast i zasłonił rękami w obronie swój tyłek.
- Chyba będę musiał robić takie czteromiesięczne przerwy, bo to co się dzieje potem, to…- zaczął cmokać zadowolony- A wirtualne seks randki są do dupy- podsumował teraz Szymon w zamyśleniu, te cztery miesiące.
- Wcale nie są do dupy i w tym jest problem.
Szymon zaczął znowu rechotać jak nawiedzony, pokładając się po stole. Nie przestając śmiać parsknął.
- Paolo, Paolo -kocham cię.
Przysunął się bliżej i zgarnął go ramieniem, na co Paweł zareagował natychmiast i wtulił się z całej siły w niego, obejmując go w pasie.
- Robisz ze mnie zwierzaka, który nie umie się powstrzymać- poskarżył się.
Szymon dotknął jego głowy.
- Ja uwielbiam tego zwierzaka w tobie.
- A ja za nim nie przepadam, nie wiem czego chce i co za chwilę zrobi- powiedział to w jego goły brzuch.
- Takie niespodzianki są ekstra.
- Może dla ciebie- wyburczał.
Szatyn głaskał go po karku
- Lepiej ci ?
- Trochę- przyznał Paweł i spuścił głowę zasłaniając włosami twarz, nie miał zamiaru wdawać się w szczegóły.
- Ja pytam o nogę- zarechotał  jego chłopak
Uderzył go w bok. Teraz po tym co się stało, już w ogóle nie da mu spokoju, czekał na wszelkie przytyki, właściwie chyba mu się należały, trochę się rzucił na swojego chłopaka, to prawda.
- Twój ojciec miał rację- zaśmiał się szatyn, jakby czytając w jego myślach. Uniósł jego brodę tak by spotkały się ich oczy- Jesteś napalony jak meserszmit. Było mi powiedzieć, coś byśmy zaradzili . A w sumie- Uniósł kąciki swoich ust- Sam sobie poradziłeś nie najgorzej.
Chciał zaprzeczyć, ale Szymon pochylił się by go pocałować, oddał pocałunek, myśląc, że jest coraz mniej skrępowany a coraz bardziej gotowy na to co jego chłopak z nim robi. Musiał jednak wyznaczać pewne granice, żeby to wszystko nie wymknęło się spod kontroli, dlatego poinformował go. 
- Nie wyobrażaj sobie teraz nie wiadomo co? – chciał go uprzedzić- To było takie małe zapomnienie.
Zapatrzył się w okruszki na stole, bo nie bardzo wiedział jak to wytłumaczyć. Przygryzł teraz kosmyk włosów, właściwie to wszystko była Szymona wina, jakby tak się nie zachowywał od dwóch dni, to by się tak to nie skończyło, tym gwałtem.
- Zapominajmy się tak ciągle, ciągle, ciągle – rozmarzył się Szymon
- W twoich snach- rzucił Paweł i zszedł z rażenia wzroku Szymona.
Pokuśtykał do kanapy, spojrzał na plamy na czarnym śpiworze z różowymi wstawkami i stwierdził, że rzeczywiście będzie musiał go prać. Przyglądał się ostrożnie szatynowi,  bo miał wrażenie, że jednak przesadził. Nic jednak nie wskazywało na żadne uszkodzenie, właściwie pogwizdywał przy kuchence włączając wodę. No tak ,temu  zboczeńcowi to wszystko w to graj, a on teraz będzie musiał sobie radzić z tą traumą, pilnować się, żeby hamulce  mu nie puściły, tak jak przed momentem. Przynajmniej udowodnił mu , że nie jest tak niewinny jak twierdził. Spojrzał spod oka na zadowoloną gębę Szymona. Chyba ofiary gwałtu nie są takie rozchachane? Ocenił sytuację obiektywne i trochę się poczuł mniej winny.
Ciężko opadł na kanapę. Było ciepło, był zmęczony i najedzony, właściwie oczy same zaczęły mu się zamykać. „Co za dziwna randka” to była ostatnia myśl zanim odpłynął.